Rozmowa
Eutanazja jest legalna zaledwie w kilku krajach świata (Fot. Shutterstock.com)
Eutanazja jest legalna zaledwie w kilku krajach świata (Fot. Shutterstock.com)

W połowie września świat obiegła informacja, że 91-letni reżyser Jean-Luc Godard, autor między innymi filmu "Do utraty tchu", popełnił w Szwajcarii wspomagane samobójstwo.

Ponieważ w swoim kraju, we Francji, nie mógł tego zrobić.

No właśnie. A przecież Francja to nowoczesne, świeckie państwo. Eutanazja jest legalna zaledwie w kilku krajach: Holandii, Belgii, Luksemburgu, Albanii, Hiszpanii, Japonii, dwóch stanach USA – Teksasie i Oregonie – oraz stanie Wiktoria w Australii. Natomiast wspomagane samobójstwo, prócz wspomnianej Szwajcarii, jeszcze w Austrii oraz we Włoszech i w czterech stanach USA.

Zazwyczaj zaczyna się od dekryminalizacji, a następnie uchwalane jest prawo szczegółowo regulujące prawo do eutanazji, czyli – z greckiego – do dobrej śmierci. Mówiąc o eutanazji, mówimy o spowodowaniu przez lekarza śmierci pacjenta na jego żądanie, w celu oszczędzenia mu cierpień, których nie sposób uśmierzyć.

Jean-Luc Godard na Festiwalu w Cannes. 1982 rok (Fot. Jean-Jacques Levy / AP Photo)

I który to pacjent jest terminalnie chory?

Nie we wszystkich państwach jest to warunek konieczny. W Belgii przesłanką może być również nieznośne cierpienie psychiczne. W tym też kraju, podobnie jak w Holandii, eutanazja jest możliwa również w stosunku do dzieci, natomiast do 12. roku życia decyzję podejmują ich rodzice.

Rozumiem, że wspomagane samobójstwo tym się od eutanazji różni, że to sam pacjent odbiera sobie życie?

Jedno i drugie można nazwać medycznie wspomaganym umieraniem, jednak w przypadku eutanazji to lekarz wykonuje procedurę, natomiast jeśli jest to wspomagane samobójstwo, wówczas człowiek samodzielnie podaje sobie preparat, który powoduje ustanie funkcji życiowych. Lekarz pomaga mu w ten sposób, że wypisuje receptę.

Czy zawsze odbywa się to poprzez podanie zastrzyku? 

Niekoniecznie. Są również dostępne tabletki, które można zażyć.

Od wielu lat media informują o kapsule, dzięki której człowiek sam będzie mógł zdecydować o własnej śmierci. Aktywować ją będzie można nawet ruchem gałki ocznej i wówczas napełni się ona azotem, za sprawą którego człowiek zaśnie i zakończy życie. Na razie można jednak tylko oglądać prototypy.

W żadnym kraju nie używa się jeszcze tego wynalazku, ale to tylko kwestia czasu. Jego twórcą jest australijski lekarz Philip Nitschke, który za pomocą sztucznej inteligencji – urządzenie samo wdraża procedurę, która pozwala pacjentowi zakończyć życie – wytrąca jeden z argumentów przeciwników eutanazji, czyli argument medyczny, z przysięgi Hipokratesa, jakoby lekarz nie mógł pomagać pacjentowi zakończyć życia.

Zaskakuje mnie, z jaką trudnością przychodzi mi zadawanie pani pytań, szczególnie o technikalia eutanazji. To jest potężne tabu. 

To prawda. Wszystkie teistyczne religie przekonują, że życie jest darem od Boga i tylko on może nim dysponować. I o ile nie dziwi, że eutanazji zakazuje Iran, o tyle proszę zauważyć, że Związek Radziecki również nie pozwalał, by zwykły człowiek samodzielnie decydował o swoim życiu. Albo Bóg, albo państwo, a nie sam człowiek może rozporządzać swoim życiem.

My, jako obywatele, nie doszliśmy jeszcze do tego momentu emancypacji, w którym upominamy się o prawo do decydowania o sobie.

Państwa religijne to jest inna bajka, ale zaczęłyśmy rozmowę od laickiej Francji. Zaskakujące, że w tym kraju decyzja nie należy do obywateli.

Analizując kwestię pod kątem czysto prawnym, w państwach demokratycznych opieramy się między innymi na europejskiej Karcie praw podstawowych, w której zapisano wyraźnie, iż człowiek ma prawo do życia. 

A skoro ma prawo do życia, to czy nie jest oczywiste, że ma również prawo do decydowania o własnej śmierci?

Pani przedstawia argumenty zwolenników eutanazji. Ja z kolei odpowiadam, iż nigdzie – również w polskiej konstytucji – nie jest zapisane, że człowiek ma obowiązek życia. Z debatą o eutanazji jest identycznie jak z debatą o aborcji. Kluczowe jest ustalenie, kto ma prawo decydować o życiu człowieka. 

We Francji debata cały czas się toczy. Lata temu kandydat na prezydenta François Hollande obiecał doprowadzić do legalizacji eutanazji, tyle że nie wywiązał się z tego wyborczego przyrzeczenia, ponieważ przedłożył nad nie inne polityczne interesy. Natomiast trend światowy zmierza ku liberalizacji. 

W Portugalii parlament już dwukrotnie przegłosował stosowną ustawę, jednak nie podpisuje jej prezydent. Za eutanazją opowiedziała się również izba niższa irlandzkiego parlamentu, jednak prace zostały zamrożone i społeczeństwo będzie musiało najpewniej poczekać, aż władzę przejmą postępowi politycy.

Wspomniała pani o argumentach medycznych przeciwko eutanazji. Rozumiem, że chodzi o przysięgę Hipokratesa i zapis, że lekarz nie może przyłożyć ręki do niczyjej śmierci, tak?

Tak, przy czym trzeba wiedzieć, że taka postawa nawet w starożytności wcale nie była powszechna. Przecież Sokrates samodzielnie zadecydował o zakończeniu swojego życia, pijąc cykutę. Przeciwnicy eutanazji często twierdzą, że dochodziło do niej w Sparcie…

Chodzi o zrzucanie ze skał chorych i kalekich noworodków? Przecież to nie eutanazja, tylko zabójstwo.

Oczywiście, ponieważ – jak mówiłam – eutanazja odbywa się zawsze na wyraźne żądanie osoby nieuleczalnie chorej. Pozostając jeszcze w toczących się w starożytności dyskusjach – Sokrates, Platon oraz inni rozważali za i przeciw eutanazji nie z punktu widzenia jednostki, tylko interesu społecznego. A więc dedukowali, że nie opłaca się ponosić kosztu i trudu utrzymywania przy życiu osób, z których społeczeństwo nie będzie miało pożytku.

'Marsz dla życia i rodziny'. Rzeszów 2010 rok (Fot. Patryk Ogorzałek / Agencja Wyborcza.pl) , 'Obrońcy życia' sprzeciwiają się eutanazji (Fot. Patryk Ogorzałek / Agencja Wyborcza.pl)

Skąd tylko kawałek do eliminacji całych grup społecznych, tak jak to zrobił Adolf Hitler. Powtarza pani, że – szczególnie w Polsce – kiedy ludzie słyszą "eutanazja", to od razu im się pojawiają klisze: obóz koncentracyjny i komora gazowa.

Główne dwa argumenty przeciwników to jest po pierwsze, ten o świętości życia, a po drugie, rzekome ryzyko "równi pochyłej": jeżeli pozwoli się na to, żeby zrobić wyjątek od zakazu zabójstwa – mówią przeciwnicy eutanazji – to doprowadzi to do korozji szacunku dla życia i będzie dochodziło do nadużyć. Oba te argumenty są do obalenia. 

Przede wszystkim nie wszyscy są wierzący, a poza tym identycznie jak w przypadku aborcji – kto wierzy w święte życie, ten nie podejmie decyzji, by je zakończyć. 

Nie ma natomiast powodu, by religijne nakazy i zakazy były przez państwo nakładane na osoby, które nie wyznają tej czy innej religii. To jest raz. Jeśli zaś chodzi o "równię pochyłą", to w państwach, w których eutanazja czy wspomagane samobójstwo są legalne, są również skrupulatnie określone warunki, w których proces ten może się odbyć.

Koronnym argumentem za legalizacją jest natomiast to, że zakaz eutanazji wcale nie oznacza, że eutanazji nie ma. Wszędzie tam, gdzie jest zakazana, również ma ona miejsce. Tyle że odbywa się poza jakąkolwiek kontrolą.

W Polsce również przypadki eutanazji mają miejsce. 

Twierdzi pani, że w Polsce istnieje podziemie eutanazyjne?

Nie używałabym takich złowieszczo brzmiących sformułowań. Wiele osób, ja również, zna opowieści o terminalnie chorych pacjentach, którzy w domu lub szpitalu, osobiście lub za sprawą kogoś z rodziny uprosili lekarza, by ten okazał im miłosierdzie i pomógł skrócić cierpienie. 

Do zaniechania uporczywej terapii wszyscy mamy prawo, wyrażona wprost prośba o pomoc w skróceniu życia może się spotkać z pełną oburzenia i potępienia reakcją: "Co też pani mówi?! Eutanazja jest w naszym kraju nielegalna!".

Oczywiście, tym bardziej że środowisko lekarskie w naszym kraju jest w większości konserwatywne. Z eutanazją jest jednak identycznie jak z aborcją: jeśli jest się zamożnym, ma znajomych lekarzy lub w inny sposób należy się do grupy uprzywilejowanej, wówczas znajdzie się lekarz, który pomoże choremu zakończyć życie. To zwykli ludzie są zmuszeni do umierania w męczarniach. 

Nina Sankari jest wiceprezeską ateistycznej Fundacji im. Kazimierza Łyszczyńskiego (Fot. Archiwum prywatne)

Polskie społeczeństwo jest przekonywane o tym, że jeśli chora osoba otrzyma opiekę paliatywną, to eutanazja na pewno nigdy nie będzie potrzebna. A to nie jest prawda. Są choroby tak ciężkie, że bólu i cierpienia nie sposób uśmierzyć.  Uważam, że kiedy śmierć leży w najlepszym interesie pacjenta, wtedy stanowi dobro moralne.

Dwukrotnie przemawiała pani w Parlamencie Europejskim – ostatnio w 2017 roku, podczas konferencji "Eutanazja: Prawo Europy 21 wieku" – i wypowiedziała pani wówczas bardzo mocne słowa: "Mój pies miał lepszą śmierć niż moja matka".

To jest drastyczne, ale przemawia do wyobraźni słuchaczy. Kiedy moja nieuleczalnie chora mama sama wyjęła sobie rurkę doprowadzającą tlen z nosa, zapytałam: "Czy nie chcesz już żyć?". Potwierdziła. Nie pozwolono jej jednak podjąć tej decyzji: podłączono leki, zabrano na oddział intensywnej terapii, podłączono defibrylator. 

Widziałam przez przypadkowo niezamknięte drzwi, jak wątłe, wykończone chorobą ciało mojej matki podskakiwało na szpitalnym łóżku pod wpływem wstrząsów elektrycznych. Patrzyłam na to i byłam przerażona, absolutnie bezsilna. 

Myślała pani: dlaczego to nie mama decyduje o swoim życiu, dlaczego nikt nie słucha pani, jej córki, tylko obcy ludzie zmuszają ją do życia, którego już nie chce? Gdzie tu humanitaryzm?

Właśnie tak! Natomiast kiedy weterynarze orzekli, że dla mojego cierpiącego psa nie ma już ratunku, i zasugerowali eutanazję, zgodziłam się na to, byłam przy nim, przytulałam i mówiłam do niego czule. W ten sposób odszedł. Mając lepszą śmierć niż moja mama.

Aczkolwiek termin "eutanazja" w przypadku zwierząt jest używany na wyrost, bo ich przecież nikt o zdanie nie pyta. 

Faktycznie. W Parlamencie Europejskim mówiła pani, że 55 proc. Polaków to zwolennicy eutanazji. Ostatnio CBOS zapytał Polaków o podejście do eutanazji w 2021 roku i wówczas 41 proc. było przeciw, natomiast 34 – za. Argumenty przeciwników mocno przemawiają do wyobraźni: sparaliżowany Janusz Świtaj apelował o eutanazję, a potem pomogli mu dobrzy ludzie, skończył studia i cieszy się życiem. 

Do naszej fundacji – mimo że my nie pomagamy dokonać eutanazji, ale prowadzimy działalność edukacyjną – również zgłosił się kilka lat temu człowiek, który powiedział, że chce skończyć życie, bo jest chory na AIDS i straszliwie cierpi, a prócz tego ma całą masę życiowych problemów: rodzinnych i ekonomicznych. 

Nie skierowaliśmy go do żadnej z naszych zaprzyjaźnionych organizacji zagranicznych, a całkiem niedawno odezwał się do mnie i powiedział, że odziedziczył mieszkanie i majątek i jest szczęśliwy. 

I powiedział: "Dziękuję, że mi pani wtedy nie załatwiła tej eutanazji"?

Nie. Ja opowiadam pani o tym przypadku, żeby pokazać, że owszem, zdarzają się różne sytuacje. Czasem wręcz prowokacje.

Dramatyczne apele, wynikające z tego, że obywatel jest niezaopiekowany i jego życie jest niedobre, ale wcale niekoniecznie chce śmierci?

Tak. Ucinanie dyskusji, bazując na historii życia takich osób, jest manipulacją. To jest zaledwie wycinek rzeczywistości. 

Janusz Świataj, jako pierwszy Polak, walczył w sądzie o prawo do eutanazji (Fot. Dawid Chalimoniuk / Agencja Wyborcza.pl)

Czy terminalnie chorzy Polacy mogą wyjechać za granicę i godnie umrzeć, jeśli tak zdecydują?

Oczywiście, że mogą. A czym się każdy z nas różni od Jeana-Luca Godarda?

Czytałam, że aby móc skorzystać ze wspomaganego samobójstwa w Szwajcarii, trzeba być obywatelem tego kraju lub mieć tam kartę pobytu…

Co oznacza furtkę dla osób, które mają zasoby! Jak mówiłam: turystyka eutanazyjna istnieje, ale jest zarezerwowana dla ludzi majętnych, ustosunkowanych, którzy są w stanie taką sprawę zorganizować.

A czy w krajach, gdzie zalegalizowano eutanazję, stało się to za sprawą katalizatorów? Mam na myśli przemawiające do wyobraźni ludzkie historie?

W Holandii i Hiszpanii tak. W 1973 roku całe Niderlandy dowiedziały się, że lekarka dokonała eutanazji na ogromną prośbę swojej matki, która bardzo cierpiała. Została skazana na tydzień więzienia w zawieszeniu na rok. Setki lekarzy wysłało wówczas do sądu oświadczenia, że oni również dokonywali kiedyś eutanazji. 

W Hiszpanii sparaliżowany obywatel Ramon Sampedro prosił latami, by państwo pozwoliło mu zakończyć życie, lecz mu tego odmawiano. Ostatecznie anonimowa osoba przekazała mu środek, za pomocą którego sam był w stanie zakończyć życie. Zrobił to przed kamerą. Nagrał przesłanie do obywateli Hiszpanii, w którym opowiedział o swoich cierpieniach.

Mówił na pewno, że przez lata czuł się upokorzony i ubezwłasnowolniony?

Tak. Wywołało to w społeczeństwie wstrząs, co dość szybko znalazło odzwierciedlenie w przepisach prawa. Ale nie zawsze tak się dzieje. W Belgii do władzy doszły po prostu postępowe siły polityczne, które przyznały obywatelom prawo do decydowania zarówno o swoim życiu, jak i o śmierci. 

Zobacz wideo Britmann: To, że o czymś nie rozmawiamy, nie oznacza, że tego nie ma

Cieszę się, że zechciała pani udzielić mi tego wywiadu. Hasło "cywilizacja śmierci" wszyscy znają na pamięć, natomiast o argumentach proeutanazyjnych mówi się niezwykle rzadko.

Ayke Smook, wieloletni przewodniczący Europejskiego Stowarzyszenia na rzecz Godnej Śmierci, podkreślał, że eutanazja to nie jest wybór między życiem a śmiercią, ale wybór pomiędzy dwoma rodzajami śmierci, z których tylko jeden – eutanazja właśnie – jest dla tego człowieka dobrą śmiercią. 

Weekend może być codziennie - najlepsze reportaże, rozmowy, inspiracje na wakacje >>

Nina Sankari. Wolnomyślicielka. Działaczka feministyczna, ateistyczna i laicka, tłumaczka, publicystka. Jest wiceprezeską Fundacji im. Kazimierza Łyszczyńskiego.

Anna Kalita. Absolwentka politologii na Uniwersytecie Wrocławskim. Dziennikarka. W 2016 r. otrzymała honorowe wyróżnienie Festiwalu Sztuki Faktu oraz została nominowana do Grand Press w kategorii dziennikarstwo śledcze za wyemitowany w programie TVN "UWAGA!" materiał "Tu nie ma sprawiedliwości", o krzywdzie chorych na alzheimera podopiecznych domu opieki, a w 2019 r. do Nagrody Newsweeka im. Teresy Torańskiej za teksty o handlu noworodkami w PRL, które ukazały się w Weekend.gazeta.pl. Fascynują ją ludzie i ich historie oraz praca, która pozwala jej te historie opowiadać. Kontakt do autorki: anna.kalita@agora.pl.