Rozmowa
Zbigniew Nienacki w swoim mieszkaniu. Kwiecień 1967 roku (Fot. Danuta B. Łomaczewska / East News)
Zbigniew Nienacki w swoim mieszkaniu. Kwiecień 1967 roku (Fot. Danuta B. Łomaczewska / East News)

Czytając "Skandalistę…", myślałam: Molenda poświęcił kawał życia, by opisać biografię Nienackiego, którego ewidentnie nie lubi!

Ma pani rację. Siadając do pracy nad tą książką, nie spodziewałem się, że autor "Pana Samochodzika" ma tyle za uszami i tyle za… slipami. Jako człowiek Nienacki bywał wręcz antypatyczny.

Życiorys bezsprzecznie miał niezwykle barwny. Jest tu wszystko: mnóstwo seksu, duże pieniądze oraz brudna polityka.

To materiał na bardzo ciekawy film! Pracowałem nad tą biografią ponad pół roku. Dzień w dzień po kilkanaście godzin. I pomimo że to było męczące, czasem aż mi było żal kończyć robotę, bo byłem tak zaciekawiony.

Powiedział pan, że Nienacki miał wiele za uszami i za slipami. Zacznijmy od tego, co miał politycznie za uszami. Od Ewy Połanieckiej.

Pod tym pseudonimem przepotworne paszkwile na "Warszyca" [Stanisław Sojczyński, założyciel antykomunistycznego Konspiracyjnego Wojska Polskiego, stracony w 1947 roku – przyp. red.] pisał. Spod jego pióra wyszło kilkadziesiąt tekstów, w których oskarżał działaczy antykomunistycznego podziemia o całe zło świata: mordy, gwałty, rabunki. Na bazie tych tekstów powstała później powieść "Worek Judaszów". Wszystko to pisał Nienacki na bezpośrednie zlecenie bezpieki.

AK jako "zapluty karzeł reakcji" – takie komunistyczne hasła były w tekstach, które Nienacki publikował w okresie stalinowskim w "Głosie Robotniczym", na porządku dziennym. To najobrzydliwsza rzecz, jaką w życiu zrobił.

Pomnik Stanisława 'Warszyca' Sojczyńskiego w Częstochowie (Fot. Grzegorz Skowronek / Agencja Wyborcza.pl)

Zrobił, ponieważ był ideowym komunistą i wierzył w to, co pisze, czy po to, by osiągać osobiste korzyści?

Z całą pewnością miłość do komunizmu odgrywała rolę. Szczególnie jako młodzieniec Nienacki był tą ideą zafascynowany. Jestem daleki od potępiania go akurat za to. Dziś łatwo jest komunistów oceniać i wyszydzać, ale tuż po wojnie to była atrakcyjna idea.

Oczywiście! W teorii pacyfistyczna. Niosąca obietnicę równości oraz godnego życie dla każdego.

Rzecz w tym, że według mnie dla Nienackiego bardziej liczyła się kariera niż wiara w komunizm.

Nienacki zapisał się do okrytego wyjątkowo złą sławą ORMO [Ochotniczej Rezerwy Milicji Obywatelskiej – przyp. red.].

Akurat w tym przypadku dlatego, że wierzył w ideę tej organizacji. Jako ORMO-wiec niespecjalnie robił coś złego. Walczył z piratami drogowymi. Z kłusownikami.

Tylko przyklasnąć.

Wielka szkoda, że nie spożytkował swojej energii i inteligencji w inny sposób. Nienacki tak bardzo chciał się przebić i wypłynąć jako literat, że zdecydował się sprzedać duszę diabłu.

Przed wprowadzeniem stanu wojennego władza ludowa sporządziła listę ludzi pióra, którzy wesprą ją w usprawiedliwieniu tego kroku. Nienacki znalazł się na niej z adnotacją: "Znany z zaangażowanej postawy politycznej po stronie władz".

On był zawsze chętny. I w stanie wojennym również ochoczo generała Wojciecha Jaruzelskiego, Wojskową Radę Ocalenia Narodowego oraz stan wojenny wspierał. Natomiast gdy wiatr zawiał w drugą stronę i nieuchronnie nadchodziła III Rzeczpospolita, próbował romansować z Solidarnością. Gdyby mu tylko na to pozwolono, nie mam wątpliwości, że stałby się pierwszym piewcą Lecha Wałęsy i Solidarności. Tylko że środowisko opozycyjne – mówiąc kolokwialnie – spuściło go po brzytwie. Nienacki był koniunkturalistą. I to dwustuprocentowym.

Opłacało mu się bycie pupilkiem PZPR?

Zdecydowanie tak. W tamtym czasie książka pisarza, który nie był wobec władzy spolegliwy – nawet jeśli się przebił przez cenzurę i gdzieś go łaskawie wydrukowano – przechodziła bez echa. A Nienacki mógł liczyć na poparcie towarzyszy dziennikarzy, a więc i na odpowiednie nagłośnienie swoich dzieł. Sam Jerzy Putrament – szycha niesamowita we władzach partii oraz szara eminencja Związku Literatów – go chwalił!

Miał więc zapewnionego i wydawcę, i duży nakład, i pieniądze. Pozwoliło mu to zrobić karierę oraz zapewniało komfort tworzenia. A że raz na jakiś czas musiał na zamówienie napisać jakiś paszkwil potrzebny partii czy bezpiece? No to pisał.

Powiedział pan, że nakłady jego książek były duże. One były gigantyczne! Erotyk "Raz w roku w Skiroławkach" sprzedał się w milionie egzemplarzy! Książki Olgi Tokarczuk biły takie rekordy dopiero wtedy, gdy została noblistką.

To faktycznie był fenomen. Legenda tej książki jest zresztą w moim pokoleniu żywa do dziś. Kiedy mówiłem temu czy innemu znajomemu, że pracuję nad biografią Nienackiego, od razu się pojawiał porozumiewawczy uśmieszek: "Aha! Skiroławki!".

Mam ambiwalentne odczucia w stosunku do mojego bohatera. Jako człowieka go nie lubię, ale muszę mu z niechętnym szacunkiem przyznać, że miał nosa. Potrafił wyczuć rynek, potrafił się zareklamować, a dzięki układom potrafił się też przebić.

Ze swoim erotykiem trafił Nienacki w dobry czas, kiedy władza postanowiła nieco poluzować śrubę stanu wojennego i odwrócić uwagę społeczeństwa od codziennych kłopotów. Cenzura potraktowała "Skiroławki" łaskawie i dzięki temu w kolejce, zamiast narzekać, że "masła za mało rzucili", Polacy z wypiekami na twarzy opowiadali, jak to kogut dobrał się do kobity. "Co ten Nienacki nawypisywał!".

Rocznica wprowadzenia stanu wojennego. Obchody w Krakowie. 2021 rok (Fot. Jakub Porzycki / Agencja Wyborcza.pl)

Jedna z najbardziej skandalizujących scen ze "Skiroławek" to opis aktu seksualnego Justyny i koguta. W efekcie przylepiono Nienackiemu łatkę "naczelnego pornografa partii". Kończąc wątek zaangażowania politycznego: Nienacki był tajnym współpracownikiem, który pod pseudonimem "Eremita" donosił na własne środowisko i brał za to pieniądze.

Sprzedawczyk pełną gębą! Po prostu. Bezpieka zdawała sobie sprawę, że jeżeli mu zapewni, czego chce, to będzie lojalny i usłużny. Nienacki nie miał skrupułów, by korzystać z profitów. Cokolwiek się działo nie po jego myśli, natychmiast wysyłał skargi do samej wierchuszki: Czesława Kiszczaka, Wojciecha Jaruzelskiego.

Skarżył się, że go milicjanci szykanują.

Wytykali mu, że nie dopełnił formalności skarbowych albo samochodu nie przerejestrował, bo tak faktycznie było. A jednak sprawy "towarzysza Nienackiego" były na najwyższym szczeblu rozpatrywane i w efekcie milicjant, który się go "czepiał" z powodu "wydumanych przyczyn", został przeniesiony na inną komendę. To najlepiej świadczy o pozycji, jaką Nienacki miał.

Pieniądze też miał. Ile zarobił na serii książek o Panu Samochodziku?

Dokładnie nie wiadomo. Na pewno był bogaty. Nie uzewnętrzniał tego w ten sposób, że wybudował sobie dworek albo nakupował nie wiadomo czego. Owszem, nabył dom w Jerzwałdzie, gdzie widok na jezioro jest tak piękny, że według mnie wart milion złotych, ale luksusów żadnych w tym domu nie miał. Żył w sumie skromnie.

Zadowalało go poczucie, że pieniądze są na koncie. Że jak ma kaprys pojechać do Zakopanego, to sobie jedzie. Jak ma kaprys kochance to czy tamto kupić, to kupi. Jak ma kaprys wyrwać jeszcze inną panienkę i przespać się w najlepszym hotelu, to się z nią w najlepszym hotelu prześpi. I żadna ekstrawagancja nie nadszarpnie jego budżetu. A proszę pamiętać, że on utrzymywał dwa domy: na Mazurach, gdzie mieszkał, oraz ten w Łodzi, w którym zostali jego żona i syn.

Kiedy jego syn Marek miał kilkanaście lat, Nienacki wyprowadził się z domu i związał z Alicją Janeczek, która również była wtedy nastolatką. Ona miała 16 lat!

Oboje twierdzili, że wtedy nie było seksu. Że dopiero potem. Ja w to wierzę. Nienacki miał tyle innych kobiet, że nie musiał się spieszyć.

Czesław Kiszczak w drodze do prokuratury. 1992 rok (Fot. Mirosław Noworyta / Agencja Wyborcza.pl)

Można by powiedzieć, że pisarz żył w podwójnie otwartym związku: jego żona Helena wiedziała, że jej mąż żyje w Jerzwałdzie z Alicją, a Alicja wiedziała, że Nienacki również ją zdradza z innymi kobietami.

Każda strona była świadoma, co to za układ. Kiedy Nienacki romansował z żoną leśniczego i leśniczy się o tym dowiedział i wywalił ją z chałupy, wtedy przez moment leśniczyna mieszkała w jednym domu z Nienackim i Alicją. Dopóki nie przysposobili jej mieszkanka przy szkole, bo to nauczycielka była. Alicja godziła się na liczne romanse Nienackiego, który sam o sobie mówił: "Byłem strasznym podrywaczem".

Chodziły plotki, że kochanek miał setki.

Opowiadał, że "na impotenta" to była jego niezawodna metoda podrywu. Każdej kobiecie mówił: "Nigdy mi nie wychodzi. Mogę tylko z tobą". Przechwalał się, że działało za każdym razem. Nie wykluczam, że Nienacki mógł być seksoholikiem, aczkolwiek sądzę, że te opowieści to był też element autokreacji.

Ale już to, że kiedy odwiedzała go na Mazurach żona, wtedy Alicja wyprowadzała się z domu, to nie była autokreacja, tylko fakt?

Zgadza się. Helena i Zbigniew pozostali przyjaciółmi. Żona mu kupowała koszule i różne prezenty. On jej również. Doradzali sobie zawodowo, wspólnie decydowali w sprawie syna, a i do Sopotu albo do Gruzji pojechali we dwoje na wczasy, jak mieli kaprys.

Nazwałem ich związek przezroczystym małżeństwem. Ono trwało, dlatego że było potrzebne do zachowania pozorów. Nie było jadu, który zazwyczaj się pojawia, kiedy się ludzie rozchodzą. Mąż i żona żyli sobie osobnym życiem, a jak z rzadka Nienacki mówił w wywiadach o sprawach prywatnych, to wyłącznie o żonie i synu, który został lekarzem.

O Alicji Janeczek Polska usłyszała dopiero po jego śmierci w 1994 roku, kiedy jeden z tabloidów opisał "wojnę wdów". Wcześniej pani Alicja była przedstawiana jako pomoc domowa, a nie oficjalna kochanka.

Po śmierci pisarza Helena i Alicja przez jakiś czas mieszkały razem w domu pisarza na Mazurach. "Wojna", czyli proces sądowy, wynikła dlatego, że Alicja niczego nie odziedziczyła, a bardzo chciała, by w Jerzwałdzie powstało muzeum Nienackiego.

Alicja Janeczek do dziś żyje Zbigniewem Nienackim. Jest mi jej strasznie żal. To musiała być potężna miłość, że godziła się na to wszystko, co się w jej związku z Nienackim działo. Często w miłości jest tak, że jedno całuje, a drugie się do pocałunku jedynie nadstawia. W tym przypadku całowała Alicja. Wielbiła Nienackiego, a on uwielbienia łaknął.

Jerzwałd. Tu żył i tworzył Zbigniew Nienacki (Fot. Tomasz Stańczak / Agencja Wyborcza.pl)

Najlepszym dowodem jest to, że kiedy "Dziennik Pojezierza" podał informację, że być może zostanie nominowany do literackiego Nobla, i zapytano, czy się tego spodziewał, odpowiedział, że owszem!

Ja bym się z niego tak do końca nie śmiał. Z Noblem mu nie wyszło, ale jako pisarzowi bardzo mu wyszło. Kluczowe było to, że Nienacki sam sobie nieustannie podnosił poprzeczkę. Osiągnął sukces z samochodzikami. "Skiroławki" także były sukcesem. Jak by na to nie patrzeć, chłop przeszedł do historii literatury polskiej i nikt i nic go z tego kanonu nie wymaże.

Jednak pretendowanie do Nobla jest dowodem na niezwykle wybujałe ego.

Ja go w sumie rozumiem. To ego pozwoliło mu się utrzymać na powierzchni. Warszawa zawsze go wyśmiewała. To, że on ich wyśmiewał, to insza inszość. Rzeczywiście śmiał im się w nos na Targach Książki, na których do niego tasiemcowe kolejki się ustawiały, a do uznanych twórców – opiewanych przez warszawskich krytyków – żywej duszy. Te chwile to była jego satysfakcja i nagroda.

Irena Kwiatkowska radziła Arturowi Barcisiowi, by w komedii grał tak samo jak w dramacie, tylko poważniej.

A Nienacki wyznawał zasadę Maksyma Gorkiego, że dla dzieci trzeba pisać tak jak dla dorosłych, tylko lepiej. Niesamowicie Nienackiego wkurzało, kiedy dziennikarze, którzy przeprowadzali z nim wywiady, bagatelizowali segment literatury młodzieżowej. "Prosty schemat?! To dlaczego innym pisarzom nie wychodzi, skoro to takie proste" – zżymał się.

Bardzo ciekawe jest to, co pan pisze o podbudowie teoretycznej twórczości Nienackiego, który w Zygmuncie Freudzie zaczytywał się jako 12-latek, a motyw Tomasza z "Pana Samochodzika" zaczerpnął z esejów Carla Gustava Junga o archetypach. "W ludzkiej podświadomości jest zakodowany pewien rodzaj tęsknoty za wciąż zwycięskim bohaterem bez skazy" – mówił Nienacki. Czyli za superbohaterem.

Tak jest. Nienacki przeczytał kanon zachodniej literatury młodzieżowej – Juliusza Verne’a, Karola Maya i innych – i przeniósł ich patenty w przaśne realia PRL-u. Rzeczywiście schemat jest prosty: niepozorny bohater, który na początku dostaje po uszach, ale na końcu – na przekór wszystkiemu – zawsze wygrywa. Czytelnik się utożsamia z Tomkiem, którego na szosie wszyscy wyprzedzają, a na końcu jak depnie 240 na godzinę… A i po jeziorze swoim samochodem popłynie! O to chodzi! Czytam, utożsamiam się i czuję satysfakcję. Razem z Panem Samochodzikiem czuję się dumny i zadowolony.

Jarosław Molenda (Fot. Karolina Gajcy)

Wynotowałam takie zdanie z pańskiej książki: "Nienacki, także ustami Pana Samochodzika, wielokrotnie przekonywał, że przygodę można znaleźć wszędzie, tylko trzeba umieć ją przeżyć. Ten, kto potrafi patrzeć, ma ciekawość świata, ludzi, znajdzie ją wokół siebie. Przygodą może być spotkanie z ciekawą książką, interesującym człowiekiem, przygodą mogą być sprawy innych ludzi. A więc nawyk rozglądania się – to warunek pierwszy. Drugi i najważniejszy – to wiedza". To jest niezwykle inspirujące i mądre.

Bez wątpienia. Dlatego właśnie powiedziałem, że żywię wobec Nienackiego uczucia ambiwalentne. Z jednej strony można by powiedzieć "podła świnia", a z drugiej strony to naprawdę nie był głupi facet. Wyprzedzał swoją epokę. Miał nowatorskie podejście do pracy literata.

To znaczy?

Przede wszystkim czytał wszystkie listy od czytelników. Jego samouwielbienie się z pewnością wtedy spełniało, ale przede wszystkim to był sposób na rozeznanie, jak wygląda rynek. Co interesuje czytelników, a co ich nudzi. Krytyków, którzy go w większości wkurzali, nie słuchał. Tym bardziej że uważał się za mądrzejszego od nich. On pisał dla czytelnika i pod czytelnika. Pisał to, co chciano czytać. Lektura listów pozwalała mu dogłębnie analizować, na jaką fabułę jest zapotrzebowanie. Co zrobić, żeby "Pan Samochodzik" był jeszcze atrakcyjniejszy?

Nienacki miał więc nie tylko talent literacki, ale też wyczucie rynku i talent marketingowy. A jaki był prywatnie? 

Powiem tak: mnie jest go po ludzku żal. Jak się z boku popatrzy na jego życie, to miał wszystko: sławę, pieniądze, kochanki, tymczasem kiedy w jednym z wywiadów dziennikarz go zapytał o to, czy jest szczęśliwy, odpowiedział: "Bywa".

Nieustannie toczył wojnę z krytykami. Miał żal, że nie był traktowany poważnie jako literat, bo rzeczywiście literatura młodzieżowa w tamtych czasach nie była traktowana poważnie. Dziś zresztą również nie jest.

Zobacz wideo Kwaśniewski o stanie wojennym: Rozumiem decyzję Jaruzelskiego. Z domu wyniosłem absolutny brak zaufania do Rosji

Ja pytam, jaki był prywatnie, a tutaj znowu wyskakuje literat.

Nie przez przypadek. Pisarstwo to było jego życie.

A jak pan myśli, co by Nienacki powiedział o książce, którą pan o nim napisał?

Był wymagający, więc myślę, że by powiedział: Molenda, odwaliłeś kawał dobrej roboty, ale trochę rzeczy zdałoby się poprawić.

Weekend może być codziennie - najlepsze reportaże, rozmowy, inspiracje >>

Jarosław Molenda. Członek Stowarzyszenia Dziennikarzy Rzeczypospolitej Polskiej, jego teksty ukazywały się m.in. na łamach "Focus Historia", "Dookoła Świata", "Gazeta Wyborcza. Ale Historia", "Globtroter", "Mówią Wieki", "Odkrywca", "Rzeczpospolita. Plus Minus", "Wiedza i Życie", "Voyage". Członek kolegium redakcyjnego "Encyklopedii geograficznej świata". Autor 50 książek, odznaczony przez Prezydenta Rzeczypospolitej Srebrnym Krzyżem Zasługi za propagowanie historii Polski oraz medalem Zasłużony dla Kultury Polskiej przyznanym przez Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego.

Anna Kalita. Fascynują ją ludzie i ich historie oraz praca, która pozwala jej te historie opowiadać. Kontakt do autorki: anna.kalita@agora.pl.