Rozmowa
Od lewej Richard Baer, Josef Mengele oraz Rudolf Höss. Auschwitz, 1944 (fot. Domena publiczna)
Od lewej Richard Baer, Josef Mengele oraz Rudolf Höss. Auschwitz, 1944 (fot. Domena publiczna)

Strasznie wielki tłok w tym niebie, panie profesorze. 

Jezus wyraźnie mówił, że "w domu Ojca mego jest mieszkań wiele". 

Ale że aż tyle? 

Też, przyznaję, byłem tym osobliwym tłokiem zaskoczony. 

Jak to? Przecież Kościołem katolickim interesuje się pan nie od dziś. Kilka lat temu rozmawialiśmy o pańskiej książce "Młyny boże". Myślałem, że w tej materii nie da się pana zaskoczyć. 

A jednak. I powiem panu dlaczego. Dotychczas w obszarze mojego zainteresowania była instytucja Kościoła, szczególnie jej postawa wobec Zagłady. Tym razem postanowiłem wejść w głąb doktryny, dojść do sedna jednej z najbardziej fundamentalnych spraw, jaką jest bez wątpienia w chrześcijaństwie Boże miłosierdzie – nakaz miłości bliźniego i miłowania nieprzyjaciół, nawrócenie i co za tym idzie – zbawienie. A zatrzymałem się przy tym na dłużej, już ponad dekadę temu, za sprawą Rudolfa Hössa. 

Komendanta Auschwitz-Birkenau. 

Prototypowego, można powiedzieć, zbrodniarza. Człowieka, który nadzorował wymordowanie ponad miliona Żydów, więc trudno wyobrazić sobie kogoś jeszcze gorszego. I kiedy tak sobie czytam o jego ostatnich dniach w więzieniu w Wadowicach – zresztą Wadowice wydają się w tym kontekście bardzo znamienne – o tym, jak wrócił na łono Kościoła, jak się wyspowiadał i otrzymał komunię, a potem w stanie łaski uświęcającej poszedł na szubienicę, z której niechybnie trafił prosto do nieba, to zacząłem się mocno nad tym zastanawiać. 

Jacek Leociak (Fot. Jakub Porzycki / Agencja Wyborcza.pl)

Ja się o Hössie trochę w życiu naczytałem i wiedziałem o jego nawróceniu, ale szczerze mówiąc, traktowałem je raczej z pobłażliwością, bo jednak wizja tego potwora wracającego na łono Kościoła wydawała się zupełnie niemożliwa i zwyczajnie dość obrzydliwa. Tymczasem sprawa, jak pan pisze, nie jest w żadnej mierze błaha, lecz śmiertelnie poważna. 

Wydaje mi, że przeszedłem podobną drogę do pańskiej, bo również kiedyś patrzyłem na to wszystko raczej z pobłażliwością. Nie mogłem sobie jakoś wyobrazić komendanta Auschwitz w ramionach Jezusa. Jednak w końcu pomyślałem sobie, że trzeba się temu przyjrzeć na poważnie, bo nawrócenie i zbawienie to dla chrześcijan sprawa fundamentalna. Dlatego właśnie opowieść o wybranych zbrodniarzach poprzedzam rozdziałem natury, powiedziałbym, teoretyczno-teologicznej, bo jeśli mamy się tym nawróceniom przyjrzeć serio, musimy wiedzieć dokładnie, o czym mówimy.  

To jest przyglądanie się z zewnątrz Kościoła? 

Tak, bo ja jestem spoza Kościoła, ale uważając się za poważnego naukowca, postanowiłem maksymalnie neutralnie opisać interesujące mnie zjawisko. Opisać, co to znaczy nawrócenie – jakie są jego warunki, jak ono przebiega, jakie są jego konsekwencje. Oprócz tego zdecydowałem się nie podważać szczerości opisywanych przeze mnie nawróceń. Nie tylko dlatego, że mnie to nie interesuje, ale też dlatego, że to jest poza moim empirycznym poznaniem. Skupiłem się więc na dyskursach nawrócenia – na zapiskach, na dziennikach, na dokumentach. Interesuje mnie, dlaczego nawrócenia są dokonywane, w jaki sposób, jakie mają konsekwencje. I jak można się z tym zmierzyć, bo ja, mówiąc szczerze, czułem wobec nawróceń opisywanych przeze mnie zbrodniarzy wewnętrzny sprzeciw. 

Rudolf Höss przed Najwyższym Trybunałem Narodowym (fot. Domena publiczna)

Mam poczucie, że tzw. zdrowy rozsądek niejako samoczynnie nakazuje sprzeciw wobec tych nawróceń i ich konsekwencji. Też go podczas lektury odczuwałem, ale ciekawi mnie, czy ludzie z wewnątrz Kościoła, ludzie głęboko wierzący, będą mieli podobnie? 

Mnie to także bardzo interesuje. Interesuje mnie, co głęboko wierzący ludzie sądzą o komendancie Auschwitz w niebie. Fascynujące w tej kwestii jest również to, że nawrócenie i zbawienie może osiągnąć każdy, kto wypełni poszczególne punkty bardzo określonej procedury. Nie ma znaczenia, jakich zbrodni się dokonało w życiu. Procedura jest dla wszystkich taka sama i jeśli zostanie spełniona, zapraszamy do nieba. 

Teoria jednak często rozmija się z praktyką. Można coś teoretycznie uważać, ale w praktyce mieć z tym problem. Czy pan pytał funkcjonariuszy Kościoła, co sądzą o komendancie Auschwitz w niebie? 

Oczywiście. I wie pan, co usłyszałem? Że to jest tajemnica Bożego miłosierdzia. 

Jaki błyskotliwy unik. 

Który sporo nam mówi. 

Czym jest nawrócenie? To po prostu głęboka wewnętrzna przemiana? 

Tak, ale sama deklaracja głębokiej przemiany nie wystarcza. Kościół przygląda się nawróceniu, by stwierdzić lub odrzucić jego autentyczność. Gdy nawrócenie zostanie uznane za autentyczne, a potrzebna jest do tego praca osoby nawracającej się, następują kolejne kroki: głęboki żal za dotychczasowe postępowanie, wyznanie win, zadośćuczynienie i na końcu jest rozgrzeszenie, powodujące "ponowne narodziny". Innymi nieodłącznymi elementami nawrócenia są publiczne świadectwo nawrócenia i rekonstrukcja własnej biografii. Niemal każde nawrócenie ma również swojego akuszera, którym jest osoba głęboko wierząca, najczęściej duchowna. I pamiętajmy, że to nie nawrócony przychodzi do Jezusa, ale Jezus do nawróconego – to on zostawia owczarnię i szuka tej jednej czarnej owcy. 

"W niebie większa będzie radość z jednego grzesznika, który się nawraca, niż z dziewięćdziesięciu dziewięciu sprawiedliwych, którzy nie potrzebują nawrócenia" – mówi Ewangelia, a jedną z najbardziej znanych przypowieści nowotestamentowych jest ta o synu marnotrawnym. Jednak gdy się je zestawi z opisywanymi przez pana zbrodniarzami, sprawy się znacząco komplikują. 

Dlatego właśnie powstała ta książka, która pyta, czy jest coś, co powoduje, że syn marnotrawny nie powinien być jednak przyjęty z otwartymi ramionami. Czy rzeczywiście każdy grzesznik, który się nawraca, raduje niebo bardziej niż dziewięćdziesięciu dziewięciu sprawiedliwych? Kościół odpowiada na te pytania twierdząco, bo Jezus umarł na krzyżu za grzechy wszystkich. Nie ma tu żadnych wyjątków, wszyscy będą zbawieni. Włącznie z tymi, o których piszę, a dodam, że był to wybór z o wiele dłuższej listy. 

Maria Goretti (fot. Domena publiczna)

Zajrzyjmy zatem do nieba, gdzie jest na przykład Alessandro Serenelli. 

Serenelli został osadzony i skazany na 30 lat więzienia za morderstwo na 12-letniej Marii Goretti, którą próbował zgwałcić. Wyszedł w 1929 roku, przedterminowo, dzięki amnestii i dobremu sprawowaniu. To jest bardzo ciekawy przypadek, bo Serenelli już w trakcie morderstwa czuje siłę chrześcijańskiego przebaczenia. Według hagiograficznej legendy mała Maria, którą Alessandro dźga kuchennym nożem, przebacza mu, już kiedy on ją morduje. Mamy tu więc kicz przebaczenia w skali wręcz trudnej do przyjęcia. Serenelli przechodzi nawrócenie w więzieniu, idzie więc prosto do nieba, gdzie czeka na niego zamordowana Maria, która została otoczona przez Kościół wielkim kultem i stała się bardzo popularną świętą przywoływaną przez największych, włącznie z Janem Pawłem II. 

A na czym polegała jej świętość? 

Na tym, że broniła swojej cnoty nawet za cenę utraty życia. Jej życie dla Kościoła okazało się mniej ważne niż cnotliwość. Ten niezwykle ciekawy przypadek pokazuje też, jak Kościół potrafi z potwornej, zupełnie bezsensownej zbrodni stworzyć bardzo pozytywną, umoralniającą historię, bo morderca się nawrócił i został nawet zakonnikiem, a jego ofiara – świętą. Genialne, prawda?  

To mnie już zupełnie nie dziwi, że Szymon Hołownia broni w swojej książce "Monopol na zbawienie" Jacques’a Fescha, kolejnego mordercy z pana książki, argumentując, że przecież się nawrócił.  

Nie zdradzajmy, co zrobił Fesch, żeby nie zabierać przyjemności lektury czytelnikom. Powiedzmy tylko, że Fesch został zgilotynowany w 1957 roku. Zanim się to stało, spędził trzy lata w więzieniu, gdzie się nawrócił, wchodząc bardzo łatwo w nieznośną dewocyjno-jarmarczną retorykę, której używa do opowiadania o swoim nawróceniu. Odpustowy poziom jego mistycznego dziennika jest po prostu nie do opisania, co jest z kolei bardzo ciekawe w kontekście Szymona Hołowni, do którego ten język przemawia i inspiruje go do pośmiertnej obrony Fescha. Nie muszę chyba dodawać, że ofiara Fescha jest zupełnie drugorzędna. Jej zamordowanie było mu wręcz potrzebne do nawrócenia, a w konsekwencji do przyjęcia w niebie. 

Co jest, delikatnie mówiąc, bardzo irytujące. 

Irytacja generalnie towarzyszyła mi przy pisaniu tej książki i myślę, że będzie też towarzyszyła czytelnikom, bo infantylność, z jaką ludzie Kościoła traktują przywoływanych przeze mnie zbrodniarzy, jest w rzeczy samej niewiarygodna. Tak jak łatwość, z jaką straszne zbrodnie zamieniają w słodkie opowiastki, których bohaterami stają się o wiele częściej mordercy niż ofiary.  

Susan Atkins w lutym 2001 roku (fot. Domena publiczna) , Charles Manson w czerwcu 2011 r. (fot. Domena publiczna)

O sekcie Mansona i dokonanej przez nią zbrodni na między innymi Sharon Tate, będącej w ósmym miesiącu ciąży żonie Romana Polańskiego, słyszał pewnie każdy. Sprawcy tej krwawej orgii, bo trudno ją inaczej nazwać, wylądowali w więzieniu, gdzie troje z nich się nawróciło. Susan Atkins, która dźgała nożem Sharon Tate, nie tylko ujrzała Jezusa, ale nawet sama zaczęła uzdrawiać jak Jezus. Kiedy o tym czytałem, myślałem, że się – pardon le mot – porzygam.  

Proszę nie przepraszać, bardzo się cieszę, że tak pan na to reaguje, bo wydaje mi się, że inaczej nie można. Sprawcy tej jednej z najgłośniejszych zbrodni Ameryki przeszli nawrócenie i poszli do nieba. Troje z nich miało wizje, które są żywcem wyjęte z czasów, w których żyli, czyli rewolucji kontrkulturowej, dzieci kwiatów i musicalu "Hair" połączonych z literaturą dewocyjną. W wizjach Atkins mamy i Jezusa w świetlistych szatach, i truskawkowe pola z przeboju Beatlesów. Mamy tu też, co ustaliliśmy wcześniej, akuszera nawrócenia, którym jest więzienny kapelan, czyli kościelny agent, profesjonalista, który pomaga wejść do nieba.  

Bardzo skutecznego agenta nawrócenia, wielebnego Guido Todeschiniego, miał Pietro Maso, który brutalnie zamordował swoich rodziców, a potem się nawrócił i został, jak pan pisze, "celebrytą nawrócenia". Tak wielkim, że bardzo się spodobał najpierw Janowi Pawłowi II, a potem Franciszkowi. Jak to jest w ogóle możliwe? 

Również bardzo długo się zastanawiałem, jak to jest możliwe, bo sprawa Pietra Maso to jest już naprawdę szczyt cynizmu i bezczelności. Znów – nie opowiadajmy jego historii, niech czytelnicy sami się z nią zapoznają. Dodajmy tylko, że ona naprawdę dużo mówi o Kościele. Człowiek, który wymyślił, że zgarnie spadek po rodzicach, jeśli ich brutalnie zamorduje we własnym domu, zostaje wielbionym przez Kościół celebrytą. Jak pan widzi, niezbadane są ścieżki Pana. 

Zbadane są za to ścieżki uciekających po II wojnie światowej nazistowskich zbrodniarzy, którym by się to nie udało, gdyby nie pomoc Kościoła. Część jednak złapano i osądzono, z karą śmierci włącznie. Tak jak Rudolfa Hössa, od którego zaczęliśmy. On i paru innych nazistów, o których pan pisze, nawraca się, by niechybnie trafić do nieba, ale czy można im tego odmówić, skoro, jak mówi papież Franciszek o wojnie, w której Rosjanie mordują Ukraińców, "wszyscy jesteśmy winni"? Te słowa były dla mnie oburzające, ale po lekturze pańskiej książki już nie są.  

Nie są, jeśli poważnie potraktuje się chrześcijaństwo. Poważnie, czyli nieselektywnie. A jeśli nieselektywnie, to trzeba słowa Franciszka przyjąć, bo z punktu widzenia Kościoła nie ma większego znaczenia, kto kogo zabija, w tym sensie, że nawet największy morderca może, jeśli się nawróci, trafić do nieba. Dlatego nie mam żadnej wątpliwości, że Rudolf Höss, komendant Auschwitz, jest w niebie, cokolwiek sobie o tym myślimy. Zgodnie z nauczaniem Kościoła katolickiego zbrodniarze z Buczy, jeśli się nawrócą, również powędrują do nieba. I proszę nie próbować ogarnąć tego rozumem, panie redaktorze, bo to jest tajemnica Bożego miłosierdzia. 

"Wiemy, że według katolików nawróceni zbrodniarze są w niebie, a gdzie są ich ofiary?" – pyta pan w książce. 

I z tym pytaniem nas zostawię. Niech każdy sam sobie na nie odpowie.  

Książka "Zapraszamy do nieba. O nawróconych zbrodniarzach" do kupienia w Publio >>>

Prof. Jacek Leociak. (ur. 1957) Kierownik Zakładu Badań nad Literaturą Zagłady w Instytucie Badań Literackich PAN, członek założyciel Centrum Badań nad Zagładą Żydów przy Instytucie Filozofii i Socjologii PAN i redaktor rocznika "Zagłada Żydów. Studia i Materiały". Jest autorem i współautorem wielu książek, za "Młyny boże. Zapiski o Kościele i Zagładzie" był nominowany do Nagrody Literackiej Nike. Został uhonorowany prestiżową Nagrodą im. Kazimierza Wyki przyznawaną za wybitne osiągnięcia w dziedzinie eseistyki oraz krytyki literackiej i artystycznej. Zajmuje się różnymi formami zapisu doświadczeń granicznych. 

Mike Urbaniak. Jest dziennikarzem kulturalnym weekendowego magazynu Gazeta.pl, polskiej edycji Vogue, gdzie prowadzi także swój queerowy podcast Open Mike oraz felietonistą poznańskiej Gazety Wyborczej. Pracował w Polskim Radiu, pisał m.in. do Wysokich Obcasów, Przekroju, Exklusiva, Notatnika Teatralnego, Beethoven Magazine czy portalu e-teatr.pl