Reportaż
Zdjęcie ilustracyjne (fot. Gazeta.pl)
Zdjęcie ilustracyjne (fot. Gazeta.pl)

Z domu do sklepu nie jest daleko. Kawałek prosto i potem w lewo. Idą we dwójkę. Tamci podjeżdżają na motocyklu. Wcześniej pewnie obserwowali dom. Teraz zwalniają i ten, który siedzi z tyłu, wyjmuje pistolet. Strzałów jest kilka. Upadają na ziemię. Tamci przyspieszają i zaraz znikają. Z ziemi podnosi się Abbas. Biegnie przed siebie. Siostra leży. Chyba dostała w brzuch. Zbiegają się ludzie. Coś krzyczą i dzwonią. Potem jest karetka. Szpital jeden, drugi, dopiero w trzecim ją przyjmują. Tylko nie ma już kogo ratować.

Miała 10 lat i na imię Bushra. Kule nie były dla niej. Szła bliżej ulicy. Osłoniła nastoletniego brata.

Nikt nie może się domyślić

Abbas mi o tym nie opowie, zdąży napisać: "Oni ją zabili przez to, jaki jestem", a po chwili doda: "Nie mogę mówić, wszystko wraca". Nagle znowu jest w Sadr City, dzielnicy Bagdadu, znowu idzie z Bushrą do sklepu, znowu podjeżdżają tamci. Tyle że teraz Abbas jest w Polsce: od 10 miesięcy przenoszony z jednego ośrodka strzeżonego dla cudzoziemców do drugiego. Obecnie jest w Przemyślu, zamknięto go z ponad setką mężczyzn. I choć ośrodek w Przemyślu od Sadr City dzielą prawie 4 tys. km, Abbas wciąż boi się o życie. Boi się tak bardzo, że we wniosku o udzielenie ochrony międzynarodowej nie podaje faktycznego powodu ucieczki z Iraku. Pisze tylko, że pracował w sklepie prowadzonym przez chrześcijanina, gdzie był dostępny alkohol, za co nękała go legitymizowana przez irackie władze paramilitarna grupa Asa’ib Ahl al-Haq. Radykałom nie podobało się, że muzułmanin sprzedaje alkohol – to fakt. Ale jeszcze bardziej nie podobał im się Abbas. To, jaki jest.

W polskim strzeżonym ośrodku dla cudzoziemców Abbas nadal się boi – że któremuś z zamkniętych tu mężczyzn też nie spodoba się, jaki jest. Nie może ryzykować. Milczy więc także podczas rozmowy z pracownikiem Urzędu ds. Cudzoziemców, szczególnie że rozmowa odbywa się na terenie ośrodka i pośredniczy tłumacz języka arabskiego. Przez kilka miesięcy o powodzie ucieczki Abbasa nie wie nawet jego prawnik z Fundacji Ocalenie.

"Nikt nie może się domyślić" – czyta Joanna w jednej z wiadomości. Kobieta od miesięcy przygotowuje paczki dla mężczyzn zamkniętych w strzeżonych ośrodkach. Piszą, czego potrzebują, a ona wysyła ubrania, buty, jedzenie i papierosy. Pewnego dnia przychodzi wiadomość: "Przyślij mi słodycze".

– Tak prosto z mostu. Bez "proszę", "dziękuję", "jak się masz?". Od razu poczułam, że Abbas to jeszcze dziecko. Zmęczone i zdesperowane. Wysłałam czekolady i co jakiś czas pytałam, jak się czuje – mówi Joanna i przytacza niektóre odpowiedzi chłopaka: "Chcę o wszystkim zapomnieć, ale nie mogę", "Moja udręka mnie zabija, przecież jestem jeszcze dzieckiem", "Czasem myślę, że lepsze byłoby samobójstwo", "Nie mam już siły, proszę, nie zostawiaj mnie samego".

– Aż pewnego dnia mi powiedział. Tak po prostu, jak to on – wspomina Joanna.

– Abbas jest gejem – szepcze Haidar i rozgląda się, czy nikt nie słyszy.

Kiedy armia amerykańska wkraczała do Bagdadu, Abbas był niemowlakiem, Haidar kilkulatkiem. Szyickie Sadr City, ze swoją ubogą, niską i gęsto upakowaną zabudową w kolorze brudnego piasku, właśnie przeistaczało się w strefę wojny między armią zza oceanu a szkolonymi i finansowanymi przez Iran szyickimi bojownikami. Dwa wrogie mocarstwa z potężnymi arsenałami, a pomiędzy nimi dwaj chłopcy: jeden dopiero będzie stawiał pierwsze kroki, drugi na tyłach domu kopie z bratem piłkę.

Sadr City (fot. Shutterstock)

Urodzili się i wychowali na jednej ulicy. Obaj, choć z różnych powodów, są na listach śmierci krążących wśród bojowników Asa’ib Ahl al-Haq. Haidar współorganizował prodemokratyczne protesty na bagdadzkim placu Tahrir w 2019 i 2020 roku. Pokazuje blizny na brzuchu – pamiątkę po spotkaniu z bojówkarzami tłumiącymi demonstrację. Dostał serię ciosów nożem i ledwie przeżył. Razem z Abbasem przylecieli do Mińska. Razem zostali pobici przez litewską straż graniczną. Razem przeszli polsko-białoruską granicę, za którą po kilku godzinach złapała ich polska straż i razem przewiozła do strzeżonego ośrodka dla cudzoziemców. Był sierpień 2021 roku.

Haidara wypuszczono dwa miesiące temu. Odtąd Abbas ze swoim sekretem jest zupełnie sam. Coraz bardziej bez sił i nadziei. "Pytaj Haidara, on wie wszystko" – pisze.

Pytam, a Haidar opowiada historię przyjaciela z dzieciństwa.

Masz być mężczyzną!

– Włosy nie mogą być długie – zaznacza Haidar. – Nawet takie do ucha są niebezpieczne, bo odgarnięte ręką spadają, zasłaniając oko – dodaje i pokazuje wideo z TikToka.

W środku kadru siedzi chłopiec, może 15-letni. Dłuższe kosmyki kręconych włosów zaczesał na połowę czoła. Z boku podchodzi brodaty mężczyzna w czarnej galabii. Jedną ręką chwyta za włosy, w drugiej trzyma maszynkę. Goli chłopcu włosy na krótkiego jeża. Co chwila przerywa, chwyta but i z całej siły okłada nim nastolatka po głowie, przy okazji go wyzywając. Chłopak, sparaliżowany strachem, nawet się nie wyrywa, tylko podnosi do góry ręce w geście poddania. Na drugim filmie dzieje się dokładnie to samo z innym nastolatkiem i innym oprawcą.

– Oni są z Saraya Salam. Wrzucają te filmy do sieci, by inni się bali – tłumaczy Haidar, wskazując brodaczy.

Saraya Salam to paramilitarna grupa, która tak jak ścigająca Abbasa Asa’ib Ahl al-Haq jest szyicką milicją. W Iraku takich formacji można się doliczyć kilkadziesiąt. Od lat sieją terror wśród ludności cywilnej. Te najbardziej wpływowe to zbrojne ramiona partii politycznych obecnych w irackim parlamencie. Według różnych szacunków zrzeszają od 120 tys. nawet do miliona bojowników. W 2014 roku utworzono z nich Siły Mobilizacji Ludowej, które u boku irackiej armii walczyły z Państwem Islamskim. Ich formalnym zwierzchnikiem jest iracki premier, faktycznym mocodawcą większości ugrupowań – Iran.

W Iraku nie musisz być gejem, by ktoś z bojówek podejrzewał, że nim jesteś, i cię prześladował. Wystarczy, że twój wygląd nie odpowiada stereotypowo pojętej męskości – podkreśla Rasha  Younes, badaczka z Human Rights Watch, współautorka wydanego w marcu tego roku raportu "Everybody Wants Me Dead" poświęconego sytuacji osób LGBT+ w Iraku. Wynika z niego, że golenie głowy, groźby i pobicia to i tak najlżejsza forma kary, jaką milicje mogą wymierzyć mężczyznom i chłopcom podejrzewanym o homoseksualizm.

W październiku 2018 roku na jednej z bagdadzkich ulic umiera 14-latek. Ahmad Majed Mutairi wraca do domu od kolegi, gdy dostaje kilka ciosów nożem w brzuch. Napastnik nagrywa napad telefonem i publikuje w sieci. Od domu dzielą Ahmada zaledwie trzy przecznice. Na nagraniu słychać homofobiczne wyzwiska i żądanie, by Ahmad podał imię swojego chłopaka. Umierający nastolatek pyta, czy może zobaczyć mamę.

Ahmad był popularnym użytkownikiem Instagrama. Lubił fotografować swoją twarz i nakładać na nią różne filtry, dzięki którym wyglądał delikatniej niż w rzeczywistości. Na jednym zdjęciu, wciąż dostępnym w sieci, Ahmad ma jasną cerę, duże oczy, wydatne usta i uszy pluszowego misia. Jego przyjaciel, do którego dotarli badacze z Human Rights Watch, twierdzi, że milicje zrzeszone w Siłach Mobilizacji Ludowej na długo przed napaścią wysyłały 14-latkowi pogróżki.

– Zobacz! Ten nadal jest w Bagdadzie! – Haidar znowu nurkuje w telefonie. – I to w Sadr City! – dodaje.

Z telefonu patrzy na nas szczupły blondyn. Ma taką samą fryzurę – z dłuższymi pasmami włosów opadającymi na połowę czoła – za którą brodacze z Saraya Salam golili chłopców w wideo na TikToku. Tak samo czesał się też Ahmad. Ale lista tego, co według ludzi z Sił Mobilizacji Ludowej uwłacza męskości, jest dłuższa.

Widok na Bagdad (fot. Shutterstock)

Kolczyk w uchu, krem rozjaśniający cerę, wyregulowane brwi, obcisła koszulka, szorty odsłaniające kolana, duże tatuaże na obydwu piszczelach i brak włosów na nogach – Haidar przygląda się zdjęciom chłopaka i wylicza, za co grozi mu śmierć. Profil na Instagramie wciąż jest publiczny. Obserwuje go 12 tys. użytkowników. Jak wynika z raportu Human Rights Watch, milicje od dawna infiltrują media społecznościowe, a nękanie ofiar bardzo często ma początek w sieci.

– To skrajnie niebezpieczne – komentuje Haidar. – Ale on wciąż myśli, że może być wolny.

Abbas też lubi używać filtrów. Tyle że na jego profilu nie ma już żadnych zdjęć. Musiał zatrzeć wszystkie ślady. Ludzie z Asa’ib Ahl al-Haq ścigali nie tylko jego.

– W Sadr City jest taka ulica, którą autochtoni nazywają ulicą śmierci. Każdy mieszkaniec wie, że nie chodzi się nią po zmroku. Rezydują na niej handlarze bronią, dilerzy i szemrane typy na usługach milicji. Właśnie na tej ulicy porzucono ciało Nasira. Został zastrzelony. Miał włosy do ramion, w uszach kolczyki. Czasem podkreślał rzęsy cieniem – opowiada Haidar.

Kilka miesięcy przed śmiercią Nasir przestał wychodzić z domu. Tak bardzo się bał. Z Abbasem byli parą przez dwa lata.

To nie zaczęło się wczoraj

– Ataki na osoby LGBT+ to taktyka polityczna od lat wykorzystywana przez irackie władze i przywódców religijnych. Władze utrzymują, że bojówki zrzeszone w Siłach Mobilizacji Ludowej bronią narodu, moralności i tradycji religijnej – wyjaśnia Rasha Younes z Human Rights Watch.

Gdy Irak ogarnia pierwsza fala przemocy wymierzonej w społeczność LGBT+, Abbas ma siedem lat. Punktem zapalnym jest jego dzielnica, Sadr City, gdzie w szyickich meczetach duchowni rozprawiają o niebezpieczeństwach "trzeciej płci". W efekcie na ulicach Bagdadu i innych miast bojówki wyłapują chłopców i młodych mężczyzn, a potem porzucają tam ich okaleczone ciała niczym ostrzeżenie.

– Przemoc wobec osób LGBT+ w Iraku trzeba widzieć w szerszym kontekście norm społeczeństwa patriarchalnego, według których mężczyzna ma wysoki, a kobieta niski status społeczny. Każda ekspresja niezgodna z przypisaną płci rolą zagraża męskości – podkreśla Rasha Younes z HRW.

Dokładna liczba ofiar fali przemocy nie jest znana, ale jeden z urzędników Misji Wsparcia ONZ dla Iraku w rozmowie z Human Rights Watch sugerował, że zamordowanych można liczyć w setkach.

Gdy Abbas ma 10 lat, na ścianach domów i murach w Sadr City pojawiają się plakaty z imienia i nazwiska nawołujące ludzi do obcięcia włosów, ukrycia tatuaży i wyrzucenia na śmietnik "ubrań szatana", bo czeka ich gniew boży. Tym razem ofiarą szyickich duchownych padają dzieciaki zafascynowane kulturą emo. Sam minister spraw wewnętrznych Iraku nazwa ich "wyznawcami szatana". Mordowani są wszyscy, którzy jakkolwiek odstają: od członków zespołów heavymetalowych, przez nastolatki ubrane na czarno, po młodych mężczyzn podejrzewanych o homoseksualizm. Społeczne oburzenie zmusza władze do powołania komisji śledczej, ale jej członkowie w obawie o własne życie odstępują od prac.

– Abbas ma 13 lat i już wie, kim jest – Haidar pokazuje zdjęcie przyjaciela, najstarsze, jakie ma. Długa czarna grzywka zasłania połowę czoła, trochę lewego oka i opada aż do ucha. Już ją widziałam. – Znasz BTS? Koreański pop? – zagaduje Haidar. – Abbas zaczął ich wtedy słuchać. Czesał się, ubierał i tańczył jak oni. Zresztą nie tylko on – Haidar znów nurkuje w telefonie. I zaraz przeskakujemy o kilka lat później. Na ekranie tańczą irackie nasto- i dwudziestolatki. Sami chłopcy. Wyglądają podobnie i tańczą tak samo, rytmicznie poruszając ramionami – zdaniem Haidara zupełnie jak BTS.

Odliczaj ostatnie godziny

Pierwsze ostrzeżenie pod drzwiami rodzinnego domu pojawia się wiosną 2018 roku. To zwykła kartka nieprzypadkowo rzucona luzem, jak ulotka. Jej treść, choć skierowana imiennie do rodziny Abbasa, niczym plotka otrze się o uszy sąsiadów, trafi do okolicznych sprzedawców, a nawet pracodawców – okryje wstydem wszystkich, którzy noszą to samo nazwisko co on. Rodzina ma zmusić syna do zmiany zachowania, inaczej ściągnie na niego śmierć. W kolejnych listach Abbas nazywany jest pachołkiem na usługach niewiernego Zachodu, który podąża za własną żądzą i nie boi się Boga. Autorzy zapowiadają wymierzenie sprawiedliwej kary. Na jednym z listów widnieje logo szyickiej milicji Asa’ib Ahl al-Haq: ręka trzymająca karabin maszynowy na tle mapy Iraku i nieczytelny podpis "adiutant dżihadu".

Rasha Younes tłumaczy: – "Poplecznicy Zachodu" to zarzut, z którym osoby LGBT+ spotykają się na co dzień. W ten sposób odmawia się im podstawowych praw, mówiąc, że są ingerencją państw Zachodu w integralność Iraku.

Targ w Bagdadzie (fot. Shutterstock)

Abbas w ręce Asa’ib Ahl al-Haq został wydany przez właściciela kawiarni, w której lubił przesiadywać ze znajomymi. Tak podejrzewa Haidar, a prawdopodobieństwo tej wersji zdarzeń potwierdzają świadectwa zebrane przez Human Rights Watch: członkowie milicji przychodzą do kawiarni i grożą, że podpalą lokal, jeśli właściciel nie poda danych osób podejrzanych o przynależność do społeczności LGBT+ czy aktywistów politycznych. Czasem bojówki same wypatrują ludzi o "złym" wyglądzie. Potem ich śledzą, rozpytują sąsiadów i zaczynają słać pogróżki.

Tyle że życie Abbasa było piekłem już wcześniej. Rodzina od lat wymuszała na nim zmianę wyglądu i zachowania. Żądania egzekwowała biciem, zamykaniem w domu, upokarzaniem i wyzwiskami. Szczególnie aktywni na tym polu byli wujkowie. Bracia ojca prowadzili zakład stolarski, w którym od 12. roku życia musiał pracować Abbas. Jego ojciec często wyjeżdżał do innych krajów regionu, skąd sprowadzał towar do irackich sklepów z oświetleniem. Z jednej z takich podróży nie wrócił. Do dziś nie wiadomo, co się z nim stało. Gdy go nie było, rządzili wujkowie. Pewnego dnia pobili Abbasa tak dotkliwie, że trafił do szpitala, a w wyniku obrażeń zaczął cierpieć na epilepsję.

Z rodzinnego piekła pierwszy raz uciekł, gdy miał 15 lat, przez Turcję do Grecji. Łódkę upakowaną uchodźcami patrol greckiej straży granicznej zawracał z morza trzy razy. Za czwartym łajba dobiła do brzegu wyspy Kos, wprost na spotkanie strażników. Ci zabrali ludziom pieniądze i polecili rozebrać się do bielizny, wsiadać do łódki i wracać. Za poprzednie trzy próby tureccy przemytnicy zwracali Abbasowi chociaż część pieniędzy. Za czwartą nie oddali nic, przecież dobił do brzegu, co znaczy: podróż się udała.

Abbas był w Turcji sześć miesięcy. Mieszkał w Stambule, w dzielnicy Aksaray. Co robił tam przez tyle czasu samotny 15-latek bez pieniędzy? Haidar mówi, że więcej mi nie powie.

W końcu Abbas wrócił do piekła.

Rok później dostaje już pogróżki. Dla bezpieczeństwa często nocuje w sklepie kosmetycznym, w którym po godzinach układa towar, albo u rodziny Haidara i innych przyjaciół. W dzień pracuje w sklepie z alkoholem, za co też jest nękany. Tym razem przez iracką policję, która na 20 dni wsadza go za to do aresztu. W domu pojawia się, by zrobić pranie i pobawić z młodszymi siostrami. Podczas jednej z takich wizyt idzie z Bushrą do sklepu. Wraca tylko on. Zabiera rzeczy i ucieka. Ma nadzieję, że na dobre. Trafia do Ahmedawy, miasta w Autonomii Kurdyjskiej. Wraca po niespełna miesiącu.

Z najnowszego raportu HRW wynika, że codzienność osób LGBT+ w Autonomii Kurdyjskiej wcale nie jest łatwiejsza. Często są one prześladowane przez funkcjonariuszy Asayish, kurdyjskiej służby bezpieczeństwa. Salma, 20-letnia transkobieta, przed groźbami ze strony irackich bojówek uciekła z Mosulu do Erbilu, stolicy Autonomii, ale po zaledwie kilku miesiącach znowu była w drodze. Tym razem z powodu Asayish.

Kurdyjska flaga (fot. Shutterstock)

Czy to samo spotkało Abbasa? Haidar nie wie. Abbas pisze: "Bałem się i było mi bardzo ciężko". Nic więcej nie jest w stanie powiedzieć.

Pod dom Abbasa wracają ludzie z Asa’ib Ahl al-Haq. Strzelają, gdy bliscy Abbasa wraz z jego maleńką siostrą są w środku. Rodzina ucieka do innej dzielnicy Bagdadu. Pewnego dnia znajomy z Sadr City przesyła Abbasowi dwa filmy. Na pierwszym tłum mężczyzn w cywilnych ubraniach stoi pod jednopiętrowym szeregowcem. Niektórzy mają pistolety i karabiny maszynowe. Strzelają w okna domu całymi seriami. Inni kręcą zajście komórkami. Drugi film dzieje się już wewnątrz domu. Mężczyźni próbują przewrócić na podłogę drewniany regał, na którym stoi telewizor. Kiedy wreszcie im się udaje, skaczą po nim. Jeszcze chwilę kręcą się po pomieszczeniach, niszcząc co popadnie. Wreszcie w kuchni i mniejszym pokoju rozpalają ogień.

Haidar ogląda filmy, które przysłał mi Abbas. Widział je wcześniej. Dobrze zna te pokoje, bo bywał w nich jeszcze jako dziecko, kiedy odwiedzał przyjaciela. Gdy rodzina przeniosła się do innej dzielnicy, dom przez kilka miesięcy stał pusty. Nikt nie chciał go ani wynająć, ani kupić w obawie przed powrotem Asa’ib Ahl al-Haq. Słusznie: bojówkarze wrócili, a dom spłonął. Nakręcone podczas rozboju filmy bojówka rozesłała do innych swoich ofiar. Dostał je także znajomy Abbasa wraz z wiadomością: "Z twoim domem niebawem zrobimy to samo".

Haidar jest zmęczony opowiadaniem. Za dużo wspomnień, od których razem uciekli przez polsko-białoruską granicę.

Zauważam, że w każdej historii musi być jakieś światło, chociaż promyk.

– Tu go nie ma – odpowiada Haidar.

Sąd się nie pochylił

Światło było w lesie. Takie sierpniowe. Szli i rozmawiali o tym, co ich czeka. W Mińsku Abbas oglądał filmy z YouTube’a o różnych europejskich krajach. W sierpniowym słońcu pytał Haidara, co myśli o Liechtensteinie.

W strzeżonym ośrodku dla cudzoziemców przez cztery miesiące był bez prawnika. W tym czasie Straż Graniczna wydała w jego sprawie decyzję o powrocie do kraju pochodzenia. Jej wykonanie zostało na razie zawieszone. Szef Urzędu ds. Cudzoziemców uznał, że Abbas nie zasługuje na udzielenie mu ochrony międzynarodowej w Polsce. Decyzję podtrzymała Rada ds. Uchodźców. Zabójstwo siostry nazwano "incydentalnym i nieszczęśliwym wypadkiem". Urzędnicy nie pochylili się też nad dostarczoną przez prawnika kopią listów z pogróżkami, które Asa’ib Ahl al-Haq wysyłało Abbasowi.

Szef Urzędu ds. Cudzoziemców uznał, że Abbas nie zasługuje na udzielenie mu ochrony międzynarodowej w Polsce (Fot. Kuba Atys / Agencja Wyborcza.pl)

Nie wiemy, na ile dokładnie uczestniczący w przesłuchaniu tłumacz przekładał słowa Abbasa. Chłopak mówi dialektem i jeśli tłumacz go nie znał, to tak, jakby Abbas mówił po słowacku, a tłumacz usiłował go zrozumieć, znając polski. Transkrypcja przesłuchania, którą za zgodą Abbasa udostępnił mi jego prawnik, wskazuje, że tłumacz i przesłuchiwany rozumieli się słabo.

Decyzję w sprawie przyszłości Abbasa podejmie teraz Wojewódzki Sąd Administracyjny.

Ba szczęście Abbas za namową Joanny przedstawił wszystkie powody ucieczki z Iraku. W nowym wniosku o ochronę międzynarodową napisał, że jest gejem. Czeka na jego rozpatrzenie.

Kolejne wnioski bardzo rzadko są dopuszczane do procedowania. Najczęściej szef Urzędu do Spraw Cudzoziemców uznaje, że nie zaistniały ani nie zostały przedstawione nowe dowody ani okoliczności faktyczne lub prawne, znacząco zwiększające prawdopodobieństwo udzielenia ochrony międzynarodowej – mówi Daniel Witko, prawnik z Helsińskiej Fundacji Praw Człowieka i dodaje: Osoby LGBT+, które w przeszłości ubiegały się o ochronę międzynarodową w Polsce, też były umieszczane w ośrodkach strzeżonych, mimo że straży granicznej i sądom wskazywano, że taki pobyt może zagrażać ich zdrowiu i życiu. Najczęściej były zwalniane po kilku miesiącach i wciąż czekały na rozpatrzenie wniosku o ochronę międzynarodową.

Abbas jest w ośrodku strzeżonym już 10. miesiąc. Kolejne sądy rejonowe przedłużały jego detencję, choć prawnik z Fundacji Ocalenie wielokrotnie podnosił kwestię ataków epilepsji czy pogarszającego się stanu psychicznego swojego klienta, prosząc o przebadanie go przez biegłego neurologa i psychologa. Żaden sąd nie uwzględnił tych próśb.

Z pomocą przyszła Joanna: napisała, że udzieli Abbasowi gościny we własnym domu.

Epilog

Sąd Rejonowy w Przemyślu zdecydował o nieprzedłużaniu Abbasowi detencji.

Chłopak niebawem zostanie uwolniony. Haidar martwi się, że miesiące zamknięcia zrobiły swoje. Ostatnio Abbas prosi Boga o wybaczenie za to, kim jest.

Gdy siedział w kolejnych ośrodkach strzeżonych, w podróż do Europy wyruszyła jego matka i dwie małe siostry. Ostatni raz dzwoniły miesiąc temu. Były w środku lasu. Gdzieś przy granicy z Polską. Siostry chciały jeść.

Joanna szykuje dom na przyjęcie gościa.

*Imiona bohaterów zostały zmienione z uwagi na ich bezpieczeństwo.

Magda Roszkowska. Dziennikarka i redaktorka. Zdobywczyni nagrody Grand Prix Festiwalu Wrażliwego w 2019 r. Jej teksty ukazują się też w Dużym Formacie Gazety Wyborczej.