Społeczeństwo
Biskupi są kluczowym elementem kościelnego aparatu władzy. Watykan wymaga od kandydatów przede wszystkim lojalności (shutterstock.com)
Biskupi są kluczowym elementem kościelnego aparatu władzy. Watykan wymaga od kandydatów przede wszystkim lojalności (shutterstock.com)

Kiedy kościelne dzwony w całej Polsce rozgłaszały dobrą nowinę, a dzwon Zygmunt na Wawelu przyciągał tłumy szczęśliwych wiernych, do Papieskiego Kolegium Polskiego w Rzymie przyjechał w odwiedziny ksiądz Stanisław Dziwisz. U księdza Tadeusza Rakoczego w telewizorze wciąż nadawano wieści z Watykanu. Rakoczy już dwie godziny wcześniej padł na kolana i rozpłakał się, gdy tylko usłyszał, jak kardynał Pericle Felici, ogłaszając z balkonu Bazyliki Świętego Piotra wybór nowego papieża, wypowiedział słowa: "Dominum Carlum…".

Ksiądz Dziwisz stał wtedy na placu Świętego Piotra skamieniały i patrzył na swojego biskupa w papieskich szatach. Znieruchomienie trwało tylko chwilę. Ktoś rozpoznał sekretarza i kapelana Karola Wojtyły w tłumie i zaprowadził do Watykanu, gdzie Ojciec Święty jadł kolację z członkami Kolegium Kardynalskiego. Stanisław Dziwisz po kolacji pojechał do księdza Tadeusza Rakoczego, dobrego znajomego z Wyższego Seminarium Duchownego Archidiecezji Krakowskiej, który mieszkał wówczas w Rzymie. Opowiadał, jak przestąpił watykańskie progi, jak Ojciec Święty spojrzał na niego i powiedział: "Ale dali szkołę, ale dali szkołę!".

Źródło kościelnych awansów**

Weekend może być codziennie - najlepsze reportaże, rozmowy, inspiracje

– Słuchaj, potrzebna jest teraz sekcja polska w Sekretariacie Stanu – powiedział Dziwisz Rakoczemu tuż po ogłoszeniu kardynała Wojtyły papieżem. Późnym październikowym wieczorem obydwaj ruszyli ciasnymi uliczkami Rzymu do księdza Józefa Kowalczyka, który wspólnie z Rakoczym miał zająć się tworzeniem polskiej sekcji w strukturach watykańskiego urzędu. Rakoczy nie myślał wcześniej, że będzie pracował u boku papieża. Ukończył liceum ogólnokształcące w Żywcu i zanim wstąpił do seminarium, pracował przez rok w zakładzie budownictwa przemysłowego, a teraz ma tworzyć trzon polskiej sekcji, skąd rozchodzić się będą łańcuszki kościelnych awansów polskich duchownych.

Abp Stanisław Dziwisz, osobisty sekretarz papieża Jana Pawła II (shutterstock.com)

Prałat Kowalczyk, nazywany w Rzymie zwyczajnie "księdzem Józefem", od kilku lat studiuje i pracuje w Rzymie, w Kongregacji ds. Kultu Bożego i Dyscypliny Sakramentów, gdzie trafił z polecenia kardynała Stefana Wyszyńskiego. Edukację kapłańską zaczynał w Wyższym Seminarium Duchownym Metropolii Warmińskiej Hosianum w Olsztynie. Kilkaset kilometrów od rodzinnej diecezji tarnowskiej, gdzie nie znalazło się dla niego miejsce w seminarium.

– Już w czasie jego studiów, można powiedzieć, opiekę nad nim obejmuje wtedy jeszcze ksiądz Henryk Gulbinowicz – mówi katolicki publicysta Tomasz Terlikowski. – Z informacji, jakie docierają, wynika, że kleryk Kowalczyk nie był genialnym studentem – dodaje.

Mimo to zostaje wytypowany do dalszej edukacji za granicą. Początkowo z powodu problemów z uzyskaniem paszportu rozpoczyna studia z prawa kanonicznego na Katolickim Uniwersytecie Lubelskim, skąd po uzyskaniu dokumentu w końcu wyrusza do Rzymu na dalszą naukę. Jego opiekun Henryk Gulbinowicz przekonywał po latach, że Kowalczyk już w seminarium wyróżniał się spośród setki alumnów: – Dobrze zbudowany fizycznie, zdrowy, lubiany przez kolegów z różnych lat, może dlatego, że był uczynny wobec nich. Zapamiętałem parę szczególnych rozmów, kiedy swoje problemy czy wątpliwości przedstawiał wychowawcy szczerze i godnie oczekiwał wyjaśnień.

Szybka ścieżka

– Może ta jego otwartość i szczerość sprawiała, że rada pedagogiczna seminarium duchownego Hosianum po niespełna dwóch latach pracy na wikariacie w Kwidzynie przedstawiła go biskupowi Tomaszowi Wilczyńskiemu jako kandydata na studia specjalistyczne – kierunek prawo kanoniczne na Katolickim Uniwersytecie Lubelskim – a po paru latach skierowany został na dalsze studia do Rzymu – wspominał kardynał Gulbinowicz i podkreślał, jak wiele dobra Bóg pozwolił Kowalczykowi uczynić dla Kościoła świętego w Polsce.

Ideały związane z wiarą, religią, zbawieniem i sakramentami są według prof. Tomasza Polaka traktowane jako rama językowa, która jest używana, by uzasadnić działanie kościelnego aparatu (shutterstock.com)

Oficjalne pismo o przeniesieniu prałata Józefa Kowalczyka do Sekcji Polskiej Sekretariatu Stanu przyjdzie później. Mimo to następnego dnia po wyborze Wojtyły na papieża już wspólnie z Ojcem Świętym omawiali przy kolacji kształt nowej organizacji. – Było nas kilku: jeden ksiądz z Warszawy, późniejszy kapelan Stefana Wyszyńskiego, Józef Kowalczyk, ja, no i Dziwisz oczywiście. To było takie ogromne przeżycie, bo nie było wstępu dawniej na teren Watykanu – wspominał po latach biskup Tadeusz Rakoczy ten wieczór, gdy wjechali windą i znaleźli Karola Wojtyłę, od poprzedniego dnia już Jana Pawła II, na werandzie, pogrążonego w modlitwie. – Usłyszał nas, odwrócił się, przywitał, no i polecił nam organizowanie tej pracy, i tak to się zaczęło.

Zachowane zdjęcia zrobione dwa miesiące później w Papieskim Instytucie Polskim w Rzymie zdradzają radość polskich duchownych. Wśród czarnych sutann wyróżnia się biel papieskich szat. Po lewej stronie stoi prałat Kowalczyk, którego na kolejnych zdjęciach papież obejmuje z namaszczeniem. Potem Ojciec Święty pochyla się nad biurkiem, na którym w kilku teczkach ułożono dokumenty. Prałat zaprasza Ojca Świętego do lektury.

Lojalność ponad wszystko

W watykańskiej "fabryce biskupów" działają trzy podmioty odpowiedzialne za nominacje hierarchów na całym świecie. Dla Europy, Australii i Ameryki Północnej przygotowuje je Kongregacja ds. Biskupów, a dla dawnych krajów misyjnych Afryki i Azji – Kongregacja ds. Ewangelizacji Narodów. Trzeci organ to Sekretariat Stanu, który odpowiada za wyjątkowe sytuacje: wojny, systemy totalitarne, brak uregulowanych relacji między Watykanem a danym krajem. Sporadycznie decyzję podejmuje sam papież, omijając wszystkie procedury, jak chociażby w wypadku Theodore’a McCarricka. Jego awans na arcybiskupa Waszyngtonu przeszedł jedynie krótką, bezpośrednią ścieżkę z pominięciem stanowiska nuncjusza apostolskiego, który zresztą, jak wynika z oficjalnego watykańskiego raportu w tej sprawie, był przeciwny tej nominacji.

Przy biskupich nominacjach ważne są kompetencje, ale same umiejętności nie wystarczą. Biskupi są kluczowym elementem kościelnego aparatu władzy. Żeby działał sprawnie, kandydaci muszą być lojalni. To jest jedno z głównych kryteriów.

– Kiedy się przejrzy papieskie nominacje biskupie, to widać, że osoby, które próbowały jakiejś własnej drogi lub zajmowały bardziej krytyczne stanowiska, raczej nie miały szans. Mieli ją ci, którzy byli w stanie wpasować się gładko w sposób myślenia aktualnej władzy kościelnej – mówi prof. Tomasz Polak, teolog, kierownik Pracowni Pytań Granicznych na Uniwersytecie im. Adama Mickiewicza w Poznaniu, dawniej ksiądz Tomasz Węcławski, członek Międzynarodowej Komisji Teologicznej w Watykanie, który porzucił kapłaństwo w 2007 roku. – Może jestem niesprawiedliwy, ale te wysokie ideały związane z wiarą, religią, zbawieniem, sakramentami są traktowane jako rama językowa, której trzeba używać, żeby uzasadnić działanie tego aparatu. Najważniejsze z punktu widzenia urzędu i watykańskiej struktury jest płynne, bezproblemowe działanie.

Cenny informator SB

Polska, przygnieciona przez lata komunizmem, była w sytuacji wyjątkowej, dlatego biskupów nad Wisłą mianował Sekretariat Stanu. Kandydatów brał pod lupę nie tylko Watykan, ale także komunistyczny rząd. Episkopat Polski, zgodnie z dekretem z 31 grudnia 1956 roku o obsadzaniu stanowisk kościelnych, zanim przesłał papieżowi swoje propozycje, konsultował je z władzami Polski Ludowej. Niekiedy kompromisy szły daleko, aby wszystkie strony: zarówno Sekretariat Stanu Stolicy Apostolskiej, ówczesny prymas Polski Stefan Wyszyński, jak i komunistyczne władze PRL, podpisały się pod tymi samymi kandydaturami.

– Trzeba zachować ostrożność, obiektywizm, rzetelność w badaniach relacji Kościoła ze służbami, żeby kogoś nie skrzywdzić, ale faktycznie ten wpływ służb specjalnych na politykę personalną w Kościele był przeogromny – mówi ksiądz Andrzej Kobyliński, profesor Uniwersytetu Kardynała Stefana Wyszyńskiego.

Abp Henryk Gulbinowicz (1923-2020). Pod koniec życia zarzucono mu napastowanie małoletniego i kontakty z komunistyczną Służbą Bezpieczeństwa (Fot. Krzysztof Szatkowski / Agencja Wyborcza.pl)

Służba Bezpieczeństwa próbowała blokować nieodpowiednie dla siebie kandydatury, promować inne, wydawać paszporty według własnego klucza. Ksiądz Henryk Gulbinowicz, absolwent KUL, doktor teologii moralnej, którą wykładał klerykom w seminarium duchownym Hosianum, później prefekt, dwa lata później wicerektor, w końcu rektor olsztyńskiego seminarium, wydał się służbom interesujący, zwłaszcza gdy pojawiła się plotka o jego nominacji na biskupa i administratora apostolskiego. Osoba z taką pozycją byłaby cennym informatorem. Na rozmowę z Gulbinowiczem wybrał się inspektor Departamentu IV Ministerstwa Spraw Wewnętrznych podpułkownik Józef Maj. Ksiądz przyjął go w czytelni wyższego seminarium duchownego.

– Otóż, proszę księdza, w niedługim czasie najprawdopodobniej otrzyma ksiądz mitrę i propozycję przyjęcia nominaty na rządcę diecezji w Białymstoku. Wiąże się to z poważnymi obowiązkami, a w tej diecezji szczególnie, bo będzie miał ksiądz takie sprawy, jak budowa kościoła w Narewce, remont kościoła w Śliwinie, problemy dotyczące WSD, obciążenia podatkowe i inne organizacyjno-administracyjne związane z zarządzaniem diecezją – wyliczał funkcjonariusz Służby Bezpieczeństwa podczas rozmowy, której zapis zachował się w aktach Instytutu Pamięci Narodowej.

– Załatwienie tych spraw będzie wymagało wielu rozmów i kontaktu z władzami. Możemy oczywiście pomóc w załatwieniu niektórych spraw, ale zależne to będzie od dobrej woli księdza i stosunku do nas. Wiadomo bowiem, kogo władze przed wyrażeniem zgody pytają o ocenę lub opinię w określonej sprawie – dodaje zachęcająco. W notatce sporządzonej po spotkaniu podkreśli, że ksiądz słuchał pilnie i z zainteresowaniem. Dało się też wyczuć, że jest zaskoczony tym, ale jednocześnie zadowolony.

Zobacz wideo "Ten cały przeklęty dwór watykański trzeba rozsadzić"

– Proszę pana, Żydzi dobrych proroków szanowali i czcili, złych kamienowali. Panu nie grozi to z mojej strony, ale uważam, że pan prorokuje. Widzi pan, miałem szansę na otrzymanie mitry i przeszła mi – tu ksiądz Gulbinowicz wskazuje palcem – koło nosa. Otrzymali lepsi. Czy lepsi, to sprawa dyskusyjna – dodaje, śmiejąc się. – Zdaję sobie sprawę, jakie obowiązki ciążyć będą na mnie, gdyby do tego doszło, co pan mówi. Ale jak panu powiedziałem, ja nie jestem taki, jak mnie większość księży ocenia. Jestem człowiekiem patrzącym realnie na zachodzące zjawiska społeczne. Wiem, że tylko realna i obiektywna ocena faktów i dialog z władzami może być podstawą do pracy na takim stanowisku. Skoro już o tym mowa, to muszę panu powiedzieć, że chętnie utrzymam z panem nawiązany dzisiaj dialog, o ile pan na to wyraża zgodę – odpowiada Gulbinowicz, spoglądając już niecierpliwie na zegarek, gdyż właśnie trwa posiedzenie rady pedagogicznej, i zachęca jeszcze na koniec, by rozmówca pomógł mu w staraniach o rozbudowę budynku biblioteczno-archiwalnego.

TW "Henryk"

Podczas kilkunastu lat rozmów z SB Gulbinowicz wielokrotnie poprosi o wsparcie wniosków o pozwolenie na budowę nowych obiektów sakralnych składanych w urzędach. Zasoby delikatesowe kandydata na TW kryptonim "Henryk" będą się czasem powiększać o koniaki i bomboniery. Inspektorzy liczą jednak na większą wylewność "Henryka", na przecieki z zebrań Episkopatu i planowanych działań Kościoła, których ksiądz jednak nie chce dostarczać.

Zauważalna jest jednak zmiana tonu w wypowiedziach księdza Gulbinowicza, który wcześniej krytycznie wyrażał się o relacjach Kościoła z rządem PRL. Z czasem jego język złagodniał, stanowczy ton nieco przygasł. Funkcjonariusze traktują Gulbinowicza jak kontakt operacyjny, choć czasem mając nadzieję na więcej, raportują, że ksiądz nadawałby się na tajnego współpracownika.

Gdy z początkiem 1970 roku ksiądz Gulbinowicz zostaje administratorem apostolskim w Białymstoku, diecezjalni duchowni nie kryją zaskoczenia. Zdumieni są też pięć lat później, gdy obejmuje arcybiskupstwo wrocławskie. Debaty nad wyborem kandydata były dla komunistów "prestiżową próbą sił". W przeszłości Wrocław był stolicą kardynalską, co znaczyło, że arcybiskup stąd prędzej czy później otrzyma kapelusz i godność z rąk papieża. Osiem kandydatur wysuniętych przez kardynała Wyszyńskiego trafiło do kosza.

– Sytuacja obecna wakującej Stolicy biskupiej we Wrocławiu stwarza stale wzrastające napięcie wśród Wiernych i Duchowieństwa – skarży się kardynał Wyszyński w liście do premiera Piotra Jaroszewicza i proponuje dwie kolejne kandydatury: biskupa Ignacego Jeża, ordynariusza diecezji koszalińsko-kołobrzeskiej, oraz biskupa Henryka Gulbinowicza, administratora apostolskiego w Białymstoku. Rząd nie zgłosił zastrzeżeń co do drugiej kandydatury, natomiast "wolałby, żeby bp Jeż pozostał na swoim miejscu".

Zastrzeżenia ma jednak strona watykańska. Papież Paweł VI podczas spotkania z kardynałem Wyszyńskim: – To przodująca archidiecezja, która wymaga Pasterza odznaczającego się wieloma przymiotami, zarówno umysłowymi, jak i reprezentatywnymi. Bo to wielkie miasto, dla Was symboliczne, bo wielka diecezja wymaga mocy, stanowczości i siły. Rząd komunistyczny woli mieć ludzi słabych niż silnych, przecież wyraził sprzeciw aż wobec dziewięciu kandydatów. To znaczy, uważa tego nowego za wygodniejszego dla siebie – mówi papież Paweł VI.

Marcin Gutowski, autor książki 'Bielmo. Co wiedział Jan Paweł II' zrekonstruował m.in. sposób działania watykańskiego aparatu władzy podczas pontyfikatu Jana Pawła II (Fot. Mateusz Skwarczek / Agencja Wyborcza.pl)

*Publikujemy fragment książki Marcina Gutowskiego "Bielmo. Co wiedział Jan Paweł II", która ukaże się nakładem wydawnictwa Agora. Książka powstała na podstawie materiałów zebranych do cyklu reportaży pt. "Bielmo" w programie "Czarno na białym" TVN24, dostępnych w TVN24GO. Można ją kupić w formie elektronicznej w Publio i formie papierowej w Kulturalnym Sklepie.

**Śródtytuły pochodzą od redakcji.

Marcin Gutowski. Dziennikarz, reportażysta, autor książek, m.in. „Święta ziemia. Opowieść z Izraela i Palestyny", „Don Stanislao. Druga twarz kardynała Dziwisza". Reporter magazynu „Czarno na białym" w TVN24. Laureat nagrody Grand Press i nagrody im. Andrzeja Woyciechowskiego za najlepszy materiał dziennikarski 2021 roku. W latach 2006-2017 współpracował z Programem III Polskiego Radia, gdzie prowadził autorskie audycje i był korespondentem zagranicznym na Bliskim Wschodzie. Publikował m.in. w „Więzi", „W Drodze" i "Magazynie TVN24".