
Kiedy dowiedziałam się, że pływałeś po całym świecie, poczułam zazdrość. Ileż to musi być wspomnień!
To było ponad dekadę temu, wspomnienia nieco się przykurzyły. Próbuję właśnie odzyskać zdjęcia z tego okresu – mam je na dysku. Na statkach generuje się prąd, który jest rozsyłany po całej jednostce zgodnie z różnym zapotrzebowaniem. Niestety, często są wahania napięcia. Komputery potrafią się palić, dyski też. Wiele sprzętu w ogóle nie nadaje się do użycia po powrocie na ląd...
Jak się zaciąga do pracy na statek?
Ukończyłem nawigację i informatykę w Akademii Marynarki Wojennej w Gdyni. Chciałem pracować w IT, ale wcześniej marzyło mi się, żeby zobaczyć trochę świata. Nie miałem innego pomysłu na to, żeby tyle jeździć i tak daleko dotrzeć, jak zaciągnąć się na statek handlowy. Marzenie spełniłem – nie byłem tylko w Australii i na biegunach.
Na początku wcale nie było łatwo, ponieważ dokumenty Akademii Marynarki Wojennej sprawy nie ułatwiały, inaczej niż te z Akademii Morskiej – obecnie Uniwersytetu Morskiego w Gdyni. Moja szkoła podlegała pod Ministerstwo Obrony Narodowej, a firmy handlowe niechętnie patrzyły na osoby uczone do pracy na okrętach marynarki wojennej, a nie statkach handlowych. To inne jednostki, o innych możliwościach na wodzie, innej dzielności, czyli zachowaniu statku w różnych warunkach na morzu, i z innymi obowiązkami załogi.
Ogłoszenia o pracę pewnie były, ale ja szukałem jej, jeżdżąc po firmach i pytając o możliwość zatrudnienia. Chodziłem, rozmawiałem, dowiadywałem się. Niecały rok zajęło mi, zanim wszedłem po raz pierwszy na pokład.
Na jakim stanowisku debiutowałeś?
Pierwsza praca bez doświadczeń oznacza najniższy stopień – kadeta. Na statku handlowym są dwa działy: maszynowy i pokładowy. Ja byłem w tym drugim, dzięki znajomości nawigacji.
Co robi kadet?
Utrzymuje statek w dobrej kondycji, gotowości do ciągłej eksploatacji. Zajmuje się wszystkim – od zdejmowania rdzy ze stali po smarowanie lin. Na wyższych stanowiskach obowiązki są poważniejsze i bardziej wymagające. Też się smaruje liny, ale już na dźwigach statkowych, czyli najwyższych punktach na pokładzie.
Pracy jest dużo, a załogi szeregowej mało: dwóch kadetów, dwóch marynarzy wachtowych i dwóch do czterech starszych marynarzy. Do tego dochodzą oficerowie: trzeci, drugi, chief oficer i kapitan. Podobna struktura jest w dziale maszynowym – z chiefem inżynierem na czele. W sumie jest na statku około 20 osób załogi.
Na statkach jest tak, że obsadzenie stanowisk jest na granicy możliwości załogi. Bywało, że na rufie musiałem pomagać innym, bo fizycznie brakowało im jednej osoby, kiedy podczas cumowania nie wszystko idzie po myśli, a w tym samym czasie podaje się cumy na ląd i odpina holownik.
Na jakiej wielkości statkach pływałeś?
Ten pierwszy miał 300 m długości. Wycieczka z rufy do magazynku na dziobie zajmowała trochę czasu. Spacer się wydłużał, kiedy wiało, bujało, lało czy zacinał śnieg.
Weekend może być codziennie - najlepsze reportaże, rozmowy, inspiracje>>
Brzmi, jakby na statku pracowało się non stop.
Bo tak jest. Chociaż praca na morzu różni się od pracy w porcie podczas załadunków i rozładunków – wtedy trzeba je nadzorować i sprawdzać, zacumowywać i odcumowywać, pobierać i odstawiać pilota z łódki pilotowej lub śmigłowca – osobę znającą dany akwen i pomagającą w nawigowaniu po nim.
Po wypłynięciu z portu pracuje się od 8 do 12 godzin dziennie, ale trzeba być w ciągłej gotowości. Awarie zdarzają się zwykle w trakcie odpoczynku. W porcie są dyżury: sześć godzin pracy, sześć wolnego.
Realnie, po odjęciu czasu na posiłek i umycie, zostają cztery godziny na sen. O ile potrafisz od razu zasnąć.
Bywa, że statki pływają od portu do portu jak tramwaje. Przepłynięcie między postojami zajmuje kilka godzin, odpoczynku jest więc mniej.
Wygląda bardzo poważnie i męcząco. Na statkach pływa się na kontraktach – kilka miesięcy na morzu, a potem chwila wytchnienia na lądzie między kolejnymi zleceniami?
Podpisuje się kontrakty – ich długość jest różna i zależy od rodzaju statku. Ja pływałem po cztery miesiące z tolerancją plus minus miesiąca.
Czy w tej branży są kuszące wysokością zarobki?
Na stanowiskach oficerskich tak. Za moich czasów trzeci oficer dostawał miesięcznie 3–5 tys. dolarów, w zależności od rodzaju statku i rejonu pływania. Wśród załogi szału nie ma, ale da się z tego bez problemu żyć. Kadet zaczynał zwykle od miesięcznej pensji 1000 dolarów + 300–500 dolarów bonusu. W ówczesnych realiach - ponad 10 lat temu - to było kuszące. Nie wiem, jak to teraz wygląda.
Jak patrzę na statek handlowy, to – w przeciwieństwie do pasażerskiego – nie widzę okienek do kajut. Gdzie się mieszka i czy w kajutach są okna? Czy pomieszczenia prywatne są tak małe jak te tańsze na promach?
Szukając okienek do kajut na statku handlowym, trzeba patrzeć w inne miejsca. Statek pasażerski cały jest obudowany kabinami z okienkami, balkonami, tarasami. Na statku handlowym kabiny są umieszczone w nadbudówce na kilku piętrach i ciągną się aż do mostka nawigacyjnego, na tej dużej, wystającej kolumnie na pokładzie.
Zajmuje się całkiem spore jednoosobowe kabiny, w których mieszczą się dwa łóżka, stół, biurko, przynajmniej jedna dwuczęściowa szafa, szafki, półki, miejsce na kombinezony i pasy ratunkowe, a także łazienka z WC i prysznicem. Okno jest, choć bywa, że zastawiają je kontenery lub inny ładunek.
Mówiłeś o pilocie, który wyznacza trasę. Czy to oznacza, że zatamowanie statkiem handlowym Kanału Sueskiego mogło być jego sprawką?
Pilot zna obszar nawigowania, wie, którędy i jak powinien popłynąć statek. Robi wyliczenia, biorąc pod uwagę zanurzenie statku i jego manewrowość, gabaryty, śruby okrętowe, czyli napęd. Pilot zbiera wszystkie te informacje i wytycza odpowiedni szlak.
W Kanale Sueskim dzieje się bardzo dużo różnych rzeczy, a piloci bardziej interesują się tym, ile dostaną za pilotaż, niż samym pilotażem. Kawa – nie za gorąca – ciastko – to są ważne rzeczy. Poza tym w kanale wciąga się na pokład łódki z kupcami i towarami na sprzedaż, w panującym rozgardiaszu łatwo popełnić błąd.
Szaleństwo panuje także na rzece Kongo, której bieg w ogóle nie jest aktualizowany. Po naniesieniu naszej pozycji na mapę okazywało się, że płyniemy po lądzie i wysepkach – tak bardzo koryto rzeki zdążyło się zmienić od ostatnich aktualizacji map w tym rejonie.
Chciałeś zwiedzać, ale z tego, co mówisz, na razie wynika, że nie ma czasu na to, żeby się ze statku w porcie oddalić.
Długość postoju w porcie zależy od wielu czynników: wielkości statku, rodzaju towaru i portowych możliwości przeładunkowych. Kontenerowce są idealne do ekspresowych załadunków i rozładunków. Statek wtedy zwykle cumuje do nabrzeża przystosowanego do przeładunku kontenerów, więc ta praca przebiega szybko i bez większych zakłóceń. Kontenery to pudełka o różnych wymiarach, niewielka filozofia, tu idzie wszystko sprawnie. Zwykle operacje kontenerami w porcie trwają od kilku godzin do kilku dni. Bywa tak, że ma się i trzy noce na opuszczenie statku i wyprawę w interior. Sporo, prawda?
Bałabym się, że wrócę i statku nie będzie... Jak się wraca z takiej eskapady, to statek stoi w tym samym miejscu?
Jeden kolega wrócił i nie zobaczył swojego statku, ale to dlatego, że była akurat niska woda i statek schował się poniżej kei – nadbrzeża, przy którym się cumuje. Ta różnica między wysoką a niską wodą to może być i wahanie nawet do 15 m w ciągu sześciu godzin. Statek jest ograniczony swoim zanurzeniem, a niski poziom wody może wydłużyć postój w porcie do czasu osiągnięcia odpowiedniej głębokości w akwenie, zwłaszcza statek duży i załadowany.
Statki masowe, czyli załadowane towarami sypkimi, mogą w porcie czekać i czekać. Raz spotkałem się z kolegą w Brazylii. Oczekiwał na wpłynięcie do portu i na rozładunek. Ja zdążyłem przypłynąć z Europy, zahaczyć o Brazylię w kilku portach, wrócić do Europy, ponownie dopłynąć do Brazylii i dopiero minąłem się z nim w główkach wejściowych do portu. Biedak czekał trzy miesiące przed portem. Załoga miała o tyle fajnie, że kapitan załatwił im motorówkę, która dwa razy dziennie robiła kurs na ląd.
Takie oczekiwanie bywa frustrujące?
Nie, to jest traktowane bardziej jak odpoczynek. Kiedy czeka się na wysoką wodę, to zazwyczaj operacja przeładunkowa jest już zakończona, odprawa też już jest, z zadań do zrobienia jest podjęcie pilota i złożenie trapu. Jest się w stanie gotowości, ale można regenerować siły. Czasami jednak serce się wyrywało, kiedy musieliśmy czekać na statku, a na bulwarze i po plaży ludzie sobie spacerowali, siedzieli w knajpach, jedli lody.
W jakie ciekawe miejsca na lądzie dodarłeś?
Najwięcej zobaczyłem w Afryce i w Chinach. Tam też było najciekawiej. W Chinach miałem problem z powrotem do portu – nie mogłem się dogadać, musiałem rysować statek na kartce. Okazało się, że taksówki miały rejonizację, nie dało się jedną dotrzeć na miejsce.
Najwięcej czasu spędziłem w Demokratycznej Republice Konga, staliśmy miesiąc, byłem też w Nigerii i na Wybrzeżu Kości Słoniowej. W porcie w Demokratycznej Republice Konga najwięcej się działo – ratowaliśmy operatora dźwigowego z portowego dźwigu, który się zapalił. Ściągnęliśmy go naszym dźwigiem na kaję, czyli nabrzeże będące placem portowym.
Jest gorąco, wilgotno, warunki do jakiejkolwiek pracy są trudne, wszystko się rozwleka w czasie.
Wycieczki przygotowywałem sobie na krótko przed zejściem na ląd. Często wypływając z portu, nie wie się dokładnie, do którego portu ostatecznie statek przybije i na jak długo. W Demokratycznej Republice Konga wpadłem na pomysł zobaczenia wodospadów, które okazały się być… w Angoli. Z tej wycieczki zawróciło mnie do portu wojsko, więc wybrałem się w góry i chciałem wejść na najwyższy szczyt w okolicy. Zgodę na wejście musiałem uzyskać od wodza wioski opiekującego się tym górskim łańcuchem. Mój przewodnik wyjaśnił, że gdyby wódz nie dał zgody, a ja bym wszedł na szczyt mimo wszystko, to ugryzłby go wąż, a potem zabił głaz.
Co najbardziej podobało ci się w pracy na statku?
Podróżowanie. Niesamowite jest to, że w wielu miejscach na świecie można dogadać się na migi. Można się tego bać, ale to działa, zwłaszcza w Afryce czy Chinach. Na statku wszystko mi się podobało, bo wszystko było dla mnie nowe, podlane adrenaliną.
Piraci to ryzyko, o którym myślisz?
Tak, to rzeczywistość, której na szczęście udało mi się uniknąć, chociaż wiem, że się o nich otarliśmy nie raz. Piraci to ryzyko, które wchodząc na statek, trzeba zawsze brać pod uwagę.
U brzegów Nigerii ukrywaliśmy się przez pięć dni przed piratami, pełniąc całodobowe wachty, obserwując radar i otoczenie z burt.
Statki porywa się dla okupu, raczej nie dla zawartości kontenerów. Jest to proceder, który trwa od wielu lat, problem narasta, ale niewiele się zmienia. Podpływa mała, szybka i zwrotna motorówka, ktoś zarzuca linę, wchodzi na pokład i przechwytuje statek. To akcje świetnie zorganizowane, daleko od lądu.
Kilka razy widziałem motorówkę, która płynęła prosto na nas. Płynęła, płynęła i nagle skręciła. Na morzu nie płynie się do innego statku bez powodu. To są zawsze bardzo stresujące sytuacje, zwłaszcza w rejonach objętych działaniami wojennymi, na przykład w Zatoce Adeńskiej lub koło Somalii czy w rejonie Sumatry.
Statki handlowe są ogromne, wiele jest na nich zakamarków. Czy łatwo się na nich ukryć osobom niepowołanym?
Tak, szczególnie należy uważać w Afryce. Załoga dba o bezpieczeństwo na statku, w porcie pilnując trapu, czyli drogi łączącej statek z lądem. Na statek można dostać się też dźwigiem – w koszu czy kontenerze – lub z wody, z łódki po linie czy drabince.
Przed wyjściem statku z portu robi się przeszukanie, w określonej kolejności, żeby uniemożliwić pasażerom na gapę przemieszczanie się. To normalne, że zawsze się kogoś znajduje, policja czeka na miejscu i przejmuje takie osoby.
Mieliśmy pasażerów na gapę – osoby, które chciały uciec do Europy. Przy dłuższych postojach w porcie można się łatwo dowiedzieć, dokąd dany statek płynie. Zresztą kiedy widzi się Europejczyków na pokładzie, wiadomo, że kiedyś do Europy wrócą.
Mój kolega przeszukiwał ciemną ładownię i nagle zobaczył przed sobą białka oczu ukrywającego się w niej człowieka. Inne osoby ukryły się w wentylacji od ładowni; miały szczęście, że jej nie włączono, bo wtedy nic by z nich nie zostało, tak jest to silny pęd powietrza i moc wiatraków.
Co się dzieje z takimi ludźmi?
Jeśli stoimy w porcie, to odsyłani są na ląd, jeśli na wodzie, to trafiają do aresztu – jedna z kabin, taka jak załogi, ma kraty. Tam czekają, aż przejmą je służby – straż graniczna. Dostają ubrania i jedzenie.
Nudziło ci się czasami?
Nie, na statku można pójść na siłownię czy na basen, skorzystać z sali telewizyjnej lub pograć w ping-ponga – zwłaszcza w sztormie bywa to wesołym zajęciem.
Najdłuższe przepłynięcie między portami to było w moim przypadku pokonanie oceanu, czyli trzy tygodnie na morzu z awarią w trakcie. Nie mieliśmy prądu i straciliśmy wszelkie możliwości manewrowania, statek dryfował. Pamiętam, że wspomagałem wtedy pracę mostka nawigacyjnego.
Te trzy tygodnie nie były dla mnie męczące. W jedną niedzielę, już po usunięciu usterki, żeby grill przeszedł nam bez zakłóceń, odbiliśmy z trasy pięć stopni, żeby ominąć burzę.
Rozumiem, że mórz i oceanów sieć komórkowa nie pokrywa? Jest się odciętym od bliskich i rodziny?
Teraz jest już lepiej, sieć sięga głębiej w morze. Kiedy ja pływałem, komórka nie łapała sieci, nawet kiedy było już widać ląd. Na statku jest zawsze telefon satelitarny, z którego można korzystać, jeśli tylko jest taka potrzeba. Kontakt z bliskimi jest więc i na środku oceanu.
Weekend może być codziennie - najlepsze reportaże, rozmowy, inspiracje>>
Jakie to doświadczenie taki bezkres oceanu?
Noc jest bardziej fascynująca niż dzień. Zwłaszcza kiedy jest pełnia. Nocne burze też robią niesamowite wrażenie. Kiedy jest zupełnie ciemno i nagle na sekundę robi się jasno, burza sobie krąży, widać ją z daleka.
Dlaczego nie zostałeś na morzu?
Mogłem awansować i pływać dalej. Są takie osoby, które jak już weszły na statek, to ta praca stała się ich sposobem na życie. Nie chciałem przyzwyczaić się do morza, kiedy otrzymałem dokumenty oficerskie, dałem sobie spokój. Dla mnie to była świetna przygoda i miała przygodą pozostać.
Ola Długołęcka. Redaktorka. Czujnie obserwuje ludzi i przysłuchuje się ich rozmowom. Chodzący spokój i zorganizowanie. Wieloletnia wielbicielka Roberta Redforda.