
Piłka nożna kobiet w świadomości dużej części Polaków po prostu nie istnieje. Bo czy wiemy, jak nazywa się selekcjonerka naszej reprezentacji? Albo czy umiemy przywołać imiona przynajmniej kilku zawodniczek? Pytania, które nam wydają się bardzo trudne, w wielu krajach Europy Zachodniej okazałyby się śmiesznie proste. Zainteresowanie kobiecą piłką nożną jest tam nieporównywalnie większe. Dość powiedzieć, że mecz tegorocznego finału Pucharu Anglii pomiędzy żeńskimi drużynami Chelsea i Manchesteru City przyciągnął na Wembley 49 tys. widzów, a finał Pucharu Polski z udziałem Czarnych Sosnowiec i Śląska Wrocław nie zapełnił nawet w połowie liczącego 4300 miejsc stadionu MOSiR w Puławach. Nawet jeśli weźmiemy pod uwagę, że Wielka Brytania jest ojczyzną futbolu, dysproporcja jest ogromna.
Historyczny rekord frekwencji na meczu kobiet należy do Hiszpanii, a dokładnie do FC Barcelony, którą podczas meczu przeciwko Wolfsburgowi w półfinale ostatniej edycji Ligi Mistrzyń obserwowało i dopingowało na Camp Nou 91 648 osób.
Noc w pociągu, mecz o 11
Trudno powiedzieć, kiedy rozpoczęła się historia piłki nożnej kobiet w Polsce. Adam Drygalski w książce "Piłkarki. Urodzone, by grać" proponuje datę 27 czerwca 1981 roku. Tego dnia Biało-Czerwone zadebiutowały w meczu międzypaństwowym z Włoszkami w Katanii i przegrały 0:3.
- W latach 90. to było kompletnie amatorskie uprawianie tego sportu. Zdarzało się, że na mecz jechałyśmy całą noc pociągiem. Wyjeżdżałyśmy o 19, o 7 rano byłyśmy na miejscu, a o 11 grałyśmy spotkanie. Pieniądze? Zwracali nam za bilety - opowiada Agnieszka Drozdowska, piłkarka Czarnych Sosnowiec w latach 1991-2010 i reprezentacji Polski od 1991 do 2005 roku.
Nina Patalon, selekcjonerka kobiecej reprezentacji, na swoim przykładzie opowiada, jak nonsensowny dla wielu ludzi był w latach 90. pomysł, by kobieta trenowała piłkę nożną: - Gdy byłam dzieckiem, to myślałam, że jestem jedyną dziewczynką na świecie, która gra w piłkę. Przez przypadek znalazłam w jakimś kobiecym magazynie artykuł poświęcony Agnieszce Gajdeckiej i Marzenie Siwińskiej, czyli ówczesnym piłkarkom. Ja tę gazetę pokazywałam wszystkim i mówiłam: zobaczcie, jednak kobiety grają, a wy wszyscy mówicie, że nie.
Radosław Kossakowski, prof. Uniwersytetu Gdańskiego, który bada kulturę futbolu, mówi: - Młoda dziewczyna, która chciała uprawiać ten sport, automatycznie musiała się zmagać z całym pakietem stereotypów. To powodowało, że wiele z nich nie podejmowało treningów lub z nich rezygnowało. Takie postrzeganie piłkarek zmienia się na Zachodzie i ta rewizja myślenia do nas też w końcu dotrze.
A czy jest szansa, że kiedyś także sportowo uda nam się dogonić kraje Europy Zachodniej?
- Zaczęliśmy wprowadzać standardy i profesjonalizować naszą ligę dopiero w 2019 roku. Potrzebujemy lat, by mierzyć się jak równy z równym z tymi najsilniejszymi zespołami, jak Norwegia czy Belgia – mówi selekcjonerka reprezentacji Polski.
Nasze zawodniczki nie tylko nie zagrają na kobiecym Euro, ale także nie mają już szans na awans do mistrzostw świata. - Awans na mundial byłby ogromnym sukcesem i zaskoczeniem, a nie rezultatem jakiegoś długoterminowego planu – twierdzi Nina Patalon.
Czy "jest kim grać"?
Sukces kadry narodowej często jest pochodną silnych rozgrywek ligowych. Jak wygląda polska liga kobieca? Na poziomie centralnym rywalizuje po 12 zespołów w Ekstralidze i I lidze, w II lidze są dwie grupy po 12 drużyn. Dodatkowo kluby walczą o zwycięstwo w Pucharze Polski. Tegoroczną mistrzynią Ekstraligi jest UKS SMS Łódź, a najwięcej razy w historii triumfowały Czarni Sosnowiec i AZS Wrocław. W najwyższej klasie rozgrywkowej nie znajdziemy Legii Warszawa, Lecha Poznań ani wielu innych wielkich marek znanych z męskiego futbolu.
Do tej pory żaden rodzimy klub nawet nie zakwalifikował się do Ligi Mistrzyń. Za to niemieckie triumfowały w nich już dziewięciokrotnie, francuskie ośmiokrotnie, angielskie tylko raz, ale aż dziesięć razy walczyły w półfinale. Polskie drużyny męskie na tym poziomie również radzą sobie fatalnie, jednak ich obraz wydaje się ciut lepszy dzięki Legii Warszawa, która w Lidze Mistrzów zagrała w 2016 roku.
Może więc wzmocnieniem dla reprezentacji będą piłkarki grające w zagranicznych klubach? Mamy raptem kilka zawodniczek prezentujących wysoki, europejski poziom. Ewa Pajor z Wolfsburga jest aktualną mistrzynią Niemiec i królową strzelczyń Bundesligi z 2019 roku. W najlepszym zespole naszego zachodniego sąsiada występuje również Katarzyna Kiedrzynek, która w 2017 roku w głosowaniu FIFPro (Światowy Związek Piłkarzy i Piłkarek) została uznana za trzecią najlepszą bramkarkę świata, chociaż przez kontuzję w ostatnim sezonie grała bardzo mało. Paulina Dudek występuje regularnie na pozycji obrońcy w drużynie wicemistrza Francji Paris Saint-Germain.
- Ewa od początku przygody z piłką charakteryzowała się niesamowitymi umiejętnościami motorycznymi, jej szybkość i dynamika były na zupełnie innym poziomie niż u koleżanek. Paulina wyróżniała się genialną lewą nogą i świetnym przeglądem pola. Ale te predyspozycje na nic by się zdały, gdyby nie odpowiedni charakter. Te dziewczyny wiele różni, ale łączy je ogromna pracowitość i determinacja, dzięki której pokonywały przeciwności. Miały też odwagę, by wyjechać z Polski i przenieść się do zagranicznego klubu, kiedy przytrafiła się ku temu okazja. Wiele dziewczyn odkłada tę decyzję na potem, a wtedy bywa, że jest już za późno – tłumaczy Nina Patalon.
Dlaczego osiągających sukcesy piłkarek mamy tak mało? Największym problemem dla rozwoju kobiecego futbolu pozostają bariery społeczne. Prof. Henk Erik Meier z Uniwersytetu w Münster w Niemczech wskazał w swojej pracy naukowej "The Development of Women’s Soccer: Legacies, Participation, and Popularity in Germany", że kraje, które mają stosunkowo małe problemy z nierównościami płci, są wysoko w kobiecym rankingu FIFA. Spójrzmy chociażby na Stany Zjednoczone, Szwecję i Kanadę, które przecież w męskim futbolu są drużynami co najwyżej przeciętnymi, za to we wspomnianym rankingu zajmują odpowiednio pierwsze, drugie i szóste miejsce.
Zuzanna Walczak, koordynatorka rozwoju piłkarstwa kobiecego w PZPN, mówi: - Często zdarza się, że sekcje dziewczęce muszą walczyć z chłopięcymi o sprawiedliwy dostęp do boisk. To ich właściciel, którym często jest samorząd, decyduje, komu je wynajmie. W samorządach pracują ludzie, którzy nie są wolni od uprzedzeń i niekiedy nawet nie słyszeli o piłce nożnej kobiet. Nagle przychodzą do nich trenerki, które w ich mniemaniu mają absurdalny pomysł, by ją uprawiać. Często kończy się na tym, że ze względu na lekceważące podejście do tego tematu dziewczyny dostają gorsze boiska w najmniej korzystnych godzinach.
Kolejną przeszkodą są stosunkowo niskie zarobki, które zmuszają większość zawodniczek do poszukiwania dodatkowej pracy. Piłkarki, które w Ekstralidze stanowią o sile swoich drużyn, zarabiają około 3-5 tys. zł brutto miesięcznie. Tylko nieliczne mogą liczyć na wyższe wynagrodzenie.
- Ciężko byłoby mi żyć tylko z grania w piłkę. Jednocześnie jestem radczynią prawną, lubię moją pracę, ale gdybym mogła się bez niej obejść, to zajęłabym się nią znacznie później - mówi Anna Bocian, zawodniczka ekstraligowego Śląska Wrocław.
W Hiszpanii, Niemczech, Belgii, we Francji, Włoszech czy Anglii zarobki piłkarek są wielokrotnie wyższe - w Wielkiej Brytanii jest to średnio nawet około 40 tys. dol. rocznie według Soccerblade.com. W tych krajach budżety drużyn kobiecych również nie mogą konkurować z męskimi, jednak są wystarczająco wysokie, by zawodniczki nie musiały szukać dodatkowej pracy.
Barcelona może pochwalić się planem finansowym na poziomie 4,5 mln euro, a w przypadku Olympique Lyon i Wolfsburga mówimy nawet o 10 mln euro. Dla porównania budżet Czarnych Sosnowiec w sezonie 2021/2022 wynosił około 2 mln zł, a przecież to jeden z największych klubów Ekstraligi.
Budżety polskich klubów kobiecych zasilane są dzięki współpracy z miastem, umowom sponsorskim i wsparciu PZPN-u. Bilety na mecze kobiet są za to często darmowe, ale i tak kibiców na trybunach liczy się co najwyżej w setkach.
Piotr Nowak z Komisji Rozwoju Piłkarstwa Kobiecego Mazowieckiego Związku Piłki Nożnej mówi, że mnóstwo piłkarek rezygnuje z grania, gdy stykają się z finansowymi realiami: - Dramatem jest to, że dziewczyna, która poświęcała się przez całe lata dla tego sportu, codziennie miała treningi, przygotowywała się fizycznie, stosowała odpowiednią dietę i rzeczywiście grała świetnie, wchodzi w wiek dorosły, orientuje się, ile będzie zarabiać, i piłkę porzuca, bo już po prostu nie ma siły.
PZPN dostrzegł: kobiety też grają w piłkę
PZPN niedawno zwiększył wsparcie finansowe dla klubów kobiecych. Od sezonu 2020/2021 zwycięzca Pucharu Polski dostaje nagrodę w wysokości 400 tys. zł, a finalista 100 tys. zł. Wcześniej to było odpowiednio raptem 35 tys. zł i 20 tys. zł. Ponadto od 2021 roku każdy klub Ekstraligi może liczyć na wsparcie w wysokości 100 tys. zł za sezon. Wcześniej było to symboliczne 15 tys. zł. Znacznie zostały zwiększone również nakłady na rozgrywki na niższym poziomie.
Kolejnym dobrym posunięciem było podpisanie z TVP Sport umowy, na mocy której stacja od sezonu 2020/2021 jest zobligowana do transmitowania jednego meczu kobiecego w każdej kolejce Ekstraligi. Spotkania są w otwartym kanale i chociażby dlatego cieszą się przyzwoitą oglądalnością - rekordowy w 2021 roku był pojedynek GKS-u Katowice z Medyką Konin, który przyciągnął przed ekrany telewizorów ponad 150 tys. widzów. To jednak niewiele w porównaniu z meczami ekstraklasy, które na tym samym kanale zwykle ogląda około 500 tys. widzów.
- Pozyskać sponsorów jest bardzo trudno, jednak dzięki transmisjom meczów mamy przynajmniej kartę przetargową w rozmowach z firmami, którym zależy na pokazaniu się w ogólnopolskiej telewizji - mówi Grzegorz Majewski, dyrektor ds. sportowych Czarnych Sosnowiec.
Prezes PZPN Cezary Kulesza przekonuje, że sponsorzy powinni przestać się obawiać inwestycji w tę dyscyplinę: - Strach jest zupełnie niepotrzebny. Futbol kobiecy rozwija się prężnie na całym świecie. I choć oczywiście w krajach takich jak Niemcy, Francja czy Włochy ta dyscyplina jest bardziej popularna niż w Polsce, to jednak i u nas dokonuje się jej stabilna profesjonalizacja.
Telewizja ma pomóc nie tylko w przyciąganiu do dyscypliny pieniędzy, ale także w zmienianiu świadomości społecznej. - Musimy wyjść z piłką nożną kobiet do ludzi, pokazać im ją, a jestem pewna, że pozyskamy wielu nowych kibiców. Mamy dobry produkt, do którego część ludzi jest źle nastawiona tylko dlatego, że go nie zna - mówi Nina Patalon.
Selekcjonerka zwraca też uwagę, że powinniśmy zwiększyć konkurencję wśród zawodniczek, jeśli myślimy o jakichkolwiek sukcesach. - Kluczem jest rosnąca liczba uprawiających ten sport dziewczyn, dzięki temu będzie zwiększać się rywalizacja, a przez to jakość samych zawodniczek. Będziemy mieli silniejszą ligę, a potem reprezentację. Potrzebujemy minimum 100 tys. piłkarek i uważam, że jest to do zrobienia.
Czy rzeczywiście?
Dla porównania: w Polsce zarejestrowanych było pod koniec zeszłego roku 434 216 zawodników uprawiających piłkę nożną, a zawodniczek w tym momencie jest około 26 tysięcy.
Ale treningi w szkółkach dla najmłodszych piłkarek zaczynają cieszyć się coraz większą popularnością. - Z roku na rok więcej dziewczynek chce grać w piłkę. Widzimy to chociażby po naszej akademii i większej liczbie rodziców, którzy przychodzą do nas, by zapisać swoje dziecko. Myślę, że duża w tym zasługa Ewy Pajor czy Pauliny Dudek, których sukcesy stanowią inspirację - opowiada Magdalena Dembińska, współzałożycielka warszawskiej szkółki Diamonds Academy.
Od sezonu 2019/2020 zreformowano rozgrywki lig młodzieżowych. Jedną z najważniejszych zmian było zlikwidowanie Turnieju Mistrzostw Polski U-19 i utworzenie Centralnej Ligi Juniorek U-17, w której bierze udział 20 drużyn. W 2021 roku przyjęto uchwałę, na mocy której co roku roku mają otrzymywać one wsparcie w łącznej kwocie 1 000 000 złotych. Cezary Kulesza twierdzi, że kluczem do tego, byśmy w przyszłości cieszyli się z sukcesu Polek, jest właśnie odpowiednie szkolenie.
- Chcemy profesjonalizować futbol kobiecy od podstaw – mówi. - Nie ma też wątpliwości, że zainteresowanie często rodzi się dzięki osiąganym sukcesom, dlatego wierzę, że lepsze szkolenie nowych zawodniczek sprawi, że będziemy występować na najważniejszych imprezach, osiągać sukcesy, przyciągać sponsorów i budować popularność dyscypliny.
O tym, że znaczące osiągnięcie na poziomie międzynarodowym bardzo by pomogło kobiecej piłce, mówi też Zuzanna Walczak. - My, Polacy, mamy w sobie coś takiego, że kiedy w jakimś sporcie osiągamy sukces na poziomie międzynarodowym, to natychmiast zaczynamy się nim interesować.
Wskazuje jednocześnie na kolejną ciekawą rzecz, która jej zdaniem jest bardzo ważna w kontekście rozwoju. – W interesie całej piłki nożnej, w tym w jej kobiecej odmianie, ważne jest, aby w PZPN-ie, regionalnych związkach, klubach i w całym środowisku było więcej kobiet w różnych rolach. Mężczyźni nie zawsze mają tak silną potrzebę walczenia o interes piłkarek. Przykład idzie też z biznesu – tam najlepiej widać, że różnorodne środowisko wpływa bardzo pozytywnie na osiągane wyniki.
Duży szyld, duże możliwości
Kluby francuskiej Ligue 1 albo mają w swoich strukturach sekcję kobiet, albo odprowadzają składki, które przeznaczane są na ich rozwój. W Hiszpanii piłkarki wywalczyły dwa lata temu pensję minimalną (16 tys. euro rocznie), zagwarantowaną na poziomie najwyższej klasy rozgrywek. Dodatkowo zapewnione im zostały świadczenia w postaci płatnych urlopów, zwolnień chorobowych itp. W Stanach Zjednoczonych już w latach 70. wprowadzono prawo, na mocy którego szkoły i uczelnie wyższe muszą przeznaczać tyle samo środków finansowych na sekcje sportowe drużyn męskich, co żeńskich.
Do tej pory tego typu rozwiązań nie przeniesiono na nasz grunt, jednak selekcjonerka Nina Patalon wskazuje na ważne podobieństwo pomiędzy tym, co w przeszłości działo się w krajach zachodnich, a tym, co teraz ma miejsce w Polsce. – Wiele małych klubów kobiecych w Hiszpanii i we Włoszech przejęły duże marki męskiego futbolu, co jednocześnie bardzo je profesjonalizowało. To zaczyna też się dziać w Polsce.
Rzeczywiście, duże rodzime kluby zaczęły interesować się piłką kobiecą. Pogoń Szczecin przejęła Olimpię Szczecin i od przyszłego sezonu będzie występować w Ekstralidze. Na taki sam krok zdecydował się Śląsk Wrocław, który dwa lata temu dokonał fuzji z AZS-em i od tego momentu również występuje w najwyższej klasie rozgrywkowej kobiet. Rzecznik klubu Śląska Wrocław Jędrzej Rybak twierdzi, że decyzja była motywowana przede wszystkim korzyściami wizerunkowymi.
– Chcieliśmy pokazać, że WKS Śląsk jest klubem otwartym dla wszystkich wrocławian i wrocławianek – mówi. – Atmosfera na meczach piłki kobiecej jest bardziej rodzinna, a kibice inaczej reagują na porażki. Kiedy drużyna kobiet przegra dwa–trzy mecze, to nie ma wśród fanów nerwowości i presji, tylko wsparcie. Chcemy takie osoby do nas przyciągnąć. Krótko mówiąc, piłka kobiet niesie ze sobą dużo więcej uśmiechu i pozytywnej energii.
Według Zuzanny Walczak na tego rodzaju fuzjach zyska cała dyscyplina: – Duże marki mogą dać piłkarkom o wiele większy rozgłos i reklamę. Ponadto te kluby mają zupełnie inne budżety, są lepiej zorganizowane i to wszystko może przełożyć się na profesjonalizację piłki kobiet.
Trener Śląska Piotr Jagieła, który przed przejęciem pracował w AZS-ie, potwierdza te słowa na swoim przykładzie: – Teraz występujemy pod szyldem klubu, który oferuje nam dużo więcej, począwszy od kibiców, możliwości treningowych, kadry szkoleniowej i wszystkiego, co jest z tym związane.
Marketingowe błogosławieństwo
W 2019 roku na zlecenie UEFA firma Kantar Media przeprowadziła badanie, w którym sprawdziła między innymi stosunek kobiet do piłki nożnej. Aż 63 proc. Polek stwierdziło, że się nią interesuje – przy średniej w Europie na poziomie 35 proc. Potencjał rozwoju dyscypliny jest więc w naszym kraju – przynajmniej na poziomie deklaracji – ogromny i mamy prawo być umiarkowanymi optymistami. W najbliższym czasie nie spodziewajmy się wielkiego międzynarodowego sukcesu reprezentacji, jednak i tak o piłce nożnej kobiet wkrótce w mediach może być bardzo głośno. Polska bowiem jest kandydatem na gospodarza mistrzostw Europy w piłce nożnej kobiet w 2025 roku.
– Bardzo by nam pomogła organizacja Mistrzostw Europy Kobiet, mocno się o to staramy w ostatnich miesiącach. Biorąc pod uwagę nasze doświadczenie w przeprowadzaniu podobnych imprez, wierzę, że mielibyśmy szansę dzięki niej rozpromować futbol kobiecy w całym kraju – mówi Cezary Kulesza.
Pozytywna decyzja Komitetu Wykonawczego UEFA (ma zapaść pod koniec stycznia przyszłego roku) byłaby dla dyscypliny marketingowym błogosławieństwem.
Jarosław Kocemba. Redaktor Plotek.pl. Absolwent Dziennikarstwa i komunikacji społecznej. W Plotku najbardziej lubi pisać o wszystkim, co jest związane ze sportem. Uwielbia podróżować. Kocha Portugalię, w której chciałby kiedyś zamieszkać. Od czasów szkolnych interesuje się polityką, którą potrafi zanudzać, gdy mu się na to pozwoli. Wierzy, że jeszcze będzie w Polsce normalnie. Jest w stanie udowodnić, że Władca Pierścieni to najlepszy film w historii.