Rozmowa
Wystarczy, że kupisz kurs albo będziesz uczestniczyła w warsztacie i się pozytywnie zaprogramujesz? To nie takie proste (PKpix/Shutterstock)
Wystarczy, że kupisz kurs albo będziesz uczestniczyła w warsztacie i się pozytywnie zaprogramujesz? To nie takie proste (PKpix/Shutterstock)

Chwilę temu składaliśmy sobie życzenia noworoczne pod tytułem "Żeby wszystko zawsze było dobrze!", "Szczęścia na każdy dzień!". W internecie można znaleźć całe mnóstwo kursów i warsztatów, które obiecują realizację tych marzeń. Bardzo szybko można się ponoć pozbyć lęku i stresu, poczuć wewnętrzną moc, znaleźć idealną miłość.

Nie chcę jednoznacznie krytykować ani odradzać tego typu warsztatów. Nie wykluczam, że są osoby, które będą zadowolone z ich efektów. Znam również psychologów, którzy jednocześnie zajmują się na przykład coachingiem i wiedzą, co robią. Jednak niestety nie o wszystkich osobach oferujących takie usługi można powiedzieć, że są profesjonalistami.

Zdaję sobie sprawę, że to niekomfortowa sytuacja oceniać własne środowisko. Ustalmy zatem, że rozmawiamy o tych osobach, o których prof. Bogdan de Barbaro powiedział: "Dziś metalurg może zostać psychoterapeutą".

Niech to nawet będzie człowiek, który ukończył studia wyższe, tylko że absolutnie niepokrewne z psychologią, i całe zawodowe życie parał się czymś zupełnie innym. A teraz nagle kończy jeden kurs, ogłasza się coachem albo trenerem i obiecuje klientom – bo przecież nie pacjentom – że zmieni całe ich życie.

To może być pomysł na zdobycie łatwego pieniądza, aczkolwiek myślę, że część tych osób ma inną motywację. 

Wierzy w to, co obiecuje?

Tak. To jest syndrom, który obserwuję u studentów pierwszego roku psychologii: "Przeniosę góry!". To jest bardzo krótkowzroczne. To jest myślenie magiczne.

Niebezpieczeństwo polega na tym, że po 'cudowne rozwiązania' sięgają nie silni i szczęśliwi ludzie, ale najczęściej osoby cierpiące, czyli słabsze już na starcie (fizkes/Shutterstock)

Omnipotencja?

Tak. Uczucie omnipotencji każdy człowiek w sobie ma, tylko że jest to zdrowe do mniej więcej ósmego–dziewiątego roku życia. Jeśli mój syn jest w pierwszej klasie podstawówki i wierzy, że będzie jak Batman, to jest naturalne. Natomiast jeśli nastolatek wciąż jest święcie przekonany, że może wszystko, to już jest zaburzenie. Taki mechanizm obrony wytwarzają w sobie dzieci, które żyją w domach, gdzie jest przemoc, manipulacja czy uzależnienia. Młody człowiek wierzy na przykład, że jest w stanie spowodować, iż ojciec przestanie pić. 

Weekend może być codziennie - najlepsze reportaże, rozmowy, inspiracje>>

W przyszłości te dzieci, które nie przepracowały swoich traum, zostają między innymi terapeutami albo coachami mówiącymi: "Możesz wszystko!".

No dobra. Ale co w tym złego?

Niebezpieczeństwo polega na tym, że po "cudowne rozwiązania" sięgają nie silni i szczęśliwi ludzie, ale najczęściej osoby cierpiące, czyli słabsze już na starcie. A więc takie, które w terapeucie widzą wręcz Boga. I później, kiedy się okaże, że "wcale nie jestem silna/silny", będą sobą rozczarowane, będą siebie obwiniać, będą miały poczucie totalnej bezradności. 

Przyjrzyjmy się jednak najpierw tym magicznym obietnicom zmiany życia: one są bardzo kuszące, gdyż wszystko ma się dokonać bardzo szybko oraz być bardzo łatwe i przyjemne. 

Nie ma potrzeby rozgrzebywania przeszłości! Nie musisz mieć dostępu do swoich emocji oraz wiedzieć, jakimi wzorcami się w życiu posługujesz! Nic. Wystarczy, że kupisz kurs albo będziesz uczestniczyła w warsztacie i się pozytywnie zaprogramujesz. 

Część kobiet, które są u mnie w terapii, próbowała wcześniej takich rzeczy. Pani, którą po raz kolejny zdradził mąż, usłyszała podczas warsztatu taką oto "dobrą radę":

On ci wyrządził krzywdę, więc zapytaj go, jaką krzywdę ty musisz mu teraz wyrządzić, żebyście mogli zostać razem.

Jak z dzieckiem, które się zachowało nieładnie, więc mu zabiorę ulubioną zabawkę, żeby już więcej nie było niegrzeczne?!

Nie dziw się. Omnipotentne myślenie jest dziecinne.

Inna moja pacjentka zaczytywała się w samozwańczej guru z internetu, która lansuje między innymi tezę, że jeśli mężczyzna manipuluje kobietą, to robi to z lęku. Więc było jej go tak bardzo żal, że on, biedaczek, taki zalękniony, że mu wszystko wybaczała i wszystko tolerowała. A był przemocowym manipulantem i podświadomie doskonale wiedziała, że powinna się z nim rozwieść.

Kolejna kobieta, która była w żałobie po mężu, usłyszała: "Dość tego cierpienia, musisz już tę żałobę zamknąć", co było jak strzał między oczy. Nie tylko nie przestała cierpieć, ale nabawiła się poczucia winy, że cierpi zbyt długo, bo gdyby była normalna, toby już przestała. 

Kobieta może być superwykształcona, bogata i robiąca karierę, a przez całe życie się poniża (UfaBizPhoto/Shutterstock)

A zobacz, ile poppsychologicznej sieczki jest w internecie! Kiedy jadę metrem, zerkam przez ramię i widzę, że kobiety czytają namiętnie artykuły w stylu "Pięć oznak, że mąż cię zdradza". Totalne brednie.

Teraz mi opowiadasz o absurdach, ale co jest złego w tym, że ktoś sobie kupi kurs albo warsztat, podczas którego usłyszy, że jest wspaniały i fantastyczny? 

Mężczyzn takie spotkania kuszą rzadziej, oni raczej idą do coacha, do czego zaraz wrócimy.  Chętniej uczestniczą w nich kobiety, które mają osobowości zależne i najczęściej od wielu lat tkwią w nieudanych związkach lub relacjach współuzależnionych, niekoniecznie z pijącym mężem, bo mogą też na przykład dawać pieniądze uzależnionym rodzicom. 

Mają bardzo niskie poczucie własnej wartości, więc kiedy idą na kurs czy warsztat, na którym słyszą: "Jesteś cudowna, mądra, piękna, poradzisz sobie ze wszystkim...". 

…to się czują wspaniale! 

Ale tylko przez chwilę. Potem wracają do domu i słyszą: "Jesteś beznadziejna", "Znowu wyrzuciłaś pieniądze w błoto!". I przeżywają szok. Czują olbrzymi dysonans. Odrealnienie. 

Więc może właśnie teraz podejmą decyzję o radykalnej zmianie sytuacji? 

Tak by postąpiła silna osobowość, a silne osobowości raczej nie sięgają po obietnice radykalnej zmiany życia z internetu. Sięgają po nie osoby, które żyją w wyidealizowanym świecie, a na pierwszym spotkaniu mówią mi: "Moja rodzina jest wspaniała i lepsza od innych, a dom rodzinny też miałam wspaniały, a piło się w nim tylko czasami". Codziennie! Ale „czasami".

Te kobiety nie chcą widzieć i nie widzą rzeczywistości. Czerwonych flag – że kiedy roniły ciążę, to męża nie było obok, a kiedy dzieci chorowały, to on sobie wynajmował pokój w hotelu. W ogóle tego nie dostrzegają.

Od lat żyją w raniących związkach. Bo posługują się wzorcami oraz mechanizmami zachowań, które powodują, że nie są w stanie się z nich wyzwolić. Ale nie są tego świadome.

Mężczyzn kursy i warsztaty kuszą rzadziej, oni raczej idą do coacha. (Ground Picture/Shutterstock)

Zaraz powiesz, że dlatego właśnie potrzebują terapii i rozmowy o ich rodzinnych domach. Ale ona nie chce się grzebać w przeszłości i rozdrapywać ran. Chce pójść dalej! 

Ja to doskonale rozumiem, tylko że problem polega na tym, że osobowość nie kształtuje się, kiedy mamy lat 20, 30 i 40, ale właśnie w dzieciństwie. Mam sporo pacjentek, które są superwykształcone, bogate i robią karierę, a przez całe życie się poniżają. I mówią mi: "Nie wiem, dlaczego tak robię".  

Dlaczego?

Często przyczyna jest taka, że widziały w domu rodzinnym, że mamusia lub tatuś – bo kobieta wcale niekoniecznie identyfikuje się z matką – ma ofiarną postawę i jest bardzo zależna od współmałżonka. Więc nieświadomie przejęły ten wzorzec i odtwarzają go we własnym życiu.

Dopóki sobie tego nie uświadomią, nie będą w stanie nauczyć się innych wzorców. 

Jaki jest sens mówienia takiej kobiecie: "Słuchaj, wykształcona jesteś, weź go opie*dol i zacznijcie tworzyć w końcu dobrą więź", jeśli ona tego nie potrafi zrobić?

Weekend może być codziennie - najlepsze reportaże, rozmowy, inspiracje>>

Rozmawiamy tylko o kobietach. Co z mężczyznami? 

Jeśli przychodzą do terapeuty, to zawsze po gotowe rozwiązania. "Proszę mi powiedzieć, jak mam rozmawiać z żoną". A kiedy pytam: "Co pana do mnie sprowadziło? Co pan teraz czuje?", słyszę: "Nie czuję niczego". 

Mężczyźni bardzo często w ogóle nie mają kontaktu ze swoimi uczuciami, a na pytania o uczucia reagują agresją. Nie ma co się dziwić, skoro z chłopcami nikt o uczuciach nie rozmawia oraz nie wolno im płakać.

No dobrze, ale jednak do ciebie przychodzą. Dlatego, że przysyłają ich małżonki? 

Niekoniecznie. Mam sporo pacjentów, którzy sami szukają pomocy, ponieważ obawiają się, że ich małżeństwo wkrótce się rozpadnie. A obawiają się na przykład dlatego, że po pandemii nie są w stanie uprawiać seksu, bo uzależnili się od pornografii. Permanentnie byli – i nadal są – w bardzo dużym napięciu: że bliscy zachorują lub umrą, że będzie wojna, że stracą płynność finansową. I znaleźli taki właśnie sposób na rozładowywanie napięcia. Uwalniali je, onanizując się podczas oglądania filmików. 

A seks z żoną stał się nieatrakcyjny? 

Niemożliwy! Jego "zwykła", całkowicie do aktorek porno niepodobna żona go nie podnieca. Co więcej, ona często wcale nie chce z nim uprawiać seksu. Szczególnie że – jak wskazałam – mężczyzna potrzebuje seksu, między innymi by zredukować lęk, natomiast kobieta, która czuje lęk, często wcale nie chce seksu. 

Uzależnienie od porno jest behawioralne, które z czasem przestaje przynosić efekt w postaci redukcji napięcia (M-Production/Shutterstock)

Dla jasności: jemu to porno wcale nie wystarcza? 

Nikomu nie wystarcza samo porno. To jest uzależnienie behawioralne, które z czasem przestaje przynosić efekt w postaci redukcji napięcia, a zamiast tego pojawiają się konkretne problemy: ze wzwodem, z orgazmem. 

Nie da się z tego kryzysu wyjść bez psychoterapii, podczas której mężczyzna w końcu będzie musiał powiedzieć kobiecie na przykład: "Nie uprawiasz ze mną seksu i ja już tak dłużej nie chcę żyć". Terapia to jest zawsze po pierwsze urealnienie. Jakie są wasze potrzeby? "Wymazać przeszłość"? Tego się nie da zrobić. "Żeby żona się codziennie uśmiechała" – często to słyszę od panów. Też nierealne.

Terapia to nie czary. 

Wcześniej powiedziałaś, że mężczyźni szukają prostych i konkretnych rozwiązań, wskazówek.  

Dlatego najczęściej wybierają coaching. I z zasady nie biorą na siebie jednego zadania, ale od razu pakiet: nie tylko więcej zapie*dalać w pracy, ale jeszcze od teraz zapie*dalać na siłowni i katować się dietą. I powtarzać sobie: jestem w kole sukcesu!  

Koło sukcesu brzmi świetnie. 

To jest przekaz pod tytułem "zawsze sobie radziłeś w trudnych chwilach". No pewnie, że sobie radziłeś. Pochodzisz z alkoholowej rodziny, a wyszedłeś na ludzi, masz dobrą pracę i jeździsz eleganckim autem. Powtarzasz sobie zatem: jestem zaje*isty, jestem silny. 

Marlena Ewa Kazoń psychoterapię traumy, indywidualną, rodzinną oraz psychoterapię par i małżeństw prowadzi od 2009 roku (Archiwum prywatne) , Mężczyźni bardzo często w ogóle nie mają kontaktu ze swoimi uczuciami, a na pytania o uczucia reagują agresją (Ground Picture/Shutterstock)

Tylko zobacz, że tu w ogóle nie ma miejsca na skontaktowanie się ze swoim lękiem, strachem i smutkiem. Ten facet pozostaje w zgubnym przekonaniu: "Zawsze musisz być superbohaterem" – wracamy do myślenia omnipotentnego. A jego żona słyszy na warsztatach: "Jesteś zmianą!". To ta sama dynamika. Wzbudzanie w ludziach poczucia, że jak będą silni, to im się wszystko ułoży. 

A to jest nieprawda.

Oczywiście, że nieprawda! Każdy człowiek miewa trudne momenty, kryzysy i powinien wtedy dawać sobie prawo do odczuwania całej palety emocji: od cierpienia, złości, smutku, żalu po tęsknotę. Szczęście to nie jest permanentny stan. To są momenty. 

Przychodzi mi teraz do głowy hasełko "Szczęście to wybór".

No właśnie. I potem albo masz poczucie winy, że inni potrafią je wybrać i są szczęśliwi, a ty, skoro jesteś nieszczęśliwa, to jesteś od nich gorsza. I masz poczucie winy. 

Albo tak mocno się programujesz na zauważanie wokół tylko tego, że trawa jest zielona, a ptaszki tak ładnie śpiewają, że żyjesz na metapoziomie i przestajesz zauważać realny świat. 

Nie sposób być permanentnie szczęśliwym. Jeśli budzisz się po nieprzespanej nocy i musisz iść do pracy albo w drodze wkurzy cię inny kierowca, to nie ma cudów, nie będziesz szczęśliwa. To jest zakłamywanie rzeczywistości.  
Nasza osobowość nie kształtuje się, kiedy mamy lat 20, 30 i 40, ale w dzieciństwie (Ground Picture/Shutterstock)

Chcesz mi powiedzieć, że człowiek, jak mu świdruje w głowie: "Boję się", a natychmiast sobie mówi: "Mam w sobie niewyczerpane źródło siły!", to robi sobie w ten sposób krzywdę? 

Tak. Ponieważ jeśli ciągle będzie uciekał od trudnych emocji, to za trzy miesiące będzie miał silną depresję.

Ile musi trwać terapia? 

U mnie mniej więcej pół roku, rok. Pracuję systemowo, a specjalizuję się w psychoterapii traumy. Psychoterapia zawsze obejmuje trzy komponenty: umysł, emocje i ciało.

Weekend może być codziennie - najlepsze reportaże, rozmowy, inspiracje>>

O umyśle i emocjach rozmawiamy cały czas, ale co tu robi ciało?

Chodzi o to, żeby rozumieć, co ono nam mówi. 

Że jak się pode mną uginają nogi, to dlatego, że jestem przerażona?

Niby oczywiste, a zdziwiłabyś się, jak wiele jest osób, które nie odczytują tych sygnałów.

Mam poczucie, że dziś dbanie o ciało jest w dobrym tonie. Mnóstwo osób biega, jeździ na rowerze, ma rozpisany plan treningów na siłowni. 

No i fajnie, tylko że jest cienka granica między dbaniem o swoje ciało i zdrowie a reżimem. Powiedz mi, po co ktoś każdego dnia przekracza swoje możliwości i wyciska siódme poty na siłowni?

To jest społecznie akceptowany nałóg, który spłyca emocje. Kiedy się wymęczysz ponad siły, to już potem nie masz siły, żeby się zastanawiać, czy twoje życie jest satysfakcjonujące, czy nie, tylko idziesz spać. Uciekasz od emocji. 

Praktykowałam swego czasu jogę w Tybecie...

...brzmi fantastycznie!

Bardzo mi się podobało, ale tylko do momentu, kiedy pojawiła się "motywacja": "Jak to tego nie potrafisz? Tyle w życiu przeżyłaś, to też musisz umieć!". Wtedy zrezygnowałam. Nic nie muszę. Jeśli ćwiczę jogę, to żeby się rozluźnić, a nie dostać ochrzan, że czegoś nie potrafię.

Jest cienka granica między dbaniem o swoje ciało i zdrowie a reżimem (Jacob Lund/Shutterstock)
Niestety, bywa tak, że trenerzy personalni czy instruktorki jogi przekraczają swoje kompetencje i zaczynają gadać bzdury rodem z coachingu zen: "Jesteś kosmosem", „Masz w sobie boginię". No nie, nie jesteś kosmosem.

A jeśli weźmiesz te słowa na serio, prędzej czy później to się skończy zaburzeniami lękowymi. Cudów nie ma.

Zmiana w życiu nie wydarzy się w weekend i nie da się jej dokonać za pomocą pokolorowania rzeczywistości. Wręcz przeciwnie, trzeba się nauczyć życia w tym czarno-białym, ewentualnie szarym świecie, w którym pojawiają się czasem kolorowe kropki.

Trudne emocje i trudne dni zawsze w życiu człowieka będą. Można się nauczyć radzenia sobie z nimi, a nie uciekania od nich. To już jest bardzo dużo, co można dla siebie zrobić. 

Zobacz wideo Britmann: To, że o czymś nie rozmawiamy, nie oznacza, że tego nie ma

Marlena Ewa Kazoń. Psychoterapeutka. Ukończyła studia doktoranckie na Wydziale Psychologii w Polskiej Akademii Nauk w Warszawie, podyplomowe studium psychoterapeutyczne realizowane przez MABOR Centrum Psychologiczno-Medyczne i Centrum Doradztwa i Szkoleń, atestowane przez European Association of Psychotherapy oraz podyplomowe studia z zakresu psychoonkologii w Szkole Wyższej Psychologii Społecznej w Warszawie. Psychoterapię traumy, indywidualną, rodzinną oraz psychoterapię par i małżeństw prowadzi od 2009 r. 

Anna Kalita. Absolwentka politologii na Uniwersytecie Wrocławskim. Dziennikarka. Otrzymała honorowe wyróżnienie Festiwalu Sztuki Faktu oraz została nominowana do Grand Press w kategorii dziennikarstwo śledcze za wyemitowany w programie TVN "UWAGA!" materiał "Tu nie ma sprawiedliwości", o krzywdzie chorych na alzheimera podopiecznych domu opieki, a w 2019 r. do Nagrody Newsweeka im. Teresy Torańskiej za teksty o handlu noworodkami w PRL, które ukazały się w Weekend.gazeta.pl. Fascynują ją ludzie i ich historie oraz praca, która pozwala jej te historie opowiadać. Kontakt do autorki: anna.kalita@agora.pl.