
Miliony widzów na całym świecie śledziły losy bohaterów zabijających czas w open spasie, kibicowali biurowym romansom, inspirowali się wymyślnymi psikusami, które były nieodłącznym elementem każdego odcinka serii. Niech pierwszy rzuci spinaczem, kto nie zamarzył o zalaniu biurowych akcesoriów galaretką, przeprowadzeniu na kolegach eksperymentu Pawłowa za pomocą windowsowego jingle’a i miętówek czy wkręceniu współpracownika, że... zgubił biurko.
W CANAL+ już wkrótce będzie można obejrzeć polską wersję kultowej produkcji. Co ważne, nie jest to adaptacja anglojęzycznego hitu, ale serial na podstawie oryginalnego polskiego scenariusza - od początku pisany pod kuratelą BBC i głęboko zanurzony w naszych realiach. Wystąpią w nim między innymi Piotr Polak, Vanessa Aleksander i Adam Woronowicz. Akcja polskiego "The Office" rozgrywa się w Siedlcach, w firmie produkującej wodę mineralną Kropliczanka. Na jej czele stoi Michał – lustrzane odbicie legendarnego Michaela Scotta, człowiek pozbawiony autorefleksji, z ogromną potrzebą przypodobania się swoim pracownikom. W świecie polskiego "The Office" biznesowe roszady związane z przejęciem spółki przez nowego właściciela przeplatają się z biurową codziennością pracowników Kropliczanki.
Odrobina magii i nadziei
Na czym polega fenomen "The Office"? Za co widzowie pokochali tę produkcję i wciąż ją oglądają, mimo że ostatni sezon amerykańskiej wersji został wyemitowany ponad osiem lat temu? Serialowi udała się niezwykła rzecz. Z jednej strony przemawiał do szerokiego grona widzów, którzy podobnie jak bohaterowie pracowali w korporacjach, wykonując pracę, która nie zawsze była spełnieniem ich aspiracji i marzeń. Z drugiej potrafił w ten świat wnieść odrobinę magii i nadziei, pokazując, że nawet w pozornie nieciekawym zakładzie pracy jest miejsce na emocje większe niż życie.
Jednak nawet najlepszy scenariusz przepadłby, gdyby nie genialny casting i obsada, która potrafiła tchnąć w swoje postaci niesamowitą energię. Popularność "The Office" jest tak ogromna, że nawet widzowie, którzy jeszcze nie widzieli serialu, znają memy z dobrotliwym Jimem Halperem, odklejonym od rzeczywistości Michaelem Scottem czy ekscentrycznym Dwightem i używają ich w mediach społecznościowych. Skala kultowości tych tekstów i obrazów jest tak duża, że można zaryzykować tezę, iż "The Office" ma mem na każdą emocję i sytuację, która przytrafiła ci się w życiu.
Najważniejszy jest dobór postaci
Choć najsłynniejsza wersja "The Office" powstała w Stanach Zjednoczonych, pierwowzór został zrealizowany kilka lat wcześniej w Wielkiej Brytanii dla BBC. Pomysłodawcami serialu byli komicy Ricky Gervais i Stephen Merchant. Brytyjska odsłona cieszyła się popularnością i wkrótce zdecydowano o realizacji remake’u. Co ciekawe, kiedy ogłoszono tę decyzję, podobno mało kto – włączając nawet występującego w produkcji Johna Krasinskiego – wierzył w sukces serii.
Kluczem do sukcesu serialu jest niewątpliwie postać Michaela Scotta – zadufanego w sobie, kompletnie oderwanego od rzeczywistości szefa o złotym sercu. Obsadzenie w tej roli aktora, który będzie potrafił oddać wszystkie niuanse postaci na ekranie, było nie lada wyzwaniem. Rolę zaproponowano między innymi Paulowi Giamattiemu i Philipowi Seymourowi Hoffmanowi, ale obaj panowie odmówili. Dzisiaj trudno sobie wyobrazić w roli szefa Dunder Mifflin kogokolwiek innego niż Steve’a Carella. Aktor, który niedługo po premierze pierwszego sezonu zagrał w "40-letnim prawiczku" i stał się jedną z największych gwiazd komedii, przyciągnął do "The Office" nową publiczność, która została z serialem aż do końca.
Aby uzyskać efekt prawdziwego doświadczenia bycia w biurze, aktorzy spędzali w fikcyjnym biurze cały dzień. Kiedy nie kręcili swoich ujęć, zabijali czas, siedząc przy biurkach i zajmując się swoimi sprawami albo... obmyślając kolejne psikusy dla kolegów z planu. Przez produkcję przewinęło się wiele wspaniałych postaci kina i telewizji – Ed Helms, który później podbił serca widzów w "Kac Vegas", Mindy Kaling, która oprócz kariery aktorskiej rozwija się jako producentka i scenarzystka ("Jeszcze nigdy...", "Cztery wesela i pogrzeb"), Ellie Kemper, znana później między innymi z "Unbreakable Kimmy Schmidt". W epizodach mogliśmy zobaczyć Idrisa Elbę, Jima Carreya czy Willa Ferrella. John Krasinski, dla którego była to jedna z pierwszych większych ról w karierze, dzisiaj jest gwiazdą kina akcji za sprawą "Jacka Ryana", a niedawno zadebiutował jako reżyser "Cichym miejscem". Świetnie dobrana obsada wyniosła biurowe żarty i stylistykę mockumentu, ze zwrotami aktorów bezpośrednio do kamery i niezręcznym, absurdalnym humorem, do poziomu arcydzieła. Styl "The Office" stał się inspiracją dla całej rzeszy sitcomów – od "Współczesnej rodziny", przez "Parks and Recreation", po "Dolinę Krzemową". O oku twórców do wyłapywania talentów najlepiej świadczy fakt, że chemia między Jimem Johnem Krasinskim a wcielającą się w jego ekranową miłość Pam Jenną Fischer była tak niesamowita i realistyczna, że aktorzy do dziś są zaczepiani przez fanów, którzy wierzą, że ich ukochani aktorzy powinni być razem w prawdziwym życiu.
Z tęsknoty do biur
Polska wersja "The Office" pojawia się w ciekawym momencie. W obecnych czasach, kiedy firmy decydują się na wprowadzenie modelu pracy zdalnej lub hybrydowej, okazało się, że wielu z nas tęskni za codziennością przy biurku w otoczeniu kolegów. Za kłótniami przy automacie z przekąskami, zapachem – najczęściej niezbyt smacznej – firmowej kawy, plotkami z kolegami, dowcipami. Spotkania z ludźmi są często ważniejsze niż sama praca. Amerykańska wersja "The Office" była najczęściej streamowanym serialem w 2020 roku i mimo upływu lat pozostaje jednym z najchętniej oglądanych seriali w ostatnich latach. Jak polska wersja wpisze się w oczekiwania widzów? Przekonamy się już 22 października w CANAL+ PREMIUM i w serwisie CANAL+ online na canalplus.com.