
Przypominamy jeden z najchętniej czytanych przez Was artykułów Weekendu.
***
Skąd pan to wszystko wie?
Wiem tyle, ile opowiedzą mi pacjentki. A przez 16 lat pracy mój gabinet odwiedziło ponad pięć tysięcy kobiet. W różnym wieku i z różnymi problemami. Opowiadały mi sporo o swojej seksualności. Zresztą ostatnio kobieca seksualność jest w Polsce obiektem ogromnego zainteresowania, chociażby polityków, a słowo "wagina" jest odmieniane przez różne przypadki. Na przykład podczas Strajku Kobiet, w którym i ja brałem udział.
A co my, kobiety, wiemy o swoich waginach?
Kobiety wiedzą więcej o swojej i o męskiej seksualności niż my, mężczyźni, o kobiecej i własnej. Owszem, panowie wiodą prym w rozmowach czy żartach o seksie, chwalą się, ale wiedzę mają tak naprawdę w porównaniu z kobietami, znikomą.
Panie podchodzą z ciekawością do książek o seksie. Tak było chociażby z "Klubem rozkoszy". A panowie na namowę, by do takiej książki zajrzeć, reagują fochem i prychnięciem. "A po co? Przecież ja to wszystko wiem".
Weekend może być codziennie - najlepsze reportaże, rozmowy, inspiracje
A wiedzą?
Skąd! Mnóstwo kobiet, które do mnie przychodzą, skarży się na brak satysfakcji z seksu. A szkoda, bo gdyby mężczyźni mieli chociażby większą świadomość obsługi kobiecych stref erogennych, to nie musieliby dopytywać: "A dobrze ci było?". Wielu panów zachowuje się jak słoń w składzie porcelany. Naciskają i dotykają za mocno, brakuje im też uważności – w ogóle nie patrzą na reakcje partnerki.
I tu muszę wspomnieć o mitach, w jakie wciąż wierzą zarówno kobiety, jak i mężczyźni.
Naprawdę? Myślałam, że w XXI wieku ten temat możemy sobie już darować?
Chciałbym, ale jednak nie. Kobiety wciąż są przekonane, że mężczyźnie nic krytycznego nie można powiedzieć o jego zachowaniu w łóżku, bo "to zdruzgoce i rozbije w proch jego samoocenę". A to nieprawda! Informacja zwrotna jest bardzo potrzebna i to obu stronom. Jeśli kobieta nie będzie mówiła partnerowi, co jej wagina lubi, a czego nie, to po paru latach ocknie się sfrustrowana i albo będzie musiała znaleźć sobie sprawnego kochanka, albo uśpić swoją seksualność. Każde z tych rozwiązań ma swoje plusy i minusy.
Inny mit to taki, że kobieta nie może być w seksie zbyt ekspresyjna. Bo jeszcze mężczyzna sobie pomyśli, że za dużo w niej prostytutki, a za mało madonny.
A poza tym "to nie wypada".
Właśnie! Paniom wydaje się też, że podczas seksu nie wypada dawać mężczyznom wskazówek, jak mają być pieszczone. Bo jeszcze partner sobie pomyśli, że każe mu się iść drogą poprzednika. A tak nie jest.
Mężczyzna, gdy padają na przykład sugestie dotyczące seksu oralnego, stara się je wcielić w życie. Zastanawia się, jak kobiecie z nim jest, a nie co jego poprzednik z nią robił.
Wśród kobiet nadal panuje niechęć, by wziąć lusterko i popatrzeć na własną waginę. Przyjrzeć się, jak wyglądają wargi sromowe, zewnętrzne i wewnętrzne, przedsionek i łechtaczka. Wiele kobiet ma do tego awersję, spotkałem się nawet ze stwierdzeniem jednej z pacjentek, że to mało przyjemny widok, bo własna wagina przypomina jej wątróbkę drobiową, którą kupuje dla kota.
Oryginalne skojarzenie.
Kobiety mają też sporo wątpliwości dotyczących wyglądu łechtaczki. To zazwyczaj mały guziczek wielkości ziarenka groszku, ale bywają większe i mniejsze. Są takie wielkości rodzynka, są też jak dwa rodzynki. I ich posiadaczki frapują się, że taka łechtaczka jest za duża.
Warto wygląd waginy i łechtaczki nie tylko poznać, ale i się z nim zaprzyjaźnić. Zauważyłem bowiem, że pacjentki, które lubią swoją waginę, łatwiej dochodzą do orgazmu. Częściej się masturbują i czerpią z seksu satysfakcję.
Dlaczego niektóre kobiety nie chcą oglądać swojego ciała?
Moim zdaniem może to być efekt tego, czego doświadczyły w dzieciństwie. Babcie, ciotki czy mamy mówiły im: "Tylko się nie dotykaj! Łapki trzymaj na sukience, a nie pod nią. Nie wkładaj rąk pod kołdrę, nie interesuj się tak własnym ciałem".
I tu odzywa się kolejny mit, że to mężczyzna ma wprowadzić kobietę w seksualność. A przecież on może być równie zielony jak ona, a nawet i bardziej. Wielu mężczyzn nie wie na przykład, czym jest fałd skórny na spodzie członka, innymi słowy wędzidełko. I taki mężczyzna ma wprowadzać kobietę w sferę seksualności?
Są też mężczyźni, którym wydaje się, że mają dużo wiedzy o seksie, bo naoglądali się pornografii. Często słyszę od pacjentek, że moc dotyku, jaką stosuje partner do pieszczenia łechtaczki, jest porażająca. Cóż, Polak w łóżku zachowuje się niczym stolarz, który z całej siły hebluje deskę. Suchymi palcami, niepoślinionymi, bez lubrykatora, szoruje po łechtaczce i tworzy mikrourazy. Można w ten sposób kobietę kompletnie zrazić do tego typu pieszczot albo doprowadzić do dyspareunii, czyli bólu podczas stosunku. A w konsekwencji nawet do pochwicy, która objawia się bolesnym odruchowym skurczem mięśni pochwy. Namawiam więc, żeby kobiety wzięły swoją seksualność we własne ręce.
Dosłownie?
Tak! Zachęcam kobiety, by się pieściły i masturbowały.
W pana książce znalazłam nawet wskazówki, jak to robić. Nie obawia się pan komentarzy, że masturbacja to grzech i "jak panu nie wstyd"?
Mam poczucie, że akurat wstydu mamy w Polsce za dużo. Zatem, z moim bezwstydem seksuologa, zachęcam, by wstyd minimalizować. Dobrze, żeby każda kobieta znała swoje ciało, strefy erogenne i wiedziała, jaki rodzaj dotyku lubi i jakiego potrzebuje. I czerpała z niego radość. Fantazjowanie podczas masturbacji też nie zaszkodzi. Nie ma co czekać na księcia, który objawi się na białym koniu i wprowadzi kobietę w świat seksu. Taki książę może się nigdy nie pojawić, a gdy się jednak pojawi, może raczkować w seksualności tak jak ona albo mieć nawyki, które będą kobiecie sprawiały ból, zamiast przyjemności.
Zachęcam nie tylko do masturbacji, ale do masturbacji kreatywnej. Warto sprawdzić, jak na nasze ciało działa strumień prysznica czy wibrator. Z kolei z wibratorem wiąże się kolejny mit.
Jaki?
Wiele kobiet uważa, że nie wypada się przyznawać do używania wibratora. Bez względu na to, czy się jest singielką, czy żyje się w związku, w którym od lat nie ma seksu. Kobieta czuje wstyd i zażenowanie, boi się, że ktoś ją weźmie za nimfomankę.
Absolutnie nie! Czasy, kiedy sex-shopy kojarzyły się z kiczem, minęły wiele lat temu. Pamięta pani te brzydkie sklepy z tandetnymi akcesoriami?
Pamiętam, jak przed laty poszłam z koleżanką po wibrator do jednego z takich sklepów w alei Jana Pawła II w Warszawie.
A dziś sex-shopy są ładne, a zabawki erotyczne mają dobrą jakość. Zresztą wielu mężczyzn jest podekscytowanych, gdy kobieta mówi, że ma wibrator, którymi bawi się, gdy czuje taką potrzebę. To wyznanie może być fajnym otwarciem rozmowy o fantazjach i o seksie.
Jak się okazuje, kobieta dzieląca się w związku swoimi fantazjami to ogromna rzadkość. 90 proc. moich pacjentek odpowiada: "Nigdy partnerowi o fantazjach nie mówię". Gdy dociekam dlaczego, słyszę, że świadczyłoby to o wyuzdaniu kobiety i mogło wywołać zgorszenie. A mnie opowiadają, że na przykład fantazjują o seksie z młodym Mulatem czy o trójkącie z dwoma kolegami.
W gabinecie z zainteresowaniem obserwuję, co się dzieje z parą, która zaczyna się wzajemnie dzielić fantazjami. Przenosi to relację na zupełnie inny poziom zaufania.
A na razie na jakim jesteśmy poziomie?
Widzę u moich pacjentek skutki wychowania w konserwatywnych rodzinach, które objawiają się przekonaniem, że cielesność jest zła. Wciąż popularne jest myślenie, że mężczyźnie wolno w sferze seksu więcej niż kobiecie. Ubolewam nad tym. Mężczyzna, który ma dużo partnerek to kobieciarz, ale i zdobywca. Kobieta, która miała wielu partnerów, dostaje etykietę puszczalskiej. Przyszła do mnie ostatnio pacjentka, która powiedziała mężowi, że miała przed nim trzech partnerów.
Ilu naprawdę było?
Siedemnastu! Średnia to około ośmiu, ale kobiety przyznają się zazwyczaj do dwóch-trzech. Mają tendencję, by przedstawiać się z biernej strony. A szkoda, bo są mężczyźni, którym bardzo imponuje, że ich partnerka jest doświadczona.
A zauważyła pani, że filmy o kobiecej seksualności wywołują społeczne poruszenie, niczym Yeti na Kasprowym. Chociażby jak ostatnio "Powodzenia, Leo Grande".
Widziałam. To świetny film!
Też tak myślę, tym bardziej zasmuciły mnie komentarze, że dojrzałej kobiecie nie wypada wynajmować seksworkera oraz że po śmierci męża jej życie seksualne powinno się skończyć. "Toż to ladacznica!" - napisali w internecie pruderyjni mężczyźni. Na pytania, jak kobieta tak może, odpowiem: normalnie, tak samo jak mężczyzna. A właściwie – jak każdy człowiek.
Obserwuję czasem z okna ludzi, którzy pracują w pobliskiej firmie. Gdy tylko przechodzi obok seksowna kobieta, eksponująca swoje ciało, oni od razu na głos to komentują. Pojawia się we mnie refleksja, że w naszym kraju seksualność kobiet jest szeroko omawiana, głównie pejoratywnie.
Pamięta pani komentarze, jakie obiegły prawicę po imprezie pani premier Finlandii? Przecież każdy bawił się tak jak ona. Albo i lepiej. Ale ją krytykowano, bo jest kobietą. Nawet jako premier w czasie wolnym ma prawo robić to, co jej sprawia przyjemność, tak jak pani czy ja.
Pan na szczęście pilnuje równouprawnienia w seksie. Najpierw napisał pan "Sztukę obsługi penisa", a teraz "Sztukę obsługi waginy".
Poruszam też wątek piersi, bo często słyszę od moich pacjentek, że kobieta po czterdziestce powinna sobie zrobić piersi. I nie chodzi o zabieg medyczny, tylko estetyczny. Gdy pytam, dlaczego tak uważają, odpowiadają, że w przeciwnym razie mężczyzna odejdzie do kobiety z ładniejszym biustem. Niekoniecznie nawet młodszej.
I co im pan odpowiada?
Że im więcej kobiet zmienia sobie piersi, tym więcej mam w gabinecie panów, którzy mówią, że teraz o wiele trudniej jest im się podniecić. Pozornie to zaskakujące, prawda? A kwestia jest stosunkowo prosta. Niestety, zwykle kobieta podczas zabiegu decyduje się na większy rozmiar niż planowała, a efekt wcale nie jest estetyczny. Partner jest rozczarowany i mówi mi tak: "Nie wiem, po co to zrobiła. Kiedy się z nią związałem, jej piersi bardzo mi się podobały. Teraz są w rozmiarze, który zupełnie mnie nie podnieca".
Czy podobnie bywa po zabiegu plastycznym waginy?
Tu zdania są podzielone, choć z moich obserwacji wynika, że kształt waginy często jest większym problemem dla kobiety niż dla mężczyzny. Niektóre panie skarżą się na zbyt obfite wargi zewnętrzne. Przeszkadzają im przy chodzeniu i uprawianiu sportów, więc decydują się je chirurgicznie zmniejszyć.
Jeśli jednak kobieta jest przekonana, że jej wagina jest brzydka i dlatego chciałaby pójść na zabieg, to rekomenduję, żeby zapytała partnera, czy rzeczywiście mu się nie podoba. I nie chodzi mi o to, że kobieta miałaby przypodobać się mężczyźnie. Mam na myśli sytuacje, z którymi często się ostatnio w gabinecie spotykam. Otóż kobieta chce za wszelką cenę zrobić partnerowi niespodziankę i dokonuje resekcji warg sromowych, a gdy po operacji wraca do domu, partner jest totalnie zaskoczony, ale zupełnie inaczej, niż to sobie ona wyobrażała. Jemu kształt tej waginy bardzo się podobał, więc często kobiety spotykają się z niezadowoleniem.
Przychodzą też do mnie kobiety, które niepokoi fakt, że jedna warga sromowa jest znacząco większa od drugiej. A to zupełnie normalne.
Swoją drogą, gdy mówię o przycinaniu warg sromowych, zaczynam mieć ciarki.
Ja też.
Bo przecież to co innego niż przycięcie czy wygolenie włosów łonowych. Jaka się kiedyś toczyła na ten temat zacięta dyskusja: czy lepiej zostawić albo czy lepiej mieć tylko wąski pasek? A czemu takie rozmowy nie dotyczą resekcji warg sromowych? Przecież to jest poważny zabieg chirurgiczny. Trzeba go dokładnie przemyśleć.
A czy nie wydaje się panu, że kobiety, zamiast czepiać się wyglądu swojej waginy, powinny po prostu zacząć czerpać z niej większą satysfakcję seksualną?
Ostatnio jestem zafascynowany twórczością szwedzkiego psychiatry Andersa Hansena, który pisze o tym, że mózg człowieka nie bez powodu jest skoncentrowany na wyszukiwaniu różnych zagrożeń. Ten, który robi to częściej, ma większą szansę, by ich uniknąć i przetrwać. Mam wrażenie, że mózgi niektórych osób działają jak detektory różnych niebezpieczeństw – nie tylko realnych, ale i czysto kulturowych.
Kiedyś jedna z pacjentek powiedziała mi, że nie poszła na basen, bo się nie wydepilowała. Była przekonana, że koleżanki z jej grupy pływackiej, gdy zobaczą, że ma obfite owłosienie łonowe, po prostu ją odrzucą. Czysty absurd, prawda?
I co pan rekomenduje w takiej sytuacji?
Żeby z większą sympatią i akceptacją podchodzić do swojego ciała.
Otóż wiele kobiet podchodzi do swojego ciała nad wyraz krytycznie. Chcą równać wyglądem do pań z Instagrama czy do znanych aktorek. Nie zdają sobie sprawy z siły pożądania, jakie czują wobec nich ich partnerzy. Nawet nie przyjdzie im do głowy, że oni je w pełni akceptują.
Mimo że ona niezbyt akceptuje siebie. Czy kobiety mają kompleks rozmiaru waginy, tak jak panowie mają kompleks małego penisa?
Około 70 proc. mężczyzn nie akceptuje rozmiaru swojego członka. Kobiety mają zastrzeżenia do kształtu piersi – że z wiekiem zaczynają być mniej jędrne - czy do tego, że w pochwie jest za dużo luzu. Lista jest długa.
Drogie panie, wasi partnerzy też nie stają się coraz młodsi i wielu zaczyna to zauważać, na przykład, gdy patrzą na atrakcyjną, młodą kobietę i widzą, że z jej strony jest zero reakcji. Co ciekawe, u większości z nich upływający czas nie wpływa na obniżenie mniemania o sobie. W gabinecie słyszę, że to jedna z nielicznych "umiejętności", których kobiety mężczyznom szczerze zazdroszczą.
Książka Andrzeja Gryżewskiego i Jagny Kaczanowskiej "Sztuka obsługi waginy" do kupienia w formie elektronicznej w Publio i w formie papierowej w Kulturalnym Sklepie .
Andrzej Gryżewski. Seksuolog, psycholog kliniczny i psychoterapeuta. Założyciel Instytutu Psychoterapii i Seksuologii "Arte Vita". Należy do Polskiego Towarzystwa Seksuologicznego.
Angelika Swoboda. Dziennikarka Weekend.Gazeta.pl. Specjalizuje się w niebanalnych rozmowach z odważnymi ludźmi. Pasjonatka kawy, słoni i klasycznych samochodów.