Społeczeństwo
ITAN (fot. materiały prasowe)
ITAN (fot. materiały prasowe)

ITAN, czyli Integracyjny Teatr Aktora Niewidomego, istnieje od 15 lat. Jego ekipa jest stała - gromadzi 25 aktorów, którzy zagrali już 1300 spektakli w całej Polsce. Mają też na koncie film "Marzenie", w którym razem z nimi wystąpili m.in. Anna Korcz, Krzysztof Globisz, Dorota Pomykała. Ich nowa produkcja pt. "Wykluczeni" właśnie została pokazana na wielkim ekranie po raz pierwszy. O powstaniu ITANA i o tym, czym to przedsięwzięcie jest dla całego zespołu, mówią jego twórca Artur Dziurman oraz aktorzy.

***

Helena Suchan. Aktorka, miłośniczka dobrej literatury, dusza towarzystwa:

Powiem szczerze - gdyby nie teatr, wszystko skończyłoby się bardzo źle. Ale od początku. Do dołączenia do ITAN-a zachęciła mnie koleżanka, Danusia, z którą chodziłam na angielski. Nigdy nie byłam z aktorstwem związana, lubiłam chodzić do teatru, ale o graniu nie miałam pojęcia. Zaryzykowałam, zgłosiłam się.

Spektakl ITAN

Najpierw była akademia teatralna na Scenie Moliera, która działała przy ulicy Szewskiej. Potem spektakl dyplomowy, później wystawiliśmy "Ślepców" Maeterlincka. Jeszcze wtedy trochę widziałam. I nagle zdarzyła się tragedia - odkleiła mi się siatkówka, straciłam wzrok zupełnie. Teraz widzę tylko ciemność. To był 2013 rok, przez kolejne półtora roku byłam zupełnie wyłączona z życia społecznego, przechodziłam różne operacje, które miały mi pomóc, ale nie pomagały.  Upadła moja ostatnia nadzieja. Proszę sobie wyobrazić, że któregoś dnia nagle zapada ciemność. To niezwykle trudne.

Długo wracałam do rzeczywistości, ale jednocześnie wiedziałam, że wszyscy tu, w teatrze, na mnie czekają, że są ze mną. Teatr dał mi nowe życie, zastąpił terapię. Nie siedzę w czterech ścianach, nie użalam się nad sobą. Mam coś do zrobienia.

Jestem teraz uzależniona od drugiej osoby. Przed spektaklem muszę poznać scenę, ocenić odległości. Bo oprócz grania i śpiewu w naszych spektaklach ważna jest też choreografia. Gdy poruszam się w grupie, muszę wiedzieć, na którym słowie piosenki jaki gest lub ruch mam wykonać. To trudne, bo przecież nie widzę, co się dzieje wokół mnie, jestem sama w tej mojej ciemności. Czy się udaje? Jeśli ktoś nie wie, że my, aktorzy, nie widzimy, to się nie zorientuje. Wszystko robimy równo i sprawnie, aż ludzie są tym zaskoczeni!

Spektakl ITAN

Janusz Bąk. Aktor, uwielbia podróże i ceni sobie czas spędzony z rodziną, jest wszechstronnie uzdolniony, potrafi śpiewać, recytować, rzeźbić i grać na harmonijce:

Pochodzę z Gorzenia Wielkiego, małej wioski koło Wadowic. Trudno się stamtąd wyrwać i wybić, szczególnie jeśli jest się niedowidzącym. Mówili o mnie od dziecka, że jestem niepełnosprawny. Ale szkołę zacząłem z pełnosprawnymi dziećmi i to mi chyba dodało pewności. Potem wyjechałem do szkoły do Lublina, a kiedy wróciłem, zaangażowałem się w teatr. Zawsze lubiłem recytować, więc miałem już jakąś podstawę. Ale teatr to coś zupełnie innego. Wielkie przeżycie. Do recytacji trzeba przygotować jeden wiersz i fragment prozy, program trwa dziesięć minut i człowiek jest zależny właściwie tylko od siebie. A na scenie musisz współpracować z innymi, zapamiętać multum tekstu, a czasami zagrać kilka ról naraz. Ja tak miałem przy "Koziołku Matołku". Grałem sześć postaci!

Teatr to połączenie wszystkiego, co kocham. Na przykład w "Cyganerii" - mogłem recytować, śpiewać, grać na harmonijce, a do tego wszystkiego dochodził ruch sceniczny. Poza tym teatr wymusza na nas podróżowanie po całej Polsce. Jeszcze trochę widzę, więc resztkami wzroku odbieram jej piękno. To mnie natchnęło i zacząłem też trochę malować. Co tu dużo mówić, teatr to całe moje życie.

Krzysztof Bartosz. Aktor, ma świetną pamięć i zdolności wokalne:

Z zawodu jestem stroicielem pianin. Ale w urzędzie pracy usłyszałem, że nie ma dla mnie żadnego zajęcia. Urzędniczka powiedziała mi jednak, że jest coś takiego, jak Scena Moliera, która szuka niewidzących do działalności teatralnej. Poszedłem na casting. Zaśpiewałem piosenkę Piaska, już nawet nie pamiętam którą. Dostałem się! Potem przeszedłem warsztaty dykcji, emisji głosu i wziąłem udział w pierwszym spektaklu "Dzikie Łabędzie". I tak już od kilkunastu lat. Trudno zliczyć wszystkie role.

Kadr z filmu

Zabawne, jak czasami podchodzą do mnie ludzie z publiczności i mówią: "Pan to na mnie cały czas patrzył". A ja nie umiem patrzeć! Mam jedynie poczucie światła - wiem, kiedy jest dzień, a kiedy noc, ale muszę poruszać się z białą laską, bo nie widzę postaci i przedmiotów. Światło to jedyne, co mi zostało. Opanowanie choreografii jest przez to ekstremalnie trudne. Zapamiętanie tekstu przy nauce tańca jest pestką.

Co dał mi teatr? Usamodzielniłem się. Wcześniej prawie nie wychodziłem z domu, a teraz robię to często. Nie wstydzę się już poprosić o pomoc, kiedy jej potrzebuję. Radzę sobie - chodzę z laską, jeżdżę sam, nie boję się. Teatr to moja terapia przez sztukę.

Ela Sielawa. Aktorka, mieszka w Krakowie. Urodzona artystka z wielką wrażliwością, przez lata pracowała w służbie zdrowia:

Kiedyś koleżanka powiedziała mi: organizują warsztaty literackie dla niedowidzących, a ty przecież zawsze lubiłaś pisać. Idź, zobacz, najwyżej wyjdziesz po chwili. Poszłam. Na miejscu okazało się, że to nie warsztaty literackie, a teatralne. Ale jak już przyszłam, tak zostałam. Od razu obsadzono mnie w "Czarnej Damie", co wydawało mi się nieporozumieniem, bo grałam tam straszną babę, a jestem raczej łagodna. Myślałam, że nie potrafię podnieść głosu, a okazuje się, że potrafię. I to jest w teatrze piękne - że mogę na chwilę stać się kimś innym. Kiedy wchodzę na scenę, przestaję być sobą, a staję się postacią. Nie mam w ogóle tremy. To chyba nieprofesjonalne?

Pokaz filmu

Kiedy zdawałam na studia, powiedziano mi, że z moją wadą wzroku nie będę mogła się uczyć. Zapytałam okulistkę, co mam w takim razie zrobić. Odpowiedziała: Są zawody dla takich osób jak pani. Można na przykład robić szczotki. Bolało. Zostałam w końcu masażystką, pracowałam w służbie zdrowia przez długie lata. To nie dawało mi jednak satysfakcji. Znalazłam ją dopiero w teatrze. Tutaj zaczynamy wierzyć, że niemożliwe staje się możliwe.

Artur Dziurman. Aktor znany z seriali "Klan", "Czas honoru", "Ojciec Mateusz" i teatru - gra m.in. w Teatrze Bagatela i Narodowym Starym Teatrze. Ma też na koncie role filmowe (m.in. w "Bogach" czy "Marii Skłodowskiej-Curie"), a także dubbingi (podkładał głos m.in. pod Lucjusza Malfoya w filmach o Harrym Potterze). Jest reżyserem i założycielem ITAN-a:

Nigdy nie myślałem o tym, że założę teatr aktora niewidomego. Doprowadziła do tego seria zrządzeń losu. Zaczęło się dawno temu - w 2000 roku, kiedy budowałem centrum kulinarno-artystyczne w Krakowie, zaraz przy Rynku, przy Szewskiej 4. Wydzierżawiłem od miasta piwnicę, w której panował okropny bałagan. Musiałem razem z moim kolegą, Wojtkiem Tatarczukiem, wymyślić, jak przerobić to pomieszczenie na knajpę ze sceną. Wojtek poruszał się na wózku inwalidzkim. Wpadł na pomysł, że zrobimy razem pierwszą w Polsce scenę teatralną dla niepełnosprawnych. Napisał nawet statut integracyjnego i prospołecznego stowarzyszenia, które nazwaliśmy Scena Moliera.

Plakat

Remont piwnicy trwał dwa i pół roku. Nie zdążyliśmy go skończyć przed śmiercią Wojtka. Zostałem sam z jego pomysłem, kredytami na założenie teatru, całą papierologią. W tym naszym centrum przy Szewskiej trochę się działo - występowali aktorzy bardziej i mniej znani, robiliśmy małe sztuki. Ale ja miałem cały czas w głowie ideę teatru integracyjnego. W 2002 roku ktoś, już nawet nie pamiętam kto, podpowiedział mi, żebym skorzystał z funduszy unijnych. Napisałem podanie o pierwszy grant. Zakładał aktywizację osób niepełnosprawnych (w tym wypadku - niewidomych) - czyli dokładnie to, o co Wojtkowi chodziło. W ciągu roku miałem zrobić z nich aktorów, a potem zacząć wystawiać spektakle. Zorganizowaliśmy casting, szukaliśmy kandydatów w urzędzie pracy.

Naszą pierwszą sztuką była baśń Andersena "Dzikie Łabędzie".  Zagrało w niej 18 osób spośród 30, które były w naszym projekcie. Przyuczali ich znajomi wykładowcy ze szkół teatralnych w Krakowie i Warszawie.

Skąd wiedziałem, jak pracować z niepełnosprawnymi? Nie wiedziałem. Dziś, po tych kilkunastu latach, potrafię sobie wyobrazić, co oni czują, czego potrzebują, jak powinni się przygotować do grania. Od początku podchodzę do nich jak do osób pełnosprawnych, ale mając z tyłu głowy to, że trzeba pamiętać, żeby nie powpadali na siebie na scenie ani nie weszli w dekorację. Liczymy kroki, takty, każdy wie, w którym momencie jaki ruch powinien wykonać.

 

Mam zasadę, że ich nie głaszczę, nie mówię: ojoj, wy tacy biedni. Oni mają zapi***alać! Gdybym nie naciskał, nie byłoby efektu. Nad naszym spektaklem o Kabarecie Starszych Panów [miał premierę 10 listopada 2016 r. w Teatrze Nowym, jest grany do dziś w różnych domach kultury w Małopolsce - przyp. red.]  pracowało 26 niewidomych aktorów, do tego orkiestra i namówieni przeze mnie Bohdan Łazuka, Jacek Fedorowicz. Ileż potu z koszulki trzeba wycisnąć, żeby to wszystko ułożyć! Ale później satysfakcja jest niesamowita, kiedy po pierwszym, drugim, trzecim przedstawieniu ludzie wstają z miejsc i przez kilka minut biją brawo. Mówią, że dawno tak dobrego przedstawienia nie widzieli! Od czasu do czasu słyszę też komentarze od osób, które nigdy nie były na naszych spektaklach, że te sztuki nie mogą być zbyt dobre, bo grają je przecież amatorzy, a na dodatek niewidomi. Guzik prawda. Nie liczy się to, że nie widzą, ale to, że mają talent.

Obecnie teatr działa jako Fundacja Teatr ITAN. Mieliśmy nadzieję, że w ten sposób będzie nam łatwiej stworzyć teatr ze stałą siedzibą i źródłem finansowania. Trochę, niestety, się przeliczyliśmy. Musieliśmy zmienić siedzibę przez różne zawirowania finansowe.

Od sześciu lat ITAN stara się o status instytucji kultury, a co za tym idzie - stałą siedzibę, etaty dla aktorów itp. W tej chwili pracę niewidomych aktorów można wspierać wpłacając dowolne sumy na cele statutowe na numer konta: 82 2530 0008 2062 1001 2604 0001 .

Katarzyna Kojzar. Dziennikarka, absolwentka Uniwersytetu Jagiellońskiego i Polskiej Szkoły Reportażu. Autorka książki "Profesor Skalski. Uczeń Religi. Lekarz od cudów". Uzależniona od kawy i reportaży. Nieustannie zachwycona Krakowem.