
Pochodzący z Niemiec aktor ma na koncie dwie nominacje do Oscara, trzy do Złotego Globu, został również w 2011 roku wyróżniony nagrodą aktorską na weneckim festiwalu za rolę we „Wstydzie" Steve'a McQueena. Szeroka publiczność zna go z ról z serii „X Men" czy z „Prometeusza". Michael Fassbender zaparkował swoją aktorską karierę. Przesiadł się do samochodu. Od 2017 roku brał udział między innymi w zawodach organizowanych przez Ferrari, a później pod banderą Porsche ścigał się w niezwykle wymagającym 24h Le Mans. Teraz powraca. „Zabójca" z nim w roli głównej 10 listopada trafi na Netfliksa.
– Jeżeli nie potrafisz wytrzymać nudy, nie nadajesz się do tej roboty – mówi w otwierającej scenie „Zabójcy" bezimienny bohater grany przez Michaela Fassbendera. Poznajemy go podczas kolejnego zlecenia w Paryżu, gdy czeka, aż jego następny cel pojawi się we wskazanej przez klienta lokalizacji.
Rutyna i kodeks
Wyraźnie zmęczony mężczyzna w średnim wieku spędza dni na wytrwałej obserwacji mieszkania, w którym ma się pojawić ofiara. Przysypia co chwila na niewygodnym krześle, ogrzewając się przenośnym grzejnikiem. Jeżeli opuszcza stanowisko, to tylko po to, by zjeść coś na szybko w McDonaldzie. W nocy nastawia budzik co godzinę, żeby niczego nie przegapić.
Zimno, dyskomfort i niewygoda – ot, praca zabójcy na zlecenie w pigułce. Pustkę bohater wypełnia wewnętrznym monologiem, w którym wykłada nam swoją etykę pracy. Każde zdanie poprzedza ostentacyjne westchnienie, kojarzące się raczej ze zmęczonym rutyną roboty w korpo facetem z kredytem na 30 lat niż z profesjonalnym zabójcą. Sęk w tym, że jeśli odłożyć na bok moralne rozterki związane z fachem protagonisty, bohater najnowszego filmu Finchera w gruncie rzeczy mierzy się z podobnymi problemami jak większość z nas. Jak mówi zresztą w jednej ze scen: to, co dla jednej osoby jest okrucieństwem, dla innej będzie pragmatyzmem.
– Wszyscy znamy osoby, które oszukują same siebie – mówił podczas konferencji prasowej w Wenecji David Fincher. – Spodobała mi się wizja zabójcy na zlecenie, który musi racjonalizować swoją profesję, żeby odróżnić to, co robi, od – dajmy na to – seryjnego mordercy. Tworzy swój własny kodeks, który zobowiązuje się przestrzegać. A później te elementy układanki rozpadają się jedna po drugiej w toku filmu.
Zabójca „taki jak my"
„Trzymaj się planu, bądź otwarty na nieoczekiwane, ale nie improwizuj, skup się na celu i bierz udział wyłącznie w swojej walce, nie okazuj słabości" – przecież mantrę powtarzaną przez tytułowego zabójcę można niemal jeden do jeden przełożyć do świata biznesu albo stworzyć na jej bazie kolejną modną metodykę zarządzania projektami. Największym wyzwaniem w fachu zabójcy jest pozostanie niewidzialnym, co we współczesnym świecie wydaje się zadaniem niewykonalnym.
Fincher zabiera nas w podróż przez rozmaite zakątki globu: od Paryża, Londynu, przez Nowy Orlean i Chicago, aż po Dominikanę, rozwijając przed widzami szeroki wachlarz możliwości, jakie daje przestępcom współczesna technologia. Zabójca korzysta z nielegalnych usług profesjonalistów wyrabiających kolejne fałszywe dokumenty i zapewniających dostęp do broni, ale poza tym używa dokładnie tych samych aplikacji i portali internetowych co szary obywatel. Nie tylko stołuje się w sieciówkach, noclegi rezerwuje przez Airbnb (zrezygnował, kiedy odkrył, jak wielu supergospodarzy nagrywa swoich gości ukrytą kamerą), zamawia gadżety przez Amazona i odbiera je w automatach paczkowych.
Świadomość, jak łatwo można zdobyć sprzęt umożliwiający włamanie się do mieszkania na strzeżonym osiedlu, jest przerażająca. Zabójca stara się przy tym jak najmniej rzucać w oczy. Nie jest to łatwe, kiedy w główną rolę wciela się hollywoodzki gwiazdor, ale Michaelowi Fassbenderowi udaje się stworzyć niesamowicie hipnotyzującą postać, od której nie można oderwać wzroku. Jego zabójca to socjopata o wyglądzie everymana. Smukły, lecz umięśniony, o zmęczonym spojrzeniu i twarzy naznaczonej rezygnacją, poruszający się jak dziki kot, zawsze gotowy do niespodziewanego ataku. – Mam nadzieję, że po obejrzeniu tego filmu ktoś poczuje niepokój, patrząc na przypadkowego mężczyznę stojącego za nim w kolejce do Home Depot – podsumował David Fincher podczas konferencji prasowej w Wenecji.
„Zabójca" na Netfliksie od 10 listopada
80. Festiwal Filmowy w Wenecji zakończył się do 9 września. W sekcji konkursowej znalazły się między innymi: „Biedne istoty" Yorgosa Lanthimosa, „Zabójca" Davida Finchera, „Priscilla" Sofii Coppoli, „Kobieta z..." Małgorzaty Szumowskiej i Michała Englerta. Złoty Lew - w Konkursie Głównym Festiwalu - powędrował do Yorgosa Lanthimosa, reżysera "Biednych Istot" z Emmą Stone
Obraz Finchera będzie można obejrzeć na Netfliksie od 10 listopada i pewnie traficie na niego w długi jesienny piątkowy wieczór. A jeszcze wcześniej zauważycie slogan promujący film.
Hasło reklamowe „Zabójcy" brzmi: „Execution is everything". Podwójne znaczenie tej frazy umyka w tłumaczeniu (execution można przetłumaczyć zarówno jako „egzekucję", jak i „wykonanie"), ale to zdanie idealnie podsumowuje artystyczną strategię twórcy „Zodiaka". „Zabójca" to absolutna filmowa uczta dla oka. Każda scena to wizualny majstersztyk trzymający widza przez bite dwie godziny na krawędzi fotela (za zdjęcia odpowiada Erik Messerchmidt, z którym Fincher pracował wcześniej przy „Mindhunterze" czy „Manku"). Napięcie potęguje drażniąca, przeszywająca uszy ścieżka dźwiękowa nadwornych kompozytorów Finchera – Trenta Reznora i Atticusa Rossa.
Precyzyjny jak dobrze naostrzona brzytwa scenariusz Andrew Kevina Walkera nasuwa skojarzenia z najlepszymi kryminalnymi dokonaniami Finchera (panowie mieli już zresztą okazję pracować razem przy „Siedem"). Pobrzmiewają tu echa krytyki kapitalizmu i korporacyjnej rzeczywistości znane z „Fight Clubu" czy „Social Network". Socjopatycznego bohatera można ustawić w jednym rzędzie z galerią postaci z pokrewnych w tonacji „Breaking Bad" czy „Better Call Saul", gdzie świat obrzydliwie bogatych przestępców również jest krok po kroku odzierany z fajności i atrakcyjnej otoczki. Przemoc powszednieje, projekty się sypią, a pieniądze, które nawet jeśli były kiedyś motywacją do obrania złej drogi, szybko stają się uciążliwym skutkiem ubocznym działalności, kapitałem, którego zwyczajnie nie ma kiedy i jak skonsumować. Pozostają nieustanna gonitwa, walka ze zmęczeniem i pełne rezygnacji westchnienia nad codzienną rutyną. Ot, współczesna opowieść o pracy w pigułce.
Małgorzata Steciak. Dziennikarka. Publikowała m.in. w ''Gazecie Wyborczej'', ''Wysokich Obcasach Extra, Polityce, na portalu Filmweb.pl. Wcześniej była redaktorką portali Onet.pl, Gazeta.pl. Stała współpracowniczka Weekend.gazeta.pl, Vogue.pl. Prowadzi edukacyjne zajęcia filmowe dla młodzieży w ramach programu Filmoteka Szkolna. Kiedy nie pisze o kinie, zajmuje się technologią VR i AR w firmie CinematicVR.