Społeczeństwo
Przybywa zakażonych koronawirusem (Jakub Orzechowski / Agencja Wyborcza.pl)
Przybywa zakażonych koronawirusem (Jakub Orzechowski / Agencja Wyborcza.pl)

Pisarz i dziennikarz Mariusz Szczygieł potrafi precyzyjnie określić, kiedy zakaził się koronawirusem. Pod koniec maja był na Targach Książki, które odbywały się w Pałacu Kultury i Nauki w Warszawie. – Trwały od piątku do niedzieli – opowiada. – Podpisałem wtedy, uwaga, 500 książek. Z każdą z osób, która poprosiła mnie o autograf, rozmawiałem, a co druga chciała sobie ze mną zrobić zdjęcie. W poniedziałek wieczorem poczułem się, jakbym dostawał przeziębienia, które zamieniało się w grypę – relacjonuje.

Katarzyna poczuła się źle na początku czerwca, tuż po powrocie z Berlina. Była tam z mężem i 14-letnią córką. – Podróżowaliśmy pociągiem, ale przez większość czasu sami, w zamkniętym przedziale. Mogłam złapać COVID gdziekolwiek, w sklepie albo w knajpie. Choć w środkach komunikacji w Berlinie obowiązywał nakaz zakładania maseczek, gdy przekroczyliśmy granicę, maseczki już nie były konieczne – wspomina.

Dzień wcześniej miała firmową imprezę integracyjną, więc myślała, że po prostu przesadziła z alkoholem. – Nie podejrzewałam COVID-u, ale gdy dostałam 38 stopni gorączki, zrobiłam test. Od razu pojawiły się dwie kreski – dodaje.

Testy antygenowe dają szybki wynik (Piotr Skórnicki / Agencja Wyborcza.pl)

Najnowsze wiadomości, poruszające historie, ciekawi ludzie - to wszystko znajdziesz na Gazeta.pl

Alicja niepokojące objawy zauważyła u siebie dwa tygodnie temu. Miała katar i kaszel, ale myślała, że przeziębiła się od klimatyzacji. Jednak kiedy weszła do kuchni i odkryła, że przypaliła ziemniaki, ale w ogóle nie poczuła swądu spalenizny, przemknęło jej przez myśl, że to COVID. – Zrobiłam test i okazało się, że moja intuicja się nie myli. Był pozytywny – opowiada.

Najnowsze dane Ministerstwa Zdrowia brzmią niepokojąco. Od 23 do 29 czerwca zanotowano 2422 zakażenia koronawirusem. Najwięcej było ich wtedy w województwie  mazowieckim – 546, śląskim – 272 oraz małopolskim – 236. Zmarło 20 osób. Tydzień wcześniej resort poinformował o 1341 nowych przypadkach.

– Obecne prognozy mówią, że w lipcu może wzrosnąć liczba zakażeń, nawet do tysiąca nowych przypadków dzienniemówił minister zdrowia Adam Niedzielski portalowi medonet. 

Z kolei prof. Agnieszka Szuster-Ciesielska, powołując się na najnowsze badania, przeprowadzone w Poznaniu, pisze na Facebooku: "Mamy bardzo wyraźny wzrost stężeń wirusa w ściekach, świadczy to o tym, że chorych jest coraz więcej. Jest to równocześnie kolejny jednoznaczny sygnał, że nowa fala się już zaczęła".

Czy to oznacza, że resort przywróci zniesiony w maju stan epidemii? – Obecnie nie pracujemy nad zmianą przepisów, ale na bieżąco monitorujemy sytuację – słyszymy w Biurze Komunikacji Ministerstwa Zdrowia.

"Niech pan sobie zrobi test, jeśli pana stać"

Dwoje z trojga naszych rozmówców przeszło COVID bardzo ciężko. Katarzyna:  – Poza gorączką galopowały przeze mnie różne objawy: kaszel, katar, bóle mięśni i głowy. I tak przez tydzień. A do tego duża słabość, i to przez dwa tygodnie po negatywnym wyniku. Nie straciłam węchu i smaku, ale miałam omamy węchowo-smakowe. Krążył wokół mnie dziwny, metaliczny zapach, a najintensywniejszy był w pokoju, w którym się izolowałam. Zupełnie, jakby COVID się tam zmaterializował.

Mariusz Szczygieł: – Pojawił się tak bolesny kaszel, jakiego nigdy w życiu nie miałem. Czułem, jakby ktoś żyletkami ciął mi piersi od środka. Oprócz gorączki i dreszczy zajęło mi też struny głosowe tak, że nie byłem w stanie normalnie mówić.

W środę rano poszedł do lekarza. – Pani doktor powiedziała, że to na pewno omikron, bo rozwija się przez dwa i pół do trzech dni i ma właśnie takie gwałtowne objawy. Była przekonana, że zaczyna się u mnie zapalenie płuc, i poleciła, żebym zrobił test na COVID. Jak stwierdziła, nie mogę dostać skierowania na bezpłatny test, bo już nie ma stanu epidemii. "Niech pan sobie zrobi test, jeśli pana stać" – poradziła. Akurat mnie było stać, ale ilu ludzi nie stać? – pyta dziennikarz.

Mariusz Szczygieł ciężko przeszedł COVID (arch. prywatne)

Resort zdrowia zaleca, by osoba, która zauważy u siebie objawy mogące wskazywać na COVID, zgłosiła się do lekarza podstawowej opieki zdrowotnej. – Podobnie jak w przypadku każdej innej choroby zakaźnej – podaje Biuro Komunikacji MZ.

Czy możliwe jest wówczas zrobienie bezpłatnego testu? – pytamy. – System testowania pozwala na wykonanie testu zleconego przy okazji wizyty lekarskiej. Lekarze POZ mogą otrzymać darmowe testy antygenowe z rezerw – pada uspokajająca odpowiedź.

Od marca, gdy przestały obowiązywać obostrzenia stanu epidemii i wróciliśmy do stanu zagrożenia epidemicznego, o skierowaniu pacjenta na test decyduje lekarz na podstawie oceny stanu zdrowia, w tym objawów, które mogą wskazywać na COVID-19. Zatem kwestia jest uznaniowa.

Katarzynie taki test zrobiono. – Zgłosiłam się na teleporadę. Kiedy podałam, że odczuwam ból mięśni wokół żeber, lekarka uznała to za objaw alarmowy i skierowała mnie na SOR. Na SOR-ze zrobili mi test, dostałam leki na ewentualne problemy z oddychaniem i L4 – opowiada.

Pielęgniarka bez maski

Odwołanie stanu epidemii wywołało ogólne rozprężenie. Już wcześniej nie wszyscy nosili maseczki i trzymali dystans, ale teraz wygląda to tak, jakbyśmy kompletnie o wirusie zapomnieli. Wiele osób niemal staje sobie na plecach i nie dezynfekuje rąk w sklepach i restauracjach. Zresztą w niektórych miejscach pojemniki z płynem do dezynfekcji albo są puste, albo w ogóle ich nie ma. Tam, gdzie nadal obowiązuje noszenie maseczek, na przykład w aptekach, niewiele osób je zakłada.

Minister zdrowia Adam Niedzielski prognozuje w lipcu nawet tysiąc zakażeń dziennie (Dawid Żuchowicz / Agencja Wyborcza.pl)

Co gorsza, zdarza się, że nawet pracownicy służby zdrowia czasem zachowują się niefrasobliwie. – Pielęgniarki na SOR-ze były niezwykle pomocne, ale dostrzegłam u nich pewną psychiczną odporność na COVID. Gdy weszłam, w ogóle nie miały maseczek, dopiero po chwili się zreflektowały i mówią: "A może jednak założymy". I otworzyły okno. A na koniec przyznały: "Nawet sobie pani nie zdaje sprawy, ilu ludzi teraz choruje" – relacjonuje Katarzyna.

Mariusz Szczygieł zrobił sobie test kupiony w aptece, który potwierdził, że jest zakażony. A ponieważ czuł się coraz gorzej, właściwie mógł tylko leżeć, zamówił w centrum diagnostycznym wizytę pielęgniarki. Takie są procedury. – Śmieszne, bo pielęgniarka przyszła mi zrobić wymaz bez maski, a byłem tego dnia jej trzecim pacjentem. "Pani bez maski?" – spytałem. „Ja nie muszę" – odparła – opowiada dziennikarz.

Tego samego dnia zadzwonił do niego sanepid: – Jeszcze nie dostałem wiadomości, że jestem pozytywny, a już poproszono mnie, bym opowiedział o objawach "do celów statystycznych". "Czy dostanę jakieś pouczenie?" – dociekałem. "Izolacja już nie jest prawnie wymagana, ale zalecamy samoizolację" – usłyszałem.

Nie wszyscy idą do lekarza

Nikt chyba nie ma wątpliwości co do tego, że aktualna liczba zakażeń w Polsce jest niedoszacowana. Gdy pytamy o to w Biurze Komunikacji resortu zdrowia, pada wymijająca odpowiedź o metodologii zbierania danych. – Pozytywne wyniki testów antygenowych i komercyjnych są uwzględniane na bieżąco w prezentowanych danych – słyszymy.

Katarzyna: – Nie wiem, czy zostałam ujęta w statystykach zachorowań, ale mojego męża na pewno w nich nie ma, bo nie poszedł do lekarza. Czuł się dużo lepiej ode mnie, a pracuje zdalnie, więc nie potrzebował L4.

Alicja akurat miała krótki urlop, więc podobnie jak mąż Katarzyny też do lekarza nie poszła. Wzięła leki przeciwgorączkowe i trzy dni później obudziła się całkiem zdrowa. – Jak co rano zrobiłam sobie kawę i poczułam w nozdrzach jej kuszący zapach, więc miałam pewność, że wirus odpuścił – mówi.

Punkt wykonywania testów na koronawirusa w Muzeum Lotnictwa w Krakowie (Jakub Włodek / Agencja Wyborcza.pl)

Nie myliła się, odpuścił, ale test zrobiony przez jej męża dał wynik pozytywny. – Przez jeden dzień był zmęczony, więc nie wstawał z łóżka. Uznał, że wreszcie może nadrobić zaległości w ulubionych serialach – relacjonuje Alicja i potwierdza, że oboje nigdzie zakażenia koronawirusem nie zgłosili.

Katarzyna wie, że nieświadomie zaraziła dwie osoby z pracy. – Siedzieliśmy w knajpie przy otwartych oknach, ale dość blisko siebie i dużo rozmawialiśmy. To wystarczyło. Od jednej z tych osób zaraziły się dwie kolejne – mówi. I dodaje: – Lato usypia czujność, chcemy żyć normalnie, a wirus wcale nie zniknął, wręcz idzie jak tornado.

Mariusz Szczygieł opowiada, że wszystkie fizyczne objawy choroby nagle przeszły mu jak ręką odjął. To jednak nie koniec problemów. Na spotkaniach autorskich zapomina, o czym mówi, a na ostatnim zebraniu wspólnoty mieszkaniowej nie pamiętał nazwisk ludzi, których zna od 17 lat. – Słyszałem, że może to potrwać miesiąc, a nawet osiem. Ostatnio na spotkaniu autorskim w Opolu trzy razy się zawiesiłem, więc powiedziałem publiczności, że COVID szaleje nadal i jestem jego ofiarą. Mnóstwo osób było zaskoczonych, że można zachorować na COVID dzisiaj, zwłaszcza jak się ma szczepienia. Pojawiły się też komentarze: "No i na co te trzy szczepienia?". Właśnie dzięki nim nie musiałem leżeć pod respiratorem – mówi.

Punkt szczepień przeciwko COVID-19 w Szczecinie (Cezary Aszkiełowicz / Agencja Wyborcza.pl)

Katarzyna i jej mąż też są po trzech dawkach szczepionki. – Dzięki temu moja córka, która też była szczepiona, w ogóle nie złapała wirusa albo przeszła go bezobjawowo, a mój mąż przeszedł go łagodnie – twierdzi.

Zobacz wideo Bareja - kochany przez widzów, nienawidzony przez środowisko filmowe

Czwarta dawka

U Alicji koronawirus zniknął bez śladu. Katarzyna skarży się na przewlekłe zmęczenie, a Mariusz Szczygieł na kiepską kondycję i problemy z koncentracją. – Gdy po 10 dniach wstałem z łóżka i poszedłem do pobliskiego parku, czułem się, jakbym przebiegł maraton. Nie mogłem wejść na drugie piętro swojego mieszkania – opowiada.

Miał też fatalne samopoczucie. – Nic mnie nie cieszyło, a nawet pojawiły się myśli samobójcze – dodaje.

Najnowsze wiadomości, poruszające historie, ciekawi ludzie - to wszystko znajdziesz na Gazeta.pl

Minister zdrowia Adam Niedzielski nie wyklucza, że koronawirus przyspieszy. Według czarnego scenariusza jesienią mielibyśmy kilkadziesiąt tysięcy zakażeń dziennie. 

Jednak są też wieści nastrajające optymistycznie. Szef resortu powiedział, że we wrześniu szczepionki Pfizera i Moderny będą skuteczne przeciwko wariantowi omikron. Zapewnili go o tym producenci preparatów. Pozwoliłoby to rozpocząć szczepienia czwartą dawką.

Europejskie dane wskazują, że kolejna fala wirusa może pojawić się wczesną jesienią. Tak było zresztą w zeszłym roku, gdy po wakacyjnym rozprężeniu nastąpił skok liczby zachorowań. Czy będzie podobnie?

Angelika Swoboda. Dziennikarka Weekend.Gazeta.pl. Specjalizuje się w niebanalnych rozmowach z odważnymi ludźmi. Pasjonatka kawy, słoni i klasycznych samochodów. Kontakt do autorki: angelika.swoboda@agora.pl.