
Tekst został opublikowany w 2021 roku. To jeden z najchętniej przez Was czytanych artykułów Weekendu
46 – tyle lakierów do paznokci ma Beata*. Najwięcej czerwonych – 21. A dalej różnie: brązowe, zielone, trafi się landrynkowy róż i neonowożółty. – Wszystkie kupiłam na poprawę nastroju – mówi.
Ale paznokcie ma niepomalowane. – Bo ja ich nie używam, tylko kupuję – milknie.
Zaczęło się niewinnie. – Miałam ciężki dzień w pracy, pomyślałam, że poprawię sobie humor jakimś drobnym zakupem. W drogerii zobaczyłam czerwony lakier do paznokci. Taki luksus za parę złotych – wspomina Beata.
Zapłaciła, wrzuciła do torebki i rzeczywiście poczuła się lepiej. Na godzinę.
Potem kupowała lakiery coraz częściej, zawsze "na poprawę nastroju". – Powtarzałam sobie, że wydaję tylko kilkadziesiąt złotych w miesiącu, a znam kobiety, które przepuszczają na ubrania pół pensji. Inna sprawa, że ja nie mam takich możliwości. Oboje z Pawłem*, moim mężem, zarabiamy raczej średnio, mamy wspólne konto, kredyt na mieszkanie, wspomagamy finansowo moją mamę, więc na pewno nie byłabym w stanie ukryć dużych wydatków.
Ukryć to w świecie zakupoholików słowo klucz.
Po którejś uwadze Pawła, że "znowu nowy lakier", Beata zaczęła je chować: w torebce, w szufladach, za detergentami. Pomyślała, że coś jest nie tak, gdy zakupy na pocieszenie zaczęły dołować. Ale kupowała dalej, już z poczuciem winy.
Gdy ma lepszy dzień, myśli sobie: ta buteleczka była ostatnia, co to za problem przestać? Ale gdy czuje się gorzej – a w pandemii, jak mówi, psychicznie łatwo nie jest – od razu "nią telepie". Najchętniej kupiłaby wtedy wszystko: lakiery, kremy, maseczki, olejki do ciała, szminki, do tego kilka par nowych butów. A potem rozłożyła je na łóżku i oglądała godzinami. I żeby nikt nic od niej nie chciał.
Milion zakupoholików? "Chyba zdiagnozowanych"
Oficjalnie w Polsce żyje milion zakupoholików. Tak wynika z danych CBOS-u**, który o uzależnienia behawioralne, czyli od zachowań – między innymi korzystania z telefonu, sieci, hazardu czy kompulsywnych zakupów – pyta Polaków co pięć lat. Ostatnio w 2019 roku, więc danych z czasów pandemii jeszcze nie znamy. Z raportu wynika, że problem kompulsywnego kupowania dotyczy 3,7 proc. Polaków powyżej 15. roku życia. Według CBOS-u pod wpływem niedającego się opanować wewnętrznego przymusu kupują głównie młodzi, poniżej 35. roku życia. Najbardziej zagrożone są nastolatki w wieku 15–17 lat. Kompulsywnie kupuje 15,9 proc. dziewczynek i aż 12,3 proc. chłopców. Aż, bo pięć lat wcześniej chłopców zakupoholików nie było wcale. Przynajmniej na papierze.
Informację o milionie polskich zakupoholików psycholożka i terapeutka uzależnień Małgorzata Słowik kwituje: – Milion? Chyba zdiagnozowanych.
Czyli tych, którzy trafili do specjalistów, najczęściej już w fazie chronicznej. – Gdy zaczęły się problemy finansowe i w relacjach. Takich pacjentów Słowik miała kilkoro. – Jedna pacjentka przyszła do mnie, gdy wydało się, że okradła członków rodziny. Od dawna podbierała drobne kwoty, wyszło przy większej. Rodzina zagroziła: sprawa w sądzie albo terapia. Ponieważ kupowała dla dzieci i dostawała dużo społecznych "głasków", bo dzieci zawsze pięknie wyglądały, bardzo trudno było jej wyjść z uzależnienia.
Zdaniem Małgorzaty Słowik w Polsce zakupoholizm to najmniej widoczne i najbardziej bagatelizowane uzależnienie.
Alkoholika można poznać na kilometr. Zakupoholika nie widać. Nadmierne kupowanie bagatelizujemy u siebie i innych. Bo przecież zakupy musi robić każdy. Kupowanie wręcz wpisuje się w obowiązujący konsumpcjonistyczny styl życia. Kupuję, stać mnie, mogę się pochwalić. To ma bardzo duży wpływ na poczucie własnej wartości
– wyjaśnia terapeutka.
Zakupoholik z wężem w kieszeni
Opowiadam o, wydawałoby się, nieszkodliwym przypadku Beaty. Małgorzata Słowik zaznacza, że żeby zdiagnozować zakupoholika, trzeba zrobić bardzo dokładny wywiad, bo to uzależnienie wyjątkowo niejednorodne. Do tego stopnia, że można być zakupoholikiem, w ogóle nie wydając pieniędzy. Wystarczy myśleć o zakupach obsesyjnie, godzinami oglądać wystawy sklepowe lub strony w internecie, niczego nie wrzucając do koszyka.
Wspomina pacjenta, który przez kilkanaście lat chodził oglądać buty, ale ich nie kupował. – To tak zwani window shopperzy: stoją przed wystawami sklepowymi jak pijani. Wyobrażają sobie, co by kupili i gdzie by w tym poszli. Planują swoje fantastyczne życie. Często to osoby, które w dzieciństwie miały rozbudowaną fantazję na temat bycia lepszym. Na przykład tata pił, w domu pieniądze były tylko na alkohol, są nauczone, że nie można wydawać. Tacy już w ogóle nie trafiają na terapię – zdradza.
Typów zakupoholików jest dużo więcej. – Obsesyjni kupują, żeby regulować emocje. Impulsywni to często ludzie z listą, ale zamiast wydać 100 zł, wydają 200 i nie wiedzą, jak to się stało. Są hobbyści, kolekcjonerzy. Wreszcie poszukiwacze okazji – kupują tony zbędnych rzeczy tylko dlatego, że były tanie lub w promocji – wylicza terapeutka.
Z badania CBOS-u wynika, że w zakupoholizmie niewielkie znaczenie ma wykształcenie. Co ciekawe, drugorzędne są też zarobki – problem z nałogowym kupowaniem mają wcale nie najbogatsi, lecz głównie osoby o miesięcznych dochodach wynoszących 1800–2499 zł. Aż jedna trzecia zakupoholików (34,6 proc.) nie ma własnych dochodów.
Największą rolę odgrywają wiek i płeć. 80, a nawet 90 proc. zakupoholików diagnozowanych w testach przesiewowych lub klinicznie to kobiety. W badaniach CBOS-u ich odsetek wyniósł 74,2 proc.
Zdaniem Małgorzaty Słowik mężczyźni są zakupoholikami bardziej ukrytymi. – Idą w gadżety, eksperckość.
I zadłużają się. Potwierdza to raport CBOS-u: skłonność do zapożyczania się w celu spełnienia swoich zachcianek zakupowych dużo częściej dotyczy mężczyzn (51,4 proc.) niż kobiet (19,5 proc.).
W pandemii do Małgorzaty Słowik przyszła pacjentka i powiedziała, że ma garaż makaronu. Do tego kasze, ryże, puszki z jedzeniem. Ale makaronu najwięcej, może nim wyłożyć ściany. – Powiedziała, że w lockdownie mężowi tak się zrobiło, nie zjedzą tego do końca świata. Zawsze widziała, że on dużo kupuje, ale lęk przed COVIDEM-19 odpalił u niego fazę chroniczną.
Mąż innej pacjentki kupował zegarki, doszedł do około 50 sztuk. Z czasem różniły się już tylko detalami, które on analizował w sieci godzinami.
Kobiety często ukrywają zakupoholizm pod szczytnym celem – zakupami "dla dzieci".
A co z Beatą? – Objawem osiowym zakupoholizmu jest kupowanie w celu regulacji emocji, czyli na przykład na "poprawę nastroju". Właściwie na tym diagnozę moglibyśmy zakończyć. Jeśli pani znajomej w regulacji emocji nie pomaga już nic innego, kupowanych rzeczy nie używa, a tolerancja na kupowanie – jak przy każdym uzależnieniu – zwiększyła się jej na tyle, że musi kupować coraz więcej, by znów poczuć się dobrze, to niestety jest już wiele jednoznacznych kryteriów diagnostycznych zakupoholizmu – mówi terapeutka.
200 par spodni
Zosia Zochniak, współtwórczyni projektu Ubrania do Oddania, w którym każde 10 kg nadesłanych przez ludzi nieużywanych ubrań przeliczane jest na 10 zł dla wybranej organizacji charytatywnej, irytuje się, kiedy słyszy, że zakupoholizm to "fanaberia wystrojonych laseczek, które nie pamiętają, że mają kilka takich samych sukienek". – Tak pokazał zakupoholizm jeden z programów śniadaniowych. Jako niegroźną fanaberię. Tymczasem dla człowieka, który odczuwa przymus kupowania, i dla jego bliskich zakupoholizm to życiowy dramat – oburza się.
Przytacza historię stojącą za jedną z pierwszych darowizn, która trafiła do Ubrań do Oddania: cztery kartony, a w jednym około 200 par spodni w tym samym rozmiarze. – Różnych marek, fasonów, bardzo dużo nowych, z metkami. Pomyślałam, że to pewnie pomyłka. Zadzwoniłam do nadawczyni, bo miałam jej dane. Była bardzo zawstydzona, podziękowała za uczciwość i przyznała, że są to rzeczy wysłane świadomie, w ramach jej trzyletniej terapii leczenia zakupoholizmu. Uprzedziła, że będzie nam wysyłała ubrania sukcesywnie, bo ma je po prostu wszędzie.
Potem przez bardzo długi czas przychodziły kartony ze spodniami, sukienkami, kilka razy z obuwiem. – Wielkie, przeprowadzkowe, a w każdym 30 małych kartonów z nigdy niezałożonymi butami – wspomina Zosia.
Od uruchomienia Ubrań do Oddania takie historie towarzyszą jej cały czas. Wśród nich dramatyczna dziś już czterdziestoparoletniej Marleny. – Gdy Marlena miała 12 lat, jej mama zakupoholiczka ukradła pieniądze, które dzieci wpłacały na szkolną wycieczkę. Nakupowała ubrań, perfum, butów i torebek i rozdała koleżankom na poczcie, żeby wśród nich brylować. Kłamała, że dostaje te rzeczy z USA i nie ma co z nimi zrobić. Gdy wydało się, że w szkolnej kasie brakuje 1100 zł, wówczas kwoty ogromnej, tata Marleny musiał wyjechać za granicę, żeby zarobić na spłatę długu. Inaczej matka poszłaby do więzienia.
Dzieci w szkole zaczęły dręczyć córkę złodziejki. Mówiły: "Chowajcie rzeczy, bo Marlena idzie". Gdy ktoś zgubił czapkę, nauczycielka przetrząsała plecak Marleny jako pierwszy.
Do liceum poszła w innym rejonie, gdzie nikt jej nie znał, zamieszkała z babcią. – Marlena do dziś pamięta szelest sztywnych, plastikowo-papierowych toreb, które matka upychała pod jej łóżkiem, żeby nie znalazł ich ojciec. Nienawidzi tego dźwięku najbardziej na świecie – opowiada Zosia.
Z matką Marlena nie ma kontaktu.
Zosia Zochniak stara się edukować ludzi, żeby byli klientami, którzy nie dają się naciągać markom, wybierali drugi obieg, czyli ubrania używane, i bawili się modą. – Ale jest bardzo duży odsetek osób, które nawet gdyby chciały tak robić, to po prostu nie są w stanie. I o tym trzeba mówić – podkreśla.
Leczyć? Za darmo?
Zdaniem Polaków nie ma mniej groźnego uzależnienia niż zakupoholizm (CBOS, 2019). W 10-stopniowej skali dostał najniższą ze wszystkich nałogów ocenę: 5,2. Za bardziej zagrażające życiu uznawane są: alkoholizm, narkomania, nikotynizm i hazard. Choć Polacy coraz bardziej uświadamiają sobie szkodliwość pracoholizmu czy fonoholizmu (uzależnienia od telefonu), "waga" zakupoholizmu od lat ani drgnie.
Naturalną konsekwencją takiego postrzegania nałogów jest brak akceptacji Polaków dla "darmowego" leczenia zakupoholików. Uważamy, że alkoholikom i narkomanom terapia w ramach NFZ się należy, zakupoholikom już nie (CBOS, 2019).
Indywidualnie i w prywatnym ośrodku Radzimowice w Szklarskiej Porębie leczy ich psychoterapeuta Paweł Sikora. Wśród jego pacjentów dominują ci z zaburzeniami żywienia, seksoholicy, z uzależnieniami chemicznymi. – Ludzie przychodzą zwykle z czymś innym, a zakupoholizm im towarzyszy lub nasila trudności – mówi.
I podaje przykład: – Narkomanka, wcześniej leczyła się w dużym ośrodku. I gdy się ustabilizowała, trzymała abstynencję, związała się z mężczyzną i zaczęła aspirować do klasy średniej. Jednym ze sposobów na awans społeczny w jej rozumieniu była wyprowadzka na nowe osiedle i kupowanie modnych ciuchów. Zaczęła się w tym zatracać. W końcu miała już tyle ubrań, że założyła butik. Ale dalej je kupowała, a na koniec wróciła do ćpania.
Inny pacjent Sikory, uzależniony od pornografii, uciekł w zakupoholizm sieciowy – tygodniami obserwował licytacje rowerów i sprzętu wspinaczkowego na Allegro. Nie potrzebował tych rzeczy. – Tu większym problemem była obsesja i tracenie czasu niż samo wydawanie pieniędzy. Zwykle pod zakupoholizmem kryją się duże trudności, historie z dzieciństwa. Zadaniem terapii jest tę kołdrę pt. zakupoholizm odsłonić.
Świadomość zakupoholizmu jest wśród Polaków dramatycznie niska, a przynajmniej do pewnego poziomu możemy próbować diagnozować się sami. Małgorzata Słowik wymienia znaki ostrzegawcze.
Część jest oczywista: niezorientowanie we własnej sytuacji finansowej (na przykład ktoś nie wie, jakie ma opłaty), zaskoczenie, gdy pojawiają się niespodziewane wydatki, brak kontroli nad kontem i kartą kredytową.
Inne mogą dziwić, na przykład częste pożyczanie i nieoddawanie znajomym książek albo długopisów. Myślenie, że raz się żyje? To też powinno zaniepokoić. Duma, że udało się przejść koło świetnej okazji? – To już rycząca syrena, biegiem do psychologa. Człowiek bez problemu kupowania nie dostrzeże w tym życiowego sukcesu – uczula terapeutka.
Terapia behawioralna zakupoholizmu polega na pracy w trzech obszarach. – Po pierwsze, rozbrajamy automatyzmy relacji. Ludzie widzą rzeczywistość tak, że "weszli do galerii i nagle wydali 300 zł". Ale jak? Nie potrafią powiedzieć. Drugi obszar to myślenie samooszukujące typu "jeszcze tylko jedna rzecz"". Trzeci obszar to nauka radzenia sobie z napięciem. Uzależnienie jest zawsze problemem uschematyzowania reakcji na napięcie. Jak czuję się samotny, zdenerwowany, dostałem podwyżkę, ktoś mi powiedział, że mnie kocha, to sobie coś kupię. W terapii uczymy się reagować inaczej – objaśnia Paweł Sikora.
Ubrani w ropę
Zosia Zochniak nie ma odwagi stawiać diagnozy zakupoholizmu komuś, kto nadesłał kilka kartonów rzeczy z metkami. Ale potwierdza, że Polacy kupują bardzo dużo. – Licznik na naszej stronie dochodzi do 450 tys. zł, to równowartość 450 ton nadesłanych ubrań. Średnio przychodzą dwie tony dziennie, około 250 kartonów.
Czy to dużo? – W skali start-upu – owszem. Ale w skali globalnej to tyle, co nic, biorąc pod uwagę fakt, że rocznie w Polsce powstaje 2,5 mln ton odpadów tekstylnych. Co sekundę na wysypisko śmieci trafia 25-tonowa ciężarówka pełna ubrań – wylicza Zosia.
Rozpędzoną konsumpcję Polaków widzi między innymi po tym, że dostaje rzeczy zgodne z aktualnymi trendami. – Domy i szafy nie są z gumy, ludzie oddają, żeby zrobić miejsce na nowe. Ubrania są coraz tańsze. Wszystkie branże w zeszłym roku dotknęła inflacja, poza odzieżową. Jak to możliwe? – zastanawia się.
Pytam o jakość tego, co trafia do Ubrań do Oddania. – Polacy oddają bardzo dużo rzeczy niezniszczonych, czasem z metkami, atrakcyjnych wizualnie. Ale te ubrania nadają się do noszenia do drugiego, może trzeciego prania, jeśli umie się je prać. Nie są szyte z czystych materiałów, tylko z mieszanek, albo są – jak to mówimy – "chrzczone"", czyli niby kupujesz jeans, ale to tak naprawdę farbowany elastan.
Wizualna atrakcyjność i słaba jakość ubrań jest zdaniem Zosi dowodem, że wciąż kupujemy impulsywnie: to, co nam się podoba, a nie to, co ma dobry, zdrowy skład i jest trwałe. – Nie czytamy metek. Nie rozumiemy, jaki wpływ mają ubrania na nasze zdrowie, ciało, gospodarkę hormonalną. Nie wiemy, że poliester jest zrobiony z pochodnych ropy naftowej, jest de facto plastikiem. 70 mln baryłek ropy zużywa się rocznie na świecie do produkcji tkaniny poliestrowej. Nosimy na sobie ropę naftową, ubieramy w nią nawet nowo narodzone dzieci – wylicza.
"Otul się"
Według raportu ExpertSender z 2020 roku już blisko 80 proc. Polaków z dostępem do internetu robi zakupy w sieci. Ale też, jak przekonuje CBOS, nadal uwielbiamy spędzać wolny czas w galeriach handlowych. – To wręcz głód chodzenia po sklepach – mówi Małgorzata Słowik.
Gdy po drugiej fali pandemii na krótko otwarto galerie handlowe, terapeutka poszła tam z zawodowej ciekawości. – Tłumy. Ludzie dosłownie skakali sobie po głowach.
Zdaniem Słowik pandemia bardzo sprzyja zakupoholizmowi. – Jesteśmy przykuci do komputerów, a marketingowcy podsuwają nam setki promocji stworzonych "specjalnie dla nas". To wyróżnienie, pogłaskanie, pochwalenie jest czymś, co szalenie przyciąga. Kupowanie i odsyłanie rzeczy też może być formą zakupoholizmu. Pieniędzy nie tracimy, ale tracimy czas.
Paweł Sikora: – Jeśli siedzimy w domu, nie wiemy, co zrobić z czasem, to idziemy w to, co specjaliści nam podstawią pod nos, a wszechobecne w sieci są reklamy. Algorytmy sczytują nasze preferencje, więc haczyk mamy już zaczepiony o wargę.
Zosia Zochniak: – W pandemii odkryliśmy, że nie mamy wygodnych majtek, dresów i T-shirtów. Że w naszych wyjściowych ciuchach z poliestru jesteśmy zapoceni i nam niewygodnie. Cała komunikacja marek modowych poszła w kierunku "Otul się". Kupujemy milutkie rzeczy też po to, by poczuć bliskość, którą wcześniej dawało picie kawy w kawiarni pełnej ludzi. Nawet obcych. Bo zakupoholizm to przede wszystkim ogromna samotność.
To słowo – samotność – pada w którymś momencie z ust każdego z moich rozmówców.
Sikora: – Samotność, a czasami wręcz pustka, jest tym, co charakteryzuje zakupoholików.
Słowik: – Poczucie lub nadzieja, że ktoś się mną zajmie, zaopiekuje.
***
Zakupoholicy są wśród nas, zdiagnozowani czy nie. A globalna diagnoza jest taka, że większość z nas kupuje za dużo. Polacy wyrzucają rocznie 9 mln ton niezjedzonej żywności i 2,5 mln ton odpadów tekstylnych. To pociągi jedzenia i ciężarówki ubrań, które kupiliśmy pod wpływem impulsu. Co czuliśmy, gdy je kupowaliśmy? Napięcie? Smutek? Radość? Rozczarowanie? To pytanie, na które każdy z nas powinien sobie odpowiedzieć.
*Na prośbę bohaterki imię jej i męża zostało zmienione.
**Raport "Oszacowanie rozpowszechnienia oraz identyfikacja czynników ryzyka i czynników chroniących od hazardu i innych uzależnień behawioralnych – edycja 2018/2019" realizowany był od marca 2018 r. do maja 2019 r. we współpracy Centrum Badania Opinii Społecznej (CBOS), Fundacji Inspiratornia, Ministerstwa Zdrowia oraz Krajowego Biura ds. Przeciwdziałania Narkomanii.
Piątka Weekendu: jak kupować bardziej świadomie i bezpiecznie dla siebie?
1. Przed zakupem zastanów się, czy naprawdę potrzebujesz danej rzeczy, a jeśli nie potrzebujesz - jakie emocje towarzyszą ci podczas kupowania? 2. Przemyśl, czy stać cię na daną rzecz - czy musisz się zapożyczyć albo więcej pracować, rezygnując z czasu wolnego lub chwil z bliskimi? 3. Czytaj metki ze składem ubrań. Wybieraj produkty naturalne, nieprzetworzone, lokalne. 4. Nie kupuj rzeczy w kilku rozmiarach i kolorach, po to, żeby zaraz je zwrócić. To nieekologiczne i sprawia, że tracisz czas. 5. Jeśli czujesz, że kupowanie wymyka ci się spod kontroli, koniecznie porozmawiaj ze specjalistą.