
Anna, mama Tadzia śmieje się, że: - Halloween jest u nas na tapecie od miesiąca. Były już dwie wyprawy przedszkolne na farmę dyni, a także wybieranie stroju na halloweenowe bale, w tym imprezę, którą sami wyprawiamy dla znajomych dzieci.
W zeszłym roku synek Ani był kościotrupkiem, w tym będzie duszkiem. – Strój już ma i wielokrotnie go przymierzał, nie osłabiając poczucia ekscytacji i nastroju wyczekiwania.
Tymon ma cztery lata i także Halloween będzie świętował, nawet jeśli we wrześniu nie miał świadomości, co to za święto i z czym się wiąże. Jak wyjaśnia Paulina, mama Tymcia, wszystko przez Franka z przedszkola, który zaprosił inne dzieci na Halloween do siebie, a potem z każdym omówił kwestię przebrania. Tymek wie już, że będzie duchem – taki sobie konkretnie strój zażyczył, chociaż w szafie ma kostium Batmana.
Weekend może być codziennie - najlepsze reportaże, rozmowy, inspiracje>>
Paulina nie dostała zaproszenia na imprezę od rodziców Franka – być może spotkanie jest wymysłem ich syna, dlatego żeby oszczędzić rozczarowania własnemu dziecku, zrobi konkurencyjną imprezę dzień wcześniej. – Będzie malowanie dyń – tak, tak malowanie, nie mam zamiaru drążyć dyń z czterolatkami – ozdoby, girlandy, światełka, pająki, babeczki, cukiereczki. Wszystko w halloweenowym klimacie – wymienia.
Cukier krzepi
Dzieci Marzeny, Janek i Karolina, mają 11 i 8 lat. – Dla nich Halloween to "darmowe cukierki od obcych" – mówi. – Żebyśmy się dobrze zrozumiały: tu chodzi tylko o cukier. Tyle w temacie. Przebieranki też są ważne, ale one są po to, żeby dostać słodycze – dodaje.
W zabawie bierze udział cała ulica w podmiejskiej wsi, w której mieszkają.
Marzena wspomina: – Początki, cztery lata temu, to były ustawki – dzwoniliśmy po sąsiadach i pytaliśmy, czy się bawią. Zainteresowani z zapasem cukierków mieli dawać wyraźny sygnał: stawiać dynię przy drzwiach, zostawiać otwartą furtkę lub palić światełko w oknie. Jakoś to poszło i się przyjęło. Kilka lat temu ktoś próbował zorganizować większe obchody, ale zakończyło się to jednorazową porażką – po okolicy krążyły hordy 150 dzieci. Wyglądało to, jakby grasowały małoletnie gangi wymuszające haracz.
Teraz dzieci okolicznych sąsiadów biegają przez dwie godziny po świeżym powietrzu przebrane i pomalowane, zbierają cukierki – nawet bez formułki 'cukierek albo psikus" – po czym wracają do domu i dzielą łupy.
Dla mnie kluczowe było ustalenie zasad dotyczących fantów, wytłumaczenie, że nie trzeba zjadać wszystkiego tylko dlatego, że jest – dodaje Marzena i podkreśla, że kiedy widzi niektóre słodycze, aż ją wzdryga – 'są najgorsze z najgorszych, najtańsze, paskudne'.
Maciej Smółka, specjalista ds. kultury popularnej z Instytutu Amerykanistyki i Studiów Polonijnych Uniwersytetu Jagiellońskiego, podkreśla, że słowem kluczowym, od którego powinno się zaczynać dyskusję o Halloween, jest globalizacja. – Halloween nie będzie występowało tam, gdzie jest najmniejsza globalizacja, a większe przywiązanie do tradycji. I nie chodzi mi o poglądy polityczne ani poziom konserwatyzmu, tylko o powściągliwość w przejmowaniu zwyczajów, które są nam kulturowo obce – mówi.
Amerykanista dodaje, że Halloween – i w Polsce, i w USA – to przede wszystkim sfera obrazkowa: dynie, przebieranki, cukierki. Społeczna aktywność i integrowanie się to kwestie bardzo tożsamościowe i kulturowe, charakterystyczne dla USA. – Nie przyjęła się tradycja chodzenia po domach, wychodzenia z Halloween na ulice. Okres 31 października i 1 listopada jest w Polsce czasem rodzinnym, w USA porównywalnym z atmosferą Święta Dziękczynienia. To czas osobisty. Najbardziej przyjęły się motywy przebierania się i drążenia dyń – rzeczy w Halloween podstawowe.
Ania i Paulina "idą w Halloween", bo widzą emocje swoich synów, to, jak się cieszą i nakręcają, czekając na ten dzień. – Dla maluchów każdy powód jest dobry, żeby się przebrać. U nas nawet sylwester jest przebierany – mówi Paulina. – W Halloween jest zabawa tematyczna, jest trochę strasznie, ale to taki przyjemny dreszczyk, a nie paraliżujący strach – dodaje Ania.
Dzieci biegają jak w amoku, rodzice mogą się spotkać i pogadać – brzmi jak dobry pomysł na spędzenie wolnego popołudnia w weekend.
Niebo w kolorze szmaty
Czy Halloween wpływa na tradycję odwiedzania grobów zmarłych na cmentarzach? Czy rzeczywiście sprawia, że "odchodzimy od naszych zwyczajów"?
Marzena, która jako dziecko zaliczała 1 listopada trzygodzinną mszę i wędrówki po cmentarzu, jako osoba dorosła wybiera rodzinny obiad, a później zapala światełko pod pomnikiem AK-owców.
Paulina ma kilka cmentarzy do odwiedzenia. 1 listopada to jest nie do zrobienia ze względu na odległości, wizyty rozkłada w czasie, ale zawsze dociera na miejsca. – To kwestia pamięci, symboliki, oddania szacunku. Nie trzymam się dat, to znaczy trzymam – 1 listopada staram się cmentarzy unikać – wyjaśnia.
Marcin jako dziecko nie miał wyboru, na cmentarz musiał jeździć i zachowywać powagę nad grobami osób, o których nie miał nawet mglistego pojęcia, kim byli. 1 listopada wspomina jako powolny marsz w zbitym tłumie, stanie w korkach, padający deszcz, zimny wiatr, rozmowy dorosłych, w których nie brał udziału, i stanowczą odmowę, kiedy chciał, żeby ze straganów rozstawionych na szlaku ktoś mu kupił pańską skórkę lub szyszkę. – Smutek, niebo w kolorze szmaty, chryzantemy i przemoczone buty – wymienia.
Swojego dziecka nie zmusza do niczego, tym bardziej że sytuacja jest napięta, bo w 2022 zmarła jego ukochana babcia, z którą także Jaś wychowywał się w jednym domu. – Syn – teraz w pierwszej klasie szkoły podstawowej – nie chce na razie jeździć na grób, a ja to szanuję – dodaje.
O Halloween Jaś i jego rówieśnicy uczą się na zajęciach z angielskiego, ale mają ten temat także na plastyce. Jaś jeździ też konno i w jego stajni już były halloweenowe zabawy, zorganizowane przez właścicieli. – Bawił się świetnie! Było wycinanie lampionów z dyni, straszne opowieści oraz "mroczne gry i zabawy" – mówi Marcin.
W zeszłym roku mieszkaliśmy w innej dzielnicy i tam Jasiek chodził ze znajomymi dziećmi po domach. Kiedy jeden z sąsiadów powiedział, że wybiera psikusa zamiast cukierka, dzieci w ogóle nie załapały, o co mu chodzi, bo samą formułkę wypowiedziały mechanicznie.
Socjolożka prof. Hanna Mamzer z Wydziału Socjologii Uniwersytetu Adama Mickiewicza w Poznaniu nie widzi w Halloween zagrożenia dla naszej tradycji. – To nowa jakość i forma wzbogacenia kultury, poszerzenia spektrum wyboru. Można ten czas świętować tradycyjnie – w zadumie odwiedzając groby, można świętować jak Romowie czy jak w Meksyku, gdzie obchodzi się Dia de los Muertos, a można nie świętować w ogóle. Zabawa dzień wcześniej nie przeszkadza w pojechaniu na cmentarz 1 listopada i zadumie nad przemijaniem i umieraniem. Moim zdaniem nic nie tracimy. Tym bardziej że to święto o charakterze synkretycznym, łączącym różne tradycje, a wywodzącym się ze świąt celtyckich i pewnej formy dożynek, stąd zbieranie dyń. Można się zżymać, że to pogaństwo i szamanizm, ale idea jest ta sama – pokazywanie łącznika między światem żywych a umarłych.
Weekend może być codziennie - najlepsze reportaże, rozmowy, inspiracje>>
Jak dodaje Maciej Smółka, Halloween jest w Stanach Zjednoczonych stosunkowo nową tradycją. – Do USA przywieźli je szkoccy i irlandzcy emigranci, a na popularności zyskało dopiero w XX wieku.
Baw się
Prof. Mamzer uważa, że w cieszeniu się w pełni Halloween przeszkadza nam nasza niechęć do folgowania sobie. – Zabawa, przebieranie się, dobry nastrój u nas są źle widziane. W przeciwieństwie do martyrologii, mistycyzmu i mesjanizmu – im się oddajemy i je szanujemy. Trudny do przeszczepienia na naszym gruncie jest dobry humor, bo on nie leży w naszej naturze. Ludzie, którzy wyglądają poza Polskę, nie chcą się umartwiać i być nieszczęśliwi, chcą się cieszyć życiem. Jeśli można spędzić ten dzień w sposób pogodny i radosny, to czemu nie – mówi.
Amerykanista Maciej Smółka podkreśla, że 1 listopada jest u podstawy świętem radosnym i my, Polacy, powinniśmy się cieszyć, że "wszyscy są święci", w tym nasi zmarli bliscy. – W Meksyku Dia de los Muertos to świętowanie zmarłych, radość, że oni są szczęśliwi w zaświatach. Tak też jest w symbolice Halloween.
A u nas? Jak podkreśla Ania, mama Tadzia, tylko "smutno, życie ciężkie, a potem i tak wszyscy umrzemy. Błoto, zimno i chryzantemy".
– Jasne, Halloween jest nieco strywializowane, ale które święto nie ma teraz komercyjnego wymiaru? – zastanawia się prof. Hanna Mamzer. I dodaje: – Poza tym naprawdę nie ma przymusu jego świętowania, wystarczy nie otwierać dzieciom drzwi.
PS Dzieci Marzeny prosiły, żeby sprostować, że wiedzą, o co chodzi w Halloween, dzięki dodatkowym lekcjom angielskiego. Co nie zmienia faktu, że chodzi im o fajne przebrania i słodyczowe żniwa.
Ola Długołęcka. Redaktorka. Czujnie obserwuje ludzi i przysłuchuje się ich rozmowom. Chodzący spokój i zorganizowanie. Wieloletnia wielbicielka Roberta Redforda.