Rozmowa
Almond mom powie: 'nie jedz za dużo', 'lepiej weź sałatę', 'jesteś pewna, że chcesz to zjeść', 'słodycze tylko raz w tygodniu' (BEATA ZIEMOWSKA/Agencja Wyborcza.pl_)
Almond mom powie: 'nie jedz za dużo', 'lepiej weź sałatę', 'jesteś pewna, że chcesz to zjeść', 'słodycze tylko raz w tygodniu' (BEATA ZIEMOWSKA/Agencja Wyborcza.pl_)

Myślałam, że pokolenie dzisiejszych mam małych dzieci i nastolatek wyhamowuje z kultem odchudzania, a tu się almond moms, czyli migdałowe matki, objawiają.

Coś ty! Ani następne pokolenie, ani kolejne, ani jeszcze kolejne nie przestanie koncentrować się na wyglądzie. Nie skończymy skupiać się na ciele jako na wartości, na dietach, ustawianiu szczupłości w centrum. A przekaz jest jasny i migdałowe matki go wysyłają całymi sobą: jeśli jesteś większa, grubsza, więcej ważysz i inaczej wyglądasz niż wzorzec pokazywany w social mediach, to jesteś mniej ważna, mniej widoczna i mniej osiągniesz.

Jakie są almond moms i co je różni od ich matek?

To kobiety wywierające wpływ głównie na córki, żeby te spełniały ich oczekiwania dotyczące szczupłej sylwetki. Same także ograniczają się w jedzeniu i intensywnie ćwiczą. Presja na szczupłość w ich przypadku jest inaczej opakowywana – jako troska o zdrowie i dobre samopoczucie bardziej niż po prostu ciśnienie na odchudzanie się, które ma już łatkę niezdrowego.

Za czasów naszych rodziców zdrowie nie było aż tak promowane. Teraz zdrowy styl życia to jest mus. W kręgach fit krzywo patrzy się na jedzenie chipsów, picie słodkich napojów.
embed

Przed naszą rozmową widziałam na Instagramie filmik pani dietetyk, która mówiła, że nie ma czegoś takiego jak normalizacja i harmonia, że nie można być na "zdrowej diecie" i sobie "pozwalać na małe przyjemności", bo to jest oszukiwanie się. Pani ma ponad 130 tys. obserwujących i sprawi, że jakaś młoda dziewczyna nie zje batona, bo cukier, frytek – bo tłuszcz. My miałyśmy ziemniaki, kotleta i mizerię i się je jadło. Nikt z telefonu nie krzyczał, że to jest niezdrowe, że trzeba jeść osobno, piec, zamiast smażyć. Nasze pokolenie milenialsów od pokolenia rodziców odróżnia dostęp do różnych informacji i intensywność, z jaką się z nimi spotykamy.

Weekend może być codziennie - najlepsze reportaże, rozmowy, inspiracje>>

Mam nadzieję, że nie jestem migdałową mamą. Mam filtr w głowie i sito w gardle. Bardzo pilnuję mojej strony rodziny, a mój mąż swojej, żeby nie krytykowano wyglądu, nie gadano o dietach, o kaloriach, spalaniu, zapuszczeniu się, ciasnych sukienkach, znajomych, co "wrzuciły"...

...koleżankach, które się "konkretne zrobiły". Bardzo słusznie chcesz przerwać krąg dietetycznych opowieści. Współczesne młode kobiety, matki, patrzą na ciało przez pryzmat tego, jak były wychowywane, jaki przekaz miały w domu. To jest na poziomie wdrukowanych skryptów, podświadome.

Almond mom powie: 'nie jedz za dużo', 'lepiej weź sałatę', 'jesteś pewna, że chcesz to zjeść', 'słodycze tylko raz w tygodniu', 'chcesz wyglądać jak pani X i jej córka Y?', 'cola, serio?!', 'musisz spalić tego batonika'.

Migdałowa mama pójdzie na lody, ale sama ich nie zje, bo jest na diecie. "Pozwoli" sobie na ciasto, ale pod warunkiem, że następnego dnia nie zje kolacji. To jest ciągłość zachowań i ich nadmiarowość.

Dzieciom almond moms od dziecka było im coś zabraniane, jedzenie czegoś słodkiego - ograniczane lub wypominane (Fot. Tomasz Pietrzyk / Agencja Wyborcza.pl)

Taka mama nieustająco sprawdza, patrzy, ogranicza, odmawia. Nie da dokładki, analizuje skalę centylową, wytyka, że spodenki piją, porównuje, zwraca uwagę na figurę, wagę, obwody. Ten przekaz wzmacnia także mowa ciała – te uniesione w dezaprobacie brwi, ściągnięte usta, kręcenie głową. Migdałowe mamy źle się czują we własnym ciele, a dzieci stają się ich przedłużeniem. Wygląd dziecka świadczy o matce, ona nie chce, żeby dziecko było grube, niewysportowane.

Jeśli dobrze rozumiem, almond moms jako zjawisko wypłynęły na TikToku na zasadzie krytyki. Zostały namierzone, scharakteryzowane i poddane grillowaniu przez własne dzieci. Czyli ich córki są świadome tego, co mamy robią. I jak reagują?

Oznaczają hashtagiem #almondmom i znajdują inne dziewczyny w podobnej sytuacji, tworzą grupę, w której mogą to obśmiać. Ale pamiętajmy, że obśmianie to najprostszy dostępny sposób radzenia sobie z emocjami. Rzadko kiedy dziewczyny mają świadomość tego, że jest to pewnego rodzaju krzywda, i o tym mówią, częściej starają się to ukryć.

Pierwszą almond mom jest Yolanda Hadid, matka topmodelki Gigi Hadid. Jej córka mimo wszystko zrobiła karierę. Czy byłaby tu, gdzie jest, bez kontroli i ukierunkowania matki, nie wiadomo. Może więc pojawić się myślenie, że almond mom – choć restrykcyjna – dba o dziecko, chce tylko jego dobra.

Córki bardziej świadome starają się mieć większy wpływ na same siebie. Wynikać to może z charakteru, rozwoju osobowości danej dziewczyny. Mówimy tu o kobietach, ale podkreślmy, że synowie też tego doświadczają. A niektóre tego typu zachowania mogą być traktowane jak przemoc wobec dziecka.

Za czasów naszych rodziców zdrowie nie było aż tak promowane. Teraz zdrowy styl życia to jest mus. (Fot. Eliza Oleksy / Agencja Wyborcza.pl) , Wcześniejsze pokolenia nie słyszały tyle o zdrowiu. Dzieci jadły, co stawiali przed nimi rodzice (Fot. Przemysław Skrzydło / Agencja Wyborcza.pl)

A są takie córki, które mówią mamie: Odczep się ode mnie i od mojego ciała?

Tak, bo mamy wbrew pozorom dużo świadomych młodych osób. Tak mówią zazwyczaj nastolatki około 17. roku życia, które często chorują już na zaburzenia odżywiania. I to one stawiają się w gabinetach psychoterapeutów.

Wspominają, że od dziecka było im coś zabraniane, jedzenie czegoś słodkiego – ograniczane lub wypominane. Były krytykowane, umiejscawiane na tle innych dziewcząt, komplementowane na zasadzie "taka jesteś ładna, ale buzię masz okrąglutką". To było wbijanie im małych szpil, które głowa zapamiętała.

Potem patrzą na siebie w lustrze i widzą tylko to, co im zostało wytknięte, i zaczynają pracę nad sobą, żeby dorównać ideałowi i zadowolić mamę. Migdałowe matki post factum tłumaczą, że chciały dobrze.

To często kobiety robiące karierę, niemające czasu na zwyczajne bycie z dzieckiem: rozmawianie, tłumaczenia. Mojej córce zdarza się do mnie podejść i powiedzieć: Ale masz duży brzuuuuch – większy od mojego!

I jak reagujesz?

Mówię jej: Mam taki brzuch, tak, jest większy od twojego. Brzuchy mają odmienny wygląd, super, że się różnimy w kwestii brzuchów. I już. Nie kontynuuję, nie wybucham urażona "jak to duży brzuch?!". Reakcja powinna normalizować różnorodność.

Można dbać o siebie, dobrze się odżywiać, uprawiać sporty, ale nie nakazywać tego wszystkiego dzieciom (Fot. Renata Dąbrowska / Agencja Wyborcza.pl)

Co robi dziecko takiej matki?

Albo zamknie się w sobie, pójdzie w agresję, albo będzie chciało być takie jak mama, czyli najważniejsza osoba w jego życiu. Zje tę sałatkę i może nawet mniejszą porcję, niż mama nałożyła.

Takie zachowania krzywdzą.

Odzierają dziecko z tożsamości i pozbawiają chęci jedzenia. Bo "Agatka i Zosia mogą jeść wszystko, a ja nie". To kształtuje osobowość, nawyki. Oczywiście zdrowe przyzwyczajenia są ważne, ale ważny jest balans. Przez jego brak wprowadza się dzieci w zaburzenia odżywiania: anoreksję, bulimię, objadanie się. Oprócz tego obniża się ich poczucie wartości – no bo coś jest ze mną nie tak.

Niby chodzi tylko o wygląd, ale myślenie o nim przekłada się na inne dziedziny życia i dziecko jest bardziej nieśmiałe, ciężko mu się wybić, zaczyna jeść po kryjomu, bo przy mamie nie zje, a ma ochotę – jedząc, radzi sobie z emocjami.

To mnie zastanawia, bo papierki po cukierkach i czekoladkach znajduję pod łóżkiem mojej córki i w kieszeniach jej ubrań oraz plecaka. Łudzę się, że nie zajada emocji, tylko kocha cukier i wysoko smakowite produkty.

Znajdujesz te papierki i co się dzieje dalej?

Nic się nie dzieje, wyrzucam je. Czasami proszę, żeby nie kitrała resztek jedzenia w pokoju, bo się robaki zalęgną. Nie krzyczę, bo wtedy by się po prostu zaczęła lepiej kryć, a wcale nie przestała upajać smakiem.

W krzyczeniu padają wyrzuty: "tyle słodyczy, to niezdrowo", "będziesz gruba, chora", "nie zjesz obiadu, będzie kara"! W efekcie dziecko zaczyna się bać, jeść nie przestaje, bo mu to sprawia przyjemność. Jedzenie jawne oznacza zdenerwowanie, nakrycie też. Jaki wniosek? Trzeba się zacząć lepiej kamuflować.

Jedzenie jawne oznacza zdenerwowanie, nakrycie też. Jaki wniosek? Trzeba się zacząć lepiej kamuflować (BEATA ZIEMOWSKA / Agencja Wyborcza.pl)

Moja córka też kocha słodycze, tak po prostu. To jest u dzieci normalne. Warto wykazać się zrozumieniem, ustalić zasady – nie przed posiłkami, nie zamiast posiłków. Edukować, wyznaczać granice, rozmawiać. Nie oferować zamiast słodyczy migdałów czy kazać bilansować zjedzonych kalorii mniejszą kolacją albo spaleniem ich w ruchu. Rozmowa z dzieckiem, komunikacja, która budzi zaufanie i bezpieczeństwo, to podstawa. Jeśli słodycze są ważne dla dziecka, niech będą, ale niech dłużej myje zęby, żeby nie mieć próchnicy.

Widzę, że duży nacisk jest kładziony teraz na różnorodność, ciałoczułość, normalizację wszelkich kształtów. Nastolatki noszą crop topy, pokazują różne brzuchy. Mają pupy, biodra, biusty. Wyglądają tak, jakby akceptowały siebie.

Mówisz o bańce i o pozorach. Masz do wyboru dwa przekazy: kult szczupłości oraz będące na drugim biegunie stawianie na akceptację, ciałożyczliwość. Postawa mówiąca, że posiadanie brzucha takiego, jaki się ma, jest w porządku, i pokazywanie go jest sposobem myślenia i bycia mniejszości. Co więcej, jest także pozorem akceptacji, bo bywa zwyczajnie zakrywaniem kompleksów tych dziewczyn. Tak naprawdę nie wiemy, co im siedzi w głowach.

Jak jest w tej bańce? Miło i bezpiecznie?

W przypadku ciałożyczliwości grono zrzeszające ludzi o podobnej postawie to mały krąg. Nacisk na różnorodność jest przejawem postawy wolnościowej. Jestem wolna, mogę sobie pozwolić na to, żeby pokazywać brzuch, moje grono to akceptuje, wchodzę w to.

W ogóle inność jako sposób na wyróżnienie się jest teraz obecna w życiu młodych ludzi, jak w przypadku osób neuroróżnorodnych, z ADHD, zespołem Aspergera – nie ukrywają się, ale się akceptują.
Do wyboru są dwa przekazy: kult szczupłości oraz będące na drugim biegunie stawianie na akceptację, ciałożyczliwość (Fot. Agnieszka Sadowska / Agencja Wyborcza.pl) , Migdałowa mama je jak wróbelek, nie pozwoli córce zjeść tortu na urodzinach, choć inne dzieci jedzą, mówi, że przez to przytyje (Fot. Tomasz Stańczak / Agencja Wyborcza.pl)

Nie będąc szczupłą, do grupy szczupłych się nie dostanę, ale jak wejdę w nurt bycia wolną z takim ciałem, jakie mam, to się poczuję, że gdzieś przynależę. Jeśli rzeczywiście taką drogę wybrałam i akceptuję się w świadomy sposób, to super! Ale co, jeśli wchodzę w to, bo nie mogę być inna? Nie wiem, czy młode dziewczyny, młode kobiety debiutujące w dorosłości mają w sobie na tyle świadomości, żeby w ich przypadku była mowa o pierwszym scenariuszu.

Ale mają chociaż reprezentantki i szerszy odbiór rzeczywistości niż my jako nastolatki.

Tak mówisz, ale przekaz w domu rodzinnym się nie zmienia. Moja nieżyjąca już babcia, która mnie wychowywała, bardzo zwracała uwagę na swój i mój wygląd. Stawała przed lustrem i szczypała skórę na brzuchu, żeby "poprawić ukrwienie" – kobieta 70-letnia. Słyszałam, że może za dużo ważę, może mniej słodyczy bym jadała. Wpadłam w zaburzenia odżywiania, bo wygląd był istotny dla mnie, dla środowiska też – dzieci bywają okrutne, nieakceptujące.

Co odróżnia almond mom od matki, która po prostu ćwiczy i je zdrowo?

Matka, która nie jest almond mom, nie rozsiewa swoich pomysłów na resztę rodziny. Nie zagląda bliskim do talerzy, nie komentuje, nie krytykuje, ćwiczy dla siebie, dla silnego, zdrowego ciała, a nie 60 cm w talii. Ja jestem wegetarianką, a moje dzieci kochają mięso absolutnie. Cały czas mi podtykają pod nos kabanosy i parówki, żebym spróbowała. Wyjaśniam, dlaczego nie chcę. Nie wywieram na nie nacisku, żeby przeszły na moją stronę.

Mamy niealmondowe akceptują wybory dzieci, oczywiście w sensownych granicach (Fot. Tymon Markowski / Agencja Wyborcza.pl) , Jakaś młoda dziewczyna pod wpływem komunikatów z sieci nie zje batona, bo cukier, frytek - bo tłuszcz (Fot. Tomasz Stańczak / Agencja Wyborcza.pl)

Co więcej, dużo biegam, lubię długie dystanse, chodzę na siłownię, ale nikogo do niczego nie przymuszam. Migdałowa kobieta jest w kwestii diety i ćwiczeń zaburzona, nadmiarowa, ponad zdrowy rozsądek.

Można dbać o siebie, dobrze się odżywiać, uprawiać sporty, ale nie nakazywać tego wszystkiego dzieciom i patrzeć z wyrzutem, jeśli się nie stosują.

Mamy niealmondowe akceptują wybory dzieci, oczywiście w sensownych granicach. Kiedy moja córka ma pomysł zjeść czekoladowe wafelki przed śniadaniem, nie zgadzam się. Po śniadaniu – proszę bardzo.

Weekend może być codziennie - najlepsze reportaże, rozmowy, inspiracje>>

A jeśli cię nie posłucha i zje przed śniadaniem?

Powiem, że jest mi przykro, że nie zastosowała się do mojej prośby, i tyle. W przekazie nie będzie agresji, złości, krytyki, te słowa nie wywołają w dziecku strachu.

Po czym poznać, że być może przekraczamy granicę rozsądku i jesteśmy almondowym rodzicem – spożywczo przemocowym.

Słuchając i patrząc na reakcje dziecka, które będzie komunikowało, że nasze zachowanie jest dla niego krzywdzące. O ile oczywiście będzie miało tyle odwagi i siły. Może partner coś zauważy, przyjaciółka, znajoma powie: Sama jesz jak wróbelek, nie pozwalasz córce zjeść tortu na urodzinach, choć inne dzieci jedzą, mówisz, że przez to przytyje. To nie jest w porządku.

W social mediach pojawia się dużo treści namawiających do ciałopozytywności, do samoakceptacji, łagodności – być może one przebiją się przez algorytmy i także do nas dotrą, wywołując refleksję. Świetnie by było, gdybyśmy poszli głębiej i pomyśleli, do czego jest nam potrzebne, żeby nasze dziecko było szczupłe. Czy nie jest przedłużeniem naszych problemów, kompleksów. Bycie migdałową mamą ma poważne konsekwencje – może odbić się na dziecku w formie zaburzeń odżywiania i na relacji rodzica z dzieckiem.

Chodzenie na siłownię, jedzenie sałatek i picie koktajli definiuje nas, mówi o nas więcej niż tysiąc słów (Fot. Jakub Ociepa / Agencja Wyborcza.pl) , Ciało się zmienia: tyje, chudnie, starzeje się. Budowanie na nim wartości jest bardzo ryzykowne (Fot. Jakub Porzycki / Agencja Wyborcza.pl)
Mam poczucie, że takim skrajnym przypadkom migdałowych mam trudno dostrzec problem, bo one funkcjonują w systemie, nie widzą, że w takim działaniu jest coś złego. Nie chcą nic zaburzać, boją się, co się stanie, jeśli przytyją.

Ha, ale są świetne przykłady wybicia z systemu – Taylor Swift, Selena Gomez, Rihanna, Lana Del Rey, Patricia Kazadi, Ewa Farna – one mówią o tym, że nie da się mieć do końca życia sylwetki 15-latki, nie da się żyć w głodzie i reżimie ćwiczeń bezkosztowo.

Odpuściły i pokazują, że nasze ciało ma prawo się zmieniać, że nie jesteśmy tylko cyframi na wadze i centymetrze. To ważne, co jest naszą soczewką, lustrem, w czym się odbijamy. Jako terapeutka widzę drugie dno takich sytuacji. Znane twarze robią taki zwrot, bo wiedzą, że można, czują akceptację swoich fanów, bańki, w której się poruszają. Co jednak czują po wylogowaniu się z Instagrama, tego nie wiemy.

Selena Gomez (Shutterstock/DFree) , Lana Del Rey (Shutterstock/Kathy Hutchins) , Rihanna (Shutterstock/Fred Duval)
One są gwiazdami, ale też produktami medialnymi, skoro nie chcą czy nie mają siły spełniać wyżyłowanych oczekiwań, zmieniają swoją narrację.
Zobacz wideo Chodakowska wierzy w przemianę rysów twarzy poprzez dietę? "Ściema, ściema!"

Za dietetycznymi odszczepieńcami podąża rynek. Zamiast sztywnych staników z fiszbinami jest wysyp miękkich, bezszwowych. Ma być przede wszystkim wygodnie ciału. Kolekcje plus size, modelki plus size.

To jest moda, która pewnie przeminie, przyjdzie coś innego, zatoczy koło i wróci stare w zmienionej formie – ciało nie przestanie być w centrum.

Weekend może być codziennie - najlepsze reportaże, rozmowy, inspiracje>>

Widzisz kres kultury diety?

Nie. Póki jest tak mocny przekaz dotyczący kultu szczupłości, póki funkcjonujemy w świecie online sterowanym przez algorytmy, nic się nie zmieni. Chodzenie na siłownię, jedzenie sałatek i picie koktajli definiuje nas, mówi o nas więcej niż tysiąc słów. Psychoedukacja, równoważenie i przewartościowanie – to one wyznaczają kierunek dla zmiany. Nie tylko ciało jest ważne, ono nie jest wartością stałą, jak bycie empatycznym czy błyskotliwym. Ciało się zmienia: tyje, chudnie, starzeje się. Budowanie na nim wartości jest bardzo ryzykowne. Ale z drugiej strony mamy jedno ciało i powinniśmy o nie dbać.

Sonia Ziemba-Domańska jest psycholożką, neuropsychosomatolożką, psychoonkolożką, badaczką i psychoterapeutką (Archiwum prywatne) , Edukować, wyznaczać granice, rozmawiać. Nie oferować zamiast słodyczy migdałów czy kazać bilansować zjedzonych kalorii mniejszą kolacją albo spaleniem ich w ruchu (Fot. Przemysław Skrzydło / Agencja Wyborcza.pl)
Nie chodzi o to, żeby zawieszać karnet do klubu sportowego i zmieniać nawyki, ale pomyśleć, czy wysiłek, który wkładamy w pracę nad ciałem, jest dla wymarzonych obwodów, czy sprawności i siły, gdzie zgrabna sylwetka jest miłym bonusem.

Sonia Ziemba-Domańska. Psycholożka, neuropsychosomatolożka, psychoonkolożka, badaczka i psychoterapeutka w trakcie szkolenia psychoterapii integracyjnej Instytutu Psychologii Zdrowia. Kieruje Ogólnopolskim Behawioralnym Telefonem Zaufania Instytutu Psychologii Zdrowia. Na co dzień związana z Polsko-Japońską Akademią Technik Komputerowych. Jest mamą dwójki dzieci, żoną i pasjonatką biegania.

Ola Długołęcka. Redaktorka. Czujnie obserwuje ludzi i przysłuchuje się ich rozmowom. Chodzący spokój i zorganizowanie. Wieloletnia wielbicielka Roberta Redforda.