
Rok 2018
Użhorod na zachodzie Ukrainy, przy samej granicy z Węgrami i Słowacją. W niektórych dzielnicach miasta żyją tylko Romowie. Tyle że do szkolnej klasy można zapisać maksimum czwórkę romskich dzieci. Większość nie miała więc szans na edukację.
– Wyobraź sobie dzieciaki, które nigdy w życiu nie trzymały w ręku długopisu. Albo takie, które nie rozróżniają i nie umieją nazwać kolorów – mówiła mi Lola, czyli Eleonora Kulchar. – Jakie one mają szanse na to, żeby zostać przyjęte do państwowej szkoły i się w niej utrzymać? – pytała, kiedy odwiedziłam jej szkołę, a właściwie przedszkołę. Tu romskie dzieci uczą się trzymać długopis, literek, pisania i po prostu funkcjonowania w szkolnej przestrzeni.
Lola zdobywa też pieniądze na rzeczy potrzebne, kiedy dziecko zacznie regularną naukę. – Jak miałabym wysłać dzieci do szkoły bez butów, plecaka czy zeszytu? – pyta mnie Natalia z dzielnicy Radvanka w Użhorodzie, gdzie nie ma ani gazu, ani wody. – Jasne, że chciałabym, żeby moje dzieci chodziły do szkoły. Tylko dzięki Loli to jest możliwe.
– Kim chciałbyś zostać w przyszłości? – pytam syna Natalii.
– Żołnierzem! I bronić Ukrainy przed Rosją.
Już wtedy na terenie całej Ukrainy było kilkadziesiąt tysięcy przesiedleńców, bo wojna na wschodzie toczyła się przecież od czterech lat. Romowie z Krymu czy Donbasu próbowali osiedlać się na obrzeżach Kijowa czy Lwowa, ale zawsze i wszędzie byli niemile widziani.
To było w 2018 roku. Dziś szkoła Loli zamieniła się w schronisko dla uchodźców ze wschodu: romskich i nieromskich, a mąż Natalii zaciągnął się do armii i walczy pod Charkowem.
Mało kto wie, że od 2018 roku do dziś doszło w Ukrainie do kilkunastu pogromów i śmiertelnych ataków na społeczność romską. Podpalane były namioty i domy, mienie rąbane siekierami, a ludzkie ciała kłute nożami. fot. Karol Grygoruk / RATS Agency
Rok 2019
Perryasliv. Rodzina Walentiny żyje w murowanym domu, 13 osób w dwóch pokojach. Na ścianie tabliczka z adresem. Raz na parę tygodni rodzinę odwiedza ich pracownica socjalna, która im doradza i przywozi materialne wsparcie. Na wszystko brakuje pieniędzy, bo dorośli z rodziny nie mają dokumentów. Nie mogą być zarejestrowani w urzędach, systemach opieki zdrowotnej czy szkołach. Są niewidoczni.
To niestety dość powszechny problem wśród Romów mieszkających na wschodzie Ukrainy.
– Historia braku dokumentów zaczęła się w czasach rozpadu Związku Radzieckiego – tłumaczy mi Julian Kondur z kijowskiej organizacji Chiricli, która od lat wspiera Romów na terenie całej Ukrainy. – Społeczności romskie w regionie były przymusowo przesiedlone w wyniku licznych konfliktów, zwłaszcza na terenach przygranicznych nowych państw.
Romowie, którzy mieszkali we wsiach albo i – wtedy jeszcze – w lasach, bardzo często mieli jeden dokument na całą rodzinę. A czasem i tego nie. Jak udowodnić, skąd się jest, kiedy nie ma się dowodów zakupu ziemi, domu, chrztu dzieci, zawarcia ślubu i wszystkiego, co ja trzymam w ważnej szufladzie? Przymusowe przesiedlenia jeszcze sprawę skomplikowały, bo ludzie bez dokumentów nie mogli przekraczać granic, a więc wrócić do "starego kraju" po to, żeby je wyrobić. Tak domknęło się koło absurdu.
Niektórzy Romowie mają dziś tylko metryki lub paszporty z czasów sowieckich, przez nikogo już nieuznawane. Inni nie mają nic. Brak dokumentów prowadzi do bezpaństwowości. A ta jest często dziedziczona, ponieważ nieudokumentowani rodzice napotykają przeszkody, rejestrując swoje dzieci. Julian wylicza: – Do tego dochodzi skomplikowany proces uzyskania ukraińskiego obywatelstwa, brak kampanii informacyjnych ułatwiających załatwienie spraw, marginalizacja, brak świadomości, no i życie na wsi, oddalonej od urzędów.
Julian Kondur z kijowskiej organizacji Chiricli, która od lat wspiera Romów na terenie całej Ukrainy. fot. Karol Grygoruk / RATS Agency
Brak dokumentów to brak pracy, a w konsekwencji pieniędzy. I brak dostępu do lekarza. A śliczna 8-letnia Angelika, córka Walentiny, ma przepuklinę i wiele innych zdrowotnych problemów. Dlatego jej babcia wysłała zgłoszenie do telewizyjnego programu "Zmiana życia". – Może wybiorą naszą śliczną Angelikę i ją zoperują na wizji za darmo? To byłoby moje największe marzenie.
Dlaczego, choć Ukraina jest niepodległa od ponad 30 lat, nadal żyją tu ludzie, którzy nie mają żadnych praw? U podstaw tej patologicznej sytuacji leżą głęboko zakorzeniony rasizm, nienawiść i strach. Strach, który podjudzany jest przez skrajną prawicę, a skutkuje agresją na każdym poziomie, nie tylko słownym.
Romowie to największa mniejszość etniczna w całej Europie. I jak mówi Agencja Praw Podstawowych UE – najbardziej prześladowana.
Jeszcze tego samego dnia, kiedy jadłam ciasto z rodziną Walentiny, stałam w ruinach spalonych domów w jednej z dzielnic Kijowa. Mało kto wie, że od 2018 roku do dziś doszło w Ukrainie do kilkunastu pogromów i śmiertelnych ataków na społeczność romską. Podpalane były namioty i domy, mienie rąbane siekierami, a ludzkie ciała kłute nożami.
W czerwcu 2018 roku podczas jednego z takich ataków, pod Lwowem, zmarł David Popp, 15 razy pchnięty nożem przez grupę nacjonalistów. Tej samej nocy rany odniosło 17 innych osób. Cztery z nich trafiły do szpitala, wśród nich dziecko i kobieta w ciąży.
W lipcu 2018 roku w regionie Zakarpacia zamordowana została Romka.
Po spalonym domu, w którym stałam, walały się dziecięce zabawki. Choć według sąsiadów nikt tutaj nie zginął, rodzina musiała uciekać w pośpiechu.
Żadne z przestępstw dokonanych na Romach w ostatnich latach nie zostało określone jako "przestępstwo z nienawiści". Nikt nie został skazany za zabicie Roma. Zatrzymania, przesłuchania są powolne, ciągną się latami. Do tego prawnicy, którzy brali te sprawy, bywali zastraszani i bici. Andriej Mucha, prawnik z Charkowa, nie tylko został pobity we własnym biurze – napastnicy kazali mu zjeść dokumenty dotyczące morderstwa Roma w podmiejskiej osadzie.
Antycyganizm rósł w Ukrainie latami.
A jednocześnie międzynarodowe organizacje pompowały pieniądze w monitoring, projekty edukacyjne i integracyjne. Aż 24 lutego wybuchła pełnowymiarowa wojna. Zmusiła Romów do kolejnych migracji. Dramatyczne pogromy zostały w pamięci i w sercach i mają ogromny wpływ na dzisiejsze stosunki między uchodźcami z Ukrainy. Bo ukraińscy Romowie przychodzą do Europy ze szczególnym bagażem.
Wojna wszystkich Ukraińców?
W ciągu pół roku od rozpoczęcia pełnowymiarowego rosyjskiego ataku na Ukrainę do sąsiednich krajów, i dalej, na zachód Europy, wyjechało prawie 7 mln ukraińskich uchodźców. W tym przynajmniej 100 tys. ukraińskich Romów.
Już pierwszego dnia tysiące Ukraińców pojechało na granice: polską, słowacką, węgierską, rumuńską i mołdawską. Romowie z dokumentami celowali raczej w kraje Unii Europejskiej, a ci bez dokumentów próbowali przedostać się do Mołdawii.
Europejska solidarność okazała się wybiórcza. Ci, którzy zapraszali uchodźców do siebie, na widok ciemniejszej skóry Roma czy Romki często odwracali się na pięcie. W tymczasowych ośrodkach, schroniskach czy w poczekalniach zaczęła się segregacja na "Ukraińców i Romów". Tak jakby świat nagle zapomniał, że ukraiński Rom to też ukraiński uchodźca. Romowie lądowali na końcu kolejki, w oddzielnych salach i na ulicach.
Dzięki pracy lokalnych romskich organizacji i aktywistek Salam Lab, w jednym z krakowskich hosteli schronienie znalazło ponad 300 osób. fot. Karol Grygoruk / RATS Agency
Wolontariusze na dworcach szeptali między sobą: "Romowie kradną jedzenie, są głośni i sprawiają problemy". Oficjalne przekazy były jeszcze mocniejsze: "mają wszy, robaki i pchły, Ukrainki żądają oddzielnych pralek! Mają obywatelstwo? Jakie obywatelstwo! Przecież to wieczni nomadzi" – mówili ludzie, bez sensu powielając utrwalony stereotypowy wizerunek.
Wiele razy odwiedzałam miejsca tymczasowego pobytu na trasach, którymi romscy uchodźcy podążali przez Europę. Nie widziałam tam wszy, nie zostałam okradziona ani nie słyszałam od pracujących tam osób o wszach i kradzieżach. A przecież te stereotypy rozlewają się szeroko, toruje im drogę niewiedza, która wyrasta z braku edukacji w temacie różnorodności. Polacy mało wiedzą o ukraińskich Romach, o Romach w ogóle.
O tym, że to nie tylko Ukraińcy mogą być uprzedzeni w stosunku do Romów, ale także że Romowie, szczególnie ci, którzy w ostatnich latach doświadczyli pogromów, mogą się śmiertelnie bać Ukraińców. Bo jak jechać w jednym przedziale z kimś, kto popierał podpalanie romskich namiotów, a w jednym z nich spał twój brat?
O tym, że romskie rodziny są duże, ale też najważniejszą dla nich wartością – w podróży i trudnej sytuacji – jest trzymanie się razem. Wolą więc spać na dworcu wraz ze wszystkimi ciotkami, siostrami i ich dziećmi, niż się rozdzielić i pójść do różnych hoteli.
O tym, że mówiąc, iż Romowie kradną, biorąc w punktach pomocowych więcej jedzenia (dla swoich większych rodzin), działamy zgodnie z logiką prezydenta Andrzeja Dudy. Na wiadomość, że romscy ukraińscy żołnierze przejęli w Ukrainie rosyjski czołg, napisał rubasznie na Twitterze, powielając wszelkie stereotypy, że Romowie go... ukradli. Tak, romska matka szóstki dzieci zajmująca się jeszcze dodatkową piątką dzieci siostry potrzebuje więcej kanapek niż Ukrainka z jednym dzieckiem. A romscy żołnierze, przejmując czołg, są bohaterami.
O tym, że Romowie ciągle się kłócą, kiedy po prostu ich sposób mówienia jest inny niż nasz?
Tłumaczy to Mundra, Romka, która pracuje od lat we wrocławskim stowarzyszeniu Nomada: – Polacy nie rozumieją romskiej kultury, a myślą, że rozumieją. Gadanie głośno to nie są awantury, to po prostu gadanie głośno. Bycie razem w tułaczce jest dla nas lepsze i bezpieczniejsze. Boimy się rozdzielenia, boimy się zakorzenionego w każdym urzędzie rasizmu, boimy się szpitala, szkoły. Ci ludzie, którzy teraz tu przyjeżdżają, mają za sobą nie tylko doświadczenie wojny, ale też tego wszystkiego, co działo się wcześniej. Całe życie jesteśmy torturowani, podpalani, wyzywani, coś nam się obiecuje, a potem nie dotrzymuje słowa.
Inna Romka, Ukrainka, Olena Vaidalovych, młoda prawniczka, która przyjechała do Polski w marcu, opowiada mi o tym, jak to jest stykać się z polskimi stereotypami. – Przed chwilą wróciłam z treningu w Przemyślu organizowanego przez międzynarodową organizację humanitarną Oxfam dla wszystkich, którzy pracują z ludźmi przyjeżdżającymi z Ukrainy do Polski. I na tym spotkaniu ktoś zaczął mówić o negatywnych doświadczeniach z Romami. I wiesz, znów musiałam wyjść przed szereg i powiedzieć: "Och, chyba powinnam się przedstawić. Jestem ukraińską Romką. I nie, nie kradnę, nie żebrzę". Koniec końców oni mi podziękowali za tę interwencję, za to, że mogą poznać inną Romkę i zderzyć swoje stereotypy z kimś takim jak ja. Ale znów muszę stać się nie tylko uczestniczką treningu, lecz także aktywistką. Znów muszę rozbierać się do swojej etniczności.
Wszyscy pomagają Ukraińcom, a Romom… Romowie
Już teraz w Polsce jest o wiele więcej ukraińskich Romów niż Romów polskich.
Joanna Talewicz, prezeska Fundacji w Stronę Dialogu, w lutym mówiła mi: – Nagle dzwonią do mnie wolontariusze z granicy i mówią mi o romskim uchodźcy: "Macie tu swojego człowieka, zróbcie z nim coś". Albo dzwonią z tymczasowej poczekalni i mówią: "Jak natychmiast ktoś nie zabierze tych waszych dzikusów, to jak wpadną kibole, wszystkich nas rozpierdolą".
Pani Viktoria, razem z rodzina, znalazła bezpieczne mieszkanie w Warszawie dzięki wsparciu aktywistek i aktywistów. fot. Karol Grygoruk / RATS Agency
Nawet nie próbuję sobie wyobrazić, co jako Romka musi czuć, słysząc takie słowa. – No pewnie, że wśród Romów, tak jak wśród ludzi w ogóle, są osoby, które się głośniej kłócą albo wykorzystują sytuację. Ale w takiej chwili wzywa się policję i dochodzi sprawiedliwości. Ale nie dzwoni się do mnie w środku nocy. Nie zakazuje się wstępu do ośrodka kilku romskim rodzinom, bo jeden Rom coś zrobił. Nie obarcza się winą tego jednego człowieka wszystkich Romów świata, mnie włączając.
Wrzucanie wszystkich do jednego worka, wykluczanie całej grupy i naznaczanie jako tej złej prowadzi do najgorszych zachowań w ludzkiej historii. Już w pierwszych dniach masowej migracji z Ukrainy autorytety podnosiły głos w tej sprawie. Marian Turski mówił: – Chciałbym przy okazji zaapelować: nie uprawiajmy solidarności selektywnej. Docierają do mnie sygnały, że owszem, okazujemy solidarność uchodźcom ukraińskim, ale już jej nie mamy wobec tychże uchodźców, jeżeli są ukraińskimi Romami. Uwaga! To pierwszy szczebel do pełnego zobojętnienia!
Na szczęście nie wszyscy zobojętnieli. Niesprawiedliwie by było nie wymienić tych, którzy nie dzielą ukraińskich uchodźców na lepszych i gorszych: w Warszawie Romów wspierały Chlebem i Solą oraz Kuchnia Konfliktu, a w Krakowie powstało SPA – Społeczna Przestrzeń Aktywna, zainicjowana przez Salam Lab, bardzo aktywnie działa romska organizacja Harangos.
Bęcki od Rosji, bęcki od Europy
Romowie zamieszkują od setek lat wszystkie europejskie kraje. Rozszerzenie Unii w 2004 i 2007 sprawiło, że zaczęli się w ramach UE intensywniej przemieszczać. Romowie ze Słowacji, Czech, Rumunii, Węgier i Bułgarii (czyli krajów, w których mieszka ich wielu) mogli nagle poruszać się jak każdy inny obywatel Unii, więc to robili.
Dziś ukraińscy Romowie wcale nie chcą jechać daleko. Większość marzy, żeby być blisko Ukrainy i jak najszybciej tam wrócić. Ale też bardzo boją się jechać dalej.
Dworzec Centralny w Warszawie. W tymczasowych ośrodkach, schroniskach czy w poczekalniach zaczęła się segregacja na 'Ukraińców i Romów'. Tak jakby świat nagle zapomniał, że ukraiński Rom to też ukraiński uchodźca. fot. Karol Grygoruk / RATS Agency
Larysę i jej 5-letnią córkę spotkałam na Ostbahnhof w Berlinie. Była bardzo zagubiona. Kiedy przejechały polsko-ukraińską granicę, ktoś wsadził je do autokaru, a ten zawiózł do małego miasta w zachodnich Niemczech. Larysa nie jest nawet w stanie powiedzieć mi, gdzie to było. Larysa nie czyta, nie ma telefonu z internetem, nie używa Google Maps. Prosi mnie o pomoc w znalezieniu odpowiedniego peronu, z którego pociąg zawiezie ją z powrotem do Polski, a potem pod Kijów. – Chciałam pojechać do Polski, bo bałam się bomb. Nikt nie chciał mi odpowiedzieć, dokąd jedzie autokar. Może i jestem prostą kobietą, ale jak można tak ludzi traktować?
* * *
Belgia umieściła Romów w od lat nieremontowanych domach spokojnej starości, które opustoszały po kolejnych falach pandemii. W zaufaniu znajomy wolontariusz mówi mi, jakie dostał instrukcje postępowania wobec romskich uchodźców: – Miałem udawać, że nie rozumiem pytań, nie proponować paczek pomocowych, jak innym Ukraińcom, I nie uśmiechać się do dzieci. A wiesz, sporo czytałem o Romach, odkąd zacząłem tu działać z Czerwonym Krzyżem. To jest chyba jedyna grupa etniczna, która nigdy żadnej wojny nie wywołała!
* * *
Często całe życie uchodźczych rodzin, musi zmieścić się do zaledwie kilku toreb. Uciekając możesz zabrać tylko tyle ile jesteś w stanie unieść. fot. Karol Grygoruk / RATS Agency
* * *
W Czechach było i jest chyba najgorzej. To też kraj, który nawet czeskich Romów traktował i traktuje jak obywateli drugiej kategorii. W latach od 1966 do 2012 sterylizował tysiące Romek, a minister edukacji na pytanie "Dlaczego romskie dzieci są wciąż separowane w szkołach?" odpowiada bez ogródek, że "rodziny nie będą tolerować w szkole robactwa".
W Ostrawie zamknięto 150 rodzin w ośrodku detencyjnym za wysokim murem i drutem kolczastym. W Brnie trzymano 200 rodzin w namiotach bez podłóg, w błocie, a służby wciąż straszą, że jeśli rodziny nie wrócą do Ukrainy, dzieci zostaną odebrane matkom.
Powroty do Ukrainy
Nie ma się więc co dziwić, że bardzo wiele Romek postanowiło wrócić. Ale tak samo jak tym, którzy przemieszczali się ze wschodu na zachód w ostatnich ośmiu latach, tak samo powracającym i próbującym znaleźć sobie nowe miejsce nie jest łatwo.
Parę dni temu internet obiegła reakcja po wizytacji polityków z Niemiec (Mehmeta Daimagulera, komisarza od antycyganizmu, Daniela Straussa, szefa Stowarzyszenia Sinti i Roma, oraz Romeo Franza, parlamentarzysty z Partii Zielonych) w romskich osadach i obozowiskach w różnych częściach Ukrainy. Mówili, że nigdy nie widzieli takich warunków w Europie. – Jesteśmy w szoku…
Wielopokoleniowym rodzinom dużo trudniej jest znaleźć schronienie. Szczególnie w chwilach kryzysu nikt nie chce być rozdzielony. fot. Karol Grygoruk / RATS Agency
Sytuacja jest rzeczywiście trudna. Brakuje miejsc noclegowych, jedzenia, brakuje wszystkiego. ERGO (European Roma Grassroots Organisations Network) razem z organizacją Chiricli próbuje wspierać, jak tylko może. Od marca przygotowują i rozdają gorące posiłki w Odessie, Charkowie, Czerniowcach, Mikołajowie, Czernihowie i Kijowie. Na razie udaje im się wydawać trzy tysiące posiłków dziennie, dzięki kampanii "Hot meals in Ukraine". Chiricli dowozi też romskim żołnierzom na front rękawiczki i ochraniacze. Ich rodziny nie mają jak ich wesprzeć.
– Na linii frontu nie ma podziałów na grupy etniczne – pisze mi na czacie David, który walczy od pierwszego dnia. – Wszyscy walczymy o naszą Ukrainę. Ale to fakt – przyznaje – że mojej rodzinie ciężko jest mi coś wysłać czy przekazać, bo nie mają za co żyć. Kiedy byłem w domu, to ja zarabiałem na chleb. Nie wyobrażam sobie jednak nie walczyć.
Kto wie, może walczący Romowie rzeczywiście zmienią narrację o Romach na lepszą? – Jestem Ukraińcem, czy mogę to jeszcze mocniej udowodnić, niż narażając swoje życie? – pyta retorycznie David.
– Mamy nadzieję, że po zwycięstwie i ewentualnym wejściu Ukrainy do Unii Europejskiej Ukraina będzie bardziej uważna na prawa mniejszości – mówi Julian z Chiricli.
Zełeński już w 2019 stworzył agencję rządową, która zajmuje się polityką etniczną i sprawami religii. Rząd koordynuje wprowadzenie do 2030 roku Roma Strategy, która ma zmniejszyć nierówności społeczne. – Zełenski podczas Dnia Niepodległości mówił głośno o tym, że Romowie i inne mniejszości są częścią społecznej tkanki. Chyba pierwszy raz coś takiego padło z ust prezydenta – cieszy się Julian.
Dziś prawdziwych Cyganów już nie ma?
To, że Romowie są częścią europejskiej tkanki, powinno być od zawsze oczywiste. Ale dyskryminacja, wykluczenie i łamanie podstawowych praw słabszych grup często są jeszcze silniejsze w warunkach kryzysowych. Traumy i napięcia wynoszą demony jeszcze wyżej. Tak było, gdy przez świat przechodziły pierwsze fale koronawirusa, tak jest też w czasach wojen czy konfliktów.
Grup romskich jest mnóstwo i są one bardzo różnorodne. Polski Rom nie zawsze ma wspólny język z Romem ukraińskim albo rumuńskim. Mają odmienne doświadczenia: historię, zwyczaje, tradycje. fot. Karol Grygoruk / RATS Agency
– Cygan to nazwa nadana naszym przodkom, kiedy przybyli do Europy między V i X wiekiem, a pochodzi od "Atzinganoi", czyli sekty przepowiadaczy – wyjaśnia Joanna Talewicz. – A słowo "Rom" pochodzi z języka romskiego, oznacza człowieka. Nie wiem, ile już razy musiałam tłumaczyć, dlaczego chcemy być nazywani Romami…
Późno, ale jednak: podczas I Międzynarodowego Kongresu Romów w Londynie w 1971 roku nazwa "Romowie" została umownie ustanowiona jako termin obejmujący wszystkie grupy romskie, z poszanowaniem zróżnicowanej panoramy społeczności romskich na całym świecie.
Dobitniej mówi Sebastijan Kurtisi, niemiecki Rom i aktywista Roma Union Grenzland: – Tu już nawet nie chodzi o akuratność tego słowa, ale o to, co to dla nas, Romów, oznacza. Jakie pierwotne strachy i traumy w nas budzi. Słowo "Zigeuner" [niem. Cygan – przyp. red.] było tatuowane na skórze naszych przodków. Najpierw nas tatuowali, a potem gazowali…
Znowu: do dziś nie wiadomo, ilu tak naprawdę Romów zginęło podczas Holokaustu. Oficjalne dane to pół miliona. Ale czy udało się policzyć wszystkie ofiary? Czy zliczono tabory pomordowanych w lasach? Czy w tragicznej liczbie ujęto zaginionych i nigdy nieodnalezionych? Romowie nie mają ani kraju, ani reprezentacji politycznej, która by się upomniała o wszystkie ofiary. Według różnych szacunków ma być ich nawet 1,5 mln. 75 proc. wszystkich Romów żyjących wtedy w Europie. W niektórych krajach nawet 90 proc.
– Ja wiem, że stereotypy ułatwiają rzeczywistość, ale są szkodliwe – mówi Joanna Talewicz. – Pokazują tylko jakąś część tej rzeczywistości, zniekształcają ją. My, Romowie, niekoniecznie tęsknimy za taborami. Nie wszyscy jesteśmy roztańczeni. Nie lubimy się uczyć? No jakoś ten nasz język i kultura przetrwały tyle setek lat. Popełniamy więcej przestępstw? Żadne badanie tego nie potwierdza. Kochamy być w ruchu? Nie, część się przemieszcza, bo ciągle odmawia im się pomocy i równego traktowania.
Jednak na Romów patrzy się jak na coś, co przybywa i zakłóca porządek. Na coś, co nie wpisuje się w rozwój i kapitalizm i stawia się często w opozycji do nowoczesności. Świetnie opisują to Elżbieta Mirga-Wójtowicz i Kamila Fiałkowska w tekście na stronie Fundacji im. Heinricha Bölla pt. "Uważajcie tam, w tej cygańskiej dzielnicy – antycyganizm w warunkach wojny":
"Mamy do czynienia z klasycznym antycyganizmem. Pojęcie to używane jest wymiennie z romofobią czy antyromskim rasizmem. Romofobia to negatywne przekonania, sądy, postawy, emocjonalne nastawienie (np. niechęć, strach, pogarda, nienawiść, obrzydzenie) wobec Romów i Romek oraz Sinti (potocznie nazywanych Cyganami i Cygankami). Romofobia znajduje podłoże w stereotypach i postrzeganiu Romów i w konsekwencji prowadzi do akceptacji przekonania na temat patologicznych cech i zachowań wszystkich członków społeczności romskiej. Zgodnie z definicją zaproponowaną przez Alliance Against Anti-Gypsyism antycyganizm to głęboko zakorzeniony, stabilny historycznie i wielowymiarowy, specyficzny typ rasizmu wobec Romów, Sinti, Travellersów i tych, którzy są określani jako Cyganie.
Z antycyganizmem wiążą się kluczowe pojęcia kojarzone z Romami, takie jak orientalizm, nomadyzm, pojęcie braku zakorzenienia (rootlessness) i zacofanie. Antycyganizm to teoria oparta na stereotypach, która ‘ujednolica i esencjalizuje sposób postrzegania i opisu grupy’. To ujęcie homogenizuje, co oznacza, że wszyscy członkowie danej grupy są postrzegani jako tacy sami, zachowujący się w określony sposób, przypisuje im się zwykle cechy dewiacyjne, negatywne, a rzadziej pozytywne. Takie przypisywanie grupie lub ludziom cech ‘cygańskości’ zalicza ich do grona osób traktowanych jako ‘nienormalnych’, ‘obcych’, tych, którzy nie potrafią się dostosować i wpisać w dominujący nurt społeczeństwa".
Tu i teraz
Grup romskich jest mnóstwo i są one bardzo różnorodne. Polski Rom nie zawsze ma wspólny język z Romem ukraińskim albo rumuńskim. Mają odmienne doświadczenia: historię, zwyczaje, tradycje.
W Ukrainie mieszkało do lutego może nawet pół miliona ukraińskich Romów. W Polsce jest mniej niż 20 tys. polskich Romów. Dlaczego ukraińskim Romom mieliby pomagać ci polscy? Przecież nie mówi się o społeczności romskiej, tylko o romskich społecznościach. Wśród których widzę tylko jedno, smutne, podobieństwo: wszystkie były i są dyskryminowane.
- Ja wiem, że stereotypy ułatwiają rzeczywistość, ale są szkodliwe - mówi Joanna Talewicz. - Pokazują tylko jakąś część tej rzeczywistości, zniekształcają ją. My, Romowie, niekoniecznie tęsknimy za taborami. Nie wszyscy jesteśmy roztańczeni. Kochamy być w ruchu? Nie, część się przemieszcza, bo ciągle odmawia im się pomocy i równego traktowania. fot. Karol Grygoruk / RATS Agency
Żeby jakoś zmagać się z tą dyskryminacją, trzeba stawić jej czoła, więc i Romowie, i nie-Romowie mają tutaj dużo do zrobienia.
Większość moich znajomych, nawet takich podróżujących po świecie i goszczących w domach syryjskich uchodźców, mówi mi, że "nigdy nie poznało Roma". I może tu też leży część problemu? Bo boimy się czegoś, czego nie znamy. A żeby wspierać to poznawanie się i integrację, trzeba wprowadzić zmiany systemowe oparte na czymś wspólnym. – Nie można patriotyzmu i dumy narodowej zestawiać opozycyjnie z wielokulturowoścą i włączaniem inności – mówi Joanna Talewicz.
Wszyscy tu są zgodni: antydyskryminacyjnej, wielokulturowej edukacji, której w Polsce nie było od lat, nie da się nadrobić w kilka miesięcy.
Jednak Joanna Talewicz i jej Fundacja w Stronę Dialogu się nie poddają. Od lutego istnieje interwencyjno-kryzysowa grupa Poland–Roma–Ukraine; dziś to już kilkadziesiąt osób, które szukają bezpiecznych hosteli i mieszkań, ale też służą jako międzykulturowi tłumacze, nauczyciele i ogólne wsparcie. Udało się też stworzyć fizyczną siedzibę w Warszawie, a w niej lekcje czytania i pisania dla dzieci i dorosłych po polsku, ukraińsku, rosyjsku, węgiersku i romsku.
Do tego konsultacje i plany nauczania, mentoring, couching, warsztaty boksu, piłki nożnej, ceramiki, rysunku, manicure. Wszystko to we współpracy z jednej strony z Urzędem Miasta Warszawa, a z drugiej z Chiricli i z romskimi mediatorami. Z udziałem innych Ukraińców i Polaków.
Chcecie poznać Romów? Zajrzyjcie do nich (na stronę i na wydarzenia). Wtedy łatwiej będzie przetrwać te trudne czasy. Jak mówią Romowie (w zależności od dialektu): Khetane ame Zorale. Razem jesteśmy silniejsi.
Apel Amnesty >>>
Fundacja w Stronę Dialogu >>>
Poland–Roma–Ukraine grupa >>>
Anna Alboth. Dziennikarka i aktywistka. Media officer w Minority Rights Group, prowadzi programy dla europejskich dziennikarzy, a z wyjazdów, które organizowała na granice unijne i do obozów dla uchodźców w Europie i Afryce powstało ponad 600 tekstów i nagrań. Od 20 lat publikuje w polskich mediach, najczęściej na tematy prawoczłowiecze. Współtworzyła organizację European Youth Press, inicjowała kampanie migracyjne: od zbiórek do śpiworów do nominowanego do Pokojowej Nagrody Nobla: Civil March For Aleppo.
Karol Grygoruk. Fotograf dokumentalny. Absolwent Instytutu Stosowanych Nauk Społecznych UW oraz doktorant w Instytucie Twórczej Fotografii w Opavie. Wykładowca na Akademii Sztuk Pięknych w Szczecinie. Współtwórca agencji RATS. W projektach dokumentalnych i pracy naukowej, skupia się na tematyce społecznego wykluczenia, fotografii zaangażowanej, etyce oraz wpływie nowych mediów na kulturę wizualną. Mieszka i pracuje między Warszawą i Bliskim Wschodem.