
Tekst został opublikowany w 2022 roku. To jeden z najchętniej przez Was czytanych artykułów Weekendu
Ostatnio Polską wstrząsnęła kwestia gofra. Raz, że lato w pełni, gofra zjeść trzeba, a ten miejscami przekracza już cenę obiadu. "Gazeta Wyborcza" sprawdziła, że za najdroższego gofra w Mielnie (z bitą śmietaną, kremem czekoladowym, bananem i czekoladową polewą – gofr nazywa się "egzotyczny" i kosztuje 23 zł) trzeba zapłacić więcej niż za schabowego z ziemniakami i zestawem surówek w Szczecinie (21 zł w popularnym bistro w centrum).
Weekend może być codziennie - najlepsze reportaże, rozmowy, inspiracje na wakacje >>
A to nie koniec. W pierwszy weekend lipca w Warszawie otworzyło się Dickery – drugi w Polsce (po Wrocławiu) lokal z goframi w kształcie genitaliów. Męskich i żeńskich, przy tym całkiem realistycznych. Kampanię reklamową o ogólnokrajowym zasięgu zrobił Dickery na swoim Twitterze poseł Krzysztof Bosak z Konfederacji, określając genitalne gofry mianem "najgorszego ścieku świata zachodniego, który wlał się już do Polski, niszczy serca, umysły i ciała dzieci i młodzieży". Dzięki temu te dzieci i młodzież, które o Dickery nigdy by się nie dowiedziały, mogą dziś stać w kolejkach po obrazoburcze gofry. A te również nie są tanie. Słodkie wulwy i penisy kosztują odpowiednio 15, 18 i 20 zł, w zależności od dodatków.
Znana prawda głosi: nieważne, jak mówią, ważne, żeby mówili. A gofry, przypomnijmy, latem to pozycja obowiązkowa. Smakują nam już od średniowiecza.
Od gorącego kamienia po kratkę
Archeolodzy twierdzą, że gofry piekli już nasi przodkowie w neolicie, około ośmiu tysięcy lat temu. To wersja mocno na upartego: na gorących skałach kładli placki z miazgi zbożowej i wody. Do prawdziwych gofrów gofry z epoki kamienia miały się jak homo erectus do homo sapiens.
Około 1100 roku p.n.e. nowatorscy starożytni Grecy robili obelios – zbożowe gofry z ziołami pieczone między dwiema gorącymi blaszkami. To już mogło uchodzić za gofrownicę.
W średniowieczu przepis na gofra był najprostszy z możliwych: słabej jakości mąka i woda. Powstawało z tego coś na wzór opłatka, co w czasie niedoborów zastępowało biedakom chleb. Gdy krucjaty sprowadziły do Europy nowe produkty spożywcze, bogaci mieszczanie i szlachta zaczęli dodawać do ciasta jajka, mleko, miód, cynamon czy wodę z kwiatów pomarańczy.
Od XIII wieku gofrownice – ciężkie żeliwne blaszki na zawiasach i z uchwytami – zaczęto ozdabiać po wewnętrznej stronie. Wzór – od herbu, przez landszaft i symbole religijne, po kratkowany plaster miodu, który stał się znakiem rozpoznawczym gofrów – odciskał się w cieście. Gofrownice trzymano nad otwartym ogniem lub na palenisku i nimi obracano. Trzeba było uważać, by nie spalić gofrów, drewnianych rączek i się nie poparzyć. Średniowieczne gofry nie były tak puszyste jak dzisiejsze, za to czasem wyglądały jak dzieła sztuki.
W średniowiecznej Europie obelios wielkości małej pizzy stały się tak popularne – jedli je wszyscy, od chłopów po królów – że uliczni sprzedawcy, tzw. obelierzy, oferowali je wprost z przydrożnych wózków. Podczas świąt mogli handlować pod kościołami. Z biegiem lat było ich tak wielu, że król Francji Karol IX kazał sprzedawcom trzymać się od siebie nawzajem w odległości minimum sześciu stóp, by zapobiec awanturom o najlepsze miejsce i klientów.
Do około XV wieku gofry były okrągłe, potem zaczęły przybierać kształt prostokąta. Jako chleb powszedni gofry, a także gofrownice pojawiają się na płótnach niderlandzkich malarzy: Joachima Beuckelaera, Pietera Aertsena i Pietera Bruegla, oraz szkicach Hieronima Boscha.
Belgijskie czy holenderskie?
Miejsce narodzenia nowoczesnych gofrów jest sporne. W zasadzie to projekt paneuropejski. Pochodzenie bowiem gofry mają starożytne, greckie, a spopularyzowały się w całej średniowiecznej Europie. Najmocniej kojarzą się z Belgią i Holandią. Niektórzy twierdzą, że wymyślili je Niemcy (prawdą jest, że udoskonalili gofry: zastosowali drożdże piwne, kardamon, gałkę muszkatołową, a od XVIII wieku robili też gofry kawowe) lub Francuzi (dodali ubite białka, skórkę z cytryny, goździki, hiszpańskie wino).
Pierwszy przepis na gofra zapisał w 1393 roku w poradniku "Le Ménagier de Paris" starszy francuski mąż dla młodej żony ("ubij jajka w misce, dopraw solą i dolej wino"). Około 1500–1560 roku w holenderskim rękopisie pojawił się drugi oryginalny przepis na gofra (składniki: starty biały chleb, żółtko jajka, łyżka cukru lub cukru pudru, woda, wino, imbir, cynamon).
Z czasem w recepturach zaczęto dopisywać zakwas, na którym ciasto wyrastało i było pulchniejsze. Zmieniały się też żelazka do gofrów – stawały się głębsze.
Wyjątkowe zasługi w kwestii gofrów trzeba jednak oddać Belgom. A tam liczą się przede wszystkim dwa gofry: brukselski i z Liège.
Pierwszy (XVIII wiek) był ten z Liège. Słodkiego, ciężkiego gofra ze skarmelizowanym w środku perłowym cukrem wymyślił ponoć kucharz znudzonego innymi deserami biskupa.
Gofr brukselski zaś wcale nie pochodzi z Brukseli. Upiekł go po raz pierwszy w 1839 roku w Gandawie Maximilien Consael. Nim otworzył swój zakład z goframi, prowadził stragan z plackami w gandawskim wesołym miasteczku, sprzedawał też pierniki i miodowe ciasta na tamtejszym bożonarodzeniowym jarmarku. W 1856 roku wypiekane z rzadkiego, niesłodkiego ciasta drożdżowego gofry zawiózł na jarmark w Brukseli i zareklamował jako brukselskie – uznał, że skojarzenie z bogatym miastem doda gofrom prestiżu. Jeździł na najważniejsze wówczas targi do Amsterdamu i Rotterdamu i szybko odniósł komercyjny sukces. A Holendrzy podpatrzyli gofra i długo sprzedawali go jako "holenderski".
A może pierwszy był w 1842–1843 roku Florian Dacher, szwajcarski piekarz, który nim osiadł w Gandawie, uczył się sztuki wypieku gofrów u cukierników w Brukseli? Nie wiadomo. Źródła mówią, że ani Dacher, ani Consael nie stworzyli sami przepisu na brukselskiego gofra, lecz umiejętnie skorzystali z istniejących receptur.
Światu brukselskiego gofra zaprezentowano po raz pierwszy podczas wystawy Expo w Brukseli w 1958 roku. Za to w Gandawie przy ul. Goudenleeuwplein 3 do dziś mieści się Etablissement Max, restauracja, w której szóste pokolenie Consaelów wypieka gofry na 12 historycznych gofrownicach według oryginalnej receptury praprapra…dziadka.
Gofry brukselskie są spore, prostokątne, lekkie, miękkie w środku i chrupiące z wierzchu. W ich wgłębieniach idealnie mieszczą się nieduże truskawki. Same w sobie mają niewiele smaku, decydują o nim dodatki.
Gofr z Liège dodatków nie potrzebuje – skarmelizowany w maślanym wnętrzu à la brioszka perłowy cukier jest gęsty, co nadaje gofrowi wyjątkowy smak i konsystencję. W Belgii, a nawet w samej Brukseli to gofry z Liège są najczęściej sprzedawane w turystycznych gofrowniach (w Belgii gofry można kupić wszędzie, nawet w automatach).
Po legendarne gofry z Liège podobno najlepiej jednak jechać właśnie do Liège, do cukierenki Eggenols, która stoi w cieniu dworca kolejowego i zaopatruje belgijską rodzinę królewską (ta ponoć "jest od nich uzależniona"). Ostrzeżenie: jeden gofr kosztuje około 15 euro, czyli w przeliczeniu ponad 70 złotych.
Gofrownica prezydenta
Oszałamiającą karierę gofry zrobiły w USA.
Przypływają na początku XVII wieku z Holandii wraz z emigrantami. Natychmiast przyjmują się w Nowym Amsterdamie, czyli Nowym Jorku.
W 1789 roku Thomas Jefferson – ówczesny ambasador we Francji, późniejszy prezydent USA, a prywatnie wielbiciel sprzętów domowych i technicznych nowinek – z Paryża przywozi sobie między innymi maszynkę do makaronu i gofrownicę. Z upodobaniem serwuje gościom gofry z syropem klonowym, melasą i gulaszem z nerek w swoim domu w Monticello w stanie Wirginia.
Nowoczesną gofrownicę wymyśla Amerykanin o niderlandzkich korzeniach, 30-letni Cornelius Swartwout. Patent odbiera w 1869 roku*. Jego wersja ma przydatny uchwyt do otwierania i zamykania, a całość stawia się na piecu. Gofrownicę się obraca, ale to koniec poparzonych palców.
W 1918 roku General Electric sprzedaje pierwszą gofrownicę elektryczną (z termostatem zapobiegającym przypaleniu ciasta). Od tamtego czasu mechanika niewiele się zmienia.
W USA najpopularniejsze gofry to te brukselskie, nazywane tu belgijskimi. Ich kariera rozpoczęła się w 1964 roku, podczas Międzynarodowych Targów Nowojorskich, gdzie Maurice Vermersch (brzmi prawie jak Vermeer…) zaserwował gościom grubsze, ale lżejsze od amerykańskich gofry z bitą śmietaną i truskawkami. Od razu je pokochano.
Jednak truskawki na gofrach to raczej polska specjalność. Amerykanie wolą gofry słodko-słone, skąpane w tłuszczu: na śniadanie ze smażonym bekonem, roztopionym masłem i syropem klonowym, na obiad – z syropem klonowym i smażonym lub szarpanym kurczakiem.
To właśnie w USA ogromną karierę zrobiły też gofry mrożone – mocno przetworzone, pełne tłuszczów trans, konserwantów i dodatkowego cukru. Amerykańskie dzieci i nastolatki – według najnowszych danych już 22 proc. z nich choruje na otyłość – od 2021 roku mogą oglądać wyprodukowany przez Netfliksa, Michelle Obamę (tę Michelle Obamę) i twórców kultowego "Chef’s Table" program "Waffles + Mocchi" o dwóch maskotkach przyjaciołach: Waffles (jego mamą jest yeti, a tatą właśnie mrożony gofr; Waffles ma po tacie urocze gofrowe uszka) i Mochi. Maskotki pragną zostać szefami kuchni, zakupowym wózkiem podróżują więc po całym świecie, próbują lokalnych dań i w asyście byłej amerykańskiej Pierwszej Damy uczą się gotować od bardzo znanych kucharzy. Lekcja brzmi: nawet jeśli wychowaliśmy się na mrożonych gofrach, możemy zacząć odżywiać się zdrowiej.
Wielbicielami gofrów byli ponoć Fryderyk Chopin, Johann Strauss, Johann Wolfgang Goethe, Alfred Nobel i Zygmunt Freud.
Kilka lat temu hitem, również w Polsce, były gofry bąblowe (z bąblami zamiast wgłębień), ale chyba większość z nas najbardziej lubi klasykę – zwłaszcza latem, nad Bałtykiem. Z jednego z tegorocznych sondaży wynika, że gofry to trzeci ulubiony wakacyjny deser Polaków, po lodach i owocowych koktajlach. Gofry są pyszne i ponadczasowe. Ale czy warte każdej ceny? To już oceńcie sami.
*Amerykanie co roku świętują uzyskanie patentu na gofrownicę przez Swartwout 24 sierpnia, w Narodowym Dniu Gofra. Mniej lub bardziej oficjalny Dzień Gofra obchodzony jest też m.in. w Szwecji, Norwegii, Danii i Indiach.
Przy opracowaniu tekstu korzystałam m.in. z artykułów zamieszczonych na stronach: Smithsonian Magazine, TasteCooking,Smithsonian Magazine.
Paulina Dudek. Dziennikarka, redaktorka, twórczyni cyklu mikroreportaży wideo "Zwykli Niezwykli" i współautorka "Pomocnika dla rodziców i opiekunów nastolatków". Nagrodzona Grand Video Awards, nominowana do Grand Press.
Historia w rzeczy samej
Cykl "Historia w rzeczy samej" to teksty o przedmiotach codziennego użytku, czasem okrzykniętych mianem kultowych. Kolejnych odsłon szukajcie raz w miesiącu w magazynie Weekend.gazeta.pl. Za nami już historie powstania papieru toaletowego, regału na książki, klapek japonek, kanapki, dildo, mydła, espresso, skarpetek, rozbieranych kalendarzy, sztucznych rzęs, tapety, basenu, bikini, podpaski, grilla, chipsów, kalendarza adwentowego, puzzli, testu ciążowego, pierścionka zaręczynowego z brylantem i walizki na kółkach.