
Chcę zacząć rozmowę nie od raka i nie od polityki, ale od Leszka, twojego byłego męża. Wasza relacja mnie zachwyca i wzrusza.
Leszek fantastycznie się zachował. Opiekował się mną. Jestem mu bardzo wdzięczna. W końcu rozwiedliśmy się już 10 lat temu.
Myślę, że jeśli z jakichś powodów – nie wnikam jakich – para musi się rozstać, to trzeba to zrobić, póki nie powiedziało się sobie jeszcze zbyt wielu rzeczy, których później nie sposób zapomnieć.
Weź udział w aukcji dla WOŚP i wylicytuj kapitalne rzeczy! [WSZYSTKIE AUKCJE]
Rozwód przeszliście bez wrogości?
Pojawił się trudniejszy moment, ale na szczęście bardzo krótki.
Nasz syn był w szkole podstawowej i zawsze mu powtarzałam, że ma fantastycznego tatę, a to, że nasze małżeństwo nie wytrzymało próby czasu, nie zmienia faktu, że oboje kochamy go ponad wszystko, a siebie wciąż szanujemy.
Przyzwoitość dla dobra dziecka to jedno, ale pamiętam, jak w Sejmie plotkowano, że "Piekarska spędza z byłym mężem wakacje".
(śmiech) Leszek prowadził pensjonat na Mazurach i faktycznie z Kacprem jeździliśmy tam co lato.
Ja na Mazurach mam też swój domeczek po rodzicach i kiedy zdecydowałam się leczyć w szpitalu w Olsztynie, Leszek od razu zaoferował, że pojedzie tam ze mną, żeby opiekować się mną po operacji, wozić na radioterapię, gotować.
Mieszkaliśmy wtedy razem. W dwóch osobnych pokojach! Żeby nie było. (śmiech)
'To jest niezwykle budujące, że potrafimy dobrze myśleć o przeciwnikach politycznych' fot. Aneta Gębska, Filip Gębski
Dla waszego syna to musiało być bardzo ważne, że byliście razem w twojej chorobie.
Mam pewność, że tak jest.
Obserwując rozwodników na sali sądowej, zawsze się zastanawiałam: jak to możliwe, że ludzie, którzy się kiedyś kochali, teraz tak bardzo się nienawidzą, że są gotowi przepiłować łyżeczkę na pół przy podziale majątku? Myślę, że właśnie dlatego, że przegapili moment, w którym można się było rozejść z godnością. Lub pójść na terapię. Być może ja też przegapiłam moment, kiedy powinniśmy byli pójść na terapię małżeńską. Może to był błąd i wciąż bylibyśmy razem?
A czy kiedy po latach byli małżonkowie, przyjaciele zamieszkują znowu razem, to nie pojawia się myśl: a może by tak jeszcze raz spróbować?
Nie. Nie jestem pewna, czy to dobrze zabrzmi… Pewności nie mam, bo jestem jedynaczką, ale wydaje mi się, że gdybym miała brata, to czułabym do niego to samo i traktowałabym go identycznie jak dziś Leszka. Miałam w nim męża, a teraz mam brata.
Nie ma co gdybać, co by było, gdybyśmy w odpowiednim momencie poszli na terapię. Wiem na pewno, że kiedy się rozstawaliśmy, miałam z tyłu głowy taką myśl: nie mogę dopuścić do sytuacji, kiedy dziecko będzie słyszało, jak nazwę jego ojca, powiedzmy, "dupkiem". Jak on miałby z tym iść w życie?
Patrzę dziś na naszego 23-letniego syna, który buduje swój pierwszy w życiu związek – oparty na wielkiej miłości – i jestem szczęśliwa, że dostał od nas bagaż dobrych doświadczeń.
Pozostając przy domu rodzinnym, ale przechodząc do choroby nowotworowej – na raka zmarła twoja mama, prawda?
13 lat temu. Towarzyszyłam jej w chorobie.
Mój ukochany ojciec chyba nie zawsze był najlepszym mężem – bardzo lubił kobiety, a kobiety uwielbiały jego. A opiekował się mamą, gdy zachorowała, tak wspaniale, że któregoś razu powiedziałam: "Chyba spłaciłeś cały dług wobec niej".
Czy rak stał się traumą?
Tak. Tym bardziej że dwie siostry mamy również zmarły na nowotwór. Póki Kacper mieszkał ze mną, kazałam mu się badać na wszystko. Dziś wciąż go pilnuję.
A co z tobą? Czy o siebie dbałaś równie skrupulatnie?
Robiłam badania regularnie, jednak faktem jest, że w pandemii nie poszłam w terminie na mammografię. Miałam półtoraroczną przerwę i guz zdążył w tym czasie urosnąć do 2,6 cm.
Rak piersi jest najczęstszym nowotworem u kobiet. Tylko dziś 50 Polek się dowie, że ma raka piersi. Niestety, 16 z nich umrze, dlatego że choroba zostanie wykryta w tak zaawansowanym stadium, że nie będzie ratunku.
Jak ty się dowiedziałaś o chorobie?
To było szczęście w nieszczęściu. Musiałam załatwić pewną sprawę w jednej z warszawskich szkół integracyjnych. Przyszłam za wcześnie, a na dziedzińcu stał mammobus. Jestem w grupie, której przysługuje bezpłatne badanie – między 50. a 69. rokiem życia – więc pomyślałam: zbadam się.
Gdyby obsługująca urządzenie pani powiedziała "Mamy przerwę obiadową" albo w kolejce były trzy panie, machnęłabym ręką. Dobrze się czułam i byłam pewna, że jestem zdrowa. Pewnie bym się przebadała, ale minęłyby kolejne miesiące, podczas których guz by rósł. Tak się nie stało. Zrobiłam badanie i wkrótce odebrałam z poczty list polecony z wynikami.
Nogi się pode mną ugięły.
Czuję ten moment: skanujesz wzrokiem pismo, zatrzymujesz się na słowach, które brzmią koszmarnie, i mówisz: "Niemożliwe". Chociaż może z uwagi na mamę i ciocie ty tak nie powiedziałaś?
Powiedziałam!
Wszystkim nam się wydaje, że jesteśmy nieśmiertelni. Na raka chorują nawet najbliżsi, ale przecież nie my.
Pokonanie krótkiego odcinka z poczty do domu wydawało mi się, że zajęło godziny. Czas zwolnił.
Akurat chwilę wcześniej Leszek sprzedał pensjonat na Mazurach, a ja mu zaproponowałam, by mieszkał ze mną podczas poszukiwania mieszkania do kupienia. Zobacz! Los? Może w życiu nie ma przypadków?
'Jest parę rzeczy, które zawsze chciałam zrobić, ale przed diagnozą myślałam, że już za późno' fot. Aneta Gębska, Filip Gębski
Pokazałaś mu od razu list?
Tak. "Słuchaj, ja mam raka". "Co ty opowiadasz?". Przytulił mnie i dopiero wtedy zaczęłam płakać. Zapytał: "Co teraz zrobimy?". List zawierał skierowanie na biopsję. Czekając na wynik, dosłownie odchodziłam od zmysłów.
Robiłaś to, co większość osób, to znaczy sprawdzałaś w internecie informacje o różnych rodzajach raka?
Każdy czyta doktora Google! Zaczytywałam się w informacjach o przeżywalności, rokowaniach, o tym, do jakich narządów najczęściej są przerzuty. Lekarze mówią: zostaw to, nie czytaj, ale nie wierzę, że są chorzy, którzy potrafią się od tej pokusy odciąć.
Weź udział w aukcji dla WOŚP spotkanie z Agatą Młynarską na planie nagrania programu "Bez tabu"
Jednocześnie sama powiedziałaś o myśleniu magicznym. Robisz biopsję i liczysz, że co prawda jest zmiana, ale nie złośliwa. Tymczasem ty dowiedziałaś się, że to jest zmiana złośliwa.
Do czasu, kiedy guz udało się w całości wyciąć, umierałam ze strachu.
A pamiętaj, że ja już jako nastolatka przeszłam ciężką chorobę neurologiczną, która spowodowała, że dwa lata spędziłam na wózku inwalidzkim, a potem chodziłam o kulach.
Rówieśnicy chodzili na randki, imprezy, a ja cierpiałam. Pytałam: dlaczego ja? Przecież jestem dobrym człowiekiem, nikomu niczego złego nie zrobiłam. Absurdalne…
Bo ja wiem? Chciałoby się wierzyć, że życie jest sprawiedliwe. Dlatego tłumaczymy się lekarzom: "Dobrze się prowadzę!", a o chorych mówimy: "Nie zasłużył sobie na to".
Właśnie! Jak chorujesz, kiedy masz lat naście, to masz wrażenie, że los cię pokarał, i czujesz się skrzywdzona, rozczarowana. Całe życie miało stać przede mną otworem!
Chcesz mi powiedzieć, że skala tego dramatu była inna niż teraz?
Zupełnie. W wieku 55 lat – mimo że nigdy się nie jest gotowym na ciężką chorobę, tak samo jak nigdy nie jest się gotowym na odejście bliskich – jest już inaczej.
A jednak cierpiałam. W głowie kłębiły się czarne scenariusze: że jeśli mój syn zdecyduje się na dzieci, to nie poznam wnuków. Martwiłam się, że zostawię same na świecie moje biedne psy. Na tamtym etapie zaczęłam pakować wspomnienia w walizkę. Jedyne, z czym zostajemy w ostatnich chwilach, to wspomnienia.
Miałam zawsze nieprawdopodobne szczęście do mądrych, dobrych ludzi.
Czyli zrobiłaś remanent i uznałaś: jestem szczęśliwym człowiekiem?
Tak.
Pakując walizę, zaczęłaś też snuć plany, że jak wyzdrowiejesz, to wrzucisz kolejny bieg i zrobisz to czy tamto?
No pewnie! Jest parę rzeczy, które zawsze chciałam zrobić, ale przed diagnozą myślałam, że już za późno. Ale kiedy mi wycięto raka, pomyślałam: a czemuż ja bym miała nie zdążyć? Na koniach bym się chciała nauczyć jeździć. Mój ukochany dziadek był przecież ułanem. Ale widzisz: mówię, mówię, a jeszcze nic nie zrobiłam w tym kierunku, żeby się nauczyć. To, co jeszcze muszę zrobić, to zorganizować fajny wypad do Paryża z przyjaciółkami.
A czy sam fakt, że guz udało się usunąć, spowodował, że wydostałaś się z psychicznego dołka?
Nie. Pomogła mi psychoonkolożka. Lekarka prowadząca moją radioterapię – którą przeszłam bardzo źle, miałam wszystkie możliwe skutki uboczne – zaniepokoiła się moim stanem nie tylko fizycznym, ale też psychicznym. Zaproponowała taką konsultację. Pomyślałam sobie: czemu nie?
Co kluczowego usłyszałaś? To są często rzeczy, wydawałoby się, banalne, a jednak potrafią bardzo postawić na nogi.
Otóż to. W moim przypadku to było stwierdzenie, że nie powinnam narzekać, ponieważ wielu chorych jest w zdecydowanie trudniejszym położeniu. Oczywiście, że tak! Przecież ja w ogóle nie musiałam przyjmować chemioterapii. W pewnym sensie byłam szczęściarą.
Psychoonkolożka powiedziała ci też, że dziś w bardzo wielu przypadkach rak to po prostu choroba przewlekła?
Z którą będę musiała iść całe życie. Dokładnie tak.
Po operacji odezwało się też do mnie wiele kobiet, które chorowały, wyzdrowiały i mają się świetnie. Rozmowy z nimi były szalenie budujące. Nie miałam pojęcia, że w Sejmie jest tak wiele kobiet, które wyleczyły się z raka piersi! Podchodziły na korytarzu, wysyłały SMS-y, dzwoniły ze wsparciem. Dziewczyny z mojego klubu poselskiego otoczyły mnie wspaniałym wsparciem. To było fantastyczne. Nadal mi pomagają i jestem im bardzo wdzięczna.
'Wszystkim nam się wydaje, że jesteśmy nieśmiertelni. Na raka chorują nawet najbliżsi, ale przecież nie my' fot. Aneta Gębska, Filip Gębski
Wspierały cię wyłącznie koleżanki z opozycji?
Nie.
Od samego początku niezwykle mnie wspiera między innymi Barbara Dziuk. Politycznie – antypody. Kiedy przemawia z mównicy, bywa, że zgrzytam zębami. A jednak wspólnota doświadczeń spowodowała, że kiedy się widzimy na sejmowym korytarzu, zawsze pyta: "Jak się czujesz, moja kochana?".
Od polityka PiS, który utożsamia hasło "twardogłowy", dostałam w prezencie medalik, a wielu innych polityków z prawej strony sceny politycznej mówi, że modli się za moje zdrowie. To jest niezwykle budujące, że potrafimy dobrze myśleć również o tych ludziach, z którymi nas nic nie łączy, a wręcz są naszymi przeciwnikami politycznymi. Przeciwnikami, ale nie wrogami.
Patrząc z zewnątrz, polityka wydaje się nieskończenie brutalna. Jesteś posłanką już piątą kadencję. Czy kiedykolwiek czułaś nienawiść do politycznych oponentów?
Pewne rzeczy mnie wkurzają, a wręcz gotuje się we mnie krew, ale nie czuję nienawiści. To oczywiste, że są w Sejmie osoby, za którymi nie przepadam, natomiast zasadę mam taką, że staram się negatywnie wyrażać nie o osobach, ale o ich czynach.
A wracając do posłanki Dziuk – ona również chorowała, tak jak ja, a dziś prowadzi podkomisję ds. onkologii. Zobacz (Piekarska pokazuje plik papierów), ja się teraz zaczytuję, co trzeba zrobić, żeby było lepiej. Dotąd nie specjalizowałam się w polityce zdrowotnej, ale w administracji, sprawach wewnętrznych, szeroko rozumianym wymiarze sprawiedliwości, prawach zwierząt oczywiście.
Będąc w trakcie leczenia, uznałam: muszę publicznie powiedzieć, że jestem chora.
Weź udział w aukcji dla WOŚP i wylicytuj książkę "Pan Wyrazisty" od Olgi Tokarczuk i Joanny Concejo
Dlaczego to zrobiłaś?
Dosłownie kilka dni po mojej diagnozie jeden z portali informacyjnych podał, że PiS może ograniczyć środki na profilaktykę raka, i się wściekłam. Pomyślałam: być może właśnie dlatego ja jeszcze trochę pożyję, że NFZ zapłacił za badanie, które wykonałam w tamtym mammobusie. Napisałam na Twitterze, że dla mnie, jako osoby, u której zdiagnozowano nowotwór, to byłby skandal.
Statystyki są tragiczne. W Europie coraz więcej się wykrywa nowotworów. U nas też tak się dzieje, choć wciąż nie bada się 51 proc. kobiet. Jednocześnie jednak w Europie maleje śmiertelność spowodowana rakiem. A u nas śmiertelność rośnie!
Dlatego zaapelowałam do kobiet, by się badały. Profilaktyka ratuje życie. Wcześnie wykryty nowotwór to niemal w stu procentach szansa na wyleczenie.
Z jakimi reakcjami się spotkałaś?
Przyjaznymi. Do dziś, kiedy idę ulicą, to obcy ludzie się uśmiechają, pytają o zdrowie, samopoczucie.
Wiele Polek na Messengerze "melduje wykonanie zadania". Kilka napisało: "Okazało się, że mam guza i potrzebuję dalszej diagnostyki".
Może bez mojego apelu zrobiłyby badanie za rok albo dwa i na leczenie byłoby już za późno? Jeśli udało mi się uratować chociaż jedną osobę, to jest coś.
A hejt? Usłyszałaś: "Piekarska lansuje się na chorobie"?
Nie, aczkolwiek nie wykluczam, że za moimi plecami takie hasła mogły padać. Nawet jeśli – nie będę się przejmować. Jestem polityczką, więc działam. Taką mam naturę.
Zobacz, jakie projekty się rodzą w Unii Europejskiej! (Piekarska wyciąga gruby plik kartek i wylicza całą listę działań – od znakowania żywności, która zawiera rakotwórcze substancje, po postulat, by państwa unijne wspólnie negocjowały ceny leków onkologicznych z firmami farmaceutycznymi). O! HPV! Drugi najpopularniejszy wśród Polek rak, który zbiera potężne żniwo, to jest rak szyjki macicy.
'Wiele Polek na Messengerze 'melduje wykonanie zadania'' fot. Aneta Gębska, Filip Gębski
Naukowcy, którzy wykazali, że wirus brodawczaka wywołuje raka szyjki macicy, dostali 15 lat temu Nagrodę Nobla.
No właśnie. Mamy genialną szczepionkę, ale ona nie jest powszechnie dostępna. Mówmy o tym!
Powiem ci, jakie mam największe marzenie: spotkać się z przedstawicielami wszystkich wyznań – z częścią już rozmawiałam – i doprowadzić do tego, że mammobusy staną przy kościołach, świątyniach. Dla części kobiet to jest bardzo ważne, co na temat profilaktyki powie proboszcz czy rabin.
Badanie i długie życie to jest najlepszy prezent, jaki można zrobić samej sobie. Zyskać czas: na pasje, radość życia, przebywanie z ukochanymi zwierzętami.
Czy twoje leczenie się już zakończyło?
Nie. To, czego się boję, to przerzut – cały czas przyjmuję leki, które mają temu zapobiec. Czy ten etap leczenia jest skuteczny, przekonam się wiosną, kiedy będę miała badania.
Na razie czuję się świetnie i liczę, że wkrótce będę mogła powiedzieć: zaje*ałam raka!
Chcę jeszcze zapytać – tylko rozmawiajmy szczerze – czy jesteś pracoholiczką? Ładnie się zachowała marszałek Sejmu Elżbieta Witek w grudniu, mówiąc fotoreporterom: "Żadnych zdjęć!", kiedy zemdlałaś na sali plenarnej.
Bardzo! Dziękowałam jej potem za to.
Ale ja pracoholiczką? Dlaczego? Plan pracy Sejmu bywa fatalnie ułożony, przeładowany, zdarza się, że głosujemy w nocy. Nawet młodzi i zdrowi posłanki i posłowie narzekają na fizyczne wykończenie. Dlatego tamto moje omdlenie nie powinno aż tak dziwić.
Tylko czy człowiek podczas leczenia onkologicznego nie powinien być na L4 zamiast w pracy?
Powinien. Przeszarżowałam i skończyło się to, jak się skończyło. Ale teraz się już oszczędzam. Natomiast powiem ci coś: ja sobie już po prostu dalszego bycia na L4 nie wyobrażałam. Jestem człowiekiem aktywnym i to by mnie po prostu niszczyło.
A ile miesięcy byłaś na L4?
Kilka. Od lipca do grudnia. I to zdecydowanie wystarczy!
'Nigdy się nie jest gotowym na ciężką chorobę, tak samo jak nigdy nie jest się gotowym na odejście bliskich' fot. Aneta Gębska, Filip Gębski
To ciekawe, bo pod koniec września byłaś w Sejmie i wtedy również zasłabłaś. Media doniosły, że gdyby cię posłowie Marek Biernacki i Jerzy Polaczek nie złapali, tobyś uderzyła głową o słynne marmurowe schody.
(chwila ciszy)… No faktycznie. Przyszłam do Sejmu, bo działy się ważne rzeczy. Jestem osobą zadaniową. Widzę upływ kadencji, a chciałabym coś jeszcze dokończyć z rzeczy, które leżą mi na sercu. Choćby obowiązkowe znakowanie zwierząt właścicielskich! Jestem też za obowiązkową sterylizacją zwierząt, które nie są przeznaczone do hodowli. To jest dramat, co widzimy! Te ogłoszenia o porzuconych zwierzętach…
Przywiązywanych do drzew.
Powiem ci, co mi ta cholerna choroba odebrała.
Najbardziej cierpię z powodu tego, że nie mam siły do prowadzenia domu tymczasowego. Zawsze miałam u siebie dom tymczasowy. Mój rekord to było pięć szczeniaczków i ich mama. A ja mam swoje dwa psy. I w tamtym czasie żył ze mną jeszcze kot, który przeniósł się już do kociego nieba, więc mówiłam, że w moim mieszkaniu – na trzecim piętrze bez windy – do pełni szczęścia brakowało już tylko konia i pingwina.
(Od tego momentu aż do końca rozmowy Piekarska nie przestaje przeglądać telefonu, pokazywać zdjęć z psami i opowiadać, w jakich okolicznościach trafiły do niej do domu tymczasowego).
À propos zwierząt i obalania fatalnego wizerunku polskiej polityki, opowiedz o twoich kontaktach z ministrem Czarnkiem.
Uważam, że głupotą byłoby marnowanie czasu tylko dlatego, że rządzi PiS. Trzeba ugrać tyle dobrego, ile się da. Poszłam do ministra Czarnka ze świetnym człowiekiem – działaczem na rzecz zwierząt – Tomem Justyniarskim, by przekonać ministra, że jego książka "Psie troski" powinna się stać lekturą szkolną dla klas 1–3. Zajęło to pół roku chodzenia po korytarzach ministerstwa od gabinetu jednego wiceministra do drugiego, ale się udało. Piękna rzecz!
Piękna. Jak będą nas czytać 20-letni społecznicy, którzy nie chcą mieć nic wspólnego z polityką, bo mówią, że "to jest syf", to co im powiesz?
Że kto, jak nie wy – mądrzy, ideowcy, którym zależy – ma sprawić, że polityka będzie ideowa? Będzie o czymś? Będzie mądra?
W jakim jesteś dzisiaj stanie fizycznym i psychicznym?
Bardzo dobrym.
A jak spędzisz dzisiejsze piękne piątkowe popołudnie? Smakujesz je bardziej niż przed chorobą?
Tak. Choroba przewartościowuje o tyle, że faktycznie zaczynasz doceniać drobne przyjemności. Nie mówię o skokach na bungee, ale o spotkaniach z fajnymi ludźmi, czytaniu poezji, tym, że sobie zrobię kakao i je wypiję w ulubionym fotelu.
Smaczki życia są bardziej wyraziste.
Od diagnozy na pewno bardziej doceniam życie oraz częściej mówię ludziom, że są dla mnie ważni.
Weekend może być codziennie - najlepsze reportaże, rozmowy, inspiracje >>
Katarzyna Maria Piekarska. Prawniczka. Posłanka II, III, IV, V i IX kadencji Sejmu. W czasach studenckich związana z NZS i ROAD. W 1997 r. została mianowana podsekretarzem stanu w Ministerstwie Spraw Wewnętrznych i Administracji. Po 13-letniej przerwie od polityki, podczas której pracowała jako radca prawny i pomagała migrantom, w 2019 r. uzyskała mandat, startując z list Koalicji Obywatelskiej. Jest byłą żoną Leszka Kwiatka oraz mamą Kacpra, który studiuje kilka kierunków humanistycznych. Jest honorową obywatelką Atlanty.
Anna Kalita. Absolwentka politologii na Uniwersytecie Wrocławskim. Dziennikarka. Otrzymała honorowe wyróżnienie Festiwalu Sztuki Faktu oraz została nominowana do Grand Press w kategorii dziennikarstwo śledcze za wyemitowany w programie TVN "UWAGA!" materiał "Tu nie ma sprawiedliwości", o krzywdzie chorych na alzheimera podopiecznych domu opieki, a w 2019 r. do Nagrody Newsweeka im. Teresy Torańskiej za teksty o handlu noworodkami w PRL, które ukazały się w Weekend.gazeta.pl. Fascynują ją ludzie i ich historie oraz praca, która pozwala jej te historie opowiadać. Kontakt do autorki: anna.kalita@agora.pl.