
Kilka miesięcy, które Niusia spędza u boku Kalibabki, to intensywny czas. Para nie próżnuje i nigdy nie zatrzymuje się w jednym miejscu na dłużej – nie tylko dlatego, że potrzebuje coraz to nowszych źródeł zarobku, lecz także z powodu wzmagających się poszukiwań organizowanych przez milicję. Na początku Małgosia i Jerzy spędzają kilka tygodni w Giżycku.*
Tulipan zamyka dziewczynę w domu, a sam chodzi na dyskoteki, gdzie szuka służącej dla swojej pani. Gdy znajduje odpowiednią kandydatkę, przystępuje do zwyczajowego procesu rekrutacji: najpierw odbywa z dziewczyną stosunek na klatce schodowej klubu, potem kochają się w plenerze, nad jeziorem, aż wreszcie Tulipan proponuje jej dołączenie do swojego haremu.
JERZY KALIBABKA: Miałem na nią ochotę, gdyż było mi z nią dobrze. To samo ona mówiła o mnie. Była szczęśliwa, że ma ze mną stosunki.
Szybko jednak okazuje się, że chętna do pieszczot Agnieszka – bo tak ma na imię dziewczyna poznana w Giżycku – nie nadaje się do roli służącej. Zamiast zajmować się domem i pokornie czekać, aż pan nagrodzi ją za pracę kilkoma chwilami cielesnych rozkoszy, sama wychodzi z inicjatywą. To się Jerzemu nie podoba. Nie interesują go dziewczęta zepsute, bez skrępowania dające wyraz swoim seksualnym pragnieniom. Dla niego kobieta ma być zawsze do jego dyspozycji, ale musi też znać swoje miejsce. Odsyła więc Agnieszkę z powrotem do rodziców.
DR ROBERT KOWALCZYK: Dla osób o skłonnościach psychopatycznych charakterystyczne jest pomijanie uczuć osób będących obiektem seksualnego pożądania. Kalibabka był przekonany, że wszystko powinno kręcić się wokół niego – on jest tą osobą, która odczuwa rozkosz, a reszta to tylko „przedmioty" służące osiągnięciu satysfakcji seksualnej. Warto zwrócić uwagę, jak nazywał on osoby, z którymi utrzymywał stosunki: to były „kocmołuchy" i „grzałki", nie podmioty – kobiety.
Kalibabka prędko znajduje następczynię Agnieszki – dziewczyna ma wszystkie cechy grzały idealnej. Później – już po aresztowaniu mężczyzny – Leszkowi Konarskiemu udaje się do niej dotrzeć. Była służąca obszernie opowiada o swoim życiu u boku Tulipana, odmawia jednak podania imienia i nazwiska. Choć tak jak inne kobiety musiała znosić bicie i upokorzenia, w jej wypowiedziach pobrzmiewa niekłamany podziw dla talentów Tulipana.
GRZAŁKA: Kalibabka to człowiek bardzo ciekawy. To facet z pomyślunkiem, czasem miał sto pomysłów na minutę. Można z nim było porozmawiać na każdy temat. Wszędzie ludzie byli nim oczarowani. Potrafi zagadnąć do właściciela kwatery i do taksówkarza, z każdym miał temat do rozmowy. Na mój rozum to on jest bardzo inteligentny. […] Był bardzo uparty. Jak sobie coś wymyślił, to musiał zrealizować.
Obie dziewczyny mają absolutny zakaz wychodzenia z domu pod nieobecność Kalibabki. Pewnego razu, gdy Tulipan przebywa ze swoim haremem w Busku-Zdroju, Niusia namawia Grzałkę na krótką eskapadę: wyjście na obiad do pobliskiej restauracji. Gdy ich samowola wychodzi na jaw, pan domu bije je bezlitośnie. Od tej chwili Grzałka już nigdy nie opuści mieszkania bez zgody Tulipana. Boi się wyjść nawet na klatkę schodową. „Niusia była odważniejsza. Po powrocie starannie czyściła buty, chowała płaszcz do szafy, gdyż Kalibabka najczęściej po butach poznawał, czy dziewczyna łamała zakaz wychodzenia z domu" – relacjonował później Konarski. Ale samodzielne opuszczenie kwatery nie jest jedynym wykroczeniem, za które Tulipan karze przemocą.
Grzałka wspomina, że zdarzało jej się oberwać nawet za przypalone mleko czy niedokładne wypranie któregoś z elementów garderoby Kalibabki. Tulipan nie oszczędza też swojej pani – zwłaszcza że Niusi zdarza się pyskować i stroić sobie żarty z Jerzego. Czasem mu dokucza: „Uważasz się za takiego mądrego, a skończyłeś tylko siedem klas". Pewnego razu Niusia i Grzałka wpadają na pomysł, że schowają w kwaterze alkohol i łupy Kalibabki, żeby spłatać mu figla.
GRZAŁKA: Kiedyś w łazience myłam mu włosy. Niusia postanowiła zrobić mu dowcip, wzięła butelkę i schowała się z nią na balkonie. Gdy Kalibabka zauważył, że nie ma Niusi i biżuterii, wybiegł z mokrą głową na pole, zaczął biegać jak zwariowany koło domu, pobiegł na przystanek autobusowy. Gdy powrócił, Niusia siedziała w fotelu, a obok leżało złoto. Za ten dowcip została strasznie zbita. Leżała na ziemi, a on ją jeszcze kopał.
Służąca szczegółowo opisuje Konarskiemu także codzienne życie w haremie Tulipana:
GRZAŁKA: Przed poderwaniem jakiegoś „towaru" Kalibabka co najmniej półtorej godziny spędzał przed lustrem. Takiego pedancika to ja jeszcze nie widziałam. Na dziewczyny wychodził tak zrobiony jak pianista na występy. A jego dziewczyna i służąca powinny być ubrane porządnie, lecz skromnie. Były dla niego tylko tłem. Kazał nam ubierać się w spódniczki i białe bluzki z kołnierzykami takimi jak w szkole, gdyż twierdził, że taki strój wzbudza zaufanie u ludzi. Do tego nakładałyśmy jakąś „skórkę" i „adidasy" na nogi. Wypożyczał nam też na wyjście pierścionki i łańcuszki, które potem musiałyśmy mu zwracać. […] Siedząc w kawiarni, czasem z Niusią dusiłyśmy się ze śmiechu, widząc, jakie on miny robi do dziewcząt przy innych stolikach. To samo na ulicy, w autobusie i pociągu. Cały czas pracował. Mówił, że mając na utrzymaniu takie dziewczyny jak my, musi dużo zarabiać. Gdy mu akcja nie wyszła i nie znalazł jakiejś głupiej, to potem bił nas, zwalając na nas winę.
To w tym okresie Kalibabka doprowadza swoją metodę do perfekcji – razem z pomocnicami zwabia poderwaną dziewczynę w ustronne miejsce, każe jej się rozebrać, fotografuje ją nago i odbiera jej wszystkie cenne rzeczy.
DZIENNIKARZ: Jak żeście upatrywali te wszystkie ofiary? Co ona musiała mieć, żeby była waszą kandydatką, upatrzoną przez was?
MAŁGOSIA: Przede wszystkim musiała się jemu podobać chociaż trochę. Musiała mieć biżuterię złotą, musiała wyglądać na taką bogatą […].
GRZAŁKA: Zauważyłam, że gdy zobaczył złoto, niesamowicie zmieniał się wyraz jego twarzy. Jak dostrzegał dziewczynę z pierścionkami, tylko powtarzał pod nosem: „Ale ta ma blitu!".
MAŁGOSIA: […] mówił mi, żebym podchodziła i pukała do tej dziewczyny, czyli ją zapoznawała z nim. […] Jak szliśmy do lasu, one już odczuwały jakiś strach, bo właśnie kilka dziewczyn mi mówiło, że już się przedtem bało nas. No, ale…
DZIENNIKARZ: Szły.
MAŁGOSIA: Szły, właśnie. No i on wtedy mówił, żeby się rozbierały. Jeżeli się nie chciała rozbierać, no to ja w tym trochę też pomagałam albo grzała. Mówił jeszcze, żebym ja uderzyła ją, bo jak on ją uderzy, to wtedy będzie za to odpowiadał, gdyż bije nieletnią, a poza tym bije dziewczynę, czyli tam używa siły.
DZIENNIKARZ: I ty biłaś?
MAŁGOSIA: Nie, tylko raz dziewczynę uderzyłam z główki, to było w Kielcach. Ona się popłakała, powiedziała, że się nie rozbierze, zaczęła uciekać, ja ją złapałam. No i on wtedy ją pobił trochę i się rozebrała.
DZIENNIKARZ: Szantażowaliście ją, że te zdjęcia rozkleicie po Lesznie i prześlecie do jej zakładu pracy.
MAŁGOSIA: Tak, żeby dziewczyna była przestraszona.
Harem Kalibabki zaczyna się rozrastać – w Kielcach do Niusi i Grzałki dołącza Dorota. Z wyglądu jest trochę podobna do Tulipana, więc mogą przedstawiać się nowo poznanym dziewczynom jako rodzeństwo – co dodatkowo usypia czujność przyszłych ofiar. Wprowadzenie do domu trzeciej dziewczyny wywołuje oczywiście zazdrość dwóch pozostałych.
LESZEK KONARSKI: Kalibabka wiele swych planów budował na kobiecej zazdrości. Wkrótce więc zamykał się z Dorotą w pokoju, a Niusia z Grzałką stały pod drzwiami i nasłuchiwały, co się tam dzieje, lub kładły się na podłodze i podpatrywały przez szparę przy progu. A o to przecież mu chodziło.
Zaraz potem Kalibabka zwalnia Grzałkę. Na odchodne wręcza jej tysiąc złotych, żeby miała za co wrócić do domu. O dziwo, w rozmowie z Konarskim dziewczyna raczej dobrze wspomina czas spędzony „na służbie" u największego polskiego casanovy.
GRZAŁKA: Podróże po Polsce były naprawdę fantastyczne. Nigdy nie poznałabym tylu miast. On z jednej strony bardzo mnie bił, ale z drugiej okazywał dużo serca. Kupił mi czapkę na zimę, różne drobiazgi. Gdy zostawałam sama w domu, przynosił mi pizzę, obwarzanki lub jabłka. Czybym do niego powróciła? Nie. Chcę ułożyć sobie życie, pracować, mieć rodzinę. To z nim było ciekawe, ale z tym już koniec. Nigdy też nie przypuszczałam, że można prowadzić takie łatwe życie, mieć tyle pieniędzy, nie pracując, i żeby do jednego mężczyzny dziewczyny leciały jak pszczoły do ula.
Po niedługim czasie Tulipan zwalnia także Dorotę. Pchełka – kolejna służąca – nie zdaje jednak egzaminu. Nie potrafi nic: ani zadbać o dom, ani pomagać w upokarzaniu dziewcząt, dlatego też Jurek odsyła ją z kwitkiem do rodziców. Podobnie postąpi z jej następczynią – Ewą.
LESZEK KONARSKI: Siedem kolejnych dziewcząt miesiącami czyściło do połysku zarówno białe buty Kalibabki, jak i te zamówione u szewca w Warszawie. Prały mu koszule, nosiły bagaże. Zamiast wynagrodzenia za pracę każda z nich była bita, i to czym popadło. Wracając ze służby, były biedniejsze niż przed rozpoczęciem pracy.
(…)
Kalibabka opuszcza zakład karny w Barczewie w marcu 1993 roku, po odbyciu dziewięciu lat i ośmiu miesięcy kary pozbawienia wolności. Mimo że skazano go na piętnaście lat, zostaje wypuszczony wcześniej na mocy amnestii ogłoszonej w 1989 roku. Nie sprawia wrażenia człowieka, który właśnie odbył zasłużoną pokutę za swoje przewinienia. „Gdybym żył w Ameryce, dostałbym 380 lat" – chełpi się Tulipan.
Pobyt w więzieniu dał mu się jednak we znaki – zniknął czarujący młody chłopak, którego w 1982 roku milicja zatrzymała w restauracji Halka w Szczawnicy.
ANDRZEJ SWAT: Nagle wszyscy zobaczyli, że Kalibabka wyłysiał, że jest gruby, że w więziennych bójkach stracił kilka zębów, że obgryza paznokcie, że ma spodnie z wielkim klinem na tyłku, bo tak przytył. Nagle te ubrania, które miał – a szył je przecież wszystkie na miarę u krawca – wyglądały żałośnie. Poprzerabiane. Poszerzone. Czasy się zmieniły, a on ciągle występował w tych białych butach, skórzanych kurtkach… Cała iluzja, jaką tworzył wokół siebie, rozsypała się w drobny mak. Kalibabka stał się własną karykaturą, nie zdając sobie z tego sprawy.
Jerzy próbuje się jakoś odnaleźć w nowej rzeczywistości. Sam przyznaje później, że nie było to łatwe. „Wszystko było dla mnie inne. Jak trafiłem za kraty, panował inny ustrój. Granice były zamknięte" – mówi po latach w jednym z wywiadów. Po wyjściu z więzienia wraca do rodzinnego Dziwnowa, gdzie podobno dzierżawi łąkę znajdującą się w pobliżu plaży – za opłatę turyści mogą zostawiać tam samochody.
„Mało lukratywny biznes, a na pewno niesatysfakcjonujący człowieka o takiej fantazji jak Jurek…Zmarnował szansę, by dysponując pewną gotówką, wystartować w pierwszej fali biznesu III RP" – komentuje Andrzej Swat i wspomina powięzienne losy pierwowzoru swojego bohatera. Kiedy scenarzysta mówi o gotówce, nawiązuje zapewne do opowieści Kalibabki o tym, że część skradzionych pieniędzy i kosztowności została przez niego zakopana w sekretnych miejscach (taka scena pojawia się nawet w serialu). Nie ma jednak żadnych dowodów na to, że po wyjściu z więzienia Tulipan posiadał cokolwiek poza własnym sprytem i obrotnością. Od osoby pracującej w dziwnowskim biurze terenowym Głównego Inspektoratu Rybołówstwa Morskiego wiem, że w latach dziewięćdziesiątych słynny uwodziciel kradł ryby z cudzych sieci, bo nie starczało mu na życie.
Po wyjściu na wolność Kalibabka chce dalej wieść życie uwodziciela, ale trudno się pozbyć łatki kryminalisty, którego losy śledziła w dodatku cała Polska. Dziewczyny, które wtedy za nim szalały, dorosły, powychodziły za mąż, urodziły dzieci… Zresztą on wolałby młodsze, a te młodsze wydają się oporniejsze na wdzięki dobiegającego czterdziestki faceta z więzienną przeszłością. Kalibabka nie traci jednak całkowicie swojego uroku. Izabela Bieżanowska, siostrzenica Tulipana, którą pamiętamy jako kilkuletnią Izunię, wspomina: „Wujek zawsze mówił, że w podrywaniu kobiet wygląd to tylko połowa sukcesu. Drugą połową według niego był dobry bajer".
Gdy po wyjściu z więzienia wuj wprowadza się do ich rodzinnego domu, koleżanki nastoletniej wówczas Izy dostają zakaz odwiedzania jej. Rodzice dziewcząt najwyraźniej są zdania, że uwodzicielski urok Tulipana nie zgasł całkowicie… „Wujek był cały czas bardzo przystojny i nie wyglądał na swoje lata. Jak szliśmy razem na plażę, to kazał mi mówić do siebie po imieniu" – opowiada Bieżanowska.
Elżbieta Wojciechowska w rozmowie z mediami zdradza, że jej brat niedługo po wyjściu na wolność poznał kobietę, z którą w 1994 roku otworzył w Międzywodziu bar Czarny Tulipan. Związek nie trwał jednak długo i mimo że para miała dwójkę dzieci, wkrótce się rozstała.
Gdy Tulipan poznaje młodziutką Andżelikę, otwiera z nią kolejny biznes: kawiarnię Cafe Andżelika. Rodzice nastolatki nie są w stanie pojąć, że ich córka z własnej woli decyduje się na życie u boku kogoś takiego jak Jerzy Kalibabka. Twierdzą, że uwodziciel z Dziwnowa przetrzymuje dziewczynę wbrew jej woli. Interweniują na policji, w końcu wnoszą sprawę do prokuratury – w czasie składania zeznań Andżelika potwierdza, że była więziona przez Tulipana, który wielokrotnie dopuścił się gróźb karalnych wobec jej ojca i matki.
*Fragmenty książki "Kalibabka. Historia największego uwodziciela PRL"