
Emil, 21 lat: W schronisku dla bezdomnych mieszkałem dwa miesiące. Nikomu nie polecam.
Natalia, 18 lat: Byłam w ośrodku wychowawczym, a im bardziej się zbliżały moje 18. urodziny, tym częściej się zastanawiałam, dokąd pójdę.
Kuba, 20 lat: Pół roku spałem w piwnicy u kolegi.
Druga Natalia, 23 lata: Kiedy mnie matka wyrzuciła z domu, trafiłam na ulicę w sensie dosłownym, ale tak naprawdę to całe życie czuję się bezdomna. Prawdziwego domu nigdy nie miałam.
Siedzimy w ogrodzie Domu dla Młodzieży. Działa ledwie od lipca, a już mieszka tu 10 osób, wszystkie w wieku 18–23 lata. Ta dziesiątka przeszła przez schroniska dla bezdomnych, noclegownie, ogrzewalnie. To często rudery, a każdy, kto kiedykolwiek przekroczył ich próg, kojarzy zapach biedy: tę niepodrabialną kombinację pleśni, grzyba i zaschłego brudu.
Tu, w Domu dla Młodzieży, z piwnicy, w której mieści się pralnia, unosi się świeży zapach dobrego proszku do prania. Meble, pościel, a nawet koce – wszystko jest nowe.
Dom dla Młodzieży założyła w warszawskiej dzielnicy Wawer Agnieszka Sikora, szefowa Fundacji po DRUGIE, która między innymi "wspiera młodzież i młodych dorosłych w wieku 18–25 lat zagrożonych i dotkniętych bezdomnością"*. – Z naszego wsparcia korzystają przede wszystkim byłe wychowanki i wychowankowie domów dziecka, rodzin zastępczych i placówek resocjalizacyjnych. Ale coraz częściej po pomoc zgłaszają się także osoby, które choć wychowywały się w rodzinie, rodziną była tylko z nazwy – mówi Sikora.
NATALIA, 18 lat
Trzy ostatnie lata spędziłam w domach dziecka i ośrodkach wychowawczych. Wychowawczyni z ostatniego ośrodka wiedziała, jaka jest moja historia życiowa i że nie mam gdzie iść. Zapytała, czy byłabym zainteresowana, żeby tu zamieszkać. Oczywiście, że byłabym!
Jak komuś opowiadam kawałek mojego życia, to zawsze delikwenta zmiata z planszy.
Moja mama jest ćpunką. Na głodzie dostała kiedyś padaczki i uratowałam jej wtedy życie. Byłyśmy na ulicy i nie dopuściłam do tego, żeby się na przykład uderzyła w głowę.
Jak miałam 13 lat, mama dała ćpanie też mi. Brałam "kierę", "afgan" i "szczęście", po którym czuje się luzik, jak po marihuanie, ale jak drugiego dnia się nie zapali znowu, to człowieka wykręca. Ale ja potrafiłam to przezwyciężyć i nie zapalić! Mama była w szoku, że taka jestem twarda.
Kiedy bywała trzeźwa, dało się z nią w miarę normalnie porozmawiać. Ale to się zdarzało bardzo rzadko. Głównie ćpała, a wtedy liczyło się tylko ćpanie. Włączała się jej agresja i byłaby zdolna zabić. Byłemu mężowi przyłożyła do twarzy rozpalone żelazko, a kiedy indziej nawalała go metalową rurą.
Nie, to nie był mój tata. Z moim ojcem rozwiodła się, kiedy miałam pięć lat. Podobno ją bił. Czy mam z nim kontakt? Nawet dziś do niego dzwoniłam, bo mama mi powiedziała, że mogą na mnie przejść wszystkie jego długi. Ale nie dało się z nim rozmawiać, bo jak zawsze był pijany.
Mama zarabiała w polu albo jako sprzątaczka, ale nie umiała się utrzymać w pracy. Dlatego szuka frajera, który by na nią zarabiał. Często zmienia partnerów. Wszyscy faceci mamy ćpali.
Miała faceta, który przesiedział 22 lata w więzieniu za przewiercenie swojej matce kolan i odcięcie rąk swojej dziewczynie. Któregoś razu, jak wpadł w szał, chciał mnie uderzyć siekierą. Wyrwał szafki ze ścian i wykopał drzwi. Wtedy powiedziałam mamie: "Musisz zadzwonić na policję!". Zwykle się zwracałam do niej "mamo", "mamusiu" – ja bardzo kocham mamę i cokolwiek by zrobiła, będę ją kochać – ale wtedy tak jej rozkazałam.
Starałam się uczyć jak najlepiej, ale szło mi bardzo źle. Nie było osoby, która by mi mogła wytłumaczyć, jak miałam z czymś problem. W domu dziecka i MOW-ie było o wiele lepiej!
Zaczęłam pracować, jak miałam 15 lat. Zapieprzałam w polu: na ziemniakach, ogórkach. Za hakanie, czyli usuwanie chwastów, dostawałam 14 zł za godzinę.
Nie zawsze mi wychodziła ta praca, no to kradłam. Mam sześć lat młodszą siostrę – jej ojciec właśnie wyszedł z więzienia i wziął ją do siebie – i chciałam, żeby miała co jeść. Biłam się z ochroniarzami w sklepach, w szkole z tymi, co mnie dręczyli, i z policją.
Jeżeli policjant jest w stosunku do mnie w porządku, to ja też jestem w stosunku do niego w porządku. Policjanci u mnie w Kaliszu o tym wiedzą. Ale jak mnie ktoś nazwie "głupią suką", to się u mnie odpala agresor. Są zasady! Chcesz szacunku, to musisz mi go też okazywać.
Za to wszystko mam w zawieszeniu poprawczak.
Trzy lata temu policja zabrała mnie i siostrę do domu dziecka. Szkoła doniosła, że mama o nas nie dba i nie mamy co jeść.
Dom Dziecka w Pleszewie wspominam w miarę dobrze, chociaż były dzieciaki, które mnie dręczyły. Nie wiem, czy ja to przyciągam do siebie? Zawsze jestem popychadłem. Zaliczyłam dwa ośrodki wychowawcze. Przez pół roku byłam też w rodzinie zastępczej u dziadków i stamtąd mam jedyne dobre wspomnienia w życiu. Kiedy mnie babcia biła, dziadek potrafił jej przywalić laską. Bronił mnie, bo mnie kocha! Traktował mnie i moją siostrę tak samo i za to go doceniałam najbardziej. Nie ma, że ona ma średnią 4,61, a ja 2,38, więc jestem ta gorsza i dostanę mniej pieniążków. Nie! Dziadek nam zawsze na koniec roku szkolnego dawał po 20 zł! A w skafandrze nosił dla nas lizaki.
W ostatnim ośrodku wychowawczym bardzo dobrze sobie radziłam. Kiedy przestałam brać narkotyki, to dużo mi się poukładało w głowie. Coś pani pokażę!
(Natalia przynosi dyplom podpisany przez dyrektorkę MOW: "Jestem przekonana, że po zdobyciu pełnych kwalifikacji w zawodzie kucharz będziesz w przyszłości bardzo dobrym pracownikiem. Dziękuję za pomoc, jednocześnie życzę ci ukończenia szkoły i zdania egzaminów oraz satysfakcji z podejmowanych działań").
Taki dyplom otrzymałam jako pierwsza wychowanka, odkąd istnieje ten ośrodek! Bo bardzo chętnie im pomagałam we wszystkim. W szkole miałam średnią 4,61 i zachowanie bardzo dobre! Lubię gotować, skończyłam pierwszą klasę zawodową i chcę tę szkołę skończyć. Ale potem pójdę do technikum, zrobię maturę i kurs opiekuna medycznego ze specjalizacją fizjoterapeuty. Bo lubię pomagać ludziom.
Do Kalisza nie chcę wracać. Mam tam fałszywych znajomych, którzy by mnie szantażowali, namawiali, żebym z nimi poszła na browara czy coś. A ja nie chcę żyć tak jak cała moja rodzina.
Jutro zaczynam pracę w sklepie spożywczym na Dworcu Centralnym. Mam takie życiowe motto: Ile razy byś nie upadła, powstań i idź do przodu z podniesioną głową.
***
Młode osoby, takie jak Natalia, kiedy kończą 18 lat i wychodzą z domu dziecka, ośrodka wychowawczego lub poprawczego, mogą ubiegać się o mieszkanie od gminy. – Kolejki są kilkuletnie. Młodym ludziom należy się co prawda przyspieszona ścieżka. Ich wnioski powinny być rozpatrywane priorytetowo. Pytanie tylko, czy gmina, z której pochodzą, w ogóle takie lokale ma. Duże miasta – owszem. A mniejsze miejscowości? Tam lokale socjalne są dwa albo nie ma ich wcale – mówi Agnieszka Sikora. – Ale zacznijmy od tego, że aby w ogóle dostać lokal socjalny, młody człowiek musiałby chcieć i potrafić złożyć wniosek. On może nawet wyjść z ośrodka ze wszystkimi dokumentami w teczce, ale nie wie, gdzie pójść, do kogo się zgłosić. Często, zanim trafi do nas, do fundacji, papiery są już pięć razy zgubione. Mamy podopiecznego, który od dwóch lat ma problem, żeby dotrzeć do urzędu i złożyć wniosek, bo on po prostu nie myśli perspektywicznie, żyje tu i teraz.
***
Kuba był dziś pierwszy raz na dziennej terapii odwykowej. Nie chciał pójść, ale to był warunek, żeby móc dalej mieszkać w Domu dla Młodzieży. Pyta Natalię, czy poczęstuje go papierosem i czy nie będzie nam przeszkadzał. Siada obok.
KUBA, 20 lat
Mówią na mnie "Jaworek". Jakbym miał opowiedzieć o swoim życiu, to co? Jestem bezdomny od roku. Mama zmarła niedawno na raka płuc, a tata siedem lat temu na raka krtani. Całe życie był alkoholikiem. Potrafił sam przerobić żołądkową, a jak potem rzygał, to zawsze mówił: "Kubuś, nie patrz".
Mam trzy siostry i dwóch braci, ale się ode mnie odwrócili. Mówią, że wpędziłem mamę do grobu. Nie zaprosili mnie nawet na pogrzeb. Siostra stwierdziła, że przyszedłbym pijany, najarany. Przesada! Może i mam z tym problem, ale na pewno bym czegoś takiego nie zrobił ze względu na szacunek do mamy.
Zostałem wyrzucony z domu dzień przed moimi 19. urodzinami. Starsza siostra i szwagier zmanipulowali mamę. Mówili, że jak się mnie nie pozbędzie, to nie będą jej pomagać: pożyczać pieniędzy, dawać jej jedzenia.
A myśmy zawsze mieli kiepską sytuację finansową. Jak miałem 17 lat, mama powiedziała: "Kuba, musisz iść do pracy, bo nie wyrobimy". Poszedłem na kelnera. Dostawałem 12 zł za godzinę, ale pieniądze były przelewane na konto mamy, a ja z tego widziałam stówę, może dwie.
Ogólnie to moje życie jest do dupy, uważam. Od małego byłem wyśmiewany i gnębiony. Nawet przedszkola musiałem zmieniać co chwilę. Bo inny jestem. Sam się z siebie śmieję, że opóźniony w rozwoju. Dopiero, jak skończyłem pięć lat, nauczyłem się mówić. Przez to nie umiałem się porozumiewać z rówieśnikami, uważali mnie za dziwaka i się ze mnie naśmiewali, a ja się denerwowałem i ich biłem albo gryzłem. Mama mi opowiadała, że zawsze były ze mną problemy.
Miłe wspomnienia? Jak byłem mały, to co sobota przyjeżdżał tata. Zabierał mnie do kina, McDonalda, na basen. Dobre chwile ojca z synem.
Mama piła bardzo rzadko. Traumę miała. Jej pierwszy mąż był alkoholikiem. Bił ją i moje rodzeństwo. Jak zobaczyła, że mój ojciec to też alkoholik, to go przepędziła. Do dziś pamiętam, jak miałem pięć czy sześć lat i tata nawalony siedział na krześle w kuchni, mama zadzwoniła po policję, a on, zamiast powiedzieć policjantom, żeby go nie zabierali, bo ma tu żonę i syna, to powiedział: "Mam tu firmę". Bo miał firmę budowlaną, która potem padła. A pracownicy, ponieważ im nie wypłacał pensji, spuścili mu taki wpierdol, że szczękę sobie musiał kupić nową. Same długi po sobie zostawił. Musiałem się tego zrzec.
Umarł, jak miałem 13 lat i najbardziej potrzebowałem wzorca. Popadłem w załamkę i zacząłem odwalać różne akcje: chciałem być męski i się przypodobać kolegom. Zacząłem jarać zioło, chlać dużo alkoholu. A z czasem ćpałem mefedron i "polaka", czyli amfetaminę. Polska podobno jest jednym z największych dystrybutorów amfetaminy, stąd ta nazwa.
Wiele złych rzeczy narobiłem w życiu. Żałuję, że okradałem mamę. Od starszego brata za to po pysku dostałem, a on jest wielki byk. Jak mi dał w pysk, to się złożyłem w chińskie osiem.
Mama płakała, krzyczała. Policję wzywała. Założyła mi sprawę o kuratora. Biła mnie. Ale ja na nią nigdy nie podniosłem ręki! Nawet jak mnie tak tłukła, że siny byłem. Zwijałem się w kulkę i płakałem. Potrafiła kopnąć, skakanką uderzyć, pasem, cegłą mnie raz w plecy uderzyła. Też miała zniszczoną psychikę przez to, jak jej życie wyglądało.
Jak mnie wyrzuciła z domu, to najpierw przećpałem trzy gramy mefedronu i zapiłem wódką, a potem zacząłem wędrówkę.
Jak ćpałem, to w nocy w ogóle nie spałem. A jak spałem, to na początku na melinie, w opuszczonej fabryce drewna. Miałem tam zaznajomionego żula – świętej pamięci, bo zmarł w Wigilię – który mnie przyjął. Ale to nie były dla mnie warunki. Strasznie było. Przebudziłem się, patrzę: jakiś gość przede mną kloca stawia.
A potem pojechałem do najlepszego kumpla i mnie zadekował w piwnicy. Ogarnął mi też pracę u swojego ojca. W hostelu mieszkałem dwa czy trzy miesiące, ale nie płaciłem, więc mnie wyrzucili. Wtedy udało mi się za to pogodzić z mamą, wróciłem do domu. Było fajnie. Pracowałem w służbie oczyszczania miasta, sprzątałem ulice. No ale koledzy powiedzieli, że planują noc z piksami – ecstasy i innymi tabletkami – nad Wisłą i czy chcę iść z nimi. Powiedziałem: kurde, pewnie. Poszedłem z nimi na nockę, a jak wróciłem rano, to moja torba była spakowana. Szwagier zadzwonił na policję, a ja wróciłem do piwnicy.
Dwa dni przespałem, żeby nie czuć głodu. Wróciłem na budowę. Brałem na litość! Mówiłem, że zostałem wyrzucony z domu. Dali mi pieniądze, żebym miał co jeść, i powiedziałem, że przyjdę następnego dnia. Ale zaspałem, to nie chciałem robić z siebie debila. Nie poszedłem.
(To stały motyw, który pojawia się w opowieści Kuby wielokrotnie).
U tego kolegi w piwnicy mieszkałem ogólnie pół roku. Zacząłem okradać inne piwnice, jakieś fanty sobie ogarniać, złom sprzedawać. Potem ogarnąłem sobie pracę w sortowni paczek, ale też zawaliłem, bo zachlałem i nie przyszedłem do roboty.
Pogrążałem się, ćpałem, śmierdziało ode mnie, wyglądałem jak typowy żul. Taki byłem zapuszczony, że wąs mi się kręcił. Kąpałem się u kolegi albo na Żytniej, w łaźni Caritasu. Ale zazwyczaj wcale.
Ogarnąłem za to dużo miejsc, gdzie mogłem zjeść: u zakonnic na Pobożańskiej, na Miodowej zupę można było dostać, a pod Pałacem Kultury czasem rozdawali drożdżówki. Któregoś razu, jak stałem tam w tej kolejce, jeden facet mi zaczął opowiadać, że powinienem iść do schroniska dla bezdomnych. Ale gość, co stał przede mną, się odezwał: "Nie słuchaj! On ci pierdoli głupoty! Mnie tam pluskwy obeszły". Powiedział, że na pewno mi pomogą w Ośrodku Interwencji Społecznej na Nowogrodzkiej. No to poszedłem. A stamtąd mnie przysłali do Fundacji po DRUGIE.
Jak trafiłem do Domu dla Młodzieży i się mogłem wykąpać, to się rozpłakałem ze szczęścia! O Boże! Umyłem się!
Dziś był mój pierwszy dzień na terapii odwykowej. Już raz stąd wyleciałem, bo poszedłem w balet. Dlatego ogarnąłem skierowanie do poradni. Ale nie jestem zadowolony z tego faktu. Mógłbym dziś i 170 zł zarobić, a zarobiłem zero. No ale wiem, że mam problem z ćpaniem, nie powiem, że nie.
Dali nam tam dzisiaj miskę z rosołkiem i bułkę. Jak wracałem tutaj, to spotkałem bezdomnego w Śródmieściu. Spał. No to mu położyłem to jedzenie. Jak się obudził, to miał miłą niespodziankę.
Agnieszka Sikora podkreśla, że do prowadzonej przez nią fundacji nie trafiają "gwiazdy", czyli ci, którzy przy systemowej pomocy poradzili sobie z dorosłym życiem. – Zgodnie z prawem młody człowiek, jeśli się uczy, może mieszkać w domu dziecka do 25. roku życia. Może tam skończyć studia i bez wątpienia są takie przypadki – podkreśla. – Do nas zwykle przychodzą ci, których dom dziecka nie zatrzymał, a wprost przeciwnie – skreślał z listy w dniu 18. urodzin, bo byli "trudni", bo eksperymentowali z narkotykami czy alkoholem, bo byli zaburzeni. I ci młodzi ludzie zostają z niczym – mówi Sikora.
***
W Domu dla Młodzieży są tylko dwie dziewczyny. Ta druga też ma na imię Natalia. Ze swoją o pięć lat młodszą imienniczką była dziś w kinie na horrorze.
NATALIA, 23 lata
Miewam ataki paniki i teoretycznie jestem wtedy świadoma, że "to" się dzieje tylko w mojej głowie. Ale ciało! Serce wali, cała się trzęsę. A kiedy mam koszmary senne, pierwsze, co robię po przebudzeniu, to idę zwymiotować. Ostatnio znowu mam w głowie te swoje "fazy". Pani Agnieszka się o mnie martwi. Jak mama! Nikt się wcześniej w życiu o mnie nie martwił.
Pochodzę znad morza. Rodzina była mocno dysfunkcyjna. Uważano nas za dobry dom, ale za zamkniętymi drzwiami działa się przemoc. Głównie psychiczna.
Z matką zawsze miałam kosę. Pochodzi z patologicznej rodziny, pijackiej, i myślę, że nikogo w swoim życiu nie kochała. W każdym razie mi nigdy nie powiedziała, że mnie kocha.
Ojciec chyba choruje na nerwicę. Niby był cichy, elokwentny, spoko gościu, ale zdarzało się, że jak leciał mecz albo jakiś film, a ja się na przykład głośno zaśmiałam, to dostawał furii. Potrafił tak wpierdolić, że raz wylądowałam w szpitalu ze wstrząśnieniem mózgu. Rzadko się to zdarzało, ale jak już było, to było grubo.
Jak miałam 17 lat, mama wyrzuciła mnie z domu. Siedziałam zapłakana na dworcu, wsiadłam w pierwszy pociąg, który nadjechał. W Słupsku dosiadła się dziewczyna i zaczęła wypytywać, dlaczego jestem taka zapłakana. "Mam mieszkanie po rodzicach i wolny pokój, wynajmę ci za 400 zł".
W Warszawie spotkałam swoją pierwszą miłość. Ćpał i pił. Krzywdził mnie bardzo! On i jego koledzy więzili mnie, przywiązywali do kaloryfera, zostałam zgwałcona, byłam rażona paralizatorem. Mam straszną traumę.
(Natalia opowiada historię jak z horroru, pełną drastycznych szczegółów. Kosztuje ją to dużo nerwów, niemniej chce się tym ze mną podzielić. Inni mieszkańcy domu również znają tę opowieść. Nie da się jej zweryfikować. Nawet jeśli jest całkowicie urojona, obrazuje stan psychiczny i cierpienie Natalii).
Choruję na depresję, nerwicę i zespół stresu pourazowego. Któregoś razu pani Agnieszka zapytała: "Co myślisz o dziennej terapii w szpitalu psychiatrycznym?". A ja jestem osobą zadaniową i jak słyszę "A", to od razu robię "B". Następnego dnia miałam już wyznaczony termin. Hospitalizowana psychiatrycznie byłam kilka razy, ale tego akurat nie planowałam. Trafiałam do szpitala między innymi po próbach samobójczych.
Gdyby nie ten dom tutaj, nie miałabym gdzie mieszkać. Całe życie jestem mentalnie bezdomna. Szukam pracy, być może zatrudnię się w domu opieki.
Moim celem jest uzyskanie stabilizacji. Żyć na własną rękę. Mieć dach nad głową. Mieć co jeść. Nie musieć się martwić, że w przyszłym miesiącu nie będę miała na czynsz. Chciałabym też znaleźć może nie miłość życia, ale ulubionego człowieka.
Na tablicy ogłoszeń w Domu dla Młodzieży znajduje się, co oczywiste w tego typu miejscach, między innymi grafik sprzątania, ale również informacja, w jakie dni i w jakich godzinach można skorzystać z pomocy psychiatry. – Kiedy zaczynałam działać społecznie, problem był marginalny. Dziś jest potężny! Nawet 90 proc. naszych podopiecznych cierpi z powodu zaburzeń psychicznych – mówi Sikora.
***
Emil ma dziś urodziny. Dostaje tort, wszyscy śpiewają "Sto lat". Kroi ciasto, częstuje domowników i opiekunów.
Na ulicy nie sposób by go było nie zauważyć: ekspresyjny, głośno się śmieje, żywo gestykuluje.
EMIL, 21 lat
Ten luzacki styl to kamuflaż jest. Jestem tym wszystkim psychicznie wykończony! Moje życie jest popierdzielone. Wieczny pech! Tu problem z rodzicami, tu samobójstwo przyjaciela, tu rozstanie z chłopakiem. Niby mnie to powinno utwardzać, ale nie wiem, czy to tak działa.
Czy mam kontakt z rodzicami? Mam. Dziś mnie nawet odwiedzili – z okazji urodzin. Było miło, fajnie. Powiedzieli, że są dumni, że sobie tak dobrze radzę. O tym, żebym wrócił do nich, nie rozmawialiśmy.
Są staroświeccy, nie mogę być przy nich sobą. Na przykład jak któregoś dnia pomalowałem rzęsy, to mama miała wielki problem z tym. Mówi, że jak będę na swoim, to będę mógł robić, co chcę.
(Nie sposób dociec, dlaczego Emil nie mieszka z rodzicami).
Zostałem bezdomnym, kiedy miałem 18 lat. Jeździłem od miasta do miasta, pomieszkiwałem u znajomych i w mieszkaniach treningowych. W schronisku dla bezdomnych też mieszkałem. Wysłała mnie tam pani z opieki społecznej. Nikomu nie polecam takiego miejsca! Spotkałem w nim osoby, które wyszły z więzienia. Niektórzy się nie myli. To jest złe miejsce. Jak tylko dostałem zapomogę z pomocy społecznej, to stamtąd uciekłem. Już wolałbym spać na ławce!
Najlepiej wspominam mieszkanie treningowe dla młodzieży LGBT. Było spokojnie, fajna atmosfera. Ale ważne, żeby było gdzie spać i co jeść.
Tutaj jestem od dwóch tygodni. Pani Agnieszka mówi, że każdy musi sobie znaleźć pracę. Mam problem z szukaniem, bo ostatnio stłukł mi się telefon. Mam też wadę wzroku, a nie mam okularów.
Skończyłem zaocznie liceum. Co mógłbym robić? Może rozdawać ulotki? Pracować w magazynie? Będę szukał pracy, tak. No nie mam wyjścia.
Generalnie mam problem taki, że nie lubię psychologów, a wiem, że potrzebuję terapii.
Mega potrzebuję też ludzi w życiu, ale z drugiej strony się ich boję, bo mam fobię społeczną.
Marzenia? Być samodzielnym. I znaleźć miłość. Mogę być na ulicy, mogę być biedny, byle mieć jedną bliską osobę, która będzie przy mnie zawsze i wyciągnie pomocną dłoń. A nie, że jak jest dobrze, to jest, a jak nie, to nie. Chciałbym być w życiu szczęśliwy.
Agnieszka Sikora zastrzega, że nie postuluje rozdawania mieszkań młodym bezdomnym. – Zwracam uwagę, że system nie działa i dzieciaki, które lądują w placówkach, nie są przygotowywane do samodzielnego funkcjonowania. W Domu dla Młodzieży opiekun jest obecny przez 24 godziny na dobę, ponieważ dzieciaki potrzebują, żeby je rano obudzić, bo inaczej spałyby do 14. Trzeba dopilnować wielu spraw, a przede wszystkim zadbać, by się aktywizowały: uczyły, pracowały. Gdyby nie było opiekuna przez cały czas, nasza praca ograniczyłaby się zapewne do zabawy w kotka i myszkę, czyli kiedy kogoś złapiemy pod wpływem alkoholu czy innych środków odurzających albo na miganiu się od obowiązków – mówi.
I dodaje, że tych młodych ludzi nikt nie nauczył, co to znaczy prywatność, intymność, ale też co to znaczy dbać o dom, jak ukroić chleb, jak dbać, by jedzenie się nie marnowało. – Jedna z podopiecznych naszej fundacji, Jola, jak wyszła z domu dziecka i poszła na pierwsze zakupy do sklepu, to biegała między półkami, szukając przekrojonych bułek. Bo u nich w domu dziecka bułki były zawsze przekrojone na pół i myślała, że takie się sprzedaje – opowiada Agnieszka Sikora.
Czasami na zmianę trzeba poczekać. – Na przykład po dwóch latach młody człowiek będący pod opieką fundacji rozpoczyna zupełnie nowe życie, ma fajną pracę i jest w stanie samodzielnie wynająć mieszkanie. To jest coś! Albo ktoś trzeźwy wychodzi z ośrodka i chce ten stan utrzymać. Albo pokazuje nam świadectwo maturalne i zapisuje się na studia. Było tylko sześć, może siedem osób, z którymi się rozstaliśmy na zawsze, ale zawsze staramy się walczyć do końca.
***
Trzy tygodnie później Natalia (18 l.) pracowała w sklepie na Dworcu Centralnym.
Kuba nie wytrwał w trzeźwości, więc musiał opuścić Dom.
Emil trafił do szpitala psychiatrycznego.
Natalia (23 l.) pracowała w domu opieki.
*Cytat pochodzi ze strony Fundacji Po DRUGIE. Działa ona już 11 lat i pomogła około 3000 młodych ludzi. Jej pracę można wesprzeć, wpłacając 1 proc. podatku, zostając patronem, a także robiąc zakupy przez fanimani.pl. Dom dla Młodzieży można wesprzeć, wpłacając pieniądze poprzez zrzutkę.pl TUTAJ.