
Kolejny etap Polska Stories za nami. Od 24 października do 19 grudnia na łamach weekend.gazeta.pl publikujemy reportaże uczestników programu. Artykuł Piotra Sołowija jest pierwszym z nich.
Pomiędzy wodą a spękanym asfaltem rośnie nieduża jabłoń. Gałęzie uginają się pod ciężarem owoców. Zrywam jedno jabłko, przecieram koszulką. Po kilku ruchach błyszczy zachęcająco. Chrupiące. Słodkie. Trochę cierpkie.
Dziś nieczęsto ktoś zrywa owoce z tego i wielu innych drzew w okolicy. Jeśli już, to wędkarze lub okoliczni mieszkańcy, którzy przyjeżdżają tu odpocząć nad wodą w ciepłe dni. Kiedyś wszystkie zostałyby zebrane, uprażone i po pasteryzacji trafiłyby do słoików, które w piwnicy czekałyby na mroźny zimowy wieczór, gotowe, by ich zawartość była idealnym uzupełnieniem gorącej herbaty.
W lipcu 1997 roku w wyniku niespotykanych wcześniej opadów doszło do powodzi, która zapisała się w historii jako powódź tysiąclecia. Jedną ze wsi, miasteczek i miast, które wówczas ucierpiały, były Pilce. Z powodu zniszczeń oraz wobec planów wybudowania w tym miejscu zbiornika retencyjnego, który do dziś nie powstał, Pilce zniknęły. Wieś została zlikwidowana, a wokół miejsca, w którym przez setki lat toczyło się życie, pozostało kilkanaście stawów i funkcjonująca do dziś żwirownia, z której wydobywa się kruszywo.
"Żyć to tu się nie da"
Decyzja o likwidacji Pilc sprawiła, że przez chwilę – trochę dłuższą niż miejscami, przez które przeszła fala powodziowa – zainteresowała się nimi cała Polska. Gdzie indziej zniszczenia posprzątano, a życie wróciło na dawne tory. Ale nie w Pilcach.
"Trudno powiedzieć, od kiedy wieś Pilce jest przeklęta. Ale jeśli dokładnie przyjrzeć się historii, łatwo dostrzec, że od początku było to miejsce mocno podejrzane" – tak rozpoczyna się tekst pt. "Żyć to tu się nie da" Pawła Reszki.
Igor Borkowski w reportażu "Ostatnie lato Pilc", dokumentującym opustoszałą już wioskę, zwrócił uwagę na zebrane dzieła Szekspira znalezione w ruinach jednego z domów. "Teraz otwarta jest wciąż na stronie z sonetem Wiliama Szekspira. Sonet 156. Dwa pierwsze wersy polskiego przekładu: »Na gruzach płaczu, na obłoku ciszy«. Pilce. Wieś, która w tym roku została wysiedlona. Nie szczeka pies, nie ryczy krowa. Dzieci nie biegną nad brzeg wartko toczącej się Nysy Kłodzkiej. – Nie pisz, że Szekspir, że taki traf, że akurat tu, w resztkach gospodarstwa numer 49. Nikt nie uwierzy". Ramę dla tekstu stanowiły cytaty z biblijnej Księgi Jeremiasza i Lamentacji.
Kataklizm, który spotkał wieś, sprawił również, że wśród mieszkańców odżyła pewna legenda. Jej dokładną treść przytoczył w książeczce "Niezapomniana wieś Pilce", wydanej w 15. rocznicę powodzi, pasjonat lokalnej historii i wieloletni prezes Towarzystwa Miłośników Ziemi Kamienieckiej Stefan Gnaczy:
Dawno temu w Przyłęku, u pewnego bogatego chłopa, służyły dwie dziewczyny. Pewnej niedzieli zapragnęły odwiedzić swoich rodziców, którzy mieszkali we wsi Pilce. Z domu wyszły z samego rana, a gdy uszły nieco drogi, napotkały ludzi udających się do kościoła w Braszowicach. W czasie rozmowy ostrzegali oni dziewczyny, że nie powinny przechodzić przez rzekę Nysę w miejscu brodu, gdyż jest on niepewny. Powinny nadłożyć drogi i przejść mostem pod Kamieńcem. Dziewczęta posłuchały i tak szły dalej w kierunku swojej wsi. W pewnej chwili napotkały dużego, śniadoskórego mężczyznę, wyglądał bardzo groźnie. Ukłonił się jednak i bardzo miłym głosem zapytał, czy może iść z nimi. Dziewczyny się zgodziły, gdyż było im raźniej iść we troje przez pustkowie. W drodze opowiedziały mu, że idą w kierunku Kamieńca, aby przejść rzekę mostem, bo już jest odwilż i lód jest niepewny. Na to śniadoskóry odpowiedział, że to jest niemożliwe. Zszedł nad rzekę i bez chwili zastanawiania się wszedł na lód. Na środku rzeki odwrócił się, kiwnął ręką do nich, po czym przeszedł na drugą stronę. Dziewczyny, widząc to, postanowiły pójść w jego ślady, lecz gdy zaledwie zrobiły parę kroków po lodzie, zaczął on trzeszczeć i pękać. Parę razy zdążyły krzyknąć, ale wody groźnej rzeki szybko je pochłonęły. Śniadoskóry, który stał po drugiej stronie rzeki, wydał głośny, straszny okrzyk. Wszedł na lód i zniknął w wyłomie. Nie był to nikt inny, tylko Wodnik z okolic Pilc i Suszki.
Czy skoro Pilc już nie ma, to czy można je odwiedzić? Dziś trudno się zorientować, gdzie dokładnie znajdowała się wieś i jej główne punkty, w których kiedyś toczyło się życie mieszkańców. Gdzie można było przystanąć pod sklepem, którędy wchodziło się do kościoła Matki Bożej Pocieszenia, a gdzie można było przysiąść na ławce wzdłuż drogi biegnącej przez wieś. Czy tylko zabudowania zniknęły, gdy konsekwencje wielkiej wody wymazały Pilce z mapy?
Pilce i Nysa Kłodzka
Nie przypadkiem, gdy w legendach pojawia się wodnik, pojawiają się i Pilce.
– Pilce od lat były nawiedzane przez powodzie – opowiada Łukasz Pintal. – Praktycznie od średniowiecza woda pojawia się w historii wsi, co wielokrotnie odnotowywano w kronikach.
Pierwsza wzmianka o walce pilczan z powodzią pochodzi z pierwszej połowy XIV wieku. W powojennej Polsce woda nawiedzała wieś 2 marca 1958 roku, w maju 1965 roku, w 1968 roku, pod koniec sierpnia 1970 roku oraz na przełomie lipca i sierpnia 1977 roku.
– Jak ta powódź przyszła, to było okropnie, i to tak dwie noce, wprawdzie ta druga noc była taka spokojniejsza, ale ta pierwsza taka burzliwa i takie wichury – wraca pamięcią do wydarzeń z 1997 roku Bogumiła Anklewicz, jedna z ówczesnych mieszkanek wsi. – Pamiętam, po dwóch dniach – siedzieliśmy na górze domu, bo dół był cały zalany – jak myśmy zeszły, jak zobaczyłam to nasze podwórko, ten swój ogród taki zniszczony, to się rozryczałam jak nie wiem, jak małe dziecko, a to już nie byłam taka młodziutka.
– Największa powódź w czasach niemieckich przypadła na rok 1938. Zapisała się w niemieckich kronikach jako największa, ale jak pokazał czas, wcale taka nie była. W 1997 roku poziom wody był wyższy. Porównanie tych dwóch fal powodziowych było możliwe, ponieważ Niemcy wmurowali w jednym z domostw kamień z datą, który określał wysokość wody – objaśnia Łukasz Pintal.
Jest moim przewodnikiem po bogatej historii Pilc. W ramach studiów historycznych na Uniwersytecie Wrocławskim poświęcił dziejom tego miejsca pracę licencjacką. Temat pracy dyplomowej był połączeniem pasji zgłębiania historii oraz potrzeby zachowania i pielęgnowania własnych korzeni.
– Miałem sześć lat, gdy wieś została zlikwidowana. Pamiętam ją przede wszystkim jako wspomnienia z dzieciństwa, tam mieszkali moi dziadkowie. Pamiętam też likwidację wioski, kiedy przeprowadzaliśmy z tatą dziadków do Kamieńca Ząbkowickiego, i poszczególne etapy, gdy wieś była likwidowana, gdy następowała rozbiórka domów. Przyjeżdżało się po prostu, obserwowało, jak te domy zaczynają zmieniać się w ruinę, aż do fundamentów – wspomina Łukasz.
"Zarys dziejów Pilc w latach 1253–2000" to najobszerniejsza dostępna panorama dziejów Pilc. Stanowi przewodnik od samych początków i pierwszej wzmianki o tym, że Jan z Ziębic zakupił od Zygfryda, wójta pobliskiego Przyłęku – ówczesnego Frankenbergu – łany ziemi położone w osadzie Pilcz, co potwierdzał dokument wystawiony przez śląskiego księcia Henryka III, poprzez burzliwą historię Śląska, wymianę ludności we wsi po II wojnie światowej, a kończąc na ostatnim akcie, którym była powódź w 1997 roku i decyzja o konieczności opuszczenia Pilc.
Dziś tam, gdzie kiedyś były Pilce, czas coraz bardziej zaciera ślady dawnych mieszkańców. Została tylko niszczejąca asfaltowa droga, która biegła przez środek wsi. W miejscu, gdzie kiedyś były domy, gospodarstwa, kościół i sklep, z jednej strony rośnie coraz gęstszy las, a z drugiej rozlewa się staw stanowiący część pobliskiej żwirowni. Tylko gdzieniegdzie można jeszcze dostrzec trochę gruzu, kilka cegieł, kawałek muru lub zajrzeć do zawalonych piwnic.
– Pilce to były Pilce, każdy wspomina, że nie było jak w Pilcach. Nie wiem, czy pan był w Pilcach? – wypytuje mnie Bogumiła Anklewicz, na co kiwam głową. – My byłyśmy dwa–trzy tygodnie temu. Siostra przyjechała z synem i wnukami z Łodzi. Mówią: chodź, ciocia, pojedziemy na Pilce. Pojechaliśmy. Człowiek tam stanął przed swoim domem i to tak aż wewnątrz… – kobieta zawiesza głos. – Człowiek sobie myśli, ile lat tu mieszkał, ponad 40, to taki sentyment, a tu tylko woda, woda i woda. Jak teraz byłyśmy, to mówię, stanę na tych murach, gruzach, ale tam już zarośnięte wszystko.
Kiedy czytałem relacje o powodzi, reportaże o wysiedleniu czy powracające na łamach lokalnych gazet pytania o to, dlaczego nigdy nie powstał planowany zbiornik retencyjny, Pilce były dla mnie zaklęte tylko wokół dramatu, który doprowadził do ich zniknięcia. Z okruchów pamięci i rozproszonych pamiątek wyłania się jednak coś więcej.
Pilz
W sobotnie deszczowe popołudnie cmentarz komunalny w Kamieńcu Ząbkowickim jest praktycznie opustoszały. Kręcę się między grobami, żeby znaleźć miejsce, w które przeniesiono szczątki dawnych mieszkańców Pilc. Najpierw szukam dużego pomnika, ale żaden nie jest poświęcony dawnym pilczanom. Wiem, że na cmentarzu w Pilcach znajdowały się zarówno niemieckie, jak i polskie groby, dlatego moim kolejnym tropem jest najstarsza część nekropolii. Jednak i tu poszukiwania nie przynoszą rezultatu. Wreszcie przy płocie odnajduję dwa niepozorne nagrobki, każdy zwieńczony kamiennym krzyżem. Na pierwszym odczytuję imiona i nazwiska 15 polskich mieszkańców Pilc. Na drugim informacje zamieszczono w dwóch językach, po niemiecku i po polsku: "Wspólna mogiła przeniesionych w maju 1999 roku z cmentarza w Pilcach szczątek obywateli niemieckich". To mogiła zbiorowa.
Cmentarz parafialny w Pilcach założono pod koniec XIX wieku. Ostatni niemiecki pochówek odbył się w 1941 roku. W późniejszym okresie cmentarz stał się miejscem pochówku mieszkańców Pilc i Suszki.
To wspólne miejsce spoczynku pokazuje historię tego regionu, w którym po II wojnie światowej doszło do kompletnej wymiany ludności. Również tu, podobnie jak w niedalekim Wrocławiu, można postawić pytanie, jak na przyjście wielkiej wody w 1997 roku byłaby przygotowana lokalna społeczność, gdyby nie doszło do tej wielkiej wymiany. Historycy Norman Davies i Roger Moorhouse w książce "Mikrokosmos. Portret miasta środkowoeuropejskiego Vratislavia, Breslau, Wrocław" o wydarzeniach z lipca tamtego roku piszą: "Historykowi nasuwają się inne refleksje. Dlaczego Wrocław był tak nieprzygotowany? Przecież w ciągu stuleci Odra wielokrotnie zgotowała miastu podobne klęski – ostatnio w 1854 i 1903 roku. Wszyscy obwiniali peerelowskich urbanistów (którzy nie byli bez winy), ale istnieje też inne wyjaśnienie. Ludność Wrocławia nie mogła czerpać ze skarbca zbiorowej pamięci sięgającej dalej niż rok 1945 i dlatego nie była nawet w stanie wyobrazić sobie skali zagrożenia ze strony rozszalałej Odry".
Pilce musiały zmierzyć się z żywiołem niesionym przez Nysę Kłodzką i choć tereny te były nawiedzane przez wodę również po 1945 roku, to jednak skala zniszczeń sprawiła, że wieś przestała istnieć. Nigdy nie poznamy odpowiedzi na pytanie, czy gdyby wśród mieszkańców żywe były doświadczenia gromadzone przez setki lat, można byłoby uniknąć spustoszenia na aż taką skalę.
Nowi pilczanie
Powojenną historię Pilc tworzyli przede wszystkim przybysze ze wschodnich rubieży Polski.
– Mieszkańcy tych późniejszych Pilc i Suszki w większości pochodzili z obecnych powiatów niżańskiego i biłgorajskiego, czyli województw lubelskiego i podkarpackiego. W sierpniu 1945 roku ci, którzy chcieli przyjechać na ziemie zachodnie, zgromadzili się, jak mi to opowiadała jedna z mieszkanek, Stanisława Kusiak, na stacji kolejowej w Rudniku nad Sanem. Przyjeżdżali tutaj z powodów ekonomicznych, z chęci poprawy swojego bytu – relacjonuje Łukasz Pintal.
Podążając za tym celem, dojechali do Nysy, gdzie wówczas kończyły się tory. Większość została na miejscu, a w dalszą drogę, na rozeznanie możliwości, wyruszyła grupa, która wozem zwiedzała okoliczne wsie. Tym sposobem dotarli aż do Kamieńca Ząbkowickiego. Uznali jednak, że to zbyt duża miejscowość. Ruszyli dalej, do Ożar, gdzie odnieśli podobne wrażenia. Kalkulowali w ten sposób, żeby większość wsi zasiedlić rodzinami ze swoich stron. Pilce i Suszka nadawały się do tego idealnie. 15 sierpnia 1945 roku do Pilc przybył pierwszy transport z nowymi mieszkańcami.
– Wówczas byli tutaj jeszcze Niemcy, tak że przez prawie rok mieszkali wspólnie. Często było tak, że Niemcy w jednym pokoju, a Polacy w drugim. Trwało to do Wielkanocy 1946 roku, wtedy Niemcy zostali stąd wysiedleni – opowiada Łukasz. – Później oczywiście zjawiły się też rodziny z terenów dzisiejszej Ukrainy, czyli już zza Buga. I też kilka rodzin z Kielecczyzny, ale zdecydowana większość z Lubelszczyzny – dodaje dla dookreślenia miejsc pochodzenia nowych mieszkańców.
Dziś patrzymy wstecz na tych, którzy po II wojnie wyruszyli do Pilc – z dużym prawdopodobieństwem tak samo za kilkanaście lat będziemy patrzeć na tych, którzy byli ostatnimi mieszkańcami wsi. Wspomnienia się zatrą i pozostaną jedynie zdjęcia i historie, które uda się spisać.
Nie ma to jak w Pilcach
Stoję na brzegu Nysy, po drugiej stronie widzę pozostałości po przeprawie, która łączyła Pilce z Suszką. Nieopodal tego miejsca w pierwszych powojennych latach działała gospoda. Dziś sceneria się zmieniła, wokół przede wszystkim dzika roślinność. Jest też miejsce na ognisko; zapewne gdyby pogoda była inna, spotkałbym tutaj korzystających z sierpniowego słońca mieszkańców pobliskich miejscowości, ale niebo zasnute jest ciężkimi chmurami, lekko kropi. Pani Bogumiła chętnie opowiada o miejscach, w których toczyło się życie Pilc.
– Była szkoła, kościół, jeden sklep, cmentarz też mieliśmy swój, za wioską troszeczkę – wymienia. – W szkole było siedem klas, mój rocznik to jeszcze była siedmioklasowa podstawówka, dopiero później zrobili osiem klas. Nauczyciele byli wspaniali, do szkoły człowiek szedł z radością, jak przyszły wakacje, to owszem, cieszył się, ale miesiąc minął i później już była tęsknota za szkołą. Mieliśmy świetnego nauczyciela wychowania fizycznego, on nas zbierał, lubił grać w siatkę, w dwa ognie, nieraz człowiek cały sierpień tak spędził, bo tak kochał tę szkołę – wspomina z nostalgią.
Innym miejscem pełnym wspomnień jest świetlica. Jan Pintal, ojciec Łukasza, opowiada o tym, jak wspólnie z siostrą i rówieśnikami rozwijali jej działalność:
– Wspólnie z siostrą i koleżankami założyliśmy w Pilcach koło Związku Młodzieży Wiejskiej. Udało nam się wywalczyć telewizor Tosca, czeski. Później musieliśmy zrobić taką skrzynię na stół, po dwie śruby z każdej strony, kłódki od spodu. Były drzwi, krata na kłódkę, to wszystko musiało być zabezpieczone, żeby nikt nie ukradł. Raz na dwa–trzy tygodnie przyjeżdżaliśmy sprawdzić ten system zabezpieczeń – opisuje pan Jan. – Jak dostaliśmy ten telewizor, to dokupiliśmy do niego z własnych środków zebranych na naszych zabawach adapter Bambino, modny wtedy, do tego parę płyt i jak się zebrali chłopaki, dziewczyny, to można było puścić muzykę, posłuchać lub kto odważniejszy, to sobie potańczyć.
– Wspomnienia są świetne, piękne. Mieliśmy świetlicę, organizowaliśmy potańcówki, mieliśmy taką wiejską orkiestrę, która nam przygrywała. Nie tylko nam, starszym też. Teraz już z tej orkiestry nikt nie żyje, ale bardzo ładnie grali – równie ciepło wspomina świetlicę pani Bogumiła.
W Pilcach działało również Koło Gospodyń Wiejskich, które organizowało cykliczne kursy rękodzieła, haftowania czy gotowania. Od lat 60. do 80. na piłkarskich boiskach rywalizowała drużyna LZS Pilce, połączona później z Kruszywem Suszka. Przez wiele lat działała także Ochotnicza Straż Pożarna, na której wyposażeniu był samochód marki Żuk.
Dla niektórych mieszkańców opuszczenie Pilc było drugą w życiu kompletną zmianą otoczenia. Ci, którzy przyjechali tu po wojnie, jako młodzi ludzie, opuszczali wieś w jesieni swojego życia. Decyzja o konieczności opuszczenia Pilc nie zapadła od razu. Po pierwszej fali w lipcu 1997 przyszła druga, która przyniosła kolejne zniszczenia. Nikt nie mógł zagwarantować, że sytuacja nie będzie się powtarzać. Choć rozpoczęto naprawę szkód, mieszkańcy o swojej sytuacji alarmowali lokalne i państwowe władze. Finalna decyzja o przyszłości Pilc została ogłoszona przez ministra Jerzego Widzyka, pełniącego wówczas funkcję pełnomocnika ds. usuwania skutków powodzi w rządzie Jerzego Buzka. 5 stycznia 1998 roku mieszkańcy zebrani w kościele Matki Bożej Pocieszenia usłyszeli: "Drodzy państwo, wasze domy zostaną wykupione…".
– Mama strasznie nie chciała się stamtąd wyprowadzić. Pamiętam, wzięłam parę dni urlopu. To był jakoś 26, 27 września. Brat przyjechał i siostra, żeby zabrać ostatnie rzeczy, a mama, że nie, że ostatniego dnia września. Musiała zostać jeszcze parę tych dni. Ustąpiliśmy. Później jeszcze chyba ze dwa razy tam jeździłyśmy, ale mama później już nie chciała jechać, bo jak przyjechała, to była taka smutna, taka zawiedziona… – wspomina Bogumiła Anklewicz.
W drugi dzień świąt Bożego Narodzenia 1999 roku, gdy wieś była już niemal w całości wysiedlona, wieloletni proboszcz Marek Połochajło odprawił ostatnią mszę w kościele Matki Bożej Pocieszenia w Pilcach. Wtedy też wraz z władzami gminy pożegnał się z mieszkańcami. Tak jak pilczanie musieli znaleźć sobie nowe domy, tak samo swoje nowe miejsce na ziemi musiały znaleźć poszczególne elementy wyposażenia kościoła. Ołtarz główny trafił do kościoła Matki Bożej Różańcowej w Dobrzenicach, szafa organowa zaś powędrowała do parafii Pogorzela. Figury Serca Pana Jezusa, Serca Maryi i Chrystusa Zmartwychwstałego przeniesiono do kościoła Wniebowzięcia NMP w Laskach. Szaty i naczynia liturgiczne, księgi, krzyż procesyjny, jak również dzwon, fisharmonię i monstrancję umieszczono w kościele Matki Bożej Bolesnej w Suszce. Tryptyk, tablicę fundacyjną i kropielnicę można dziś obejrzeć w Kamienieckiej Izbie Pamiątek, której gospodarzem jest Towarzystwo Miłośników Ziemi Kamienieckiej. Figurka Matki Boskiej Fatimskiej wraz ze zdecydowaną większością pilczan przeniosła się do Kamieńca Ząbkowickiego, na nowo powstałe osiedle Chrobrego.
Diaspora pilczan
Minęło 25 lat. Jedną z przyczyn, dla których pilczanie musieli opuścić swoją wieś, były plany utworzenia w jej miejscu zbiornika retencyjnego. Do dziś znajduje się on w fazie bliżej niesprecyzowanych planów. To, że pozostałości po Pilcach nigdy nie zostały zalane, sprawia, że można się zastanawiać, czy mieszkańcy wsi nie mogli żyć razem jeszcze przez kolejne lata. Jak czas zmienił tę wspólnotę i czy dziś jej członkowie w dalszym ciągu utrzymują ze sobą kontakt?
– Raczej tak, chociaż tutaj ludzie bardziej zamknęli się w sobie. Może to żal za Pilcami? – pyta samą siebie pani Bogumiła. – Sam pan widzi, jak się pan przeszedł wzdłuż osiedla. Każdy się w domu zamknął, czasami gdzieś się pójdzie, odwiedzi, pogada i tyle. Już się ludzie tak nie zapraszają do siebie w gości. Kiedyś dojeżdżałam do pracy do Barda, jak wracałam z pracy, to po czwartej byłam w Suszce i jak doszłam do Pilc, to już było wpół do piątej i następne dwadzieścia minut szłam przez wioskę, bo to z tym zagadać, z tamtym, starsi na ławeczce siedzieli. Ludzie byli otwarci na świat, a tutaj nie. Oczywiście, że jak człowiek idzie i kogoś spotka, to zamieni kilka zdań, bo tu cała wioska mieszka, ta, co w Pilcach, ale nie ma to jak wspomnienia z Pilc.
– To już jest większa miejscowość po prostu i jest inaczej – zwraca uwagę Jan Pintal. – Jeszcze 20 lat temu wybudowali tutaj na osiedlu kapliczkę. Jak były majówki, to panie z Pilc się schodziły, zbiegały się dzieciaki i razem śpiewali. Teraz już nikt tam nie chodzi. Jest ta kapliczka, kiedyś to jeszcze ktoś jakąś kolędę zaśpiewał, a dzisiaj już tylko lampki się świecą. O ile się świecą.
Jego syn zwraca uwagę, że dziś sposobnością do spotkań dawnych mieszkańców Pilc są te smutniejsze okazje.
– Tak naprawdę jedyna większa okazja to pogrzeb. Umiera ktoś z Pilc, to jeszcze ludzie przyjeżdżają, bo to jest ich dawny sąsiad, kolega czy ktoś znajomy.
Zdarzają się jednak i inne okazje do spotkań. W 2017 roku w Suszce odbyło się spotkanie mieszkańców Pilc z okazji 20. rocznicy powodzi.
– Na spotkaniu zorganizowanym przez pochodzące z Pilc Barbarę Deryło i Alicję Kowalską byli obecni i ci, którzy mieszkają w Kamieńcu, i ci, którzy wyjechali zarówno po likwidacji wsi, jak i w latach 60., 70. Na tym spotkaniu było około 180 osób. Spotkanie rozpoczęło się mszą świętą w kościele w Suszce, a później wszyscy zgromadzili się przy wspólnym stole, by powspominać – opowiada Łukasz Pintal.
Orzech
Gdy spacerowałem po dawnych Pilcach, oprócz licznych stawów moją uwagę zwróciła liczba różnych drzew owocowych: pigw, śliw, orzechów i jabłoni. Część z nich co roku swoim bogactwem dzieliła się z mieszkańcami Pilc, część tych, które nie mają jeszcze wielu słojów, rośnie, korzystając z przestrzeni, jaką pozostawił im człowiek, opuszczając to miejsce. Pytam panią Bogumiłę, czy tęskni za swoimi drzewami.
W ogrodzie miałam cztery włoskie orzechy. Jeden to miałam, tak jak to mówią, prawdziwy orzech i trzy takie mniejsze. Miałyśmy działkę 20 arów, przy ziemniakach rosły, widocznie wiewiórki gdzieś rzuciły i wyrosły. Takie samosiejki, tylko że to były mniejsze orzechy. Wspaniałe były. Takie były trzy małe, a jeden prawdziwy.
*Za pomoc w pracy nad tekstem dziękuję w szczególności panu Łukaszowi Pintalowi. W jej trakcie korzystałem przede wszystkim z "Zarysu dziejów wsi Pilce w latach 1253–2000" autorstwa Łukasza Pintala oraz książki "Niezapomniana wieś Pilce" Stefana Gnaczego.
Polska Stories
Polska Stories to kilkumiesięczne warsztaty dla młodych reportażystów i reportażystek, którzy rozpoczynają pracę w zawodzie. Dziesięciu uczestników, którzy doszli do finału, wzięło udział w bezpłatnym cyklu szkoleń dziennikarskich. Prowadziła je wielokrotnie nagradzana reportażystka Olga Gitkiewicz. Każdy reportaż przygotowany w ramach Polska Stories zostanie opublikowany na stronie głównej Gazeta.pl oraz w serwisie Weekend.gazeta.pl. Spośród dziesięciu opublikowanych reportaży jury złożone z doświadczonych redaktorów i dziennikarzy wybierze najlepszy tekst. A jego autor na minimum sześć miesięcy dołączy do współpracowników Weekend.gazeta.pl.