
Jego dystans do siebie, hollywoodzkiego blichtru i savoir-vivre’u jest już legendarny. W wywiadach opowiada, że podchodzi do nieznajomych w barze i śpiewa im "Sto lat" (niezależnie od tego, czy naprawdę mają tego dnia urodziny). Chwali się, że zapomniał, iż Natalie Portman występowała już w "Gwiezdnych wojnach", kiedy chciał ją namówić na dołączenie do obsady kolejnego filmu z serii. Zapytany zaczepnie przez Stephena Colberta, czy zrujnuje "Gwiezdne wojny", żartuje, że opowie historię Jar Jar Binksa – najbardziej znienawidzonej postaci w całym uniwersum.
Taika Waititi słynie z nietuzinkowego poczucia humoru i charakterystycznego reżyserskiego stylu, który przenika nawet do wydawać by się mogło precyzyjnie sformatowanych i przewidywalnych filmów Marvela. Wyreżyserowane przez Nowozelandczyka "Thor: Miłość i grom" i "Thor: Ragnarok" uznawane są za jedne z najoryginalniejszych produkcji giganta. Jest pierwszym artystą maorysko-żydowskiego pochodzenia, który zdobył Oscara za scenariusz adaptowany. Statuetkę odebrał za satyrę wojenną "Jojo Rabbit". Jej głównym bohaterem jest Jojo (Roman Griffin Davis), chłopiec wychowywany w nazistowskich Niemczech, którego wymyślonym przyjacielem jest nie kto inny, tylko... Adolf Hitler (w tej roli sam reżyser). Zapytany przez dziennikarkę, dlaczego jako aktor żydowsko-maoryskiego pochodzenia zdecydował się zagrać zbrodniarza, spuentował: "Odpowiedź jest prosta. Nie ma lepszego sposobu, by powiedzieć temu typowi: p*eprz się". Kiedy odbierał statuetkę Oscara, zwrócił się do rdzennych mieszkańców: "Dedykuję tę nagrodę wszystkim rdzennym dzieciom na świecie, które chcą robić sztukę, tańczyć i tworzyć historie. Jesteśmy urodzonymi opowiadaczami historii i możemy osiągnąć sukces również tutaj!".
Dumny ze swoich korzeni
Nowozelandczykowi udaje się niełatwa sztuka bezkolizyjnego poruszania się w hollywoodzkiej konwencji przy jednoczesnym zachowaniu swojego niepodrabialnego stylu. Waititi jest mistrzem niezręcznej komedii, wyciągania na wierzch absurdów codzienności i osadzania ich w gatunkowych konwencjach. Do jego największych osiągnięć należy mockument "Co robimy w ukryciu" przedstawiający codzienne życie wampirów we współczesnym Wellington. Film zdobył tak dużą popularność, że dał początek serii spin offów osadzonych w świecie nierozgarniętych współlokatorów gustujących w ludzkiej krwi.
Waititi przemyca do wciąż skostniałego amerykańskiego przemysłu kinematograficznego świeże spojrzenie na gatunki filmowe i sięga po nietuzinkowe, rzadko podejmowane tematy. Nowozelandczyk jest niezwykle dumny ze swoich korzeni i pracuje na to, by w Hollywood pojawiało się więcej historii o rdzennych mieszkańcach USA i Nowej Zelandii. Swoją popularność i sukces wykorzystuje, by otwierać drzwi innym artystom maoryskiego pochodzenia, dbając o to, by na planach jego produkcji zawsze byli zatrudniani rdzenni mieszkańcy.
Jego pierwsze filmy przybliżają historie młodych Maorysów – za krótkometrażowy "Dwa samochody, jedna noc" zdobył pierwszą nominację do Oscara. Waititi napisał także pierwszą wersję scenariusza disnejowskiej "Vaiany: Skarbu oceanu". Niedawno zwrócił kamerę w stronę rdzennych mieszkańców USA (serial "Rdzenni i wściekli"). "Myślę, że najciekawszą rzeczą związaną z tym projektem jest fakt, że... nikt nigdy wcześniej tego nie zrobił. I zajęło to raptem 600 lat" – śmiał się reżyser w programie Jimmy'ego Kimmela.
Thomas Rongen to nie Ted Lasso
W swoim najnowszym filmie, prezentowanym podczas American Film Festival "Pierwszym golu", twórca "Thora" zatrudnił przede wszystkim polinezyjskich aktorów. Sam wystąpił w roli kapłana i jednocześnie narratora opowieści. Inspirowany prawdziwymi wydarzeniami "Pierwszy gol" opowiada o piłkarzach narodowej kadry Samoa Amerykańskiego, uznawanej za najgorszą drużynę na świecie. Przeszła ona do historii po meczu z Australią, w którym przegrała... 0:31.
Po tej spektakularnej klęsce drużyna postanawia zatrudnić pochodzącego z Holandii Thomasa Rongena (Michael Fassbender), który ma być ostatnią szansą Samoańczyków na odbicie się od dna. Dla niegdyś odnoszącego sukcesy trenera wyprawa na drugi koniec świata wydaje się jednak zesłaniem, a nie szansą. Zmagający się z własnymi demonami szkoleniowiec w niczym nie przypomina dobrotliwego Teda Lasso, który niecodziennymi metodami zdołał odmienić życie każdego z zawodników i tylko przy okazji sprawić, że stali się lepszymi piłkarzami.
"Pierwszy gol" to kolejna komedia w dorobku Waititiego biorąca na warsztat niezdarność, traktująca porażkę jako szansę na przewartościowanie swojego życia i przyjrzenie się mu z dystansu. Film będzie można obejrzeć podczas trwającego w dniach 7–12 listopada American Film Festival we Wrocławiu. Premiera kinowa została zaplanowana na 5 stycznia 2024 roku.
Małgorzata Steciak. Dziennikarka. Publikowała m.in. w ''Gazecie Wyborczej'', ''Wysokich Obcasach Extra, Polityce, na portalu Filmweb.pl. Wcześniej była redaktorką portali Onet.pl, Gazeta.pl. Stała współpracowniczka Weekend.gazeta.pl, Vogue.pl. Prowadzi edukacyjne zajęcia filmowe dla młodzieży w ramach programu Filmoteka Szkolna. Kiedy nie pisze o kinie, zajmuje się technologią VR i AR w firmie CinematicVR.