
Rozmawiamy w trzecim tygodniu stycznia. Obawiam się, że spora grupa osób, które postanowiły sobie: "W nowym roku rzucę alkohol", już się złamała.
O, na pewno! Napisałam doktorat na temat decyzji życiowo doniosłej. Tylko kilka, dosłownie kilka razy w życiu podejmujemy decyzje, które zaważają na całym naszym życiu.
Być alkoholiczką czy alkoholikiem i wyjść z nałogu – to chyba powinna być taka decyzja.
Tak. Na to, czy ona stanie się życiowo doniosłą, wpływa wiele czynników. Zbadałam i opisałam kilkadziesiąt, a najważniejsze są dwa: świadomość samostanowienia, co oznacza, że nie ktoś inny chce bądź normy obyczajowe dyktują, bym postąpiła tak, a nie inaczej, ale ja tego chcę. A druga kwestia dotyczy tego, że wiem, jak to zrobić. Potrafię!
Zawsze mówiłam pacjentom: przyszliście na terapię, czyli pozytywnie odpowiedzieliście na pytanie: czy mam problem z piciem? Jednak drugie pytanie – dużo trudniejsze – brzmi: jak przestać pić?
Gdyby to było proste, człowiek brałby instrukcję i zmieniał styl życia: nie trzymał w domu alkoholu, a za znajomych miał wyłącznie abstynentów.
Nie wystarczy.
Przyjdzie taki wieczór, kiedy człowiek pójdzie do sklepu i sobie ten alkohol kupi. Ponieważ zagrożenie przychodzi z wewnątrz. Ponieważ nie potrafi sobie poradzić z całą masą rzeczy: samotnością, tęsknotą…
Ponieważ alkoholik alkoholu pragnie i alkohol kocha.
O właśnie! Pamięta uczucie euforii, ulgi czy wręcz nirwany, które towarzyszy piciu, i pragnie znowu to poczuć.
Alkoholizm to jest bardzo złożony nałóg.
Część uzależnionych na pytanie, jak to zrobić, żeby nie pić, odpowiada: "Zaszyję się!". Krajowe Centrum Przeciwdziałania Uzależnieniom nie ma danych odnośnie do sprzedaży disulfiramu – jak się dziś nazywa esperal – jednak ogłoszeń w internecie jest wiele. A ostatnio pośród eleganckich warszawskich apartamentów zauważyłam klinikę z ofertą: Wszywanie esperalu. A zatem to nie jest siermiężny relikt PRL-u, lecz wciąż popularna metoda.
Ponieważ nie wymaga od alkoholika czy alkoholiczki niczego. To jest metoda: będziesz się bał, więc nie będziesz pił. Identyczną zasadę stosuje się między innymi w tresurze zwierząt. Jak pies skacze na stół i dostaje lanie, to – w zależności od poziomu jego inteligencji – po kilkunastu lub kilkudziesięciu razach sobie przyswoi, że jak będzie skakał, to będzie bity, a więc przestaje skakać.
Weź udział w aukcji dla WOŚP i wylicytuj kapitalne rzeczy! [WSZYSTKIE AUKCJE]
Bardzo to jest prymitywne.
Identyczną tresurę stosuje rodzic, który mówi: "Jak dostaniesz dwóję, to ci dam lanie".
Najgorsza metoda wychowawcza, a jednak w Polsce dzieci są wychowywane głównie poprzez karanie. To wszystko jest element większej całości. Wiara katolicka w dużej mierze opiera się przecież na lęku. Przed piekłem i wiecznym potępieniem.
Proszę zobaczyć: w Polsce są napisy "Nie śmiecić!", a w Niemczech na koszu jest uśmiechnięta buźka "Dziękuję, że dbasz o czystość w parku". Widziałam, jak dzieci zbierają papierki i biegną je wyrzucić. U nas się mówi "Palenie wzbronione", we Francji – "Prosimy nie palić". Metody! To są inne metody. W Polsce za deptanie trawnika można dostać mandat.
Zakaz! Zapowiedź sankcji! Zapowiedź kary! A ostatnio słyszymy wręcz o drakońskim zaostrzaniu kar.
A wracając do esperalu…
To jest środek, który niczego nie załatwia. Niczego nie leczy. Nie chroni przed piciem.
Moi pacjenci opowiadali, że mieli wszytych nawet 16 esperali. Za pierwszym razem bali się trzy miesiące, ale za każdym następnym – coraz krócej. Aż dochodzili do momentu, że pili następnego dnia po wszywce.
Esperal wynalazł w 1945 roku – przez przypadek, próbując na sobie substancję, która miała chronić przed pasożytami – duński lekarz Erik Jacobsen. Po zażyciu substancji wypił piwo i poczuł się fatalnie: serce mu waliło, miał trudności ze złapaniem oddechu, zalała go fala gorąca. To miało być remedium!
Bzdury! Aż żal czasu, który poświęcamy dziś na rozmowę o esperalu. Na palcach jednej ręki można policzyć kraje na świecie, w których jest legalny. To jest oczywiście Rosja, Ukraina, Polska…
RPA.
I na tym koniec. Kiedyś wygłaszałam referat na sympozjum dla psychiatrów i powiedziałam, że lekarz, który wszywa esperal człowiekowi uzależnionemu od alkoholu, potencjalnie go zabija. Jak można komuś, kto nie panuje nad tym, czy pije, czy nie – a na tym przecież ten nałóg polega – wszyć środek, który pod wpływem alkoholu może go doprowadzić do zapaści, poważnego szoku organizmu czy wręcz śmierci?
Słysząc to, jeden z uczestników spotkania wstał: "Koleżanko! Pani jest wobec nas nielojalna!". "Lekarz jest w tej sytuacji potencjalnym mordercą" – odpowiedziałam.
To dokładnie tak, jakby dać dziecku do zabawy odbezpieczony i naładowany pistolet.
Alkoholik nie wie przecież, jak to zrobić, żeby nie pić. A esperal nie zmienia jego świadomości, nawyków, nie zmienia niczego. Powoduje wyłącznie strach. Jedno jest pewne: gdyby esperal był refundowany, żaden lekarz by go nie wszywał, bo nie można byłoby na tym zarobić tak dużych pieniędzy jak dziś.
Na studiach medycznych uzależnieniom nie poświęca się nawet 10 minut, dlatego lekarze tych problemów często nie rozumieją, nawet gdy sami wpadają w nałogi.
Alkoholicy oraz ich bliscy – bo to bliscy często za tę usługę płacą – również się na tym nie znają. Chcą rozwiązać problem. Więc "się zaszywają".
Powtórzę: znam osoby, które wszywały sobie esperal kilkanaście razy. I w ten sposób udawało im się przez kilka miesięcy nie pić. Tylko na ogół okres wymuszonej abstynencji był dla nich udręką. A przy tym disulfiram też niszczy wątrobę.
Nawet taki "nieprzepity", mówiąc brzydko?
Tak. Ponieważ to jest przecież toksyna.
Michał Wiśniewski opowiedział publicznie o tym, że regularnie się zaszywa, potem przez kilka dni pije i znowu się zaszywa. To, że pani jest przeciwniczką tej siermiężnej metody, jest dla czytelników oczywiste. Wśród nich znajdą się jednak na pewno osoby, które już mają „wszywkę". Lub czytają panią ich bliscy. Co dalej?
Proszę mi powiedzieć, jaką rolę mam w tej rozmowie odegrać? Ja się zajmuję pomaganiem ludziom, którzy chcą przestać pić. Jeżeli ktoś nie chce przestać pić, to ja się tym nie zajmuję. Jestem za wolnością wyboru. Za samostanowieniem. Ale również za absolutną odpowiedzialnością za swoje decyzje. Dotyczy to oczywiście ludzi dorosłych. O dzieci musimy dbać i je chronić, niekiedy wbrew ich własnej samowoli.
Weź udział w aukcji dla WOŚP spotkanie z Agatą Młynarską na planie nagrania programu "Bez tabu"
Mówi pani, że zaszycie się nie ma najmniejszego sensu?
Tak. To nie ma sensu. Albo powiem inaczej: to można zastosować wobec kogoś, kto nie jest zdolny do prostego myślenia, wnioskowania, rozumowania, czyli wobec osób o niskiej inteligencji.
Nauczyłam się takiej terapii, w której odwołuję się do tego, co w człowieku najwartościowsze: do rozumu, wrażliwości i dobrych uczuć. Terapia rozbudza te sfery i dzięki temu sam uzależniony dokonuje wyboru. Wracając do początku rozmowy – wtedy jest gotów zrobić wszystko, aby swój własny, świadomy i inteligentny wybór realizować. Wtedy łatwo komuś takiemu pomóc, ponieważ słucha wskazówek i już jest gotów je stosować.
W skrócie moja dewiza brzmi: człowieku, masz wybór. Możesz się staczać lub pójść na terapię. Jeśli wybierasz terapię, będę ci towarzyszyć. Ale tylko wtedy.
Znam kobietę, która jest trzeźwa od trzech lat, a zaczęło się od esperalu. Podejrzewam, że to był tylko pierwszy krok, a ona dobrze wykorzystała czas, kiedy nie piła – abstrahując, że nie piła ze strachu. Powtórzę pytanie: osoby, które zaszyły sobie esperal, co mają robić dalej?
Jeśli ktoś wierzy, że przestanie pić za sprawą tego, że będzie jadł ogórki kiszone, proszę bardzo. Powtarzam: ja się w to nie mieszam! Opowiem pani natomiast, jakie metody wciąż są stosowane w Rosji.
Domyślam się, że to dopiero będzie siermiężne!
Nazywa się to "kadirowanie", czyli kodowanie. Obserwowałam takie seanse, na które kobiety przywoziły uzależnionych mężczyzn – dziś coraz więcej przyjeżdża też uzależnionych kobiet – i wychodził do nich psychiatra. Stawał na podium, nachylał się kolejno nad każdym delikwentem i mówił: "Będziesz pić?". "Nie" – odpowiadał przerażony biedak. "Będziesz?!" "Nie!"
Od razu mi Kaszpirowski staje przed oczami.
Psychiatra dramatycznym głosem woła: "Ja cię teraz zakoduję: jeśli się napijesz – umrzesz". Albo: "Jeżeli się napijesz, to umrze twoje dziecko". Dodam, że od wysokości wpłaty lekarz koduje na krótszy lub dłuższy okres. A co potem? A potem trzeba ponowić kodowanie…
To jest to samo co z esperalem, ale uczciwsze wobec alkoholika, dlatego że żadnej chemii się mu nie wszczepia do organizmu. A działa na tej samej zasadzie: strachu. Alkoholicy przyjeżdżają na te kodowania regularnie i podobno niektórzy w ten sposób potrafią nie pić nawet 30 lat!
I przez cały czas są na tzw. dupościsku, jak to się w żargonie alkoholików nazywa.
U nas to zawsze musi być wulgarne. Amerykanie określają to ładniej: white knuckle sobriety – pięści zaciśnięte do białych kostek. Kiedy pięści są zaciśnięte, aż zbieleją kostki?
Kiedy trzymamy się z całych sił!
Wisimy nad przepaścią, trzymając się jakiegoś korzenia. I nie spadamy. Żyjemy! Oddychamy! Ale czy cokolwiek poza takim trwaniem jesteśmy w stanie robić? Coś tworzyć? Kochać? Nieważne, zaszywając się czy hipnotyzując, ale nie zmieniając sposobu myślenia, postępowania, postrzegania siebie i innych, można w ten sposób trwać w pozornej trzeźwości.
Mnie takie metody ani tacy ludzie nie interesują.
To, że pani nikogo nie prosi, żeby się zdecydował przejść terapię odwykową, już wiem. A osobom, które się decydują, co pani mówi na początek?
"Jeśli przestaniesz pić, to zwiększysz prawdopodobieństwo, że życie ci się spodoba i już niczego nie będziesz musiał zapijać".
Weź udział w aukcji dla WOŚP i wylicytuj książkę "Pan Wyrazisty" od Olgi Tokarczuk i Joanny Concejo
Kuszące.
A drugą kwestię mam taką: "Wyobraź sobie, że masz małą córeczkę. Czy chciałbyś, żeby ona piła tak jak ty?". Wtedy zawsze pada odpowiedź "Nie".
Bo skoro jestem alkoholiczką, to oznacza, że jestem bardzo nieszczęśliwa. Wspomniała pani o Amerykanach. To oni wymyślili wspólnotę Anonimowych Alkoholików. Nie będziemy się dłużej bawiły w kotka i myszkę, bo przecież doskonale wiem, do czego dojdziemy: nieważne, czy ktoś sobie wszył esperal, czy nie – jeśli chce przestać pić, powie pani, że musi iść na terapię. Grupową?
Tak. Regularnie się zdarza, że ktoś bardzo prosi, żeby mógł się leczyć u mnie indywidualnie. Zawsze odpowiadam: "Proszę bardzo. Tylko że to jest nieskuteczne".
Ale mnie się uda! Ja jestem bardzo pojętna! Ja dam radę!
Dokładnie tak te rozmowy wyglądają. To tak, jakby ktoś złamał nogę, poszedł do ortopedy i usłyszał: "Zakładamy gips na sześć tygodni", a pacjent na to: "O nie! Ja dziś chcę iść na dyskotekę!". Nie da rady.
A esperal, do którego pani ciągle wraca, jest w tym przypadku jak szaman, który temu człowiekowi ze złamaną nogą obieca: "Nie chcesz gipsu, dobrze, to obłożymy tę nogę okładem z kiszonej kapusty. Albo moczu".
Przypomina mi się casus aktorki Eli Czyżewskiej, która niby nie chciała pić, ale się skarżyła: "Ale życie nie będzie miało żadnego sensu, jeżeli nie będę mogła spędzać wieczorów w barze". Możesz. To jest twój wybór. Nie umiem pomóc komuś, kto uważa, że wie lepiej.
Dziś sprawa jest naprawdę prosta! Wpisujesz w telefonie albo laptopie: terapia uzależnień. Jedno kliknięcie. Wyskakuje lista poradni i ośrodków. "Dzień dobry, chcę się leczyć". Proszę bardzo.
A może wystarczą mityngi AA?
Znam osoby, które nigdy nie były na terapii, a wyszły z alkoholizmu, stosując program AA. Proszę zobaczyć, tu są spełnione dwa kluczowe warunki decyzji życiowo doniosłej. Te osoby powiedziały, że nie chcą pić. Dla siebie!
A po odpowiedź na pytanie, jak to zrobić, poszli do ludzi, którzy już przestali pić i dalej chcą utrzymywać abstynencję.
Wszystkie wskazówki, jakie uzależnieni pacjenci słyszą na terapiach, mają swoje źródła w programie i filozofii AA.
Między innymi to, że nie ma co wybiegać myślami pół roku czy dwa lata naprzód, ale stosować zasadę 24 godzin, czyli "dziś nie piję"?
I to jest genialne.
A jeśli ktoś już się zgłasza na terapię, to pierwszy warunek jest taki, że przychodzi trzeźwy i zachowuje abstynencję.
Zgadza się.
Na terapię zgłaszają się zarówno bezdomni, jak i tzw. wysoko funkcjonujący alkoholicy.
Tych drugich nazywam pacjentami szczególnie trudnymi. Oni wcale nie są wysoko funkcjonujący, tylko łatwiej im unikać konsekwencji nałogu. Trudnymi pacjentami są lekarze, psycholodzy, nauczyciele, a także księża. Ciężko się z nimi pracuje, ponieważ uważają, że wszystko wiedzą lepiej.
Oraz że są lepsi od reszty grupy, bo jeżdżą luksusowymi samochodami.
Otóż to.
Dlaczego ludzie upadają? "Zapijają" – jak mówią alkoholicy? Dlatego że są sami. Terapia uświadamia, jak ważny jest trzeźwy system wsparcia. Nie przetrwa nikt, kto jest sam, ale każdy, kto ma dobre wsparcie.
Grupa działa genialnie. Wiedzą o tym ci, którzy przeszli przez terapię.
Alkoholicy uwielbiają powtarzać, że są wyjątkowi. Identyfikacja z innymi osobami w grupie pomaga uwolnić się od pychy, od zgubnego poczucia wyjątkowości. Jest to jeden z kilku fascynujących paradoksów w terapii uzależnień. Z jednej strony każdy jest wyjątkowy, ale z drugiej wszyscy jesteśmy ludźmi i dotyczą nas takie same słabości, tęsknoty, potrzeby i pragnienia. Grupa pomaga spotkać się na równym poziomie – nikt nie jest ani gorszy, ani lepszy. To buduje poczucie bezpieczeństwa, zaufanie i wiarę w siebie.
Już pani powiedziała, którzy pacjenci są najtrudniejsi. Ale czy każdy ma szansę? Niezależnie od tego, w jak fatalnej sytuacji życiowej się znalazł, czy każdy ma szansę przestać pić?
Każdy! Mieliśmy pacjentów, którzy pili tak wiele lat, że doszło do organicznych uszkodzeń mózgu i nie byli już w stanie niczego zapamiętać, dosłownie wszystko musieli sobie zapisywać na kartkach, a jednak udawało im się wyjść z uzależnienia. Każdy może przestać pić pod warunkiem stosowania zaleceń terapeutycznych, które przede wszystkim pomagają nauczyć się, jak dbać o siebie. O swoje zdrowie, o swoją rodzinę, o swoją pracę i o swoje najważniejsze potrzeby. Na tym polega uwolnienie się od nałogowych przyzwyczajeń.
Weekend może być codziennie - najlepsze reportaże, rozmowy, inspiracje >>
Ewa Woydyłło-Osiatyńska. Doktor psychologii, psychoterapeutka, specjalistka terapii uzależnień, publicystka i autorka książek, m.in. „Rak duszy. O alkoholizmie" oraz „Wyzdrowieć z uzależnienia". Laureatka Medalu Świętego Jerzego, Nagrody Teofrasta. Odznaczona Krzyżem Oficerskim Orderu Odrodzenia Polski.
Anna Kalita. Absolwentka politologii na Uniwersytecie Wrocławskim. Dziennikarka. Otrzymała honorowe wyróżnienie Festiwalu Sztuki Faktu oraz została nominowana do Grand Press w kategorii dziennikarstwo śledcze za wyemitowany w programie TVN "UWAGA!" materiał "Tu nie ma sprawiedliwości", o krzywdzie chorych na alzheimera podopiecznych domu opieki, a w 2019 r. do Nagrody Newsweeka im. Teresy Torańskiej za teksty o handlu noworodkami w PRL, które ukazały się w Weekend.gazeta.pl. Fascynują ją ludzie i ich historie oraz praca, która pozwala jej te historie opowiadać. Kontakt do autorki: anna.kalita@agora.pl.