
Cykl "Historia w rzeczy samej" to teksty o codziennych przedmiotach, czasem okrzykniętych mianem "kultowych". Kolejnych odsłon szukajcie zawsze pod koniec miesiąca w magazynie Weekend.gazeta.pl. Za nami już papier toaletowy , regał na książki , klapki japonki , kanapka i dildo .
Historia mydła jest brudna i pełna kontrowersji. Najbardziej nośna legenda mówi, że odkryli je starożytni Rzymianie. Przez przypadek. Na mitycznej górze Sapo mieli składać bogom całopalne ofiary ze zwierząt. Wytopiony tłuszcz skapywał do paleniska i łączył się z popiołem drzewnym. Gdy wraz z deszczem mieszanka spłynęła do Tybru, kobiety zauważyły, że dużo łatwiej im prać ubrania w rzece. Z chemicznego punktu widzenia wszystko to ma sens: mydło jest połączeniem tłuszczu (roślinnego lub zwierzęcego) z zasadą (np. popiołem drzewnym). Reszta to fantazje.
Rzymianie byli bodaj największymi czyściochami starożytnego świata . Mieli publiczne łaźnie, na korzystanie z których stać było nawet najbiedniejszych, i toalety, a w nich prototyp papieru toaletowego . W samym Rzymie ludzie kąpali się codziennie, dla przyjemności i towarzystwa. Nawet na wsiach myto się każdego dnia, a raz w tygodniu brano pełną kąpiel. Ale nie z mydłem. Używano oliwy z oliwek, którą nacierano ciało, na to nakładano piasek, jak peeling, który wchłaniał pot i brud. Suchą skorupkę zdrapywano zakrzywioną skrobaczką o nazwie strigil , po czym zanurzano się w ciepłej lub zimnej wodzie.
O mydle rzymski pisarz i dowódca marynarki wojennej Pliniusz Starszy pisał w "Historii Naturalnej" z 77 r. n.e. jako o wynalazku barbarzyńców - Galów i Germanów: "Galom służy do nadawania połysku włosom, jest wytwarzany z łoju i popiołu, najlepiej z jesionu bukowego i tłuszczu koziego, i występuje w dwóch postaciach: stałej i płynnej; wśród Niemców z obu częściej korzystają mężczyźni niż kobiety". Ale to też zły trop.
Śmierdzący szlam Babilończyków
Jako pierwsi sztukę wytwarzania mydła - już około 2800 roku p.n.e. - opanowali Sumerowie, lud zamieszkujący tereny Dolnej Mezopotamii, czyli dzisiejszego Bliskiego Wschodu. Mydło Sumerów miało jeszcze niewiele wspólnego z dzisiejszymi pachnącymi kostkami. W wyniku długiego gotowania tłuszczu z zabitej kozy, owcy lub krowy ze żrącym popiołem drzewnym, czyli ługiem, powstawał tłusty, śmierdzący szlam. Czyszczono nim wełnę i narzędzia, służył w medycynie. Zachowała się babilońska tabliczka z 2200 roku p.n.e. z przepisem na mydło z łoju, wody, popiołu drzewnego i eterycznego olejku kasjowego, który nadawał mieszance lekki zapach cynamonu.
Od co najmniej 1550 roku p.n.e. swoją recepturę na mydło mieli też Egipcjanie - robili je z oliwy z oliwek. Informacja o mydłopodobnej substancji będącej środkiem leczniczym pojawia się w staroegipskim medycznym Papirusie Ebersa odnalezionym w XIX wieku. Oliwne mydła produkowały też kraje Lewantu (dzisiejsza Syria, Jordania, Liban i Izrael), które na długo stały się światowym centrum mydlarstwa.
Dziś dobór składników to kwestia ekologii, wtedy decydowały względy praktyczne: smalec gotujący się w kotle przez kilka dni trzeba było stale mieszać, oliwy z oliwek - nie. W miarę postępu wrzenia do tłuszczu z wodą dodawano popioły alkaliczne i niewielkie ilości wapna palonego. Maź tężała przez dwa tygodnie, po czym dawała się kroić. Takie mydło, jeśli nie dodano do niego wonnych ziół, np. lawendy czy krwawnika, miało kolor kości słoniowej i było prawie bezzapachowe.
Starożytna metoda robienia mydła do dziś jest żywa w Nablusie. Z samej oliwy z oliwek, wody i alkaliów na Zachodnim Brzegu Jordanu powstaje słynne mydło nabulsi. Podobno wyjątkowo ceniła je Elżbieta I Tudor. Do 1907 roku w Nablusie działało 30 fabryk wytwarzających pięć tysięcy ton mydła rocznie. W wyniku trzęsienia ziemi z 1927 roku i wojen z Izraelem zostały dwie.
Arabski przełom: mydło nie musi cuchnąć
Nablus był tylko jednym z wielkich arabskich ośrodków mydlarskich, obok Aleppo, Damaszku i Fezu. Do XIII wieku w świecie islamskim produkcja mydła została praktycznie uprzemysłowiona. Ale wcześniej, w 1095 roku, rozpoczęła się "najdroższa przygoda średniowiecznego rycerstwa", czyli krucjaty, jak określił je amerykański mediewista Fred Cazel. Świat arabski otworzył się przed krzyżowcami niczym pełen cudów sezam, a jednym z tych cudów było zielone mydło w kostce z syryjskiego Aleppo. Zrobione z oliwy z oliwek i nasycone aromatycznym olejkiem laurowym, czyste, łagodne i przyjemnie pachnące. Tego w Europie nie znano.
Za sprawą krzyżowców i kupców arabskie mydła trafiły do Europy. Europejczycy znali wprawdzie mydło od VI wieku, ale wytwarzali je z łoju - pachniało paskudnie, w dodatku było bardzo drogie. W żadnym razie nie mogło się równać z mydłem z Aleppo.
Mydlarze - z Francji, Włoch, Hiszpanii i Anglii - jak szaleni zaczęli więc wypróbowywać nowe receptury. Tak powstało słynne mydło marsylskie: z wody morskiej, popiołu i oliwy z oliwek. Ale najsłynniejsze stało się Jabon de Castilla, białe kastylijskie mydło w kostce na bazie oliwy z oliwek. Hiszpania na kilka wieków została mydlarskim potentatem.
Częste mycie skraca życie
W Europie pomysł, by mydłem myć się na co dzień, przebijał się bardzo powoli. Do połowy XIX wieku. Mydło długo było tylko dla bogaczy. I miało bardzo poważnego wroga: Kościół.
Kler odradzał kąpiele jako grzeszną, pogańską rozrywkę. Duchowni z ambon grzmieli na próżnych (czytaj: myjących się) wiernych. Średniowieczni asceci w brudzie widzieli cnotę. Święta Agnieszka nie umyła się ani razu, święty Bernard zwykł mawiać, że tam, gdzie wszyscy śmierdzą, nie czuć nikogo, brud wychwalał też święty Franciszek z Asyżu.
Zdaniem Katherine Harvey , historyczki średniowiecza z University of London, kler był grupą społeczną, która w średniowieczu prezentowała najniższy poziom higieny. Ma tego dowodzić cała ewidencja pasożytów znajdowanych w trumnach i ciałach osób duchownych po śmierci - od pcheł po glisty ludzkie i tasiemce. Z higieną zwykłych ludzi, jak pisze Harvey, było trochę lepiej: może nie myto codziennie genitaliów (ten podejrzany zwyczaj przypisywano Żydom), ale bieliznę prano często, a dobra żona musiała dbać o to, by w łóżku nie było pcheł. Około XI wieku w miastach Europy powszechne były też łaźnie publiczne.
Przekonanie, że "częste mycie skraca życie", stało się powszechne wraz z XIV-wieczną epidemią dżumy. Paryscy badacze na zlecenie Filipa IV mieli ustalić, dlaczego dżuma zbiera tak obfite żniwo. Doszli do wniosku, że to przez gorące kąpiele. Przed zarażeniem się miała chronić warstwa brudu - im grubsza, tym lepiej.
Skutki tych "badań" były opłakane: pozamykano łaźnie, ludzie całkiem przestali się myć, a dżuma zabiła jedną trzecią europejskiej populacji. Do końca XVIII wieku Europa - od królów po chłopów pańszczyźnianych - "lepiła się od brudu" . Cała higiena Ludwika XIV sprowadzała się do płukania ust winem i częstego zmieniania białych koszul. Król zadbał o to, by "mydło marsylskie" stało się zastrzeżonym znakiem towarowym, ale sam trzymał się od niego z daleka.
W Polsce pierwsze mydlarnie powstały w XIV wieku. Wierzono jednak powszechnie, że przed chorobami, nieszczęściem i diabłem lepiej od mycia chroni Plica polonica, czyli "kołtun polski" - pęk włosów na głowie sklejony łojem i wysiękiem z wszawicy. Dopiero w XIX wieku (!) wojnę kołtunom wydali dwaj lekarze: Józef Dietl w Krakowie i profesor Aleksander Antoni Le Brun w Warszawie. Obcinali je niekiedy pacjentom siłą, a gdy tym nie przytrafiało się nic złego, słyszeli, że widocznie kołtun nie był dość dojrzały.
Pierwsza kostka i opery mydlane
W upowszechnieniu się mydła pomogły trzy czynniki: rozwój chemii, reklamy i Florence Nightingale.
W 1790 roku Francuz Nicolas Leblanc odkrył, że niezbędne do zrobienia mydła alkalia można wytwarzać ze zwykłej soli kuchennej. Produkcja stała się tańsza. W 1853 roku w Wielkiej Brytanii został zniesiony podatek na mydło, zmieniły się też przepisy skarbowe. Każdy, kto chciał, mógł od teraz założyć fabrykę.
Prawdziwą fortunę na mydle zbił Benjamin T. Babbitt, amerykański biznesmen i wynalazca, właściciel ponad stu patentów, od silników wiatrowych po kostkarkę do lodu. To Babbitt w 1851 roku jako pierwszy zaczął sprzedawać w Nowym Jorku pojedynczo pakowane mydło w kostkach. Nazwał je "Najlepszym Mydłem Babbitta". Był geniuszem reklamy. Oferował wycieczki po swoich fabrykach, rozdawał bezpłatne próbki i reklamował się na jeżdżących po mieście samochodach. Używał haseł: "Mydło dla wszystkich narodów" i "Czystość to skala cywilizacji". Zresztą z takim samym sukcesem jak mydło w kostkach sprzedawał mydło w proszku i proszek do pieczenia.
Babbitt rozumiał, jak ważne są stworzenie marki, atrakcyjne opakowanie i reklama. Za nim poszli inni. W 1886 roku angielscy bracia William i James Leverowie kupili małą fabrykę mydła w Warrington i przekształcili ją w kosmetyczne imperium. Lever Brothers jako jedna z pierwszych zaczęła produkować masowo mydło z oleju palmowego. Na wielkich billboardach przekonywała gospodynie domowe, że mydło i proszek do prania uwolnią je od domowego kieratu. Drukowała pełne reklam kalendarze z ciekawostkami i wysyłała je do szkół. Sponsorowała też szczytne cele, np. łodzie ratunkowe. Dziś firma znana jest na całym świecie jako Unilever. Inna firma, Procter & Gamble, na początku XX wieku wydawała na reklamę mydła ponad 400 tysięcy dolarów amerykańskich rocznie, równowartość dzisiejszych dziesięciu milionów dolarów. W efekcie do 1930 roku popyt na ich mydło skoczył tak, że gotowali je w kotłach o wysokości trzech pięter.
W 1865 roku William Sheppard opatentował pierwsze w historii mydło w płynie, do użytku w miejscach publicznych. 125 lat później jego naśladowca, Robert R. Taylor, w pół roku sprzedał mydło w płynie za 25 milionów dolarów. Marka nazywała się Softsoap i siedem lat później stała się własnością Colgate-Palmolive.
W latach 30. XX wieku w USA pojawiły się pierwsze obyczajowe słuchowiska radiowe dla kobiet, szybko ochrzczone przez media "operami mydlanymi". Sponsorowali je masowo producenci mydła i proszków do prania i nie dało się ich przeoczyć - stanowiły 90 procent wszystkich opłaconych audycji w radiu.
I była jeszcze Florence Nightingale. Możliwe, że to właśnie twórczyni nowoczesnego pielęgniarstwa położyła kamień milowy pod popularność mydła w zwykłych domach . Nightingale w czasie wojny krymskiej 1853-1856 wprowadziła higienę do brytyjskich szpitali polowych na terenie dzisiejszego Stambułu. Zresztą brytyjscy funkcjonariusze płci męskiej początkowo odmówili jej i 40 pielęgniarkom pracy w szpitalu, ustąpili dopiero wtedy, gdy nowa fala rannych zalała oddział. To eskadra Nightingale szorowała każdy centymetr kwadratowy szpitala, wietrzyła pomieszczenia i za brytyjskie darowizny kupowała zapasy bandaży i mydła. Sama Nightingale nocą przemierzała zaś szpitalne korytarze z lampą i doglądała wszystkiego. W ciągu sześciu miesięcy 40-procentowa śmiertelność w szpitalu wyraźnie spadła.
Po powrocie z wojny krymskiej Nightingale spisała wnioski. Stawiała na twarde dane, podobno jako jedna z pierwszych korzystała z wykresów kołowych. Oszacowała, że 10 razy więcej brytyjskich żołnierzy zmarło z powodu gnębiących szpital chorób niż walk na froncie.
Gdy w Stanach Zjednoczonych wybuchła wojna secesyjna, to ona - już sławna w świecie - udzielała amerykańskim lekarzom porad w zakresie odpowiednich warunków w szpitalach polowych. Zrewolucjonizowała je i nauczyła żołnierzy codziennego mycia się wodą z mydłem, a ci przenieśli ten zwyczaj do swoich domów .
Ludzkie mydło
Nie brak w dziejach mydła kontrowersji, zwłaszcza gdy mowa o budowie kosmetycznych fortun. Ale jedna historia ma wyjątkową siłę rażenia. Ta o "ludzkim mydle" wytwarzanym w czasie drugiej wojny światowej z ciał ofiar obozów koncentracyjnych. Widniejące na mydle litery "RIF" miały oznaczać: "Rein-jüdisches-Fett" - "czysty żydowski tłuszcz". Więźniowie, według relacji ocalałych, mieli dostawać "ludzkie mydło" do ręki przed wejściem do komór gazowych, a także być ustawicznie straszeni, że sami skończą w kotle.
W Izraelu znajdują się groby "mydła zrobionego przez nazistów z żydowskich ofiar". To prawdopodobnie kostki mydła RIF. Po gorącej dyskusji na temat tych grobów w mediach w 2003 roku Yad Vashem opublikował badania, które mówią , że mydło RIF nie było zrobione z ludzkiego tłuszczu, a mit ten był prawdopodobnie propagowany przez nazistowskich strażników w celu szydzenia z Żydów.
Również zdaniem wielu uznanych historyków Holocaustu naziści nie produkowali mydła z ludzkiego tłuszczu. Owiane złą sławą szare kostki mydła "RIF" (a tak naprawdę "RJF", źle odczytywano font, bo "J" przypominało "I") nie zawierały ludzkiego tłuszczu. Nie zachowały się też żadne dokumenty mogące świadczyć o tym, że proceder robienia mydła z ludzi miał miejsce.
Ale powiązanie nazistów z produkcją ludzkiego mydła wyjątkowo wryło się w ludzką świadomość. Jeszcze do 1990 roku w polskich szkołach w kanonie obowiązkowych lektur znajdowały się "Medaliony" Zofii Nałkowskiej, a w nich otwierające opowiadanie "Profesor Spanner". Nałkowska wydała "Medaliony" w 1946 roku. Pisała je, będąc przewodniczącą Międzynarodowej Komisji do Badania Zbrodni Hitlerowskich w Polsce. Tytułowy Rudolf Spanner podczas drugiej wojny światowej był dyrektorem Instytutu Anatomicznego w Gdańsku. Tam - według zeznań świadków podczas procesów norymberskich w 1946 roku, przede wszystkim laboranta Zygmunta Mazura - miał dokonywać pseudomedycznych eksperymentów, w tym preparacji ludzkich skór i produkcji mydła z ludzi. Mazur twierdził, że Spanner zachował całą partię ludzkiego mydła. Opisy produkcji były makabryczne.
Już podczas procesów norymberskich zwrócono uwagę na nieścisłości w zeznaniach świadków. Sam Spanner, który był zatrzymany i przesłuchiwany w Niemczech w 1947 i 1948 roku, powiedział, że mydlany smar z tłuszczu ludzkiego służył mu do impregnacji więzadeł stawowych.
Istnienie mydła z tłuszczu ludzkiego podważyli też polscy historycy : dr Monika Tomkiewicz i dr Piotr Semków. Ale i tu nie ma zgody wśród badaczy: w 2007 roku produkcję ludzkiego mydła przez zakład Spannera potwierdził IPN . W Gdańsku na ścianie Akademii Medycznej wisi granitowa tablica z napisem: "W tym gmachu faszyści niemieccy w latach drugiej wojny światowej używali zwłok ofiar zbrodni przeciwko ludzkości [...] jako surowca do produkcji mydła. Ludzie ludziom zgotowali ten los...".
Zdaniem historyczki Holocaustu Deborah Lipstadt wiara w mit "ludzkiego mydła", które jakoby powstawało w fabrykach przy obozach, sprzyja dziś przede wszystkim negacjonistom Zagłady. "Daje im szansę na łatwe obalenie legendy, pozwalając podać w wątpliwość prawdziwość całego Holocaustu".
Jeśli nie mydło, to co?
W 2019 roku na łamach "The Guardian" David Whitlock , współzałożyciel firmy farmaceutycznej AOBiome i jej działu kosmetycznego Mother Dirt ("Matka Brud"), chwalił się, że nie brał prysznica ani kąpieli od 15 lat, a mimo to nie pachnie brzydko. Jeśli musi umyć zabrudzoną część ciała, to nigdy mydłem, by nie zniszczyć bezcennej warstwy mikrobów na skórze.
Unikanie mydła dla zdrowia to jedna z mód XXI wieku: na życie w stylu paleo, czyli tak, jak nasi przodkowie z epoki kamienia łupanego. Jej zwolennicy twierdzą, że do mycia się - góra dwa razy w tygodniu - wystarczy woda. Internet pełen jest świadectw szczęśliwców, którzy raz na zawsze pożegnali się z mydłem. Skóra bez kontaktu z mydłem ma nie tylko pozostawać w lepszej symbiozie z bakteriami, ale też być lepiej nawilżona i... ładniej pachnieć, bo to ciągłe mycie ciała mydłem wzmaga nadprodukcję potu.
Podobnego zdania jest część naukowców, w tym dr James Hablin , wykładowca w Szkole Zdrowia Publicznego na Uniwersytecie Yale. Hablin przekonuje, że nie powinniśmy myć ciała mydłem, właśnie by nie zmywać bezcennej warstwy mikrobów. Bowiem to im zawdzięczamy rozwijanie naszego układu odpornościowego, ochronę przed patogenami oraz zmniejszanie prawdopodobieństwa wystąpienia chorób autoimmunologicznych, takich jak egzema. Hablin mydło i dezodorant odstawiał powoli, a dziś mydłem myje tylko ręce. "Nie pachnę już sosną, ale nie pachnę też cebulą pod pachami, jak dawniej. Pachnę - jak to określiła moja dziewczyna - jak człowiek".
Faktem jest, że firmy kosmetyczne z uwagą przyglądają się dziś "pielęgnacji probiotycznej", a część kosmetyków już jest opatrywana naklejką: "Delikatne dla mikrobów". Silne detergenty w składzie środków do mycia to coś, co zniechęca do zakupu coraz więcej świadomych konsumentów. Ale na masową rezygnację z mydła na razie się nie zanosi. Wręcz przeciwnie, koronawirus sprawił, że póki co trwa moda na mycie rąk mydłem - chyba największa w całej jego historii. I może jeszcze długo potrwać.
Paulina Dudek. Dziennikarka, redaktorka, twórczyni cyklu mikroreportaży wideo "Zwykli Niezwykli" . Nagrodzona Grand Video Awards, nominowana do nagrody Grand Press. Lubi chodzić, jeździć pociągami i urządzać mieszkania.