
Wakacje z Natalią to gwarancja spotkania pary kochającej się w plenerze. Tak twierdzi jej mąż Marek*, a Natalia tę opinię potwierdza. – Przyciągam plenerowych kochanków jak magnes. Apogeum miało miejsce kilka lat temu na Sardynii – zaczyna.
Tamtego dnia Natalia i Marek szukali ustronnej plaży i znaleźli prawie idealną. Prawie, bo po drodze minęli kilka par. – Wyrzeźbieni niczym antyczne rzeźby panowie w skąpych slipach wygrzewali się na słońcu. Nie przeszkadzało nam to, najważniejsze, że wokół nie było wrzeszczących dzieci – mówi. Natalia położyła się z książką pod parasolem, a Marek poszedł się kąpać.
I wtedy z morza wyszli oni. – Ona bardzo zgrabna blondynka z dużym biustem, on całkiem przystojny, oboje w okolicach trzydziestki. Nadzy jak u Botticellego. Rozłożyli się dosłownie półtora metra ode mnie i zaczęli uprawiać seks. Dość długo to trwało, w międzyczasie minęła nas włoska rodzina. Dzieci zapytały mamę: "Co ci państwo robią?", odparła, że się gimnastykują, i pociągnęła je dalej. Marek wyszedł z wody i zrobił wielkie oczy, ja w międzyczasie zdążyłam się przenieść dalej – wspomina. Kochankowie skończyli i poszli do morza. – Najlepsze jest to, że sto metrów dalej były wydmy, gdzie mogli się schować, ale chyba chcieli mieć widownię – zastanawia się.
Jakiś czas później Natalia i Marek poczytali opinie o tamtej plaży w Google. – Okazało się, że to była nieoficjalna plaża nudystów. Że królestwo seksu, nikt nie wspomniał.
Wracając z plaży do auta, Natalia i Marek spotkali w lasku kolejną kochającą się parę, tym razem gejowską. – A gdy wieczorem poszłam wyrzucić śmieci, na środku ścieżki natrafiłam na jeszcze jedną – wylicza.
Podobne sytuacje, choć już nie tak często, zdarzały im się w Grecji i Chorwacji. Ale Sardynii nic nie pobiło, na co starał się ich przygotować już włoski mechanik we Florencji. – Przed wyjazdem na wyspę byliśmy u niego z autem. Pan, słysząc, gdzie jedziemy, rozmarzył się i westchnął: "Ah, che bella la Sardegna, si mangia, si beve, si tromba!". Czyli: "Sardynia jest piękna, bo tam się je, pije i pi*przy".
Natalia nie ukrywa, że oni z Markiem też nie są święci, szukają jednak miejsc ustronnych, bez ryzyka nakrycia. – Chowamy się w krzakach albo małych zatoczkach – zdradza. Warunek jest jeszcze jeden: Natalia jest zmarzluchem, więc jeśli seks w naturze, to tylko latem. – A lato jest właśnie od tego! – kończy.
Wolność własna vs. granice innych ludzi
Natalia Grubizna, specjalistka od seksualności i relacji, terapeutka par, twórczyni bloga Proseksualna.pl, zaznacza, że seks w naturze to nie zawsze wybór ekscytującej formy ekspresji. – Gdy para nie ma osobistej, zamkniętej przestrzeni, seks w naturze staje się koniecznością. Kojarzy mi się też z cruisingiem – mężczyznami, którzy nie mogąc kochać się z innymi mężczyznami w domach, oblegali na przykład miejskie parki – wyjaśnia.
Jeśli seks w naturze wynika z ekscytacji, też może mieć różne motywacje – dla jednych to pragnienie bycia bliżej świata przyrody, zespolenia z nią, dla innych fascynacja możliwością tego, że zostaną nakryci. – To, co dla mnie jest tu bardzo istotne, to kwestia świadomej zgody. Rozumiem kink [niekonwencjonalne praktyki seksualne – przyp. red.] i chęć lub potrzebę bycia przyłapanymi, ale ludzie mogą nie chcieć oglądać seksu innych ludzi, to bardzo poważne naruszenie granic. Raczej nie ma naszej aprobaty dla spotkanego na plaży ekshibicjonisty, a gdy sami jesteśmy uczestnikami seksu w naturze, możemy mieć wrażenie, że nam wolno, bo to dla nas ważne. Granica jest tu bardzo cienka – podkreśla.
W Holandii, gdzie mieszka, czasem spotyka tzw. surykatki – osoby, które obnażają się na wydmach w poszukiwaniu partnerów. – Z kolei osoby z niepełnosprawnościami narzekają na to, że zdarza się, że ludzie uprawiają seks w przeznaczonych dla nich toaletach i zostawiają tam różne wydzieliny – mówi. – Ja wiem, że myślenie o innych to "popsujzabawa", ale tu obowiązuje ta sama zasada co przy biwakach: zostawmy miejsce lepszym, niż je zastaliśmy – apeluje.
Ekspertka wierzy jednak w zdrowy rozsądek ludzi – że jeśli chcą uprawiać seks w naturze, to zadbają o to, by miejsce było wystarczająco ustronne. Po inspiracje odsyła na przykład na stronę Lustery. – Członkowie tamtejszej społeczności zamieszczają w sieci swoje prywatne filmy pornograficzne. I są tam pary, które specjalizują się wyłącznie w uprawianiu seksu na łonie natury, na odludziach. Myślę, że warto podpatrywać, jak one to robią, zwłaszcza pod kątem wyboru i zabezpieczenia miejsca – podpowiada.
Piasek w "oczach", kleszcze w…
Zdaniem Karoliny seks na plaży jest tak samo przereklamowany jak joga nad morzem. – Wyobrażasz sobie nie wiadomo co, a potem piach w oczy. Przy czym oczy to eufemizm.
Ola po seksie nad rzeką wyjęła z cipki pięć kleszczy. – Miałam 18 lat, mama nie wiedziała, że uprawiam już seks, więc wyciągałam je sama, z lusterkiem, świecąc sobie latarką.
Pięć kleszczy to jeszcze nic. Dr hab. Łukasz Łuczaj, botanik i profesor Uniwersytetu Rzeszowskiego, chyba najbardziej znany w Polsce zwolennik seksu pod gołym niebem, kiedyś z penisa wyciągnął sobie kleszczy około trzydziestu. Pisze o tym w książce "Seks w wielkim lesie", zarazem eseju o seksie na łonie natury i poradniku pełnym bardzo konkretnych wskazówek, jak, gdzie i po co go uprawiać.
Zatem gdzie? W lesie, najlepiej 10 m od ścieżek ("Jak pokazali badacze psychologii krajobrazu, nie zapuszcza się tam nikt poza grzybiarzami, ornitologami i kochankami", pisze), na pagórku z kępą drzew lub krzewów tworzącym "intymną warownię". Na grubym zwalonym pniu buka lub grabu ("Są tak gładkie, że jeśliby wpuścić na nie wpierw parę ślimaków, to kobieta doszłaby, po prostu się o nie ocierając"). Najmilej – jak na poduszce – jest na mchu lub łóżku ułożonym z miękkich gałązek jodły. Wystrzegać należy się lasów pełnych pokrzyw, robinii akacjowej i tarniny. Nie mówiąc o barszczu Sosnowskiego.
Można na łące i na pastwisku. W zbożu (dawniej rosło wyższe). W parku i wielkim krzaku. Na torfowisku ("Seks w wodzie jest przereklamowany, nie jesteśmy delfinami"). Na plaży – wystarczy poleżeć chwilę nago na piasku i dać się omiatać morskiej bryzie, już jest miło. Na drzewie, lianie lub w hamaku – ten ostatni zapewnia prywatność i nie trzeba leżeć na gołej ziemi.
Kiedy? Przez cały rok. Autorowi "Seksu w wielkim lesie" zdarzyło się kochać pod wielkim jaworem w połowie lutego, gdy było 15 stopni Celsjusza. Zimą zaleca robić to jednak szybko, w butach i kożuchu.
Najlepiej poczekać do wiosny. "Kochankowie leśni mają swój złoty tydzień", pisze. W Karpatach, gdzie mieszka, to okres od połowy kwietnia do początku maja. Latem seks na łące to walka z masą owadów – komarów, bąków, końskich much – które ciągną do rozpalonych ciał niczym muchy do miodu. "Gdy myślisz, że wszystko jest idealnie – ugryzie cię w dupę mrówka z gatunku Myrmica rubra, czyli wścieklica zwyczajna", pisze dr Łuczaj. "Bzykanie na Podkarpaciu w środku wakacji" kojarzy mu się z plecami i pupą pociętymi przez bąki, otarciami od jeżyn i wysypką od traw. "Powiedziałbym, że zbliżenie w lecie na polskiej łące jest dla kobiet, które szybko dochodzą. Te, które potrzebują pół godziny pieszczot, wymiękają". Za to wrzesień i październik znów są idealne.
Janek zarzeka się, że nigdy więcej seksu na łące; dla niego i jego dziewczyny wakacyjna przyjemność zamieniła się w walkę o przetrwanie. – Pojechaliśmy na festiwal w naturze pod Warszawę. Panowała fajna, luźna atmosfera, pogoda dopisywała, a tuż obok płynęła rzeczka, ludzie kąpali się w niej nago albo opalali nago po drugiej stronie. Zachęceni stwierdziliśmy, że poszukamy sobie przyjemnego miejsca, aby pokochać się w naturze, i wzięliśmy nawet aparat, aby to uwiecznić – opowiada.
Po drugiej stronie rzeczki, opodal krzaczka stała… nie, nie kaczka, lecz myśliwska ambona. – Zeszła z niej para nastolatków i ostrzegła nas, że tam dalej są jakieś golasy i żeby uważać – Janek nie kryje rozbawienia.
Minęli więc ambonę, znaleźli odosobnioną zieloną polanę z wysoką trawą, rozłożyli kocyk i… potem były już same problemy. – Ciągle przylatywały do nas muchy, kręciły się pszczoły, gryzły nas komary, chodziły po nas mrówki. Modliliśmy się, żeby jak najszybciej skończyć i stamtąd iść. Od tamtej pory nie mamy już takich głupich pomysłów jak seks w naturze, chociaż kąpiele na golasa są fajne – podsumowuje.
A aparat? Jeśli pojawia się w pierwszym akcie, musi wystrzelić w ostatnim. – Po powrocie do domu chcieliśmy się pochwalić znajomym, jak było fajnie. Pokazywałem im zdjęcia i zapomniałem o tych z polany. Zdążyli zobaczyć jedno i trochę się zdziwili. Obróciliśmy to w żart i przestrogę przed niebezpieczeństwami miłości w naturze – kończy Janek.
"W Krakowie widziałem już wszystko"
Szymon uwielbia jeździć nocą rowerem po krakowskich bulwarach i zapewnia, że pary, które "igraszkują" na ławkach, to w gorące noce częsty widok. – Lodzik, na misjonarza, od tyłu – widziałem już chyba wszystko – stwierdza beznamiętnie.
Sam swego czasu spotykał się z policjantem ("Miał swój rewir i poopowiadał mi co nieco") i na tej podstawie rysuje mi seksualną mapę miasta królów polskich. – Na Salwatorze głównie młodzi, raczej hetero. Po drugiej stronie, na Dębnikach, geje. Przy Kazimierzu i Podgórzu – głównie pijani Angole. Bulwar Wołyński, półwysep przy Forum – tam się kończy pierwsze randki szybkimi "robótkami ręcznymi". A ostatnio znajomy wrzucił na Instagram zdjęcie, jak jakaś parka poszła na ostro pod samą Cricoteką – wylicza. I dodaje, że historie o tym, kto kogo spotkał, gdzie i w jakiej sytuacji, krążą między krakowskimi patrolami. – W sezonie nie ma tygodnia, żeby ktoś nie dostał mandatu – kończy.
Seks w miejscu publicznym – w tym na łonie natury, ale też we własnym samochodzie – to według polskiego prawa wykroczenie. Najczęściej stosuje się do niego art. 140 Kodeksu wykroczeń mówiący o nieobyczajnym wybryku. Grozi za to kara aresztu [od 5 do 30 dni – przyp. red.], ograniczenie wolności, grzywna do 1500 zł albo nagana, Jeśli kochankowie zachowują się wyjątkowo nieobyczajnie, zakłócając spokój i porządek publiczny (art. 51 §1 Kodeksu wykroczeń), mandat może wzrosnąć do 5 tys. zł.
A ryzyko wpadki jest tym większe, im więcej w naszym życiu technologii.
W połowie czerwca 2023 roku portal Wadowiceonline.pl opisał historię mężczyzny, który postanowił pokazać synowi "Polskę w ruinie". Gdy przelatywali dronem nad pozostałościami zamku w Lanckoronie, zobaczyli niekompletnie ubraną parę. Para również dostrzegła bzyczącego drona i zaczęła rzucać w niego kamykami.
"Panowie zdębieli"
Artur dzieli się swoją historią przyłapania sprzed ćwierć wieku. – Miałem 20 lat i mieszkałem w małym powiatowym miasteczku. W domu nie było warunków do seksu, bo brat, rodzice itd. On był pięknym 17-letnim brunetem, wpatrzonym we mnie jak w obrazek. Żeby było romantycznie, zaproponowałem wieczorny spacer. Celem była upatrzona wcześniej przeze mnie miejscówka na terenie szpitala rejonowego – zaczyna.
Jest wczesna wiosna, przyroda budzi się do życia, kiełkują kłosy pszenicy. Artur i brunet przechodzą przez dziurę w betonowym płocie i idą w ustronne miejsce, pod ścianę szpitalnej kostnicy. – Brunet przede mną klęczy, dzieją się rzeczy, jest błogo – wspomina.
Wtem Artur dostaje światłem latarki po oczach. Słyszy: "Co panowie tutaj robicie?". Stoi przed nim dwóch ochroniarzy, którzy najwyraźniej mają obchód. Snop światła wędruje niżej, brunet odskakuje na metr, aż pod mur ("On dopiero odkrywał swoją seksualność, nie chciał, żeby ktoś się dowiedział"). "Rozmawiamy", Artur nie traci rezonu, równocześnie zapinając rozporek. "A o czym rozmawiacie?", pyta ten drugi. "No jak to o czym!", Artur obrusza się teatralnie. "O książkach!" "Co pan ma w tym plecaku?", światło latarki zjeżdża na plecak wypchany po brzegi. "No jak to co? Książki!". "To proszę pokazać". Artur: – Wyciągnąłem chyba ze 12, bo akurat tego dnia byłem w trzech powiatowych bibliotekach. Panowie zdębieli. Powiedzieli, żebyśmy znaleźli sobie inne miejsce do rozmów o książkach, może jakąś czytelnię. Życzyli nam dobrej nocy i poszli.
Finał historii był taki, że piękny brunet przestał się do Artura odzywać i znalazł sobie kogoś, kto miał lepsze warunki lokalowe. – Ja ich nie miałem i chyba przez to dziś, mając 45 lat, wciąż lubię seks w plenerze – kończy Artur.
Sylwia* seksu w naturze próbowała raz i zdecydowanie więcej nie zamierza. – Trudno znaleźć odpowiednie miejsce, bo wszędzie można się natknąć na ludzi, a jeśli gdzieś na horyzoncie majaczą domy, to kto wie, czy tam nie siedzi jakiś geniusz z lornetką. Drapiąca trawa plus wszechobecne owady też raczej chłodzą zapędy – stwierdza.
Na dokładkę opowiada dwie historie znajomych kobiet ze wsi. Ku przestrodze.
– Jakieś 20 lat temu moja kuzynka kończyła gimnazjum. Znaleźli sobie z chłopakiem polankę w lesie, niestety wybrali czas, gdy kręciło się tam mnóstwo grzybiarzy. Trafili chyba najgorzej, jak mogli – nakryła ich nasza sąsiadka, okoliczna dewotka. Opowiedziała o tym całej wsi, odsądzając młodych od czci i wiary. Ludzie gadali długo – młoda dziewczyna realizująca się seksualnie była w ich oczach po prostu k*rwą. Kuzynka wyprowadziła się do internatu, potem na studia, zniknęła wsi z oczu, więc w końcu ucichło – mówi Sylwia.
Drugiej historii nie zapomniano tak szybko. – Dziewczyna z mojej klasy, miała może 18–19 lat. Ktoś nakrył ją z facetem w samochodzie w ustronnym miejscu, zrobił zdjęcie na pamiątkę. Obiegło pół wsi. Dziewczyna miała już nieślubne dziecko, więc jej życie seksualne bardzo długo było obiektem publicznej debaty, tym bardziej że później wyszła za mąż za dużo starszego od siebie faceta. W końcu się rozwiodła i stąd wyjechała – kończy Sylwia.
Grzeszne uciechy. A może wręcz przeciwnie?
Powiązanie erotyki z przyrodą to silny motyw naszej kultury. Dr Łuczaj podaje na to liczne przykłady: od greckiej mitologii, biblijnej "Pieśni nad pieśniami" i wierzeń Słowian, przez polską kulturę chłopską ("Miłość ludowa, żywiołowa i niewybredna, jest realizowana tam, gdzie pożądanie dopadnie kochanków – w lasku, na chruście, w porębie, na góreczce, na pulchnej i jeszcze ciepłej ziemi po wykopkach ziemniaków"). "Śniadanie na trawie" Maneta, "Pan Tadeusz", erotyki Leśmiana (wiersz w "Malinowym chruśniaku" i cały tom "Łąka"), powieść erotyczna Zbigniewa Nienackiego "Raz w roku w Skiroławkach" – wszędzie tam wątek seksu w naturze nie tylko się przewija, ale często wręcz przewodzi.
Dla dr. Łuczaja seks w okolicznościach przyrody to nie tyle urozmaicenie seksu pod dachem, ile przede wszystkim głęboki, fizyczny i metafizyczny kontakt z przyrodą i jej "nie-ludzkimi aktorami". "Wrażliwość na naturę, zmysłowy styk faktury przyrody i naszej erotyczności. Bez względu na to, czy jest to nastolatek obciągający sobie konia w pokrzywach, zakochana w sobie para na łące, pijana orgia…", pisze. W "Seksie w wielkim lesie" dzieli się opisem jednej ze swych najbardziej wzruszających erotycznych przygód – wspomnieniem wędrówki przez świerkowy las na wyspie Sarema w Estonii: "Nie wydarzyło się nic, co sobie wyobrażasz. Leżeliśmy i gadaliśmy o kwiatach, pośród mchów, i było to takie słodkie. A potem poszliśmy do estońskiej sauny".
Dr. Łuczaja zdumiewa, ile osób nigdy nie kochało się w naturze, uznając to być może za grzech. "A może właśnie w ten sposób przenosimy się do czasów sprzed grzechu pierworodnego?", pyta.
Natalia Grubizna rozumie, że nie każdy ma możliwość ruszyć w dzicz. Nie każdy też chce to robić. Jeśli chce, sposoby są przeróżne. – Seks w miejscu publicznym nie musi być pełnym stosunkiem z partnerem. Może to być sexting, masturbacja solo i wzajemna, używanie gadżetów erotycznych sterowanych pilotami, aplikacjami. Zamiast rozbierać się do naga, możemy stać albo usiąść partnerowi na kolanach, pieścić ciało rękami. W takiej sytuacji też znacznie łatwiej jest się zebrać do kupy, udawać, że "nic tu się nie dzieje". Wielu z nas ma ogródki i działki ROD – podpowiada.
A co, jeśli tylko jedno z pary chce się kochać na łonie natury, a drugie stanowczo odmawia? – Do seksu nie należy się zmuszać – mówi Grubizna. – Za to warto sobie zadać pytanie, co my przez ten seks na łonie natury rozumiemy. Może ktoś nie jest otwarty na penetrację na plaży, ale na zabawę wibratorem już tak? Gdzie jest punkt oporu? W niechęci do obnażania się? Potrzebie bezpiecznej przestrzeni? Wiele osób nie zazna przyjemności, jeżeli cały czas będzie się oglądać, czy ktoś nie idzie, albo myśleć o mrówkach czy komarach. Czasem fantazja o seksie w naturze jest tylko miłą opcją. Kiedy indziej to bardzo ważna potrzeba. Jeśli partner/ka jej nie podziela, może być trudno to pogodzić – kończy ekspertka.
*Niektóre imiona zostały zmienione na prośbę bohaterek i bohaterów.
Paulina Dudek. Dziennikarka, redaktorka, absolwentka Polskiej Szkoły Reportażu. Twórczyni cyklu mikroreportaży wideo "Zwykli Niezwykli" i współautorka "Pomocnika dla rodziców i opiekunów nastolatków". Nagrodzona Grand Video Awards, nominowana do Grand Press.