
Wchodzę do supermarketu, a tam storczyki. Są w prawie każdym sklepie tego typu. Skąd się wzięła moda na nie?
Moda na orchidee zaczęła się w Europie już w XIX wieku, jednak na ich zakup oraz utrzymywanie w specjalnie budowanych oranżeriach i palmiarniach mogła pozwolić sobie wąska grupa najzamożniejszych.
W latach 70. storczyki sprowadzane z Azji stawały się coraz bardziej popularne w Europie Zachodniej, a potem także u nas. Przybywało ludzi, którzy parali się wyłącznie wyszukiwaniem sadzonek w Tajlandii czy na Tajwanie i przywożeniem ich do Polski. Z biegiem czasu europejscy ogrodnicy zgłębiali tajniki uprawy i otrzymywali sadzonki coraz lepszej jakości. Orchidei na rynku przybywało, więc ceny spadały. Boom na te rośliny zaczął się u nas około 2006 roku. Wcześniej storczyki były bardzo drogie, więc o wiele mniej popularne.
Najnowsze wiadomości, poruszające historie, ciekawi ludzie - to wszystko znajdziesz na Gazeta.pl
W rodzinnej firmie Ptaszków pracuje pan od dziecka.
Moja babcia, która prowadziła kwiaciarnię, dawała mi do ratowania te, które się nie sprzedały. Storczyka, jak przekwitnie, trzeba odpowiednio przyciąć i po jakimś czasie zakwita ponownie. Tak też robiłem, a babcia je ode mnie odkupowała. Dostawałem pięć zł za sztukę i wydawało się, że to sporo. Po latach okazało się, że mogłem dużo lepiej negocjować warunki finansowe.
Ale mniejsza o to, ja naprawdę kocham uprawianie storczyków. Pierwsze sadziłem, jak miałem siedem lat. W łącznikach między szklarniami hodowałem swoje roślinki, właśnie te, które ratowałem dla babci. Inne dzieci miały psy czy koty, a ja falenopsisy, katleje, bromelie, difenbachie, szlumbergery i dendrobium.
Szklarnie rozbudował pana tata Jarosław, tymczasem pański prapradziadek Józef Ptaszek zaczynał od prowadzenia młyna.
Nestor rodu, mój prapradziadek, pracował za młodu w Podzamczu pod Maciejowicami, w bardzo znanej szkółce drzew i roślin ozdobnych. Należała do Zamoyskich i była jedną z największych w Europie. W "Kurierze Warszawskim" ukazał się wywiad z jednym z agronomów – mówił, że gospodarstwo jest na tyle nowoczesne, że "wysyła dyspozycyje na pola przy pomocy teleaparatu".
Ogrodnictwo stało się pasją prapradziadka, a u Zamoyskich sporo się nauczył. Pracował jako mechanik przy młynach – Zamoyscy mieli też gorzelnie, tartaki i krochmalnie. Gdy Polska odzyskała niepodległość, zaczęły się dla majątku w Podzamczu ciężkie czasy. Część pracowników zginęła podczas I wojny światowej, powstała granica celna między Polską a Rosją. Zamoyski musiał wyprzedać majątek, część maszyn kupił właśnie mój prapradziadek. I założył swój młyn, z austriackim silnikiem Diesla.
A więc bardzo nowoczesny jak na tamte czasy.
Prapradziadek Józef wybudował ten młyn wspólnie z synami: Janem, Józefem i Stanisławem. W 1931 roku otrzymał świadectwo przemysłowe. Zaopatrywał w mąkę całą okolicę i odniósł duży sukces. Ale gdy spłacili kredyty, przyszła komuna. Dostali jeden domiar, czyli dodatkowy uznaniowy podatek, drugi i kolejne. Zamknęli młyn, a po kilkunastu latach oddali go na złom.
Prapradziadek zaszczepił pasję ogrodniczą swojemu synowi Janowi. On także kochał ogrodnictwo, więc wraz z rodziną przyjechali do Stężycy, by zacząć wszystko od nowa.
Czyli tu, gdzie znajduje się wasza hodowla storczyków.
Żyjemy na piaskach, ledwo jałowce są tu w stanie rosnąć. Gdy mój pradziadek Janek powiedział, że będzie zakładał gospodarstwo ogrodnicze i uprawiał warzywa, ludzie pukali się w głowy. A on kupił hektar nieużytków klasy V–VI na skraju lasu. Wykarczował skarłowaciałe jałowce i akacje, nawiózł tony torfu z gliną, postawił kilka inspektów oraz założył sad. W latach 50. wspólnie z synem Józefem zbudował inspekty. Uprawiali w nich pierwsze w gminie pomidory pod szkłem oraz kwiaty – chryzantemy i modne wówczas goździki. W latach 60. powstała pierwsza szklarnia, potem jego synowie i ich potomkowie rozwijali gospodarstwo. Nazwali je JMP, gdyż tak się akurat złożyło, że od pokoleń wszyscy mężczyźni w rodzinie mieli imię zaczynające się na J, a ich drugie imię lub imiona małżonek zaczynały się na M. P. zaś oznaczało nazwisko. Więc Józef i Marianna Ptaszek oznaczali wszystkie narzędzia w gospodarstwie specjalnym stemplem z napisem J.M.P. Ten stempel stał się wzorem dla współczesnego logo i nazwy firmy.
Dziadkowi Józefowi udało się przetrwać władzę ludową, a później mój tata Jarosław zaczął rozbudowywać szklarnie. Nie bał się kredytów, nie bał się podróżować, choć nie znał jeszcze wtedy angielskiego – nauczył się go dopiero jako 60-latek. Jak tylko w latach 90. można było jechać za granicę, poleciał do Bangkoku, podpatrywał tam, jak się uprawia kwiaty. Gdy wrócił, zrezygnowaliśmy z pomidorów i przeszliśmy na rośliny ozdobne. Na początku róże i anturium, potem storczyki.
W jaki sposób tata zaszczepił w panu i rodzeństwie pasję do kwiatów?
Gdy dorastaliśmy, prowadził już firmę, w której zatrudniał prawie 800 osób, a oprócz tego studiował podyplomowo zarządzanie. Na dobranoc nie czytał nam bajek, tylko książki, z których się uczył. I właśnie w taki sposób poznawaliśmy takie terminy, jak amortyzacja, procent składany czy wartość pieniądza w czasie. Może dlatego wszyscy się w to ogrodnictwo wciągnęliśmy.
Cała nasza trójka skończyła Szkołę Główną Handlową: Agnieszka marketing i zarządzanie, a oprócz tego Szkołę Wyższą Psychologii Społecznej, Jacek dodatkowo prawo, a ja zarządzanie i marketing oraz systemy informatyczne. I choć zarzekaliśmy się, że nie będziemy pracować z tatą, który jest dość surowy i wymagający, wszyscy pracujemy w JMP. Tata, powierzając nam kolejne projekty, dawał budżet na ich realizację i pełną samodzielność.
Nigdy nie zapomnę, jak skończyłem Liceum Batorego w Warszawie na same piątki i szóstki. Tata mówi: "W nagrodę pojedziesz za granicę". I wyjechałem do Holandii, gdzie ciąłem róże w szklarni. Nauczyłem się też podstaw tureckiego, bo mój szef był Turkiem.
Opowie mi pan o hodowli storczyków? Sadzonki potrzebują specjalnych warunków do wzrostu?
Tak, trzeba pilnować odpowiedniej wysokiej temperatury i wilgotności. Dziadek miał po prostu korbę, za pomocą której co godzinę napędzał przekładnie otwierające lub zamykające wietrzniki w dachach szklarni i tym regulował temperaturę. W zimie palił w kotle miałowym zrobionym ze starej lokomotywy. Mój tata zainstalował specjalne sterowniki, a ja komputery klimatyczne, które biorą pod uwagę prognozę pogody, temperaturę na zewnątrz, wilgotność, prędkość wiatru oraz jego kierunek i ustawiają optymalne warunki w szklarni. Od lat 80. mamy też własną stację meteorologiczną.
Po co?
Wszystkie dane pogodowe zbieramy i archiwizujemy. Dzięki temu wiemy na przykład, który miesiąc był w ciągu ostatnich pięciu czy dziesięciu lat najbardziej deszczowy. Zresztą nasza Stężyca jest bardzo specyficznym miejscem, leży u zbiegu dwóch rzek – Wisły i Wieprza.
Niedaleko nas, w Dęblinie, jest Wyższa Szkoła Oficerska Sił Powietrznych i lotnisko, które powstało tu nie bez przyczyny. Jeszcze w latach 20. ubiegłego wieku, gdy zrobiono badania meteorologiczne, okazało się, że tu najmniej pada. A jak już pada, to krótko, ale leje jak z cebra. Poza tym w Stężycy jest prawdopodobnie najwięcej dni słonecznych w całym kraju, a rośliny, żeby dobrze rosnąć, potrzebują światła.
To pewnie na początek, a czego jeszcze?
W naturze rośliny z rodzaju falenopsis występują od Nepalu aż po Australię. Storczyki, które uprawiamy, to Phalaenopsis amabilis, a właściwie hybrydy amabilisów z kilkunastoma innymi gatunkami falenopsis. Rosną w ogromnej szklarni o powierzchni 10 ha, która jest jednym wielkim symulatorem tropikalnej wyspy Borneo. Przez pół roku, ustawiając odpowiednią temperaturę, wilgotność i nasłonecznienie, musimy symulować porę suchą, a przez pół roku deszczową, tak by naśladować naturalny cykl wzrostu storczyka.
Nasionko storczyka jest drobniejsze niż mąka, po prostu rozsiewa się na wietrze. Ma tak mało substancji odżywczej, że łatwo nie kiełkuje. W naturze do pierwszego zakwitnięcia potrzebuje nawet pięciu lat. Musi się najpierw wysoko zakorzenić w konarach drzew i zacząć rosnąć. My wyrabiamy się z całym cyklem w półtora roku.
Szybko.
Zależy nam, by nasze storczyki jak najdłużej kwitły. Testujemy nowe odmiany, by mieć pewność, że będą miały kwiaty przez co najmniej dwa miesiące. Jeśli przekwitają po dwóch tygodniach, nie trafiają do sprzedaży. Jak się na przykład skrzyżuje białego storczyka z drugim białym storczykiem, to może wyrosnąć żółty albo fioletowy.
Czytałam, że na świecie istnieje ponad 800 rodzajów tych kwiatów.
My uprawiamy 200 odmian. Ze storczykami jest trochę tak jak z hodowlą koni. Jeździ się po świecie, kupuje różne odmiany w laboratoriach i potem uprawia w szklarni. Na początku potrzebują 30 stopni i ponad 90 proc. wilgotności. To jest tropik i dzięki temu bardzo szybko rosną. Jeżeli na tym etapie uprawy pojawią się jakieś choroby bakteryjne czy wirusy, to można stracić nawet połowę produkcji. Dlatego niezmiernie ważna jest higiena i zachowanie reżimu sanitarnego.
Czy straciliście kiedyś rośliny?
Pracownik, który zajmował się nawożeniem róż, zachorował na COVID. Trafił do szpitala, a jego obowiązki przejął chłopak, który pracował na tym stanowisku dorywczo. Przypadkowo zamienił saletrę amonową z wapniową i straciliśmy korzenie wielu krzewów. Przez pół roku nie mogliśmy się pozbierać, zanim wróciliśmy do standardowej wydajności produkcji. Opowiedziałem tę historię, by pani uświadomić, że uprawa i nawożenie kwiatów musi się odbywać z aptekarską precyzją.
Pewnie rzadkie okazy storczyków wciąż nie są tanie?
Ceny rzadkich sadzonek storczyków sięgają setek tysięcy euro za sztukę. Nie znaczy to jednak, że ich producenci zarabiają takie pieniądze. Pierwszą pomarańczową odmianę tych kwiatów, której na świecie sprzedały się miliony sztuk, uzyskał pewien chłopak z Tajwanu. Gdyby brał tylko dwa centy z licencji od każdej rośliny, to zostałby milionerem. A on sobie nawet domu nie wybudował, wciąż mieszka z rodzicami. Wszystko dlatego, że po prostu tej odmiany nie zastrzegł.
Są na świecie ludzie, którzy się niczym innym nie zajmują, tylko krzyżują storczyki. Gdy któraś z odmian okaże się hitem, sprzedają ją za kilkanaście tysięcy euro. Jednak nie o pieniądze tu chodzi. Świat hodowców i kolekcjonerów orchidei jest bardzo hermetyczny i często złoty medal na wystawie oraz uznanie wśród kolegów z branży jest dużo istotniejszym czynnikiem napędzającym tę pasję niż pieniądze.
A ile kosztuje najdroższy storczyk?
W przypadku storczyków nie ma chyba górnej granicy ceny. Hybrydy, które hodujemy, potrafią rosnąć po kilkanaście lat i właśnie to jest ich atutem. Mój kolega miał kiedyś storczyka, który po 15 latach był ogromny. Okazało się, że gdyby chciał go sprzedać, to zarobiłby grube tysiące euro. Takie dorodne storczyki można pięknie upinać w kaskady. W Azji jest zwyczaj, by wręczać je na otwarcie nowej fabryki czy nowego domu.
Cenne są też odmiany bardzo rzadkie. Ich kolekcjonowanie przypomina zbieranie znaczków. Na pierwszy rzut oka niepozorna, legalnie pozyskana bardzo rzadka orchidea, na przykład mająca kwiaty o rozmiarze milimetr na milimetr, może kosztować kilkanaście tysięcy złotych.
Na czym polega według pana fenomen storczyków?
Ich zaletą jest bogata paleta kolorów. Znam osoby, które mają w domu po 20–30 storczyków i wciąż chcą więcej, bo każdy z nich jest inny. Mają piękny pokrój, to znaczy pięknie prezentują się zarówno na parapecie, jak i na stole. Są też wyjątkowo trwałe. Jeżeli mają zapewnione odpowiednie warunki – wręcz niezniszczalne. Często podziwiam, jak niesamowicie rosną w kościołach. Mają tam stosunkowo chłodno, około 18 stopni, dobrą wilgotność, około 60 proc., oraz dużo rozproszonego światła.
Zdarza się jednak, że storczyk w domu ginie.
Najłatwiej jest zabić storczyka, zalewając jego korzenie. W naturze roślina ta żyje wysoko w konarach drzew, więc wcale nie potrzebuje dużo wody. Wystarczy podlewać ją raz w tygodniu. Szczególnie w zimie trzeba uważać, aby storczyk nie stał przy uchylonym oknie, bo źle znosi przeciągi. Nie wymaga za to intensywnego nawożenia.
Jeśli storczyk raz zakwitnie w domu, to powinien już rosnąć przez kolejne lata. Kiedyś zadzwoniła do mnie klientka i powiedziała: "Panie Michale, więcej kwiatków już od pana nie kupię, bo wszystkie pąki mi opadły. Dwa tygodnie storczyk wytrzymał". Okazało się, że pani postawiła go w łazience. "Ma pani w niej okno?" – pytam. "Nie no, nie mam"– słyszę. "To skąd storczyk ma mieć światło?" – pytam dalej. A pani na to: "Jak wchodzę, to zapalam". I tak cud, że bez światła kwiaty wytrzymały dwa tygodnie.
Z kolei mój szwagier kupił kiedyś storczyka swojej mamie. Dwa tygodnie później dzwoni i pyta, czy po takim czasie nie powinien go jednak podlać… Okazało się, że przez dwa tygodnie trzymał roślinę bez wody i światła, zapakowaną w papier. Zawiózł go do mamy i teraz storczyk pięknie u niej rośnie.
Skąd się biorą nazwy odmian storczyków?
Jeździmy po świecie i kupujemy sadzonki odmian testowych pod różnymi numerami, na przykład WD 57432, lub trudnymi do wymówienia chińskimi nazwami. Trudno nam było to zapamiętać, więc kiedyś poprosiliśmy koleżankę, żeby nadawała tym kwiatkom jakieś nazwy. No i pojawiły się: Hvar, Vis, Brać, Mljet, Korcula i inne dziwne określenia. "Dziewczyno, skąd ty w ogóle wzięłaś te nazwy?" – pytam. Okazało się, że niedawno była na wczasach w Chorwacji i wzięła je od nazw wysp w tym kraju.
Z kolei ogrodnicy w Holandii określają swoje odmiany nazwami miast albo rzek. Mój znajomy, który zajmuje się krzyżowaniem odmian, robi tak, że na przykład żółtym odmianom nadaje nazwy pochodzące od miast afrykańskich, białym od europejskich, a różowym od południowoamerykańskich. W Azji funkcjonuje dość popularna odmiana Poland. Swoją drogą, po chińsku słowo "Polska" tłumaczy się jako "falująca orchidea".
Pięknie! A który kolor ludzie najbardziej lubią?
Według mnie najlepszy jest Phalaenopsis biały. Pasuje do wszystkich wnętrz, jest uniwersalny i na każdą okazję. Gdy byłem mały, to uprawiano tylko storczyki białe i różowe. Potem pojawiły się purpurowe i to w ogóle było szaleństwo, po nich pierwsze żółte i pomarańczowe.
Jednak białe i różowe są uprawiane w Azji od setek lat i przez to mają bardzo dobre geny. Mają wielkie kwiaty, są trwałe i szybko rosną. Storczyki kolorowe czy niezwykle pstrokate albo z natury częściej chorują, albo wolno rosną, albo się tak ładnie nie rozgałęziają.
Czy to jest tak, że storczyki w pewnym stopniu wyparły inne kwiaty?
Rynek kwiatów cały czas ewoluuje i rośnie. Kiedyś trochę nie do pomyślenia było, żeby kupować kwiaty samemu sobie, na własne potrzeby. Zwykle kwiaty kupowało się komuś na prezent. A teraz bardzo często jest tak, że kobieta po pracy idzie do kwiaciarni, żeby kupić kwiaty dla siebie do domu.
Najnowsze wiadomości, poruszające historie, ciekawi ludzie - to wszystko znajdziesz na Gazeta.pl
Często obserwuję, jak na dworcu jakiś podekscytowany chłopak czeka na ukochaną dziewczynę z różą w dłoni. Miętoli kwiat w ręku, bo tak się stresuje. Dziewczyna wychodzi z pociągu, chłopak daje jej tę różę, ona rzuca się mu w ramiona, a ja myślę sobie: o, to Red Naomi. To popularna odmiana róży, którą też uprawiamy. Bo ja wszędzie dostrzegam kwiaty.
Michał Ptaszek. Skończył Szkołę Główną Handlową. W firmie JMP pracuje od dziecka. Obecnie zajmuje się jej finansami, IT, badaniami i rozwojem.
Angelika Swoboda. Dziennikarka Weekend.Gazeta.pl. Specjalizuje się w niebanalnych rozmowach z odważnymi ludźmi. Pasjonatka kawy, słoni i klasycznych samochodów.