Polska Stories
Dzieci na wsi pracują fizycznie, łącząc naukę z obowiązkami (Fot. Jarosław Kubalski / Agencja Wyborcza.pl)
Dzieci na wsi pracują fizycznie, łącząc naukę z obowiązkami (Fot. Jarosław Kubalski / Agencja Wyborcza.pl)

Kolejny etap Polska Stories za nami. Od 24 października do 19 grudnia na łamach weekend.gazeta.pl publikujemy reportaże uczestników programu. Artykuł Eweliny Wołosik jest piątym z nich.

Pamięci mojego taty

Na gospodarce kiedyś trzeba było pracować, a teraz trzeba pomagać. Badanie Stanisława Lachowskiego i Jerzego Zagórskiego z 2011 roku wskazywało, że ponad 10 lat temu nastolatki w wieku 11–14 lat z terenów wiejskich były nadmiernie obciążone pracą.

Obserwacja badanych nastolatków przez 56 dni wskazywała na wymierne i negatywne efekty takiego stanu rzeczy. Przebadane nastolatki najczęściej wskazywały na takie dolegliwości, jak: bóle głowy, uczucie dużego zmęczenia, bóle nóg, bóle rąk, senność w ciągu dnia, bóle pleców i zniechęcenie. Mimo że większość pracy na gospodarstwie była klasyfikowana jako "prace lekkie" i "pomoc", to w znacznym stopniu młodociani pracowali bez nadzoru osoby dorosłej. Badanie jednoznacznie wskazywało, że zaangażowanie nastolatków w prace gospodarskie negatywnie wpływało na ich dobrostan i zdrowie, a nawet groziło wypadkami i utratą życia. Jak wyglądało zaangażowanie młodych w pracę na roli kiedyś, a jak wygląda teraz?

Więcej na temat konkursu Polska Stories

 Takich dzieciaków było na pęczki

Mówi o sobie, że nie miała dzieciństwa. Ma 40 lat, wychowywała się w gospodarstwie z jednym rodzicem i babcią. Gotować nauczyła się w wieku 6 lat i odkąd pamięta, pracowała przy rodzinnym gospodarstwie. Wstawała rano na obrządek, szła do szkoły, po powrocie znowu pomagała przy zwierzętach i na polu, przy sianiu, pieleniu i zbiorze plonów – zboża, ale też warzyw i owoców. Nie lubiła wracać ze szkoły, bo trzeba było pracować.

W dni wolne od szkoły było najwięcej roboty, zwłaszcza w wakacje, kiedy nadchodził czas zbiorów. Wtedy zdarzało jej się pracować od 4 rano, o północy kłaść się spać, żeby następnego dnia znowu zerwać się skoro świt. Gdy dorosła, wyjechała i zerwała kontakty z rodziną, ale teraz już nie chowa do nich żalu i urazy.

Tamtej dziewczyny już nie ma, jestem zupełnie inną osobą – mówi. – Kiedyś to były inne czasy, a takich dzieciaków jak ja było na pęczki. Była bieda, było trudno, nie było innych możliwości.

Edyta i Monika

Dziś młodych osób związanych z rolnictwem jest na wsi coraz mniej. Dynamiczną zmianę uchwycił raport Polskiego Instytutu Ekonomicznego. Polskie rolnictwo się profesjonalizuje, gospodarstwa są coraz większe i pojawia się więcej innowacyjnych rozwiązań, a ludzie związani z rolnictwem są coraz lepiej wykształceni. Jest też ciemna strona: młodzi jadą do miast albo nie pracują już jako rolnicy, a na gospodarce zostają starzy gospodarze. Tradycja przekazywania ziemi kolejnemu pokoleniu słabnie, ale niektórzy wciąż ją kultywują. Siostry Michalskie – Edyta (13 l.) i Monika (16 l.) – są rolniczkami, zamierzają przejąć gospodarkę po rodzicach i mają już konkretne plany. Oprócz lepszych maszyn młodszej Edycie marzy się kolekcja krów z całego świata. – Ostatnio kupiliśmy taką krowę z Portugalii, ona była zupełnie inna i to było bardzo ciekawe – mówi podekscytowana.

Ona i jej siostra pomagają od małego, przed szkołą wstają o 5 rano na obrządek, jadą do szkoły i po powrocie ponownie na gospodarkę, żadnej pracy się nie boją. Młodsza z sióstr zaczęła teraz ósmą klasę, dlatego pomaga więcej, bo starsza siostra jest już w szkole średniej i ma sporo nauki.

Obrządek jest głównym obowiązkiem zarówno naszych bohaterek, jak i wielu innych młodszych i starszych rolników. To potoczne określenie codziennych prac gospodarskich związanych z hodowlą zwierząt, takich jak karmienie, pojenie, wypuszczanie zwierząt na pastwisko, dojenie czy prace porządkowe wokół nich. Słowem – wszystko to, co trzeba zrobić na co dzień, żeby zwierzę było zadbane, a gospodarstwo ogarnięte.

Anna i Agnieszka

Siostry Nowakówny – Anna (20 l.) i Agnieszka (16 l.) – mieszkają z rodzicami na gospodarstwie zajmującym się hodowlą bydła. Anna jest ładną brunetką, ruchliwą i dziarską. Wygląda na taką, która załatwi każdą sprawę i rozwiąże każdy problem. Za zadbanym domem znajduje się część gospodarstwa z całym zwierzyńcem. Oprócz cielaków w oborze są i kury, i gęsi, i kaczor, w pobliżu biega też kilka psów. Anna w zasadzie od 16. roku życia jest głową gospodarstwa. Już w trakcie nauki w technikum zaczęła rozwijać hodowlę, która rozrosła się prawie dwukrotnie, do około stu sztuk bydła. Agnieszka uczy się w technikum, nie chce zostać na gospodarce.

Kiedy pada prąd, a nie ma agregatu, krowy trzeba doić ręcznie (Oleg Krugliak / Shutterstock) , Kiedy w gospodarstwie są zwierzęta, nie ma mowy o wyjechaniu na wakacje (Shuttestock)

Żeby to się opłacało, to trzeba sprzedawać sześć sztuk bydła miesięcznie. My sprzedajemy sześć sztuk co trzy–cztery miesiące. Ale żeby tyle sprzedać co miesiąc, to trzeba mieć większą skalę – tak motywuje swoją decyzję.

Z tego samego powodu starsza siostra Anna poza własnym gospodarstwem z bydłem dorabia przy dojeniu krów u znajomego.

Justyna i Marta

Do sióstr Kowalskich jadę rowerem, pięć kilometrów piaszczystą drogą przez las. Oprócz domu dostrzegam kilka budynków gospodarczych, które pamiętają lepsze czasy. Siostry Justyna (21 l.) i Marta (19 l.) wychowywały się na gospodarstwie z krowami mlecznymi, teraz obie studiują prawo i mieszkają poza domem rodzinnym. Przyjeżdżają w wakacje pomagać, zwłaszcza że przy żniwach jest dużo pracy, krowy przecież muszą coś jeść – trzeba to coś wyhodować, a potem zebrać.

Pomagają, od kiedy pamiętają, choć były to raczej prace lżejsze. Te najcięższe wykonywał i wykonuje tata. Na gospodarce dziewczyny nie zostaną, w ich odczuciu to praca zbyt wymagająca fizycznie dla kobiety.

Marek

Marek (19 l.) wychowywał się w małej wsi położonej około 20–30 minut samochodem od większego miasteczka gminnego, stanowiącego centrum okolicznego życia. Jego ojciec hoduje kury, a mama jest gospodynią domową. Marek od 11. roku życia pomaga ojcu, który daje mu specjalne zadania: a to musi pojechać o 4 rano na targ, a to coś w polu jest do zrobienia. Za wykonanie zadań dostaje kieszonkowe. Gdy miał 11 lat, chciał kupić sobie tablet. Poprosił ojca o robotę, żeby uzbierać i kupić. I udało się, za jego własne, zarobione pieniądze. Teraz chciałby zdawać na studia do pobliskiego miasta, ale na razie dorabia, gdzie się da: zbiera wiśnie, instaluje klimatyzację, będzie miał swoje pieniądze, gdy dostanie się na uczelnię.

Plany

Na gospodarce wszystko wiadomo. Wiadomo, czym różni się słoma od siana. Wiadomo, jak wygląda belowanie. Wiadomo też, kiedy krowa to jałówka (do pół roku życia), kiedy pierwiastka (po jednym porodzie), a kiedy staje się pełnoprawną krową. Anna opowiada, w jaki sposób nauczyła się wszystkiego: – Na początku to ja dużo jeździłam z tatą na pole, widziałam, co on tam robił – jak to sprzęgło się puszcza, jak tur*** działa – i wszystko tak jakby patrząc. A później to się samemu wsiadało i próbowało.

Podobne doświadczenia ma Monika, która uczy się na technika rolnika. – Dużo już wiem, bo rodzice wcześniej wiedzieli, co i jak, ale też dużo rzeczy się dowiaduję, takie szczegóły, konkretne nazwy, tego w domu nie miałam, to w szkole bardziej.

Problemem jest bezpieczeństwo dzieci pomagających rodzicom w gospodarstwie (Filippo Carlot/Shutterstock) , Latem - w ładne dni - praca się nie kończy (PhotoRK/Shutterstock)
Nauka jest najważniejsza. Tak powtarzali rodzice sióstr Kowalskich. Podczas gorącego okresu w szkole dziewczyny mogły powiedzieć, że teraz rodzice muszą sobie jakoś poradzić sami. To przyniosło efekty, obie studiują prawo.

Myślały o weterynarii, ale stwierdziły, że to za trudny zawód dla kobiety. Same widziały, jak uciążliwa może być praca weterynarza z krowami i że nawet podanie kroplówki jest problematyczne, bo trzeba przytrzymać głowę, a zwierzę jest silne i ciężkie. Dodają więcej szczegółów: – Jak taka krowa rodzi, to trzeba czasem przytrzymać, złapać, a ona waży z kilkaset kilo. Po prostu to jest trudne fizycznie.

Tata Marka też stawiał naukę na pierwszym miejscu, dlatego wszelkie zadania dla syna planował na weekendy. Anna jako dziecko chciała być policjantką, potem myślała, żeby zostać technikiem weterynarii. Musiałaby jednak wyjechać do pobliskiego miasta, a na gospodarce byłaby z doskoku. Zrezygnowała z tego pomysłu, bo obawiała się, że miałaby nieobecności w szkole. – Bo wtedy czy jakieś żniwa, czy coś, to beze mnie by było ciężko.

Wybrała drogę technika rolnika i egzamin zawodowy zdała śpiewająco, bo temat znała od podszewki. W czasie pandemii, gdy lekcje były prowadzone zdalnie, Anna brała telefon do traktora i jechała w pole.

Oporowo

Oporowo. Młodzi rolnicy i rolniczki zamieszczają w mediach społecznościowych zdjęcia traktorów na polu w akcji i tym słowem podpisują swoje wpisy, dodając emotikony oznaczające ogień albo rękę prężącą muskuły. Pytam moje rozmówczynie, co to dla nich znaczy. Anna mówi: – Cały czas, bardzo dużo, nie ma chwili wolnej, nie chcesz, ale musisz. Trzeba to robić i koniec, jak się w to weszło, to albo do innej pracy iść, albo cały czas robić.

To samo pytanie zadaję siostrom Michalskim.

Oporowo. Wiadomo, co to jest opór – odpowiadają. – To jest coś, co nas zatrzymuje, stawia opór. Oporowo oznacza trudne sytuacje, na przykład jak krowy nie współpracują albo jak mamy gnoju dużo, trzeba go wyrzucić i to jest trudne.

Pytam, jak często zdarzają się oporowe sytuacje.

Raz na miesiąc takie konkretne. Dwa lata temu były duże nawałnice, no i wyłączyło nam prąd, a nie mamy agregatu. I wtedy był problem, bo trzeba było doić krówki ręcznie. Wydoić około 60 krów ręcznie, napoić cielaki, wywieźć gnój od tylu krów to jest trudne. Byliśmy w pięć osób, bo jeszcze dziadek przyszedł pomóc, podzieliliśmy się po 10 krów. Normalnie to mamy takiego specjalnego widłaka do gnoju, który wyciąga, ale wtedy nie działał i albo linami, albo siłą trzeba było go ciągnąć. Od cielaczków widłami wszystko trzeba było wyjąć. No i to było trudne doświadczenie.

Cykl pracy na roli i w gospodarstwie wyznaczają pory roku. Lato to najbardziej intensywny czas w przyrodzie (Shutterstock)

Rytm

Żniwa. Koszenie, młócenie, przerzucanie, przewożenie, układanie, belowanie. Lato na gospodarstwie rolnym ma określony rytm, wyznaczony przez pracę i pogodę. Pytam Marka, ile trwa praca w szczycie sezonu.

To zależy od pogody, czasem nawet 24 godziny – tłumaczy. – Jak jest ładna pogoda, to się robi długo. Chyba że się wie, że będzie ładnie przez tydzień, to można robić kilka dni, ale jak nie ma pogody, to trzeba czasem posiedzieć do północy albo dłużej. Jak byłem mały, to wolałem chodzić do szkoły na te siedem godzin, coś pogadać z kolegami, niż z tatą w polu pracować w pełnym słońcu dziesięć godzin.

Anna zauważa, że nie zawsze jest tak trudno.

W tym roku jakoś gładko poszło, ale czasem jest przerąbane, prawie całymi dniami.

Nie samymi żniwami jednak żyje człowiek. Marek mówi, że poza sezonem głównie zbiera jajka od kur i jest wsparciem dla rodziców w szczególnych sytuacjach, jeżeli na przykład któreś z nich musi wyjechać na cały dzień do lekarza albo wyższa siła sprawia, że akurat potrzebują pomocy.

Siostry Kowalskie zawsze pomagały po szkole. Teraz, gdy są już na studiach, przyjeżdżają na szczyt sezonu, ale rodzice też rozumieją, że mają inne zobowiązania, na przykład praktyki studenckie. Agnieszka nigdy nie wstawała przed szkołą do pomocy przy bydle, bo lubiła sobie pospać i nie było siły, która by ją rano przygnała do obory. Pomagała za to po szkole, głównie przy pojeniu cielaków. Z kolei Edyta z Moniką wstają rano i przed szkołą idą do obory, po szkole ponownie, koło 20 odrabiają lekcje i potem mają czas dla siebie. Na pytanie, czy nie są zmęczone, dziarsko odpowiadają, że przywykły i na co dzień tego nie odczuwają, bo bardzo lubią pracę ze zwierzętami. Każda ich krowa ma swoje imię: Franka, bo to krowa z Francji, albo Dojarka, bo daje dużo mleka.

Swoje obowiązki lubi też Anna. Mówi, że gdyby było inaczej, nie decydowałaby się na rozwój hodowli. Najbardziej lubi kosić trawę na polu traktorem, bo do traktora wsiada się raz i jakoś to leci.

Wolnego czasu brakuje

Anna mówi, że gdy ma trochę wolnego, śpi. Wstaje o 4, żeby jeszcze dorobić i wydoić krowy w sąsiednim gospodarstwie, wraca do domu wieczorem, po 19, i nie ma już na nic siły. Przedtem, gdy gospodarstwo było mniejsze, z sukcesami hodowała rasowe kury i króliki, a oprócz tego miała kozy, koziołka, kaczora i sześć psów. Z kolei siostry Michalskie lubią chodzić na imprezy do pobliskiej dyskoteki.

Problem jest taki, że latem, gdy odbywa się najwięcej dyskotek, zwykle są żniwa, a zimą, gdy jest więcej czasu, zabaw jest mniej. Latem, gdy są jeszcze siły i czas, a akurat nie ma dyskoteki, dziewczyny organizują ogniska czy grill.

Siostry Kowalskie mówią, że mają więcej luzu, zawsze z rodzicami mogły się dogadać, że tego dnia jest pomaganie, a innego chcą spotkać się ze znajomymi. Latem umawiały się na nocowanie z koleżankami, a zimą jeździły na biegówkach po okolicy.

Niektóre czynności są zbyt ciężkie dla kobiet (Shutterstock)

Takiej młodzieży już nie ma

Gdy rozmawiam z siostrami Kowalskimi, przychodzi do nas ich mama, przeprasza i przerywa rozmowę, bo potrzebuje pomocy jednej z córek przy cięciu folii, później trzeba ją będzie zawieźć ojcu na pole. Czasami nie ma zmiłuj, trzeba wszystko rzucić i pomóc. Siostry mówią, że widzą, jak rodzicom jest ciężko, że zwyczajnie, po ludzku potrzebują pomocy.

Podobnie Anna i Agnieszka wspominają, że kiedyś rodzice byli bardziej zaangażowani w pracę na gospodarce, ale mama zawsze miała problemy ze zdrowiem, a z wiekiem się one nasiliły. Tata czasami po spędzeniu jednego dnia w traktorze następnego dnia nie da rady już nic zrobić. Kiedy odwiedzam dziewczyny w gospodarstwie, spotykam też babcię, która pracuje za granicą, ale okazyjnie pomaga rodzinie. Gdy rozmawiamy o wnuczkach, na twarzy kobiety maluje się duma i radość, widać, że postawa dziewczyn jej imponuje.

Pochwały i komplementy, że takiej młodzieży jak one to już nie ma, słyszały również siostry Michalskie.

Edyta Michalska jest rolniczką z krwi i kości. Już gdy była małym dzieckiem, rodzice zabierali ją ze sobą na pole w wózku, bo nie mieli jej z kim zostawić. Pytani o początek pomagania na gospodarce bohaterowie tego reportażu mówią: od maleńkości, odkąd pamiętam, zgaduję, że to było, jak miałam 11 lat.

Justyna: – To było naturalne. Rodzice pracowali na podwórku, więc siłą rzeczy my byłyśmy w pobliżu, żeby spędzić z nimi czas. Doceniam, że rodzice byli na miejscu, że byliśmy w kontakcie, że były te zwierzęta, bo to zawsze dla dzieciaka jakiś rodzaj rozrywki i frajdy, że przy tych zwierzętach można było coś porobić. No wiadomo, są minusy, bo trzeba pomagać.

Druga z sióstr, Marta, dodaje: – W podstawówce wstawałam o 6 i szłam do obory z rodzicami, żeby spędzić z nimi czas przed szkołą.

Wypadki

Dzieci na wsi były, są i będą, a dostępność instytucji opieki na wsi pozostawia wiele do życzenia. Na przykładzie żłobków widać, że dostępność miejsc na wsi znacznie i systematycznie wzrasta, z 4291 w 2014 do 18 767 miejsc w 2020 roku, ale jak wskazuje raport GUS-u, nadal jest ich ponad sześciokrotnie mniej niż w miastach. O wiele lepsza dostępność przedszkoli i szkół na terenach wiejskich nie rozwiązuje w pełni problemu opieki, bo co zrobić z dziećmi po zajęciach, gdy praca w gospodarstwie wymaga niestandardowych i długich godzin pracy?

Dane dotyczące zgłaszanych wypadków na wsi monitoruje KRUS. Według statystyk zgłaszane wypadki młodocianych w ostatnich latach mieszczą się w granicach błędu statystycznego lub wcale nie mają miejsca. Pytanie brzmi: jaka jest skala wypadków, które nie są zgłaszane? O tym, że krowy są niebezpieczne, przekonał się na własnej skórze 14-letni brat sióstr Michalskich. Od kiedy krowa kopnęła go w nogę, boi się zaglądać do obory. Parę razy od krów dostała Anna, raz miała poważniejszy wypadek.

– Wylądowałam pod nogami krowy, bo mnie przewaliły, półtora roku temu. Weszłam do obory, wyganiałam krowy, jedna tu przeszła, druga z drugiej strony, ja między nimi. Krowy mnie podniosły i wywaliłam się, tu miałam takiego siniaka – wskazuje na wewnętrzną stronę prawego uda. – Nie dałam rady chodzić przez tydzień, problem był z siedzeniem, chodzeniem, leżeniem, z czymkolwiek. Dobrze, że w nogę [mnie kopnęły], a nie jeszcze bardziej, bo jakby [trafiło] na kość, toby mi całą nogę połamała.

Praca a polu, w obejściu, ale także gotowanie i sprzątanie - to długa lista zadań, w których może być potrzebne wsparcie dzieci i nastolatków (Shutterstock) , Pomaganie w gospodartwie to dużo ciężkiej fizycznie pracy bez względu na pogodę i porę dnia (Shutterstock)

Świadoma podobnych zagrożeń jest Państwowa Inspekcja Pracy i działająca w jej ramach Komisja Głównego Inspektora Pracy ds. Bezpieczeństwa i Higieny Pracy w Rolnictwie. Na stronie ich kampanii "Szanuj życie!" zawarta jest lista kontrolna, która ma pomóc w zwiększeniu bezpieczeństwa młodocianych na wsi, zawierająca wykaz zagrożeń w związku z niewystarczającą opieką nad dziećmi, przebywaniem w zagrodzie, pomieszczeniach gospodarczych i przy pracach porządkowych.

W 2021 roku Główna Inspektor Pracy opublikowała apel do rolników, w którym podkreślała konieczność monitorowania pracy młodocianych i zapewnienia im odpowiedniej ilości czasu na odpoczynek i beztroskę.

Obowiązki domowe

Oprócz gospodarki dziewczyny mają obowiązki w domu. Sprzątanie, gotowanie, pranie, wyliczają siostry Kowalskie. – Ale u nas nie jest to jakoś odczuwalne, bo jesteśmy dwie dziewczyny.

Edyta: – Praca w domu to nie jest dużo, bo to dwie godzinki i chata ogarnięta. Ze wsi dziewczyna to umie zrobić pomidorową, schabowego, obrządzić potrafi i w domu posprzątać.

Prezentują mi swoją szarlotkę. – Już mało zostało, bo tata był w domu, a on bardzo lubi nasze wypieki – śmieją się siostry i dalej opowiadają: – Kiedyś była taka zabawna sytuacja, młodsza została z tatą na polu, a starsza musiała wrócić do domu i ugotować obiad, bo w domu był tylko dziadek, a on nie umie gotować.

Praca jak praca. Może nie czysta, ale daje dużo przyjemności, bo można obserwować, jak rosną zwierzęta – podsumowuje swoje doświadczenia Agnieszka.

Gospodarka nauczyła Marka szacunku do pracy i pieniędzy. – Taki sam pieniądz zarobi się na kryptowalutach i na pracy na farmie. Ja zawsze byłem dumny, że się z tego utrzymujemy, że wszyscy pracujemy. Ja pracowałem, moja mama pracowała, mój tata pracował za pięciu, żeby było co do garnka włożyć, żeby nie kapało na głowę. Żadna praca nie hańbi.

Takie doświadczenia nauczyły Marka, że trzeba łapać różne okazje dorobienia. Kiedy miał wolny czas, chodził po wsi z kolegami i zawsze jakaś praca się znalazła. – Chodziliśmy w kilka osób i razem pracowaliśmy, też się trochę śmialiśmy, gadaliśmy przy tym.

Zobacz wideo Jak może wyglądać dzień dziecka, w którym nie ma czasu na nudę, telefon i granie na konsoli?

Z drugiej strony, gdy pytam o najtrudniejsze prace, jakie wykonywał, opowiada: – Robienie paszy. Straszny huk, mieli się zboże, żeby wszystkie witaminy mogły się złączyć. Trzeba było się namachać łopatą, wiaderkiem, mój brat musiał sporo się nanosić tej paszy, tej mąki.

Swoje doświadczenia podsumowuje tak: -To było niby fajne, bo mnie dużo nauczyło, jeśli chodzi o pracę, ale dobrze, że już mam to za sobą.

Pytam Marka, czy jego doświadczenia sprawiły, że jest teraz złotą rączką.

Złotą nie, co najwyżej miedzianą – odpowiada nieśmiało.

Ciężko

Ponad 75 proc. młodych osób nie chce pracować na wsi, wskazują na to odpowiedzi ankietowanych w badaniu dotyczącym polskiej żywności, które zostało przeprowadzone w 2019. 16-letnia Agnieszka mówi, że woli mieszkać w mieście, po tylu latach spędzonych na gospodarce ceni miejski spokój i ciszę. Marka nigdy nie ciągnęło do kur, obserwuje ojca przy ciężkiej pracy i widzi dla siebie inną przyszłość. Justyna tak motywuje swoją decyzję o opuszczeniu gospodarki: – Fajnie jest mieć zwierzęta. Ale to praca cały czas, od rana do wieczora, bez względu na to, czy święta, czy wakacje. Nie masz urlopu, bo zwierzęta ci urlopu nie dadzą, trzeba się nimi zająć dzień w dzień.

Rozstaję się z Anną, rozmawiamy o szczegółach artykułu i mówię jej, że chcę pokazać, jak młodym się żyje teraz na wsi. – Ciężko – kwituje Anna.

***

Ewelina Wołosik: Kiedy byłam małą dziewczynką, jeździłam na wakacje do rodziny na wsi. Gnałam krowy, jeździłam na przyczepie, zbierałam wiśnie, pomagałam przerzucać snopki, w ogromnej ilości pochłaniałam placki przygotowywane przez babcię. To była cudowna wakacyjna zabawa. Ale czy kiedy mieszka się na wsi i pomaga na co dzień, to jest to nadal wyłącznie zabawa?

Imiona bohaterek i bohaterów zostały zmienione.

Jeżeli jesteś dzieckiem lub nastolatkiem, pomagasz w gospodarstwie i chcesz opowiedzieć swoją historię, napisz: nastolatki.nawsi@gmail.com

*GUS (2022) "Rocznik Statystyczny Rolnictwa 2021’. Online: https://stat.gov.pl/obszary-tematyczne/roczniki-statystyczne/roczniki-statystyczne/rocznik-statystyczny-rolnictwa-2021,6,15.html

Nota metodologiczna: Podana liczba stanowi sumę ludności przedstawionej w Tabeli 33 na stronie 97, w następujących przedziałach wiekowych: 0-14, 15-17, 18-24. Przedstawiona liczba nie jest reprezentatywna dla ludności zamieszkałej na gospodarstwach wiejskich, gdyż przedstawia sumę ludności na terenach wiejskich ogółem (w tym mogę być: wsie bez działalności rolniczej, podmiejskie miejscowości, itd.).

** Tur to maszyna rolnicza służąca do załadunku, transportu, wyładunku takich materiałów, jak: piasek, żwir, nawozy mineralne, wapno, obornik, buraki, ziemniaki etc.

Polska Stories

Polska Stories to kilkumiesięczne warsztaty dla młodych reportażystów i reportażystek, którzy rozpoczynają pracę w zawodzie. Dziesięciu uczestników, którzy doszli do finału, wzięło udział w bezpłatnym cyklu szkoleń dziennikarskich. Prowadziła je wielokrotnie nagradzana reportażystka Olga Gitkiewicz. Każdy reportaż przygotowany w ramach Polska Stories zostanie opublikowany na stronie głównej Gazeta.pl oraz w serwisie Weekend.gazeta.pl. Spośród dziesięciu opublikowanych reportaży jury złożone z doświadczonych redaktorów i dziennikarzy wybierze najlepszy tekst. A jego autor na minimum sześć miesięcy dołączy do współpracowników Weekend.gazeta.pl.

Więcej