Rozmowa
Kamila Skolimowska (mat. prasowe)
Kamila Skolimowska (mat. prasowe)

Tekst został opublikowany w 2021 roku. To jeden z najchętniej przez Was czytanych artykułów Weekendu

"Skolimowska jesteś boska" piszą media, gdy 29 września 2000 roku Kamila zdobywa złoto na igrzyskach w Sydney. Jest najmłodszą polską mistrzynią olimpijską. Ma dokładnie 17 lat i 331 dni.

Za złoty medal na olimpiadzie w Sydney dostała od państwa 90 tys. złotych i złotego fiata seicento. Od razu ten samochód sprzedaliśmy i kupiliśmy jej golfa. Kamila bez przerwy podróżowała. A to do Cetniewa, a to do Spały. Uważaliśmy, że powinna jeździć dobrym samochodem.

Rozpieszczała ją pani?

W pracy żartowali, że jestem niczym kwoka, która bez przerwy pilnuje, żeby jej pociechom nie stało się nic złego. Drżałam o nią, bałam się, że będzie miała kontuzję. Jak jechała na obóz pierwszy raz, z samymi chłopakami, miała zaledwie 12 lat. Była podlotkiem. Ile ja jej kładłam do głowy, żeby na siebie uważała…

Przyznam, że ją rozpieszczałam. Mówiłam: "Zasługujesz na wszystko, co najlepsze. Kup sobie piękną nową bieliznę. Albo dobry krem. Nie żałuj sobie". I Kamila rzeczywiście o siebie bardzo dbała. Na dłoniach robiły jej się odciski, które pieczołowicie wycinała, skórki też. Zawsze miała wypielęgnowane dłonie, paznokcie pomalowane.

Najnowsze wiadomości, poruszające historie, ciekawi ludzie - to wszystko znajdziesz na Gazeta.pl

Co jeszcze lubiła?

Kochała nurkować. Pamiętam, jak dostałam w pracy voucher na wczasy i poleciałyśmy na Cypr. Kamila mówi: "Mamo, jak dobrze, że nikt mnie tutaj nie zna. Pójdziemy sobie na plażę i poopalam się toples". Wracamy do hotelu, a tam kupa Polaków. "No to tyle z mojego opalania się bez stanika" – powiedziała.

Kamila Skolimowska i jej rodzice na wakacjach w Egipcie (arch. prywatne)

W następne wakacje poleciałyśmy do Egiptu. Kamila wykupiła wszystkie wycieczki z nurkowaniem. Rok później wróciła i zrobiła kurs. Potem latała do Egiptu dwa razy w roku, żeby nurkować.

Jaka była jako nastolatka?

Nie miałam z nią żadnych problemów. Jak coś przeskrobała, to podchodziła do mnie z tyłu, przytulała się i mówiła: "Mamuniu, jak ja cię kocham. Powiedz, że i ty mnie kochasz. Tęskniłaś za mną, prawda? Powiedz".

Tęskniłam, wiadomo. Jak wyjeżdżała na obóz, robiło się pusto i smutno. Jak wracała, wszędzie jej było pełno.

Ale też miała kompleksy. Narzekała, że jest duża, że ma ogromną stopę. Mówiłam jej wtedy: "Kamilko, jeśli siebie nie polubisz, to nikt cię nigdy nie polubi. Popatrz na siebie w lustrze i zobacz, jaka jesteś fajna. Nie każdy może być szczupły".

Była szalenie uparta, prawda?

A do tego pracowita i konsekwentna. Nie odpuszczała. Rano szkoła, potem trening. Wracała około 22.00 i siadała do lekcji, bo zawsze chciała być przygotowana. Zwłaszcza że niektórzy nauczyciele jej dokuczali: "Panna Skolimowska to myśli, że może sobie ciągle jeździć". Około pierwszej w nocy zasypiała z głową na biurku.

Miała koleżankę, której mama nigdy nie robiła do szkoły jedzenia. Zauważyła, że ta dziewczyna z zazdrością patrzy na jej kanapki. Następnego dnia poprosiła, żebym dała jej więcej. "Weź ode mnie parę, bo mama będzie się złościła, jak przyniosę je z powrotem do domu".

Warszawa, 2000 rok. Kamila Skolimowska i jej trener Zbigniew Pałyszko u prezydenta miasta Pawła Piskorskiego (Robert Kowalewski/Agencja Gazeta)

21 czerwca 1996 roku 14-letnia Kamila zdobywa złoty medal w mistrzostwach seniorek w Pile i ustanawia nowy rekord Polski. Piszą "cudowne dziecko polskiej lekkoatletyki". W książce "Kama. Historia Kamili Skolimowskiej" Beaty Żurek i Tomasza Czoika jest taka opowieść jej trenera Zbigniewa Pałyszki: "Postawiliśmy ją do pionu. Pomogło kilka dosadnych uwag, w stylu "nie gwiazdorz", "nie przeginaj". Szybko załapała". Myśli pani, że odbiła jej sodówka?

O tym zdarzeniu dowiedziałam się dopiero z książki. Mąż, jak ją czytał, też był zaskoczony. "Zobacz, o tym nie wiedziałem" – mówił mi później. Jaka była Kamila w grupie rówieśników? Nie wiem. Jeśli tak było, to trener słusznie ją skarcił.

Poza wszystkim Kamila lubiła się wygłupiać. Kiedyś jedzie z przyjaciółką windą w centrum handlowym. Wchodzą ludzie, a "Mycha" odwraca się do Kamili i mówi: "Czy to pani Kamila Skolimowska, ta słynna mistrzyni Polski, można prosić autograf?".

Albo podawała komuś rękę i przedstawiała się żartem: "Kamila Skolimowska, mistrzyni Polski". I się śmiała. Ten jej uśmiech ujmował wszystkich.

Mogłabym się z nią zaprzyjaźnić.

Każdy tak mówił. Wie pani, Kamila nigdy nie traktowała ludzi z góry. W tramwaju czy w autobusie nigdy nie siadała, bo wiedziała, że za chwilę będzie musiała wstać i ustąpić komuś starszemu. Tak ją wychowaliśmy. Zresztą syna też.

Wydaje mi się, że Kamila nigdy nie chciała nikogo urazić. Mąż jej powtarzał: "Pomyśl, zanim powiesz". I ona o tym pamiętała. Uczyliśmy ją skromności, powtarzaliśmy, żeby nie zadzierała nosa.

Była taka kochana. Jak miałam gorszy dzień, podchodziła do mnie i mówiła: "Mamuniu, czym ty się denerwujesz? Zobaczysz, po południu jeszcze pojedziemy na lody ciasteczkowe". I jechałyśmy. Potem robiłyśmy też sobie babskie wieczory. Zawsze w sobotę. Wszyscy znajomi Kamili wiedzieli, że to nasz dzień i wtedy lepiej nie dzwonić. Otwierałyśmy wino i robiłyśmy sobie maseczki albo paznokcie. I gadałyśmy o wszystkim, jak to przyjaciółki.

Teresa Skolimowska z dziećmi. Kamila urodziła się 4 listopada 1982 roku. Robert, jej starszy brat, nie był zachwycony, że będzie miał siostrę (arch. prywatne)

Przyszła na świat 4 listopada 1982 roku.

Syna rodziłam przez trzy dni. Miałam 21 lat, dostałam krwotoku i musieli mnie podpiąć pod kroplówkę, więc porodu z Kamilą strasznie się bałam. Parę dni przed planowanym rozwiązaniem nagle zaczęłam plamić i pomyślałam, że już pora jechać do szpitala.

Na Szaserów nie było prawie nikogo. Szpital świeżo po remoncie. Trafiłam na wspaniałą położną, która chodziła za mną po korytarzu i co pewien czas dawała mi pod język tabletkę przeciwbólową. Kamila się trochę przyklinowała, urodziła się cała w wybroczynkach. Zapytałam, czy jest zdrowa. Ważyła prawie 3900 i dostała 10 punktów w skali Apgar. Jak wychodziłyśmy ze szpitala, Kamila ważyła już 4100.

Zdrowo rosła?

Miała dziwny kaszel, który przypominał koklusz. Zrobiłam jej wiele badań, ale lekarze nie ustalili, skąd się brał, więc poiłam ją różnymi syropami, aż przeszedł.

Od dziecka ciągnęło ją do sportu.

Pięknie pływała. Miała dwa latka, jak się nauczyła. W ogóle nie bała się wody. Ona była wręcz skazana na sport! Ja trenowałam rzut dyskiem, mąż też trenował [sztangista Robert Skolimowski jest medalistą mistrzostw świata i olimpijczykiem z 1980 roku – przyp. red.].

Kamila Skolimowska podczas treningu (Adam Stępień)

Jak miała 10 lat, poszła z ojcem na Legię na trening. Podeszła do 16-kilogramowej sztangi i bez trudu ją podniosła. Trener oniemiał. Ale była za mała do ciężarów, przepisy pozwalały wówczas na treningi dopiero od 15. roku życia. Kamila, która była już wtedy najsilniejsza w szkole, nie chciała czekać. Zaczęła rzucać młotem.

W wywiadach często mówiła o ojcu, o tym, jak wiele mu zawdzięcza.

Była klonem taty. Po nim miała tę silną osobowość i upór. Gdy jeździła na obozy w miejsca, w których on bywał wcześniej, wszyscy od razu ją poznawali. "Ty jesteś Skolimowska, prawda? Pozdrów tatę" – mówili.

Pomagał jej, jak tylko potrafił, załatwiał sponsorów. Gdy skończyła 18 lat, sama pojechała na spotkanie. Na miejscu dowiedziała się, że tata już wszystko ustalił. Wróciła do domu i mówi: "Koniec, tato. Od dzisiaj nie załatwiasz już żadnych moich spraw. Jestem dorosła i jak będę potrzebowała twojej pomocy, to cię ładnie poproszę. Jak tego nie zrobię, to nic nie rób".

Mąż był rozczarowany i niezadowolony. Nie do końca był przekonany, że to dobry pomysł. Bardzo to przeżył. "Zostałem odsunięty" – powiedział mi rozgoryczony.

Skoro już jesteśmy przy mężczyznach, to może opowie mi pani o Marcinie Rosengartenie, narzeczonym Kamili.

Z Marcinem to była zabawna historia! Poznali się podczas wywiadu, bo Marcin był dziennikarzem sportowym. Kompletnie się do tej rozmowy nie przygotował. Kamila wróciła do domu wściekła. "Z kimś takim to jeszcze nigdy nie miałam do czynienia. Jak można zadawać pytania o koniec kariery?" – mówiła.

Była taktowna, więc zaczęła powoli wycofywać się z tej rozmowy. Odpowiadała zdawkowo "tak" albo "nie", aż w końcu przerwała wywiad i sobie poszła. Rok później Marcin zadzwonił do niej znowu i poprosił o rozmowę. Nie pamiętała, jak się nazywał, więc się zgodziła. Umówili się w Galerii Mokotów, Kamila pojechała z przyjaciółką. Mówi: "Porozmawiam z nim, chwilę poczekasz, a potem pójdziemy na lody".

Kamila Skolimowska na igrzyskach w Pekinie, 2008 rok (Bartosz Bobkowski / AG)

Ciasteczkowe.

Jej ulubione. Marcin już czekał. Gdy wjeżdżały po schodach, Kamila go poznała. Mówi do przyjaciółki: "O nie, tylko nie on". Chciała zawrócić, ale było za późno, bo Marcin też ją zauważył. Zaczęła się rozmowa, przeprosił ją za poprzednią. Tym razem był dobrze przygotowany, świetnie im się rozmawiało. Ustalili, że jak Kamila zdobędzie kolejny medal, umówią się na kawę. I tak się zaczęło.

Kamila kazała Marcinowi przytyć, zanim zdecydowała się go wam przedstawić.

A on się zgodził i zaczął trenować jak szalony, przybrał 20 kg. Cóż, mój mąż wygląda, jak wygląda, nasz syn Robert ma prawie dwa metry wzrostu, siostrzeńcy podobnie. Marcin po paru miesiącach też się napakował. Kiedy go poznaliśmy, już nie był chucherkiem. Mąż, kiedy usłyszał o tej historii, bardzo się śmiał. Mówił, że to niepotrzebne, bo i tak przyjęlibyśmy Marcina do rodziny. To bardzo dobry człowiek. Pracowity, inteligentny, konsekwentny. Jego ojciec był taki skrępowany, gdy po raz pierwszy Kamila pojechała do nich do domu na święta! Marcin zapowiedział, że będą gościć sławną mistrzynię.

Zobacz wideo Patrycja jest mistrzynią świata w akrobacji szybowcowej

Przed wyjazdem do Portugalii Kamila kupiła działkę pod Warszawą, planowali z Marcinem wspólną przyszłość. Liczyła się z tym, że za parę lat może skończyć karierę sportową. Poszła więc do pracy w policji, żeby liczył jej się staż do emerytury. "Jeszcze tylko olimpiada w Londynie i koniec" – mówiła. Chciała założyć rodzinę, urodzić dziecko. Powtarzała: "Mamusiu, ty dbaj o swoje zdrowie, żebyś mi pomogła wychować dzieci".

Kamila zmarła nagle na zgrupowaniu polskich lekkoatletów w Portugalii w lutym 2009 roku.

Marcin od razu tam poleciał, gdy tylko dowiedział się, że Kamila trafiła do szpitala. My z mężem nie byliśmy w stanie. Największą traumą był dla mnie wyjazd na lotnisko po trumnę Kamili. Dotąd zawsze, jak wracała, jechałam ją przywitać kwiatami. Do tej pory nie mogę się pogodzić, że mnie przy niej nie było. Że umierała sama, przestraszona.

Teresa Wenta i Robert Skolimowski pobrali się 17 września 1977 roku. On miał 21 lat, ona - 19 (Adam Stępień) , Teresa i Robert Skolimowscy ze zdjęciem córki (Adam Stępień)

Po śmierci Kamili serce pękło mi na pół. Nie wiedziałam, jak mam dalej żyć. Nie mogłam spać, nie mogłam jeść, nie mogłam myśleć. Musiało minąć sporo czasu, zanim przestałam robić sobie wyrzuty. Firma, w której pracowałam, zapłaciła mi za terapię u psychologa. To mi pomogło. 

Kamila miała wcześniej problemy ze zdrowiem?

Opowiem pani, jak to było. Na igrzyskach w Pekinie w 2008 roku niespodziewanie zemdlała. Nic nam jednak nie powiedziała. Po powrocie do Polski zaczęła się źle czuć. Miewała duszności, nie mogła oddychać. Lekarze sprawdzali, czy to może alergia, poszła też do pulmonologa, ale nikt nie wiedział, co jej jest. Niczego nie wykazywały też badania w kadrze narodowej, które przechodziła co trzy miesiące.

Mąż załatwił jej kompleksowe badania w szpitalu na Szaserów. Miała na nie iść po powrocie ze zgrupowania. Kiedy dostaliśmy informację, że Kamila zasłabła na treningu, mąż zadzwonił do jej lekarza w Portugalii i powiedział, żeby dał jej dużo aspiryny. Podejrzewał, że to może być zator. Ale było już za późno.

Prokurator zarządził sekcję zwłok, żeby wykluczyć doping.

Wszystkie lekarstwa Kamila zawsze uzgadniała z lekarzem. Nie chciała stracić medali. Zresztą często ją badano, kontrole przyjeżdżały nawet w nocy, do domu. Podobnie było na obozach sportowych.

Kamila miała trzy sekcje. Żadna nie wykazała w jej organizmie ani odrobiny z 60 niedozwolonych substancji. Przyczyną śmierci był zator. I to prawdopodobnie już drugi, bo pierwszy miała w Pekinie. A do tego zawał serca.

Kamila Skolimowska na mistrzostwach świata w Finlandii, 2005 rok (Damian Kramski / AG)

Miała zaledwie 26 lat.

Mój tata zmarł w wieku 38 lat, ja miałam pięć. Dokładnie tego nie pamiętam, ale babcia przez resztę życia powtarzała, że największym nieszczęściem dla rodzica jest przeżyć własne dziecko.

Mąż, który jest silniejszy niż ja i mocno stąpa po ziemi, bardzo mnie wspierał, ale i jemu było potwornie ciężko. Wspólnie szukaliśmy swojego sposobu na przeżycie żałoby i postanowiliśmy założyć fundację, bo Kamila kochała pomagać innym.

Fundacja Kamili Skolimowskiej pomaga kontuzjowanym sportowcom, organizuje też memoriał jej imienia. Pani mąż jest jej prezesem, a Marcin Rosengarten – dyrektorem.

Marcin bardzo przeżył śmierć Kamili. Nie mógł się pogodzić z tym, że odeszła. Parę lat temu powiedziałam mu: "Dziękuję ci, że robisz tyle rzeczy dla Kamili, że wciąż z nami jesteś. Ale będę bardzo szczęśliwa, jeżeli i ty będziesz szczęśliwy".

Bardzo się ucieszyłam na wieść, że Marcin niedawno się zaręczył. Ma piękną narzeczoną, też sportsmenkę.

Kamila zmarła ponad 12 lat temu. Czy prowadzenie fundacji jej imienia nie sprawia, że państwo wciąż przeżywają śmierć córki?

Jestem pewna, że ta fundacja nas uratowała. Bez niej byłoby nam bardzo ciężko. Kamili już z nami nie ma, ale dzięki fundacji czujemy, jakby wciąż była. Kultywujemy jej pamięć.

Kamila z mamą i starszym bratem (Adam Stępień)

Gdy zaczynaliśmy, chcieliśmy przeznaczyć na licytację złoty olimpijski medal Kamili, jednak Polski Komitet Olimpijski się nie zgadzał. W końcu zdecydował, że przejmie medal i umieści go w swoich zbiorach, a nam dał 200 tys. złotych. Z tych pieniędzy stworzyliśmy pierwszy fundusz pomocy. Dziś czerpiemy środki z licytacji przedmiotów, które przekazują nam sportowcy.

Rozmawiamy w mieszkaniu Kamili na warszawskim Gocławiu. Jest pełne jej zdjęć, medali i pucharów.

To trzypokojowe mieszkanie Kamila dostała w 2003 roku od miasta za medal olimpijski. Ogromnie się cieszyła. Tak, jak je urządziła wtedy, tak wygląda ono dziś. Ja pilnowałam robotników i jej pomagałam. Kamila mieszkała w nim tylko przez trzy miesiące, bo wprowadziła się tuż przed wyjazdem do Portugalii. Po jej śmierci okazało się, że w pewnym sensie jakbym urządzała je dla siebie.

Przez pół roku po śmierci Kamili nie potrafiliśmy tu przyjść. Aż którejś nocy mi się przyśniła. Ucieszyła się na mój widok i mówi: "Mamuś, nareszcie do mnie przyjechałaś. Zobacz, ja siedzę w fotelu i czekam, kiedy będziesz i napijesz się ze mną kawki. Tyle czasu nie rozmawiałyśmy". Kamila śniła mi się wcześniej wiele razy, ale ten sen był tak realny, że przebudziłam się i zaczęłam płakać. Rano powiedziałam mężowi, że już czas, żebyśmy pojechali do mieszkania córki.

Kilka miesięcy później, pod koniec października 2009 roku, się tu z mężem przeprowadziliśmy. Nawet nie przypuszczałam, że będzie mi tutaj tak dobrze. Okazało się, że to moje miejsce, że wokół mam Kamilę.

Kamila Skolimowska na mistrzostwach Europy w Monachium, 2002 rok (Małgorzata Kujawka/AG)

Zdarza się coś jeszcze, co odbiera pani jako znaki od Kamili?

A jak! Chodzimy razem z Kamilą na grzyby do lasu, gdy wyjeżdżamy z mężem na naszą działkę za miastem. Mówię: "To co, Kamila, idziemy? Zbieramy grzyby?". I zawsze trafiają mi się same ogromne prawdziwki.

Kamila tak szybko przez to życie przeleciała, tak intensywnie. Kiedyś mi powiedziała: "Wiesz, mamusiu, ja to bym swoim życiem mogła obdzielić kilka osób".

Najnowsze wiadomości, poruszające historie, ciekawi ludzie - to wszystko znajdziesz na Gazeta.pl

Teresa Skolimowska. Mama Kamili, lekkoatletki uprawiającej rzut młotem, najmłodszej polskiej mistrzyni olimpijskiej. Mieszka w Warszawie.

Książkę "Kama. Historia Kamili Skolimowskiej" można kupić w Kulturalnym Sklepie oraz w Publio.pl.