Rodzina
Zbigniew Łukasz założyciel profilu Who'sYourDaddy (Fot. Archowum prywatne)
Zbigniew Łukasz założyciel profilu Who'sYourDaddy (Fot. Archowum prywatne)

Nazwa twojego profilu Who’sYourDaddy jest dwuznaczna i ma podtekst seksualny. Pytanie "Who’s your daddy?" pada w filmach dla dorosłych.

Tak miało być, to celowy zabieg. Od razu daję znać, że na profilu będzie kontrowersyjnie, z przekleństwami, może niegrzecznie. Miał być moim wentylem bezpieczeństwa i wentylem bezpieczeństwa w rodzicielstwie dla innych.

To, że jesteśmy rodzicami, nie oznacza, że mamy kije w tyłkach i myślimy tylko o kaszce z mlekiem. Jak się zostaje rodzicem, to z jednej strony zmienia się wszystko, owszem. Ale nagle nie stajesz się zupełnie innym człowiekiem. Nie chciałem iść w stronę bycia nudnym, siedzącym głównie na kanapie kolesiem, który już nie ma zainteresowań, a jedyny cel jego życia to pojechać na zakupy do sklepu. Chciałem pokazać rodzicielstwo, jak to mawia mój syn, "na prawdziwo", a nie "udawająco". 

Kto nie ma dzieci, ten może nie wiedzieć, że jednym z trudniejszych aspektów rodzicielstwa są awantury o wszystko. I nie mówię tu o nastolatkach, tylko o maluchach. To zżera gros emocji i o tym też dużo jest na twoich stories.

Mnie przed eksplodowaniem w takich momentach ratuje poczucie humoru. Chociaż często nie daję rady, ale staram się rozbrajać te bomby.

Mam też sporo empatii – rozumiem, że dla dziecka może mieć na przykład znaczenie, którymi drzwiami wsiadło do samochodu. Jestem zaangażowany w bycie ojcem. Ale mam rys neurotyczny, dlatego często się wk*rwiam.

Dużo jest u nas w domu przewracania oczami i szukania wzrokowego porozumienia z żoną. I zagryzania policzków od środka. To trudne, bo takich awanturek jest naprawdę wiele.

Zobacz wideo

Ludzie mówią: zobaczysz, jak sam będziesz miał dzieci. Ale nie mówią konkretnie, co się zobaczy. Nie da się na to przygotować, naczytać książek.

U mnie 13 lat temu, kiedy zaczęliśmy z mężem pracować nad potomstwem, podejście do bycia mamą było zupełnie bezrefleksyjne. Chciałam mieć dzieci i nie zastanawiałam się nad tym, skąd ta potrzeba, czy w ogóle mogę nie chcieć ich mieć. Jak było u ciebie?

Zawsze chciałem być tatą. Na dodatek planowaliśmy dzieci jedno po drugim. Żeby – uwaga – "mieć z głowy". I jeszcze żeby "bąbelki bawiły się razem".

Była wizja.

Była, a potem nastąpiło zderzenie ze ścianą. Dzieci są różne, nie da się na nie przygotować. "W internetach" brakowało i brakuje mi pokazania prawdziwości tej sytuacji, bo z jednej strony są blogi lukrowane, gdzie każdy rodzic jest idealny, wnętrze czyste, wszystkie potrzeby uszanowane, a z drugiej – blogi psychologiczne z poradami. Ja pokazuję mięso rodzicielskie, a już na pewno nie daję żadnych rad. 

Dlaczego?

Córka to był ciężki przypadek – ciągle na rękach, często płacząca i bardzo głośna. Lubię, jak jest głośno, ale na koncercie Arctic Monkeys. W nocy trzeba ją było nosić godzinami. Taka po prostu była.

Kiedy urodził się syn, okazało się, że jest zupełnie inny. Dlatego wiem, że dawanie rad rodzicom jest złym pomysłem, sprawia, że oni bardziej się frustrują w i tak trudnej sytuacji. Mówienie "Musicie coś źle robić, moje dziecko zasypiało samo" nie pomaga. Bo z dziećmi nie ma żadnej gwarancji, że konkretna metoda wychowawcza zadziała.

Co cię w rodzicielstwie zaskoczyło?

Pojawienie się zupełnie nowej skali emocjonalnej. Wcześniej nie miałem w sobie tak ekstremalnych uczuć. Z jednej strony taka zwierzęca miłość do dziecka, że jestem w stanie rzucić się za nim w ogień, a z drugiej ten wcześniej nieznany ekstremalny poziom w*urwu, do którego tylko dzieci potrafią mnie doprowadzić.

Poczułem także dobitnie, że dzieci zabierają część rodzica, przede wszystkim jego czasu. Masz pasje, a potem nie możesz ich realizować w takim samym wymiarze, zawęża się twoja przestrzeń, na dodatek rodzicielstwo tak cię dojeżdża, że nie masz już siły na nic więcej. Świat się mocno kurczy.

W czasach przed dziećmi zastanawiałem się, jak dochodzi do rozjechania relacji wśród znajomych po pojawieniu się u części z nich potomstwa. Teraz rozumiem. Z człowiekiem, który ma dziecko, nie ma innych poza dzieckowymi i okołodzieckowymi tematów. Tak dużo miejsca dzieci zajmują, że nie ma o czym poza nimi rozmawiać, a to jest na dłuższą metę nudne dla świata zewnętrznego. 

Do tego dochodzi jeszcze poczucie winy, że można lepiej. Ten moment, w którym uda się opanować kąpielowy i usypianiowy pier*olnik, dzieci już zasną i pojawia się refleksja, że można było być dla dzieci lepszym, cierpliwszym, bo przecież one takie słodkie w sumie są. Presja otoczenia, ciśnienie na bycie rodzicem idealnym w tym zdecydowanie nie pomagają.

Memy, które wrzucasz, uświadamiają mi, że nie tylko ja tak mam, że jest jakaś rodzicielska wspólnota doświadczeń. Że jak się spieszę gdzieś z dziećmi spóźniona, to nie tylko mi zawsze śmieciarka wyjedzie przed maskę. 

Wrzucam to, co samego mnie śmieszy. Tym kluczem staram się iść.

To jesteś krok dalej. Ja się zatrzymuję na tym, że mnie to wkurza.

Ja przerabiam sobie te sytuacje, rozładowuję je, ośmieszam. Nie ma idealnego rodzicielstwa, warto mieć wobec siebie dystans.

Masz poczucie, że w rodzicielstwie jest miejsce w narracji na pełną szczerość? Bo ja nie. Owszem, narzeka się, że to "znój i gnój", ale jednak bycie na skraju jest kwitowane stwierdzeniem, że rodzicielstwo warte jest tej ceny.

Dostaję z liścia w wiadomościach prywatnych, kiedy za bardzo pojadę w stories na Instagramie. I to w różnych sytuacjach. Czytam potem, "że to jednak przesada", "czy to na pewno fajne?".

Bycie dobrym rodzicem nie oznacza, że trzeba się wzorowo zachowywać. To, co jest pod podszewką, dobrze widać na profilu Oli Żebrowskiej – dystans, podejście humorystyczne, autoironię, podśmiewanie się z dzieci, z partnera. Ona też dostaje po łapach. Pewnie jestem mniej krytykowany, bo presja i krytyka kulturowo są bardziej ukierunkowane na matki. Ojciec, jak wyjdzie na spacer z dzieckiem, to automatycznie może liczyć na medal. 

Starasz się być rodzicem zaangażowanym i obecnym, jesteś z pokolenia młodych ojców. Taka postawa jest popularna w twojej bańce?

Mam znajomych, którzy wolą posiedzieć dłużej w pracy i wrócić na usypianie dzieci. Bycie rodzicem, zajmowanie się dziećmi to jest bardzo ciężka praca. Ja też nie jestem święty i czasem za dużo siedzę w telefonie albo wydrę się bez sensu. Ważna jest jakość spędzonego z dzieckiem czasu. Ale łatwo się mówi, gorzej z wykonem, zwłaszcza gdy jest się niewyspanym, zestresowanym, bo przecież działają na ciebie takie czynniki, jak praca, różne frustracje. Mało jest miejsca na pobycie samemu ze swoimi emocjami, cały czas ktoś jest blisko. To czasem powoduje, że czujesz się zaj*biście przebodźcowany.

Odganianie ojców od czynności wokół dzieci przez kobiety, które mają w tym większą wprawę, pewnie nie pomaga?

Nawet jak ojciec założy pieluchę tyłem na przód, to następnym razem zrobi to lepiej, kwestia zdobycia doświadczenia.

Jak się jest ojcem i słyszy się: "Zły sweterek", "Nie te spodenki", to niczemu dobremu nie służy. Ale warto przyjąć krytykę na klatę, dopytać o to, jak powinny poszczególne czynności wyglądać, jaki sweterek będzie odpowiedni.

To niełatwe, bo nikt nie lubi niepochlebnych wrzutek. Ale takie komunikaty wychodzą z obu stron, również od ojców do matek. Rozśmiesza mnie, kiedy ojciec wraca o 20 z pracy i poucza matkę swoich dzieci, punktuje, jak powinna była postąpić i czego nie dowiozła.

Chciałem stworzyć miejsce w sieci, które pozwoliłoby mi spuścić trochę powietrza ze mnie samego i z ludzi, którzy to przeczytają, żeby mój profil był miejscem na odreagowanie. 

Jak pytam moją mamę, to ona nie musiała odreagowywać. Myślisz, że dzieci są inne niż w czasach naszego dzieciństwa?

Dzieci są bardziej rodzicielsko osaczone. Jestem z małej miejscowości, nie chodziłem do przedszkola, bo go nie było, tylko do zerówki. I wspólnie z kolegą Jarkiem codziennie szliśmy sami poboczem drogi dwa kilometry do placówki. Nawet chodnika nie było. Dzisiaj coś takiego by nie przeszło. Ta opiekuńczość jest pewnie przytłaczająca dla dzieci, my mieliśmy więcej "samopasu", co dawało większe pole do kreatywności.

A rodzice?

Rodzice są pewnie bardziej świadomi, bo mają więcej źródeł wiedzy na temat rodzicielstwa. Są także zapracowani, zaganiani. Moja mama wracała do domu o 16 i nie widziałem jej nad papierami. 

Za co cię twoje dzieci lubią?

Nie wiem. Z żoną gramy w złego i dobrego policjanta, więc pewnie sympatia zależy też od tego, w której z tych ról akurat występuję. Chyba jestem też dość ciepłym ojcem, poza wk*rwami jestem przylepą. Może lubią mnie za dystans. I za to, że dużo czasu z nimi spędzam. 

Powielasz rolę ojca znaną z własnego domu czy może ją ulepszyłeś?

Tak jak mój ojciec wybraniał mnie przed mamą, tak samo ja biorę stronę dzieci. Może tata był po prostu bardziej pobłażliwy. Mnie też czasami brakuje konsekwencji. Jak jest awanturka i mam poczucie, że dziecko płacze za długo, to pierwszy wyciągam rękę. Ale to zależy od długości awanturek.

Rodzice dobrze wiedzą, że dzieci są różne – u jednego dziecka afera trwa 10 minut, u innego to godzina ryków. Wiele zależy także od etapu w życiu dziecka, a dwa i cztery lata to zazwyczaj sajgon.

Ile lat mają twoje dzieci?

Cztery i sześć. Syn jest młodszy i obecnie podstawą większości jego działań jest wyszukiwanie problemów. Awanturę wykręci z niczego, pod każdym pretekstem. Córka jest już takim rozumnym dzieckiem, z którym można porozmawiać. Ma oczywiście – żeby nie było – swoje odpały, ale są one przynajmniej logiczne, da się je wytłumaczyć.

A pomysł na małą różnicę wieku się sprawdził? Bawią się dzieciaczki ze sobą?

Bawią się w Fame MMA. Nawet zrobiłem takiego mema. Czasami nie ma ich godzinę, bo coś wspólnie robią, ale zazwyczaj jest kop w twarz i gry podjazdowe: "Bo on...", "A ona...". I wciąż się zastanawiam, czy robią to, żeby zwrócić naszą uwagę, czy rzeczywiście jest jakiś problem.

Lubię je w tym wieku, bo jeszcze są takie przytulające się, urocze, ale nie mogę się także doczekać rozmów z nimi jako nastolatkami. Chociaż wiem, że może być trudno, bo być może nie będą chciały na mnie patrzeć, bo pamiętam, że to trudny czas dla wszystkich stron.

Chcę być ojcem, który nadąża za zmieniającym się światem, za ich zainteresowaniami. Jak będę nadążał, to będę blisko.

Jako rodzice marzymy o świętym spokoju, weekendzie bez dzieci, nieprzerywanym awanturami rodzeństwa posiedzeniu w ubikacji. Myślisz, że odczujesz syndrom pustego gniazda?

Może półpustego. Oswajam się z myślą, że moje dzieci w ogóle mogą być w innym kraju, na innej półkuli. Wtedy będę tęsknił.

Zbigniew Łukasz założyciel profilu Who'eYourDaddy (Fot. Archiwum prywatne)

Nam córka grozi, że nigdy się z domu nie wyprowadzi, a syn, jak był młodszy, deklarował, że się ze mną ożeni.

Nie, nie, nasza córka nie ma wątpliwości, że jestem "chłopakiem mamy".

Na profilu pozostaniesz anonimowy?

Tak, zostaję Łukaszem. A właściwie Zbigniewem, bo tak mnie – wbrew ustaleniom z mamą – nazwał tata...

Jak to?

Rodzice mieli umowę, że jak się urodzi syn, to mama wybiera imię. I wybrała Łukasz. Tata, idąc do urzędu, spotkał kolegę, który gorąco odradzał mu nazwanie mnie Łukasz.

I ojciec wpisał Zbigniew.

Łukasz. Założyciel profilu Who'sYourDaddy na Instagramie. Tata syna i córki, pełnoetatowy pracownik korporacji. Pomimo ukończonej psychologii, w wychowywaniu dzieci kieruje się intuicją i reagowaniem na gorąco, a nie podręcznikowymi zasadami. 

Ola Długołęcka. Redaktorka o zróżnicowanych zainteresowaniach tematycznych. Ciekawią ją relacje między ludźmi, a zwłaszcza różnice międzypokoleniowe, lubi pisać o trendach, modach i zjawiskach. Kolekcjonuje zasłyszane historie i toczy boje podczas autoryzacji wypowiedzi, kiedy rozmówcy chcą "wygładzać" swoje najbardziej wyraziste opinie.