Społeczeństwo
Zdjęcie ilustracyjne (fot. Shutterstock)
Zdjęcie ilustracyjne (fot. Shutterstock)

Laura, 18 lat: Cały rok szkolny przeleciałam na amfetaminie 

Do szpitala psychiatrycznego pierwszy raz trafiła w wieku 12 lat. Próbowała popełnić samobójstwo. Przedawkowała leki, wzięła wszystko, co miała pod ręką. – Moja mama była wtedy z partnerem, który stosował wobec mnie przemoc psychiczną i fizyczną. Kiedy zgłosiłam problem w szkole, nikt mi nie uwierzył – mówi.  

Jej biologiczny ojciec mieszkał za granicą. W szpitalu Laura usłyszała, że ma depresję. Po kilku dniach wyszła i wróciła do mieszkania z mamą. – Nie chciałam zostawać w psychiatryku – opowiada. Ale wracała do niego jeszcze kilka razy, po każdej próbie samobójczej.  

W 2020 roku, podczas kolejnego pobytu w szpitalu psychiatrycznym, Laura poznała chłopaka. – Bardzo się w nim zakochałam. Miałam 15 lat i czułam, że to prawdziwe uczucie. Po wyjściu ze szpitala umówiliśmy się na spotkanie. Wtedy pierwszy raz zaproponował mi, żebym spróbowała amfetaminy. Wiedziałam, że jest uzależniony, ale zaryzykowałam.  

To był pierwszy raz, kiedy wzięła narkotyki. I pierwszy, kiedy dowiedziała się, czym jest zjazd. Niedługo potem spotkała się z koleżankami. Na spotkanie przyszedł znajomy, który miał amfetaminę na sprzedaż. – Kupiłam – wspomina. – Wcześniej miałam duży problem z rozmawianiem z ludźmi. Byłam bardzo aspołeczna. Po narkotykach było inaczej. Mogłam rozmawiać, nawet mi to wychodziło. Byłam taka, jak chciałam, i robiłam to, co chciałam. Cały rok szkolny na tym przeleciałam.  

Tylko te zjazdy po ćpaniu. Dlatego Laura brała więcej. Mefedron, acodin i benzodiazepiny. Czasami, żeby zasnąć. A czasami, jak mówi, tylko dla rozrywki.  

Kiedyś wzięła tabletki na ADHD, które są pochodnymi amfetaminy. – Zejście z nich było tak ciężkie, że znowu próbowałam się zabić. Uratowała mnie mama. W ogóle po braniu miałam psychozy amfetaminowe. Nawet na trzeźwo słyszałam różne rzeczy. W szpitalu, do którego co jakiś czas trafiałam, dostałam tabletki na schizofrenię, żeby wyciszać te stany – opowiada.  

Silne leki Laura łączyła z narkotykami. Nie zawsze działały tak, jak chciała. Wtedy pojawiało się przerażenie.  

– Wiesz, co mi się najbardziej podoba w ćpaniu? – pyta. – Moment, kiedy piszę do kogoś, żeby załatwić towar. I to oczekiwanie. Potem zamykam się w publicznej toalecie i biorę. To jest zupełnie inne odczucie. Czuję wtedy, że żyję. Jest łatwiej, nie myślę wtedy o wszystkim. Ale to uczucie znika za jakiś czas. Zawsze potem jest zjazd – opowiada Laura.  

Zdjęcie ilustracyjne (fot. Shutterstock)

Na zamkniętym odwyku była trzy razy. Najdłuższy trwał trzy miesiące. – Któregoś dnia pojechaliśmy do innej placówki na rocznicę. Spotkałam tam koleżankę, z którą wcześniej ćpałam. To podświadomie wpłynęło na moją decyzję o wyjściu z ośrodka. Jak tylko wyszłam, wzięłam acodin. Nie zadziałał na mnie, więc wzięłam metamfetaminę, i dopiero ona pomogła – wspomina.  

Skąd 15-latka ma pieniądze na narkotyki? – Mama wiedziała, że ćpałam, dlatego nie dawała mi pieniędzy. Pożyczałam wtedy od znajomych albo sprzedawałam ciuchy. Dopiero potem zaczęłam sprzedawać swoje zdjęcia w internecie. Moje koleżanki potrafiły przespać się z kimś, żeby tylko zdobyć narkotyki. Mówiły, że to biznes życia – opowiada.  

Kupno substancji też nie było problemem. Jak mówi Laura, jak się ma znajomych, w kilka minut można sobie coś załatwić.  

– Ostatnio miałam czteromiesięczną przerwę od brania. Byłam wtedy w głębokiej depresji, nie miałam siły wstać z łóżka. Ale kilka dni temu znowu wzięłam. Czasami się do tego wraca. Nie wiem, dlaczego tak jest. Nie spodziewasz się, kiedy to się pojawi. Nawet jak postanowisz, że tego nie robisz, to nagle okazuje się, że masz sztukę pod ręką.  

Laura przeprowadziła się do innego miasta, do swoich dziadków. Leczy się psychiatrycznie, zaczęła terapię. Trzy miesiące temu zerwała z chłopakiem poznanym w szpitalu. Odcięła się od wielu znajomych, z którymi brała. Chce zapisać się do liceum dla dorosłych. – Nie przeszkadzałoby mi, gdybym umarła. Uzależnienie doprowadza do stanu, w którym nie chce się żyć. Niby całe życie jest przede mną, ale to jest już życie, w którym wiem, co to ćpanie. Tęsknię za tym czasem, kiedy emocje były prawdziwe, a nie przytłumione lekami i narkotykami. Ale zapominam, jak to było. Muszę pogodzić się z własną historią.  

Kamil, 23 lata: Antydepresanty i kryształ  

– Od kiedy pamiętam, choruję na depresję, i od kiedy pamiętam, mam ciągoty do używek – zaczyna Kamil. W wieku 17 lat zaczął nadużywać alkoholu. Pił codziennie przez kolejne trzy lata. – Równocześnie zacząłem leczyć się na depresję. Leki, które dostałem od psychiatry, były moją bramą do narkotyków. Brałem antydepresant, który był pochodną amfetaminy – opowiada. 

Lek miał bardzo silne działanie. Wprowadzał Kamila w stany, których ten wcześniej nie doświadczał. – Któregoś dnia w trakcie brania jechałem samochodem i nagle poczułem maniakalną euforię. Krzyczałem sam do siebie. Zjechałem na bok, musiałem się uspokoić, nie byłem w stanie prowadzić. Wtedy pierwszy raz poczułem taką chemiczną przyjemność. 

Wyrzuty euforii były jednak na tyle niebezpieczne, że poprosił psychiatrę o zmianę leku. Nowy antydepresant był "mniej skuteczny". – Leki łączyłem z alkoholem, na jednej domówce urwał mi się film. Rano dowiedziałem się, że zgwałciła mnie dziewczyna mojego najlepszego przyjaciela. Zostałem pobity, obudziłem się zakrwawiony i nie wiedziałem, co się stało. W oczach całej dotychczasowej ekipy stałem się szmatą. Czułem się tragicznie. Zżerało mnie to.  

Dotychczasowe myśli samobójcze, które pojawiały się u Kamila od wielu lat, zmieniły się w realne plany. Postanowił sobie, że przed śmiercią spróbuje narkotyków. – Wziąłem kryształ [metaamfetamina - przyp.red.] razem ze znajomym. Zatraciłem się w tym. To było odcięcie się od wszystkich negatywnych bodźców, emocji, uczuć praktycznie na pstryknięcie palcami. Miałem kontrolę nad myślami, wiedziałem, co się dzieje. Czułem się bardziej wydajny, wszystko było bardziej – opowiada.  

Z czasem nadarzyła się kolejna okazja, a on spróbował znowu. Znowu kryształu. Potem był kolejny raz i jeszcze kolejny.  

– Za czwartym razem poznałem dilera, który był moim pierwszym stałym dostawcą. Kupowałem od niego regularnie większe ilości, bo tak się bardziej opłacało – mówi. Swojego drugiego dostawcę poznał przez wspólną znajomą. Ich współpraca trwała kilka miesięcy. Potem diler oznajmił, że kończy z dilowaniem. – Następny dostawca miał tak korzystne ceny, że kupowałem więcej i zacząłem handlować detalicznie. Nazywam ten czas w swoim życiu okresem psychozy. Nie poznaję siebie z wtedy – mówi. 

Zdjęcie ilustracyjne (fot. Shutterstock)

Pracował w ochronie, dorabiał jako diler. Cały czas na wysokich obrotach. – To, że byłem na lekach antydepresyjnych, prawdopodobnie powodowało, że nie miałem zjazdu. One działały aktywizująco.  

Kamil był wierny kryształowi, chociaż zdarzało mu się próbować innych substancji. – Próbowałem marihuany, ale działa na mnie tak, że mam halucynacje po jednym buchu. Próbowałem też różnych rzeczy z apteki. Kodeiny, morfiny, tramadolu, różnych opiatów. Nie podobał mi się stan po nich. Wolałem, jak mnie nosi, a nie jak jestem wyczilowany. Tak na stałe kryształ mieszałem z lekami na depresję – opowiada. 

I tak codziennie przez kilka lat. Na początku tego roku poznał dziewczynę. – Przerobiłem sobie uczucia, które towarzyszyły mi po gwałcie. Nie chciałem łączyć narkotyków z miłością. Ale okłamywałem ją i siebie. Owszem, przestałem ćpać codziennie, ale brałem coś na piwku ze znajomymi. Mówiłem sobie, że raz w tygodniu nic się nie stanie przecież. Raz byłem na haju, raz nie. Miałem rollercoaster emocjonalny. To się objawiało chronicznym zmęczeniem, w którym nie pomagały antydepresanty.  

Relacja zakończyła się w maju. Tego samego dnia Kamil został zwolniony z pracy przez narkotyki. – To był mój ostateczny upadek. Zacząłem ćpać codziennie. Organizm zaczął odmawiać współpracy. Wpadałem w stany depresyjne większe niż na trzeźwo. Nie spałem całą noc, płakałem. Nie wiedziałem, jak mogłem do tego dopuścić.  

Pomogli znajomi. Tym razem wziął sobie do serca ich słowa. – Jestem na samozwańczym odwyku od ponad 40 dni. Pierwsze dwa tygodnie to był koszmar. Nie miałem siły wstać z łóżka. Nastrój był bardzo niski. Na szczęście byłem w o tyle komfortowej sytuacji, że przespałem pierwsze dwa tygodnie odwyku. Nie miałem obowiązków, byłem bezrobotny. Teraz zaczynam nową pracę, zapowiada się super. Chciałbym wytrwać w tym, co sobie postanowiłem. 

Magda, 39 lat: 19 lat mieszania  

– Dziwię się, że w ogóle jeszcze żyję. Zaczęło się od kropli Poltramu. To taki silny lek przeciwbólowy. Wzięłam je raz i bardzo szybko się uzależniłam – wspomina Magda. 

Miała wtedy 20 lat, urodziła córkę i była w przemocowym związku. – Partner naprawdę mnie nie szanował. Czułam się strasznie, ale nie odeszłam od niego. 

To z nim pierwszy raz wzięła dopalacze, a potem amfetaminę. – Uzależnił mnie od narkotyków. Dawał mi pozwolenie, dostęp. A te substancje pozwalały mi odciąć się od trudnych emocji, z którymi sobie nie radziłam – opowiada Magdalena. Po nich czuła się pewna siebie. – Miałam poczucie, że bez tej mieszanki nie umiem się wysłowić, nie jestem pewna siebie. Uważałam, że jest mi to potrzebne do życia, funkcjonowania. Amfa i dopalacze dawały mi euforię, czułam się po nich o wiele lepiej. Brałam praktycznie codziennie.  

Tylko to pobudzenie i euforię z czasem trzeba było wyhamować. Bała się bezsenności, a ta zaczęła się pojawiać. – Poszłam do lekarza i poprosiłam o tabletki na sen. Takie z hydroksyzyną. Wzięłam jedną, potem dwie, ale to wciąż było za mało. Doszłam do momentu, w którym brałam 19 tabletek nasennych naraz – mówi.  

Po kilkunastu miesiącach Magda dowiedziała się, że jest w ciąży. Odstawiła na ten czas narkotyki. Urodziła drugą córkę. Życie jednak coraz bardziej ją przytłaczało, wróciła do brania. – W trakcie 17 lat związku z byłym partnerem miałam kilka prób samobójczych. On mnie wykańczał psychicznie. A przecież musiałam też jakoś wychowywać dzieci. Nie radziłam sobie. Próbowałam przedawkować leki, cięłam się.  

Zobacz wideo Terapia, czyli gdzie szukać pomocy?

W 2021 roku, podczas jednego z pobytów w szpitalu psychiatrycznym, Magda usłyszała diagnozę. To zaburzenia schizoafektywne [choroba łącząca cechy schizofrenii i zaburzeń nastroju, jej występowanie szacuje się na dwa–cztery zachorowania na każde 100 000 osób – przyp. red.]. Psychiatra przepisał leki. – Dodałam je do mieszanki, którą brałam – wspomina.  

Odeszła od partnera, związała się z innym mężczyzną. Zajmowała się domem i dziećmi. – Cały czas czułam, że muszę brać. Jak tylko dostawałam jakieś pieniądze, pisałam do koleżanki, żeby załatwiła mi narkotyki. Jak nie miałam kasy, to brałam na krechę – mówi. 

Ale myśli samobójcze wróciły. – Moja mieszanka przestawała działać. Nie dawała mi tej odskoczni, którą znałam. Narkotyki i leki przestawały mi wystarczać. Potrzebowałam większych dawek – opowiada Magda. 

Myśli samobójcze nasilały psychozy, które występowały coraz częściej. – Przypuszczałam, że partner mnie zdradza, chodzi na boki. Uroiłam to sobie i w to wierzyłam. Robiłam w domu awantury. Przestałam gotować obiady, trudno mi było się wykąpać, iść do sklepu. Nie dawałam sobie rady ze sobą. 

W czerwcu 2023 roku ponownie trafiła do szpitala psychiatrycznego. Przyznała głośno, że jest uzależniona od leków. – Dostałam nowe leki. Stosuję się do zaleceń. Psychozy się uspokoiły. Nie chcę brać narkotyków, wiem, że dałam ciała i zawiodłam rodzinę. Dorosłe córki wyprowadziły się ode mnie, wynajęły mieszkanie. Powiedziały, że dopóki nie pójdę na odwyk, nie wrócą. Myślę nad terapią zamkniętą.  

Dawka śmiertelna  

Dlaczego coraz więcej osób łączy leki i narkotyki? – Przede wszystkim dlatego, żeby uzupełniać działanie substancji, np. biorą narkotyk na pobudzenie, lek, aby poprawić samopoczucie na tzw. zejściu. Narkotyki jesteśmy w stanie zamówić przez media społecznościowe i odebrać w ciągu 15 minut – zauważa Katarzyna Andrusikiewicz, certyfikowana psychoterapeutka uzależnień. W drodze po odbiór towaru można wejść do apteki, bo te znajdują się na każdym rogu. Brak recepty od lekarza nie stanowi przeszkody. W dobie e-recept silne leki można "załatwić sobie" w kilka minut. A przecież nawet te słabsze w odpowiedniej dawce mogą dać pożądany przez wielu użytkowników efekt. – Mamy ogromną dostępność wszystkich substancji, a to sprawia, że ludzie zaczynają eksperymentować. Poczucie, że leki są legalne, a nawet wskazane, bo często są przepisywane przez lekarza, sprawia, że ludzie nie widzą w nich zagrożenia. Jedynym "przewinieniem" wydają się narkotyki, które i tak w krótkim czasie stają się bardzo atrakcyjne. Ludzie szybko i silnie się uzależniają – wyjaśnia terapeutka.  

Substancje psychoaktywne na każdy organizm działają w inny sposób. – Dużo zależy również od ogólnej kondycji człowieka. Jeżeli jest w dołku albo euforii, w zupełnie inny sposób może zareagować na substancję psychoaktywną. Nie jesteśmy w stanie przewidzieć jak. Niejednokrotnie uzależnienia kończą się tragicznie i doprowadzają nawet do śmierci – mówi Katarzyna Andrusikiewicz. 

Szacuje się, że w 2018 roku na terenie Unii Europejskiej doszło do co najmniej 8300 zgonów spowodowanych przedawkowaniem niedozwolonych środków odurzających. Według ostatnich danych Głównego Urzędu Statystycznego z 2018 roku w Polsce zarejestrowano 199 zgonów, a w 2017 – 202 zgony, których przyczyną były narkotyki. Dane z 2018 pokazują, że ofiarami śmiertelnych przedawkowań są przede wszystkim mężczyźni – 69 proc. przypadków. Jak podaje "Raport o stanie narkomanii w Polsce 2020" Krajowego Centrum Przeciwdziałania Uzależnieniom, aż 5,4 proc. populacji Polaków w wieku 15–64 lata używa narkotyków, a najwyższy odsetek użytkowania obserwuje się u młodzieży i dorosłych w wieku 15–34 lata. Trudno o statystyki dotyczące uzależnień mieszanych. Rzetelną wiedzę, a więc taką, która pokazuje, kto jest uzależniony od jednej i drugiej substancji, ma jedynie NFZ. Ale to dane poufne i niepełne, bo opierające się tylko na ośrodkach publicznych. – Posiadam dane z czterech bardzo popularnych placówek odwykowych w Warszawie, z którymi jestem zawodowo związana. W tym momencie pacjenci z uzależnieniami mieszanymi stanowią około 40 proc. wszystkich pacjentów. Problem będzie rósł. Żyjemy w pędzie, wszystko zmienia się bardzo szybko, a nasze społeczne skłonności do eksperymentowania są coraz większe – mówi Katarzyna Andrusikiewicz. 

Zdjęcie ilustracyjne (fot. Shutterstock)

Kto bierze i miesza?  

Nawet 13-latki sięgają po narkotyki i leki. Jak tłumaczy Katarzyna Andrusikiewicz, nie jest to bardzo duża grupa, ale i tacy pacjenci w centrach leczenia uzależnień się pojawiają.  

– Trafiają z poważnymi konsekwencjami zdrowotnymi, bo nie mają hamulców, granic i świadomości, że połączenie jednego z drugim może mieć aż takie konsekwencje. W zawodzie pracuję ponad 10 lat. Myślałam, że mało co jest mnie w stanie zaskoczyć. A historie dzieciaków bywają przerażające. Bo toczą się na granicy życia i śmierci. Z dużym ryzykiem i niebezpieczeństwem. Nie tylko dotyczą łączenia substancji i odurzania się, lecz także niebezpiecznych sytuacji, w które wchodzą – mówi.  

Tę grupę nazywa eksperymentującą. Zalicza do nich młodych ludzi w wieku od 13 do 20 lat. To osoby wybierające życie typu YOLO (z ang. you only live once). – Odurzają się lekami, mieszają z narkotykami. Z dużą brawurą testują i eksperymentują. Łączą wszystko, co popadnie. A tak młode organizmy szybko się uzależniają. W tym wieku nie ukształtowała się jeszcze tożsamość, a więc podatność na wpływy jest duża. Szczególnie wtedy, kiedy osoba jest wstydliwa, trochę wycofana i ma problem z asertywnością – tłumaczy terapeutka uzależnień. 

Drugą grupę, a więc uzależnionych w wieku od dwudziestu kilku do czterdziestu kilku lat, Katarzyna Andrusikiewicz nazywa "narkomanami chemikami". – Oni już tak nie eksperymentują. Czytają na forach o działaniu substancji. Z niemalże aptekarską precyzją będą odmierzać dawki. Będą chcieli zniwelować skutki uboczne, a więc będą zamiennie stosować lek albo narkotyk na pobudzenie z tym na uspokojenie – wyjaśnia.  

Problemem, jak mówi, jest także uzależnianie się od leków przepisywanych przez lekarza psychiatrę na zaburzenia psychiczne. – Jesteśmy coraz bardziej świadomi wszelkiego rodzaju zaburzeń psychicznych, m.in. ADHD, depresji, spektrum autyzmu, nerwicy. Coraz więcej osób zgłasza się do profesjonalistów po diagnozę. Z jednej strony to dobrze, z drugiej jednak strony nie można zapominać, że samo leczenie farmakologiczne, czyli podanie leku, nie wystarcza. Żeby funkcjonować prawidłowo, równolegle należy chodzić na psychoterapię – mówi.  

A to droga, którą nie wszyscy wybierają. Leki przepisane od lekarza wielu pacjentów swobodnie łączy z narkotykami. – I tak np. u pacjentów z ADHD, których prowadzę, widzę silną korelację między braniem leków na koncentrację a paleniem marihuany. Jedno z drugim wydaje się dla nich bardzo atrakcyjne. Z jednej strony są bardzo skoncentrowani, a z drugiej strony rozluźnieni. Uzależniają się od substancji i stanu, w którym czują się tak jak nigdy dotąd – tłumaczy i dodaje: – Leków psychotropowych przepisuje się dużo. A dzięki możliwościom, które daje internet, wszystko staje się relatywnie łatwe do zdobycia.  

Każda substancja psychoaktywna ma to do siebie, że tolerancja na nią z czasem wzrasta. – Jedna tabletka przestaje wystarczać, a wtedy pacjent sięga po kolejną i kolejną. Do tego dochodzi często nieumiejętne podejście psychiatrów, którzy nie określają precyzyjnie zalecanych dawek – zauważa terapeutka uzależnień.  

*** 

Magda, Kamil i Laura pomocy szukają także w mediach społecznościowych. Są członkami jednej z facebookowych grup dla osób uzależnionych. Od naszych rozmów minęły dwa miesiące. Kamil od trzech miesięcy jest trzeźwy. Zaczął swoją wymarzoną pracę jako producent wideo. – Miałem nawet parę razy okazję do wciągnięcia kreski i byłem nimi częstowany, ale za każdym razem odmawiałem – nie z jakiegoś własnego przymusu, tylko dlatego, że po prostu nie chciałem i nie miałem ochoty do tego wracać – mówi. Laura wciąż walczy z uzależnieniem. – Mam potworne głody i nie wiem, ile jeszcze wytrzymam – przyznaje. Magda jest pod opieką psychiatry. Dostała nowe leki.

*Imiona bohaterów zostały zmienione na ich prośbę.  

Mgr Katarzyna Andrusikiewicz. Psycholożka i certyfikowana psychoterapeutka uzależnień (nr 1762) z ponad 10-letnim doświadczeniem klinicznym, absolwentka Uniwersytetu SWPS oraz Instytutu Psychologii Zdrowia.  

Źródła: 

Potrzebujesz pomocy?

Jeśli potrzebujesz pomocy, codziennie przez całą dobę możesz zadzwonić na Telefon Zaufania dla Dzieci i Młodzieży, pod bezpłatnym numerem telefonu 116 111. Swój problem możesz też opisać w wiadomości. Fundacja Dajemy Dzieciom Siłę, oprócz konsultacji dla najmłodszych, oferuje też pomoc rodzicom i nauczycielom, którzy obawiają się o bezpieczeństwo swoich podopiecznych. Więcej informacji znajdziesz na stronie fundacji. Jeśli w związku z myślami samobójczymi lub próbą samobójczą występuje zagrożenie życia, w celu natychmiastowej interwencji kryzysowej, zadzwoń na policję pod numer 112 lub udaj się na oddział pogotowia do miejscowego szpitala psychiatrycznego.

Więcej informacji