
Brałam ślub 16 lat temu. Czy wiele się w ciągu tych niecałych dwóch dekad w kwestii sukienek ślubnych zmieniło?
Pytasz o styl czy o podejście do tematu kreacji ślubnych?
Zacznijmy od stylu.
Mam wrażenie, że czas stanął, a tradycja w Polsce jest na tyle silna, że suknie w stylu księżniczki były, są i będą dominować w głównym nurcie mody ślubnej. Wszystkie inne fasony i style są trendami pobocznymi i niszowymi – pojawiają się i znikają. Salony je mają, ale trzymają na zapleczu, gdyby się trafiła jakaś klientka zainteresowana na przykład stylem minimalistycznym.
Największe odstępstwa od tradycyjnego stylu księżniczki obserwuję od trzech lat, czyli od wybuchu pandemii.
Kiedy siedem lat temu ruszyłam z produkcją zwiewnych sukienek w stylu boho, ludzie pytali z niedowierzaniem, kto będzie kupował "te firanki", i dodawali, że to nie są sukienki na ślub, tylko kiecki na plażę.
Kiedy zaczęła się pandemia, pary młode zostały zmuszone do zmiany planów – zejścia z liczby gości, zrezygnowania z sal weselnych. Narzeczeni przekonali się, że ślub można wziąć w ogródku, na plaży, zrobić małą imprezę albo obiad dla rodziny, niekoniecznie wyprawiać wystawne przyjęcie.
Zaczęły powstawać sale weselne w stodołach, a w nowej scenerii odpowiedniejsze okazywały się sukienki lżejsze, subtelniejsze, mniej napompowane.
Pojawiły się suknie koronkowe, miękko oblekające ciało, bez usztywnień, gorsetów. Jak długo ten trend się utrzyma, trudno powiedzieć, bo już dostaję dużo pytań o gorsety, suknie bardziej strojne, "glamour". Myślę jednak, że zawsze znajdzie się grupa kobiet, które będą wolały miękką, wygodną sukienkę niż typową księżniczkę.
Czy odejście od ślubów kościelnych też miało na to wpływ? Przykładowo z danych magistratu Krakowa wynika, że w 2016 roku zawarto 1294 śluby cywilne i 1884 kościelne, a siedem lat później 1842 śluby cywilne i 1345 kościelnych. Sukienka beza to styl typowo kościelny, z urzędem kojarzą się kreacje skromniejsze.
Na pewno. Trafiają do nas panny młode bez ciśnienia, świadome, dojrzałe, z nastawieniem, że ślub to formalność ułatwiająca życie, niekoniecznie przejaw wiary i woli narzuconej przez rodzinę i tradycję. Zdecydowana większość klientek bierze ślub cywilny – w plenerze albo na wyjeździe.
Czy sukienkę wciąż trzeba zamawiać z półrocznym–rocznym wyprzedzeniem?
Kiedy otwierałam Suknie Boho, w tradycyjnych salonach taki był czas oczekiwania. Do mnie trafiały kobiety na dwa tygodnie przed ślubem, które nie miały szansy na skorzystanie z oferty tradycyjnych sklepów.
I znowu – przez pandemię – mniej było ślubów, mniej klientek, przez co producenci skrócili czas szycia. Okazało się, że wystarczą trzy miesiące na realizację zamówienia.
Weekend może być codziennie - najlepsze reportaże, rozmowy, inspiracje>>
Kiedyś sukienka w salonie za 1200 zł wyglądała tanio – była w odcieniu fioletowej bieli, a materiał prezentował się tandetnie. Teraz można kupić sukienkę na dużych platformach sprzedażowych, z sieciówek i – przynajmniej na zdjęciach – te tańsze wyglądają świetnie.
Na AliExpress kupisz sukienki za kilka stówek.
Ale to chyba loteria.
Tak, jest ryzyko, ale kobiety o nim wiedzą i kalkulują – jeśli mają wydać 6 tys. na sukienkę, to niektóre zaryzykują 300 zł – a nuż przyjdzie produkt jak ze zdjęcia. Otwierają się miejsca z sukienkami używanymi, z końcówkami kolekcji. Ludzie szukają oszczędności, bo pandemia, wojna, inflacja... Branża ślubna ma przechlapane od trzech lat.
Używane sukienki kiedyś zniechęcały.
W ciągu ostatniego roku przestały. Kiedy zrobiło się już bardzo cienko z kasą, jak grzyby po deszczu zaczęły się otwierać wypożyczalnie, zaczęto organizować targi używanych sukien ślubnych. Na sukienki z drugiej ręki nałożył się trend zero waste i eko – superopcja dla kobiet, które dla dobra planety chcą dać drugie życie sukience założonej przez inną osobę tylko raz.
To zmiana nastawienia. A czy może także panowie zostali dopuszczeni do współdecydowania?
Przychodzą do nas kobiety z narzeczonymi i zdają się na ich opinie, które – jak się im przysłuchuję – są niezwykle obiektywne.
Inne przychodzą z przyjaciółkami, siostrami, mamami, ciociami, babciami i tu już nie jest tak rzeczowo, bo te panie patrzą na pannę młodą przez pryzmat swojego gustu, przez pryzmat jej kompleksów, o których dobrze wiedzą.
Dziewczyna wkłada obcisłą sukienkę, wygląda w niej obiektywnie super, a mama mówi: 'No co ty, przecież ty nie lubisz swoich bioder, nie bierz takiej'
Zakochany narzeczony wybiera przede wszystkim oczami i sercem – sukienkę, w której mu się partnerka najbardziej podoba. Narzeczeni są zazwyczaj konkretni, motywują wybory celnymi argumentami. Kiedy brakuje obiektywizmu, to robimy pannom młodym pranie mózgu.
Dlaczego?
Z moich doświadczeń wynika, że Polki są zakompleksione. Na dzień dobry 99 proc. będzie chciało zakryć ramiona. Bo skrzydełka, pelikany, nawisy nad łokciami, cellulit. Zawsze jest coś. A do tego...
...brzuch, biodra, piersi.
Biust nigdy nie jest odpowiedni – albo za mały, albo za duży. Kiedy wchodzi kobieta z pakietem kompleksów dotyczących ciała, pierwszą dajemy jej do przymierzenia sukienkę zgodną z jej wizją i potrzebą kamuflowania. Robimy zdjęcie w tym modelu, a potem proponujemy wyjście ze strefy komfortu i przymierzenie innych sukienek: obcisłej, z dekoltem, na ramiączkach. I znowu fotografujemy efekt, a potem porównujemy zdjęcia.
I nagle panna młoda widzi, że w tej białej zabudowanej sukience biust wydaje się jeszcze większy zamiast – jak chciała – mniejszy, ręka w rękawku zlewa się z materiałem na korpusie i tworzy jeden horyzontalny blok, zamieniając górę ciała w biały prostokąt.
A w obcisłej kreacji odkrywa piękne wcięcie w talii, ponętne biodra. Zmieniają wizję i po ślubie piszą, że nigdy nie słyszały tylu komplementów, że narzeczony prawie zemdlał z wrażenia, bo przecież nigdy jej w takim wydaniu nie widuje. Można kobietom pokazać, że są dużo piękniejsze, niż się czują.
Niektóre kobiety odkładają ślub, bo nie są w stanie znaleźć idealnej sukni. Tak wielki jest wybór?
Tak, a im szerszy wybór, tym większy mętlik w głowie. W pewnym momencie już niczego się nie wie i najlepiej kierować się emocjami. Jak serce szybciej zabije, kupuj, nie szukaj więcej. Panie, które mimo tego impulsu nadal chodzą po salonach i mierzą dziesiątki różnych sukien, ostatecznie nie wiedzą, czego chcą, i nawet jak już coś wybiorą, to do końca mają wątpliwości, czy dobrze zrobiły.
A co, jeśli się nie ma pomysłu na sukienkę, a ma świetną figurę i w każdym modelu wygląda rewelacyjnie: i w krótkiej, i w obcisłej, i w rybce, i w empirowej? Czym się kierować w takim wypadku?
Protestuję! Każda figura jest świetna! Wszystko tkwi w naszej głowie. Niestety, jak by dziewczyna nie wyglądała, prawie zawsze ma jakieś kompleksy.
Nie ma reguły. Miewam klientki o figurze Ewy Chodakowskiej, które się zakrywają i nie lubią swojego ciała, a także klientki w rozmiarze 46, które mówią, że czują się w swoim ciele wspaniale.
Jeśli nie ma pomysłu na sukienkę, wtedy decydujący może być charakter imprezy i temperament panny młodej. Wystarczy chwilę z klientką porozmawiać, żeby zorientować się, że będzie tańczyła boso do rana. Wtedy nie ma co jej proponować gładkiej sukienki ze stójką i długim rękawem, tylko na przykład frędzle, rozcięcie na nodze. A jeśli jest zupełny brak decyzyjności, to zapraszamy do głosowania krawcowe albo dzwonimy do przyjaciółki, narzeczonego czy robimy ankietę na Instagramie.
Przy wyborze mogą także decydować względy praktyczne. Gładki materiał łatwiej się gniecie i brudzi. Koronkową sukienkę można później skrócić, przefarbować i nosić latami.
Czy wciąż panuje przekonanie, że do sukni ślubnej należy schudnąć?
Mój mąż i partner biznesowy kwituje to dość dosadnie: A po ch*j one się wszystkie odchudzają przed ślubem? Skoro koleś się oświadczył, to chyba oczywiste, że narzeczona mu się podoba.
Magiczna liczba to pięć kilogramów do zrzucenia. Nie cztery, nie osiem, tylko pięć. Są dziewczyny, które ważą 60 kilo, są takie, które ważą 160 kilo, i prawie zawsze pada liczba pięć. Jedyne, co możemy zrobić na tym etapie, to pokazać klientce, że wygląda super w ciele, które ma. Natomiast to, co jest w głowie, jest często wynikiem wielu lat indoktrynacji.
Poznając osoby towarzyszące pannie młodej, szybko orientujemy się, skąd dziewczyna ma problem. Bo przychodzi zjawiskowa kobieta, wkłada obcisłą kieckę, a mama mówi: Taki fason? Z twoimi biodrami?!
Trudno jest na jednym spotkaniu wyleczyć kompleksy wtłaczane do głowy przez 20–30 lat życia, ale staramy się to robić, żeby kobieta zobaczyła się w innym, lepszym świetle.
Ale czy rynek wspiera ciałopozytywność? Są sukienki 44 plus?
Słyszę od klientek plus size, że w rozmiarze, który noszą, salon nie ma im nic do zaoferowania do przymierzenia. Wiem, z czego czasem to wynika – zakup pełnej rozmiarówki każdego modelu kosztuje.
Ale media społecznościowe ułatwiają przepływ informacji, dotarcie tam, gdzie jest większy wybór rozmiarów. Miejsca, które nie umieją być otwarte na różnorodność ciał, będą podupadać.
Jaki macie graniczny rozmiar, w którym szyjecie?
Nie mamy takiego. Szyjemy również sukienki dla kobiet z niepełnosprawnościami. Rozszczepienie kręgosłupa, klientka poruszająca się na wózku inwalidzkim czy mająca pompę insulinową do wszycia w sukienkę – dla nas nic nie stanowi problemu. Są panny młode filigranowe, mierzące 150 cm – dla nich także oferta w dużych salonach jest ograniczona.
Nie chcą sukienek do komunii?
W dniu ślubu chcą wyglądać jak kobieta, a nie jak 13-letnia dziewczynka. Takie panie często mają bardzo subtelną urodę, trzeba więc podkreślić biust, talię, biodra, jeśli chcemy osiągnąć upragniony przez nie efekt.
Czy sukienki XXL są zasadnie droższe?
U nas cena się nie zmienia, ale rozumiem, z czego bierze się dopłata w większości firm – bo zużycie materiału jest dużo większe. Są też technicznie trudniejsze do wykonania – zazwyczaj wzory na koronce są konkretnie ułożone i jeśli kroisz rozmiar S czy M, to układa się koronkę tak, żeby kwiatki wypadły na przykład na biuście.
W dużo większym rozmiarze trzeba się nakombinować, żeby nie powychodziły jakieś głupoty typu wizualnie 'zezowaty biust'.
Często sukienki są ręcznie wyszywane i może się okazać, że rozmiar XS zajmie dzień pracy, rozmiar XXL pięć dni, więc koszt produkcji rośnie.
Jest na to rozwiązanie: cenę można wypośrodkować, tak skalkulować, żeby niezależnie od rozmiaru, wszystkie klientki płaciły jednakową cenę.
A co z kwestią wygody? Moja sukienka uniemożliwiała mi podnoszenie rąk w tańcu, trudno było w niej także korzystać z toalety. Z jedzeniem też nie mogłam przesadzić, bo robiła się zbyt opięta w talii.
Do kwestii komfortu podejścia są dwa. Pierwsza grupa klientek mówi: Chcę taki fason, trudno, najwyżej nie będę siadać, jeść, chodzić po schodach, wygląd jest najważniejszy. Dla drugiej grupy, która stanowi w 99 proc. nasze klientki, wygoda jest kluczowa. Dlatego na spotkaniach z producentami materiałów zwracam przede wszystkim uwagę na to, czy koronka nie drapie, nie gryzie, jest przyjemna w dotyku i czy się rozciąga.
Te dwie potrzeby można pogodzić, zmieniając sukienkę po ceremonii. Ja tak zrobiłam – do zdjęć miałam piękną suknię z fiszbinami wbijającymi się w biust i spódnicą, w której nie można było swobodnie chodzić. A potem ją zmieniłam na wygodną do tańców.
Widząc na pannach młodych te gorsety, koronki, kryształki, tiule, czuję, jak bardzo musi być w tym niewygodnie, bo one obciskają, drapią...
A ja jestem w stanie zrozumieć tę potrzebę przyksiężniczkowania. Nie chodzimy na bale, gale, a ślub to jedyna okazja w życiu, żeby założyć taką kreację, jaką tak wiele razy widziałyśmy w bajkach czy filmach.
Powiedziałaś, że Polki mają kompleksy. Co jeszcze siedzi nam w głowie?
Ludzie.
I to, co powiedzą?
"Odkryte ramiona w kościele?!", "Sukienka inna niż śnieżnobiała?!" Babcia zawału dostanie, mama wydziedziczy, teściowa się na śmierć obrazi. Klientki boją się opinii innych kobiet.
Wyobraź sobie pannę młodą, która wkłada sukienkę, czuje się w niej pięknie i wyjątkowo. Odsłaniamy kotarkę, za którą siedzą osoby towarzyszące: mama, teściowa, przyjaciółka. I one potrafią powiedzieć takie rzeczy, przez które obsługa ma łzy w oczach.
Dziewczyna z problemem z kręgosłupem, asymetrią ciała, i słyszy od matki: No widać w tej sukience jeszcze bardziej, że jesteś krzywa.
Mówimy wtedy klientce, że to jej wybór, że mama już brała ślub, miała okazję wybrać swoją sukienkę, że liczy się jej samopoczucie.
Są i mamy, które mówią jasno: Jeśli weźmiesz tę sukienkę, to ja ci za nią nie zapłacę.
O to też chciałam zapytać: czy ten, kto ma pieniądze, ma władzę?
U nas to na szczęście rzadkość. Ale i szantaż emocjonalny się zdarza, gdy mama mówi: Nie przyjdę na twój ślub, jeśli wybierzesz taką suknię.
Panna młoda potrafi być komunikatywna, otwarta, zdecydowana. A osoby towarzyszące w wyborze potrafią nas tak przeciągnąć, że po przymiarce jesteśmy psychicznie wydrenowane. Co dopiero musi przeżywać kobieta, której przed ślubem i po ślubie będą ciosać kołki na głowie na temat sukienki.
Wygląda na to, że doradzanie pannom młodym może być stresującym zajęciem.
Narzeczone czują presję otoczenia i smuci je fakt, że nie wyglądają w sukni tak, jak by chciały.
Trzeba być ciepłym, serdecznym, do końca przymiarek uśmiechniętym, kiwać głową, mówić: Dobrze, nie ma problemu, szukamy dalej. Oto 213 propozycja.
Mam dystans do ślubu, do sukienek i w większości przyciągam podobne osoby. W ogóle zastanawiam się, czy nie zmienić nazw naszych modeli na te używane przez nas roboczo.
Nie 'Porto 15' i 'Santorini 10', tylko 'Kondom', bo obcisła, 'Wampir' – od pewnej trudnej klientki, 'Aligator' – od wzoru koronki, 'Rozpierdas' – od rozcięcia po pachwinę, czy 'Brydzia' – od imienia pierwszej klientki.
Weekend może być codziennie - najlepsze reportaże, rozmowy, inspiracje>>
To dodatkowo popuści wentyl.
I dobrze, bo im mniej kija w d*pie, tym klientki są bardziej wyluzowane i traktują ślub jak fajną przygodę, a nie źródło stresu.
Marta Trojanowska. Siedem lat temu założyła markę Suknie Boho. Zajmuje się w niej nie tylko projektowaniem sukni, ale także firmowym marketingiem, finansami, zamówieniami, HR-em. Kiedy tylko może - pomaga. Seniorom, osobom żyjącym w Ukrainie, zwierzętom w schroniskach,
Ola Długołęcka. Redaktorka o zróżnicowanych zainteresowaniach tematycznych. Ciekawią ją relacje między ludźmi, a zwłaszcza różnice międzypokoleniowe, lubi pisać o trendach, modach i zjawiskach. Kolekcjonuje zasłyszane historie i toczy boje podczas autoryzacji wypowiedzi, kiedy rozmówcy chcą "wygładzać" swoje najbardziej wyraziste opinie.