
1,3 mln – tylko tylu turystów odwiedziło Muzea Watykańskie w 2020 roku. Z perspektywy globalnej zeszłoroczny wynik wcale nie jest zły. Dla porównania: tereny byłego niemieckiego nazistowskiego obozu koncentracyjnego i Zagłady Auschwitz i Auschwitz II-Birkenau w normalnym turystycznie 2019 roku odwiedziło 2,32 mln gości, a Zamek Królewski na Wawelu – niespełna 1,5 mln, co jest uznawane za świetną frekwencję.
Ale z perspektywy statystyk i budżetu Watykanu 1,3 mln to garstka. W przedpandemicznym roku 2019 w kaplicy Sykstyńskiej było prawie 7 mln ludzi. Średnio 20 tys. dziennie, a w szczycie sezonu – nawet 40–45 tys. Pod względem frekwencji w 2019 roku Muzea Watykańskie wskoczyły na drugie miejsce w Europie (wyprzedził je tylko Luwr z 9,6 mln zwiedzających) i trzecie na świecie (po Luwrze i Chińskim Muzeum Narodowym w Pekinie – 7,4 mln turystów).
I klęska urodzaju z czasów sprzed covidu, i pandemiczny kryzys mają swoją cenę. Najpierw o tej drugiej: koronawirus poważnie zachwiał finansami Watykanu i to jest fakt. Deficyt oszacowano na 48 mln euro. A większość płynności finansowej Państwa Watykańskiego zapewniają Muzea Watykańskie, "najbardziej dojna krowa w mieście".
Pieniądze płyną z biletów wstępu, sprzedaży pamiątek oraz datków od wiernych, a także z wynajmu watykańskich nieruchomości, między innymi 600 sklepów w Rzymie. Same Muzea generują rocznie zysk w wysokości około 100 mln euro. Juan Antonio Guerrero, szef Watykańskiego Sekretariatu ds. Gospodarki, już w maju 2020 roku szacował, że przez covid dochody Stolicy Apostolskiej spadną o 25 do nawet 45 procent, a straty prognozuje się na lata. W grudniu 2020 roku zaś papież Franciszek publicznie uspokajał, że żaden spośród watykańskich pracowników nie straci pracy. W samych Muzeach jest ich ponad 600.
Ale przed pandemią za wynik 100 mln euro w rok płacili wszyscy: turyści, którzy wizytę w MW opisują jako "najgorsze doświadczenie w życiu", przewodnicy, buntujący się przeciwko urągającym warunkom pracy, i sztuka. Ochrona watykańskich zabytków, chociażby przed wilgocią generowaną przez tysiące spoconych ludzkich dział, wymaga nadzwyczajnych środków i pieniędzy. Bo przecież powtórki fresków Michała Anioła nie będzie.
Najdłuższa trasa zwiedzania? 14,5 km
Wszystko zaczęło się w 1506 roku od jednej marmurowej rzeźby odkrytej w winnicy niedaleko bazyliki Santa Maria Maggiore w Rzymie. Na polecenie papieża Juliusza II rzeźbę mieli ocenić i zakupić Michał Anioł Buonarotti i Giuliano da Sangallo. Owa rzeźba to legendarna "Grupa Laokoona", jedno z najsłynniejszych i najbardziej kontrowersyjnych starożytnych dzieł. Inna wersja mówi, że zaczęło się od "Apolla Belwederskiego", który już w 1480 roku stanął na ośmiokątnym papieskim dziedzińcu.
Przez kilka pierwszych wieków skarby cieszyły tylko oczy papieży. Dopiero Klemens XVI uznał, że trzeba je udostępnić ludziom, by promować wśród wiernych kulturę i sztukę. Zamysł kontynuował Pius VI (1775–1799) i tak w 1787 roku Muzea Watykańskie otwarły się dla publiczności.
Jedni papieże zbierali starożytne sarkofagi, inni średniowieczne mapy, a jeszcze inni obrazy Rafaela, Caravaggia i Correggia. Efekt? Mówi się, że zbiory watykańskie są największe na świecie. Liczą blisko 70 tys. eksponatów, z czego wystawionych publicznie jest "tylko" mniej więcej 20 tys. Wszystko mieści się w 54 połączonych ze sobą muzeach, w sumie w 1,4 tys. sal, kaplic i galerii. 14,5 km – tyle ponoć mierzy najdłuższa trasa zwiedzania Muzeów, wyłożona dziełami sztuki od podłogi aż po sufit.
Avanti! Silencio!
Martyna była w Muzeach Watykańskich tylko raz: w rekordowym 2019 roku. Spodziewała się dużej liczby turystów, więc do Rzymu poleciała w lutym, przed sezonem. Muzea miały być jednym z głównych punktów jej wycieczki, więc bilet wstępu kupiła kilka tygodni wcześniej. – Idąc wzdłuż muru Muzeów i widząc morze turystów czekających w kolejce do kas, w duchu gratulowałam sobie przezorności. Nie wiedziałam, że najgorsze przede mną – opowiada.
Pierwsze zderzenie z watykańskim chaosem Martyna zaliczyła już przed bramkami wejściowymi. – Ludzi były setki, a bramki cztery. Potem zaczęła się jazda bez trzymanki: nagle zassała mnie ludzka rzeka. Wyobraź sobie, że stoisz i idziesz tylko wtedy, gdy to samo robi tłum. Nie możesz przystanąć, kiedy chcesz, nie możesz się cofnąć. W wąskich salach, których jest tam mnóstwo, modlisz się tylko o to, żeby nie zemdleć i nie zostać zadeptaną.
Na łamach Trip Advisora, największego światowego serwisu z recenzjami pisanymi przez turystów, bez problemu znajduję relacje osób, dla których wizyta w MW była "przerażającym przeżyciem", "potwornością" i "najgorszym podróżniczym doświadczeniem w życiu". Powtarzają się określenia takie jak: "zagrożenie", "ludzka rzeka", "ludzkie mięso", a nawet "piekło" i "tortury". Ktoś w 2014 roku napisał, że "patrząc na tysiące ludzi tłoczących się w kaplicy Sykstyńskiej, poczuł się w prawdziwym niebezpieczeństwie, gdy zdał sobie sprawę, że wyjść można tylko przez dwoje małych drzwi po bokach i nie ma żadnych wyjść awaryjnych". Inny turysta zwiedzanie Muzeów Watykańskich porównał do "bycia wypasanym jak bydło": "Nie ma czasu ani miejsca na kontemplację jakiejkolwiek sztuki. Nie ma wyjść. (...) W kaplicy Sykstyńskiej ledwo mogłem znaleźć miejsce, by stanąć i się rozejrzeć. Dwóch ochroniarzy włączyło mikrofon i w wielu językach poprosiło o ciszę, przypominając, że jest to święta przestrzeń. Nikt nie słuchał".
Artykułów i listów skierowanych do samego papieża Franciszka z prośbą o to, by dopisał zreformowanie Muzeów Watykańskich do listy rzeczy wymagających natychmiastowej poprawy w Kościele, też w internecie nie brakuje: "Nikomu nie zależy na zatrzymywaniu się i podziwianiu pokoju z gobelinami, pokoju map czy Apartamentów Borgii. Wszyscy koncentrują się na dwóch rzeczach – kaplicy Sykstyńskiej i ucieczce". Pełen desperacji list kończy się zestawem rad dla papieża: "Zamień chciwość na rozsądek. Wymagaj wcześniejszej rezerwacji dla wszystkich, bez wyjątków. (...) Nie pozwól swoim strażnikom krzyczeć na ludzi. (...) Nie pozwól ludziom poczuć się tak, jakby po prostu wyrzucili 30 dolarów do toalety, płacąc za doświadczenie, które jest bardziej koszmarem niż transcendencją".
Dla Martyny dobrnięcie do kaplicy Sykstyńskiej było apogeum koszmaru. – Dosłownie wepchnięto mnie do środka z kilkoma tysiącami ludzi i zamknięto drzwi. Turyści popychali się łokciami i kijkami do selfie. Jedni byli w amoku, inni próbowali przetrwać. Ja chciałam uciekać. Nie widziałam "Stworzenia Adama", nie wiedziałam nawet, gdzie dokładnie patrzeć, a po trzech minutach strażnicy krzyczący "Avanti! Silencio!" pognali nas dalej, bo czekała kolejna kilkutysięczna grupa. Czułam się jak bezwolna owca. Część stada, nad którym ktoś bezskutecznie stara się zapanować.
A to wciąż nie był koniec. Martyna twierdzi, że Muzea Watykańskie są jak "pułapka" albo "upiorna gra miejska": – Nie możesz wyjść, dopóki nie ukończysz całej trasy. W połowie byłam już tak zdesperowana, że schyliłam się pod taśmą, która wyznacza turystom trasę zwiedzania, i chciałam wymknąć się bokiem. Zauważyła to włoska przewodniczka i zaczęła na mnie krzyczeć, a choć miała do oprowadzania swoją grupę, pilnowała mnie przez kolejne pół godziny. To był upokarzający obłęd. W końcu uciekłam, całkiem roztrzęsiona.
Też byłam w Muzeach w 2019 roku i doskonale pamiętam wrażenie znalezienia się w turystycznej pułapce. Sztuki w szczególe nie pamiętam wcale, stała się ogólnym tłem męczarni. Do dziś żałuję, że nie posłuchałam znajomej przewodniczki, która pomysł wizyty w tym miejscu skwitowała krótko: "Sztuka piękna, ale nie w tych warunkach". Zamiast do Muzeów Watykańskich radziła mi wybrać się do Galerii Borghese, gdzie o bilety trudniej, bo obowiązują limity turystów. I właśnie dzięki temu można coś zobaczyć.
Ale jak to: być w Watykanie i nie iść do Muzeów Watykańskich?
Ten od kaplicy Sykstyńskiej
– To jest właśnie pułapka myślenia i przyczyna tłumów w Muzeach Watykańskich – zawiłość problemu próbuje mi wyjaśnić Ewa [imię zmienione, prosi o anonimowość], polska przewodniczka, która po Rzymie i Watykanie oprowadza turystów od 15 lat. – Wszyscy chcą iść do kaplicy Sykstyńskiej i wszystkich kieruje do niej muzealna trasa zwiedzania. Gdy pytam Amerykanów, kim był Michał Anioł, nie mówią, że rzeźbiarzem czy kamieniarzem, tylko że namalował kaplicę Sykstyńską. Być może kaplica powinna być osobną atrakcją, z dużo droższymi biletami. To jednak kontrowersyjne podejście zabraniać komuś wejścia do świętego miejsca.
Argument inkluzywności, czyli dostępności sztuki dla wszystkich, w dyskusjach o przeludnionych muzeach pojawia się często. Posłużył się nim również były dyrektor Muzeów Watykańskich Antonio Paolucci. W rozmowie z dziennikarką "The New York Timesa" Rachel Donadio, autorką artykułu "Masterworks vs. the Masses" ("Dzieła sztuki kontra masy"), o wyzwaniach, jakie stają przed największymi muzeami świata w zderzeniu ze wzbierającą z roku na rok turystyczną "rzeką ludzi" (w 2013 roku liczba odwiedzających Muzea Watykańskie wyniosła 5,5 mln osób, co wówczas było ich rekordem), przyznał, że "jego instytucja jest w tarapatach".
Jakich? Ogromna liczba turystów zagraża zabytkom nawet wtedy, gdy te są poza zasięgiem ludzkich rąk strącających tysiącletnie rzeźby. Paolucci przyznał, że należałoby wprowadzić limity zwiedzających, ale nie można zabronić katolikom wstępu do kaplicy Sykstyńskiej, która "ma dla nich symboliczną wartość religijną". Watykan, zamiast ograniczać ruch turystyczny, instalował więc "nowy system klimatyzacji w kaplicy, aby chronić freski Michała Anioła przed wilgocią generowaną przez dwa tysiące osób w każdym momencie wypełniających wnętrze".
Sorry, museums are closed
W ciągu pierwszej i drugiej fali pandemii Muzea Watykańskie były zamknięte dwukrotnie, otworzyły się tylko na krótko latem. Barbara Jatta, nowa dyrektor instytucji, zachęcała do eksplorowania sztuki za pośrednictwem wirtualnych spacerów, które Muzea udostępniają na swojej stronie internetowej za darmo. Dzięki temu bez obaw i wydatków można "wejść" do najpiękniejszych watykańskich sal: kaplicy Sykstyńskiej, Pokoju Rafaela czy Muzeum Pio-Clementino, które zapoczątkowało kolekcję antycznych rzeźb.
1 lutego 2021 roku MW zostały ponownie otwarte dla turystów, by zamknąć się bardzo szybko, bo już 15 marca. Z przewodniczką Ewą rozmawiam 11 marca. Przysyła mi zdjęcia watykańskich sal. Pustych. – Oprócz mnie jest tu dziś kilka osób, w kaplicy Sykstyńskiej byłam sama i czułam się jak asystentka papieża – cieszy się Ewa.
Mówię, że sobie tego nie wyobrażam, i streszczam Ewie moje wspomnienia z Watykanu. Przyznaje, że przed pandemią nie tylko zwiedzało się, ale też pracowało bardzo trudno. – Muzea Watykańskie jakoś działają, gdy ruch odbywa się płynnie. Ale wystarczy, że któryś z turystów odrobinę się zagapi, a jego grupa może być już trzy pomieszczenia dalej. To spory stres i dla turysty, i dla przewodnika. A prawdziwa draka zaczyna się wtedy, gdy komuś na przykład zrobi się słabo. Tam nie ma gdzie usiąść, odpocząć od ścisku i gorąca, najmniejszy zator powoduje wielkie spiętrzenie ludzi, robi się nerwowo – wyjaśnia.
Głosy załamanych przewodników wcale nie są rzadsze niż głosy wściekłych turystów. W czerwcu 2019 roku przeciwko fatalnym warunkom pracy w MW zbuntowali się rzymscy przewodnicy z Centro Guide Roma, najstarszego we Włoszech związku przewodników turystycznych. Jego przewodnicząca Simona Salvatori powiedziała dziennikowi "La Repubblica", że "praca w MW to absurd, jest klaustrofobiczna". I dodała: "Mówię to nie tylko dlatego, że mikroklimat, jaki tam się wytwarza za sprawą obecności tylu stłoczonych i spoconych ludzi, nie działa korzystnie na dzieła sztuki, ale też z powodów bezpieczeństwa".
W trakcie naszej rozmowy Ewa radzi mi przyjeżdżać do Rzymu teraz. – Myślę, że taka sytuacja już się nie powtórzy – przekonuje, mając na myśli watykańskie pustki. Nawet gdybym chciała, nie zdążyłabym. Zresztą bardziej interesuje mnie to, czy Watykan wyciągnie z pandemicznych doświadczeń jakąś lekcję.
"Głupie kontrowersje"
Na razie wygląda na to, że nie.
W połowie lutego 2021 roku rzymski przewodnik Vincenzo Spina opisał na swoim profilu na Facebooku, jak wyglądało oprowadzanie przez niego małej grupy turystów po otwartych MW podczas drugiej fali pandemii. Choć nie chce się w to wierzyć, grupa utknęła otoczona przez tłumy i "nie mogła się ruszyć przez 15 minut". "Ludzka rzeź, w całkowitym kontraście z najbardziej podstawowymi regulacjami światowymi [bezpieczeństwa]. Widziałem indywidualne i zbiorowe akty histerii. Byłem głęboko zawstydzony" – napisał Spina na Facebooku. I dodał, że znaleźli się w "piekle Dantego". "Boską komedię" pod koniec naszej rozmowy zacytowała mi też Martyna: "Porzućcie wszelką nadzieję, którzy tu wchodzicie".
Jak to możliwe?
Spina nie owija w bawełnę: "To, czego byłem świadkiem dzisiejszego popołudnia, to niedopuszczalna w pandemii chęć sprzedania każdego dostępnego biletu, aż do ostatniego kodu kreskowego, bez żadnego innego powodu niż zbieranie nikczemnego zysku. Kosztem tych, którzy krzyczeli, płakali, drżeli ze strachu, z niedowierzania otwierali oczy, grozili wezwaniem policji i w milczeniu modlili się, aby wyjść z tego cało". I jeszcze: "Trudno zrozumieć, jak to się mogło stać, [ponieważ] Muzea Watykańskie miały miesiące na przygotowanie się do ponownego otwarcia" – powiedział Spina dziennikowi "La Repubblica".
O komentarz do sytuacji poproszono Muzea Watykańskie. Dyrektor Barbara Jatta przesłała oświadczenie, w którym napisała tak: "Sama byłam w muzeum w ostatnią sobotę, oprowadzając zwiedzających po galeriach, i sytuacja nie była tak dramatyczna [jak donoszono w mediach społecznościowych]. Uważam, że kontrowersje wywołane przez niektórych przewodników są dość głupie. Najpierw narzekali, że muzeum zostało zamknięte, a potem, po 88 dniach przymusowego zamknięcia, narzekają, gdy ponownie je otwieramy".
***
Podczas zbierania materiałów do artykułu usłyszałam też wiele relacji osób, którym w Muzeach Watykańskich bardzo się podobało i nie doświadczyły w nich żadnych przykrości. Takie historie dowodzą, że można tam trafić na lepszy lub gorszy dzień, ale to rosyjska ruletka. Powyższy tekst nie oddaje całej i jedynej prawdy o Muzeach, ale pokazuje obecność problemu.
I tak, ma go także Luwr oraz inne tego typu obiekty. W 2018 roku Luwr odwiedziło aż 10,2 mln turystów. Dyrektor muzeum Jean-Luc Martinez mówił francuskim mediom, że po tym rekordzie w czerwcu, lipcu i sierpniu 2019 roku "celowo zmniejszono liczbę odwiedzających o 600 tys.". Jak? Po pierwsze, całkowicie zamknięto muzea na kilka dni w szczycie sezonu letniego, gdy Paryż zmagał się z upałami. Po drugie, muzeum zachęcało do rezerwacji online, informując, że są one jedyną gwarancją dostania się do środka w ciągu 30 minut. Po trzecie, na hitową wystawę na 500. rocznicę śmierci Leonarda da Vinci można było się dostać wyłącznie po wcześniejszej rezerwacji online. A chętnych było tak dużo, że Luwr oferował dodatkowe wejścia późno w nocy. "Nie chcemy witać większej liczby gości, ale chcemy witać ich lepiej" – mówił Martinez.
Przeludnienie Muzeów Watykańskich bez podejmowania sensownych prób zapanowania nad sytuacją nie tylko całkowicie pozbawia je atmosfery sacrum i możliwości kontemplowania sztuki, zostawia ludzi z poczuciem bycia nabitym w butelkę, ale też sprawia, że miejsce to jest po prostu niebezpieczne dla jego klientów. Klientów, bo gdy nie wiadomo, o co chodzi i dlaczego w Muzeach Watykańskich sale bywały przepełnione nawet w pandemii, przychodzi do głowy tylko jedno: że naprawdę chodzi wyłącznie o pieniądze.
Nieprawda, chodzi o to, że miejsc świętych nie wolno zamykać – powie ktoś. Hm… Argument, że do kaplicy Sykstyńskiej trzeba wpuścić każdego, bo to ludzkie prawo, jest raczej chybiony i wydaje się tylko wymówką – przecież i tak nikt nie wchodzi tam za darmo. Najtańszy bilet kosztuje 8 euro, najdroższy – 17. – Jest jeden darmowy dzień w miesiącu, ale to już opcja dla szaleńców – dopowiada Ewa. Ja też podziękuję.
Paulina Dudek. Dziennikarka, redaktorka, twórczyni cyklu mikroreportaży wideo "Zwykli Niezwykli". Nagrodzona Grand Video Awards, nominowana do Grand Press.