Rodzina
W pandemii kobiety są jeszcze bardziej przytłoczone czynnościami domowymi (fot: Shutterstock.com)
W pandemii kobiety są jeszcze bardziej przytłoczone czynnościami domowymi (fot: Shutterstock.com)

Sylwia zawsze chciała stworzyć partnerski związek, czyli nie taki, w jakich żyły jej mama i babcia - w domu robiły wszystko, a oprócz tego pracowały na etatach. - Z moim mężem mieliśmy jasny podział, kto się czym zajmuje - ja gotowałam, on napełniał zmywarkę i ją opróżniał, ja sprzątałam łazienkę, on mył okna i wycierał kurz. Wszystko zmieniły najpierw narodziny dziecka, a potem pandemia - przyznaje. Gdy na świat przyszedł ich syn Kacper, sprawiedliwy podział obowiązków "szlag trafił". - Mąż bardzo pomagał mi w nocy przy dziecku, ale to właściwie tyle. Ostatnio zaskoczył mnie pytaniem, jaki rozmiar ubrań nosi nasz syn, bo chciałby wiedzieć. Ja też chciałabym, żeby wiedział - opowiada.

W marcu zamknięto żłobki, Sylwia i jej mąż przeszli na pracę zdalną. - Myślałam wtedy: Tomek zarabia lepiej, więc to ja mogę wziąć więcej obowiązków na siebie, wstać o piątej rano i napisać tekst. To ja mogę iść na zasiłek opiekuńczy w związku z lockdownem. Albo: ja nie mam tylu spotkań, co on, więc to ja mogę przejąć syna, kiedy on rozmawia z ludźmi z pracy - opowiada. - Okazało się, że nie tylko pracuję i robię dodatkowe zlecenia, ale i muszę gotować dla wszystkich posiłki, sprzątać łazienkę, opiekować się synem w czasie pracy, bo mąż ma spotkania online. Olśniło mnie, że moje obowiązki domowe zajmują o wiele więcej czasu niż wkładanie naczyń do zmywarki i wycieranie kurzu - mówi. Sylwia jeżyła się, gdy jej mama i teściowa martwiły się tylko o to, jak jej mąż radzi sobie z łączeniem pracy z byciem w domu. Jej nikt o to nie pytał. - Przypominały mi się chwile, gdy przed pandemią miałam w weekend zjazdy na studiach i nasze mamy do mnie dzwoniły z pytaniami: jak sobie chłopaki radzą, czy zostawiłam im obiad.

 "Tak jakoś wyszło"

Raport Organizacji Narodów Zjednoczonych opublikowany w listopadzie 2020 roku nie pozostawia złudzeń - pandemia pogłębiła nierówności pomiędzy płciami, z niekorzyścią dla kobiet. Z powodu lockdownu mnóstwo ludzi zostało zmuszonych do pozostania w domach, co spowodowało wzrost liczby obowiązków, w tym wynikających z opieki nad dziećmi. Obowiązki te spadły przede wszystkim na kobiety. Średnio musiały one poświęcić dodatkowe 5,2 godziny na zajęcie się dziećmi, podczas gdy ich partnerzy przeznaczali na to maksymalnie 3,5 godziny dziennie.

Z moim mężem mieliśmy jasny podział, kto się czym zajmuje'. Wszystko zmieniło dziecko, a potem pandemia (fot: Shutterstock.com) , (fot: Shutterstock.com)

Z badania Aktywni i Praca Zdalna z Perspektywy Pracowników i Pracodawców* wynika, że 49 procent Polek w czasie pracy zdalnej sprząta, 47 procent zajmuje się dziećmi. Dla porównania: w czasie pracy zdalnej sprząta 38 procent mężczyzn, zajmuje się dziećmi - 26 procent. Najwięcej czasu mężczyźni spędzają na buszowaniu w Internecie i oglądaniu telewizji - aż 57 procent.

W związku z wieloma obowiązkami opiekuńczo-domowymi kobiety częściej porzucają pracę niż mężczyźni. Według danych z raportu ONZ pod koniec drugiego kwartału 2020 roku w 55 krajach o wysokich i średnich dochodach poza rynkiem pracy znalazło się 321 milionów kobiet powyżej 25. roku życia i tylko 182 miliony mężczyzn w tym wieku.

Socjolożki Pauli Pustułki z Uniwersytetu SWPS te dane nie dziwią, twierdzi, że powrót do tradycyjnych ról to naturalny efekt kryzysu. - W latach 90., kiedy usługi z czasów PRL-u likwidowano i idea neoliberalnego nowego państwa była w odwrocie, zamykano przedszkola, przyzakładowe żłobki, działo się to samo: obowiązek opieki nad dziećmi spadał na kobiety. Istotne są tu też względy ekonomiczne - kobiety w dalszym ciągu zarabiają mniej niż mężczyźni, a w parach rzadko mówi się o tym, że może jesteśmy różni, ale równi. W tym zakresie partnerzy kalkulują, że skoro kobiety rzekomo mniej wnoszą w sensie finansowym do gospodarstwa, to one powinny wziąć na siebie obowiązki domowe, to one mogą iść na zasiłek opiekuńczy albo ostatecznie zrezygnować z pracy - tłumaczy.

Jak mówi Pustułka, pandemia zaostrzyła stereotypowe myślenie o rolach damsko-męskich. - Wciąż pokutuje przekonanie, że kobiety mają lepszą podzielność uwagi niż mężczyźni. Skoro są więc w tym takie świetne, to można na nie zrzucić więcej obowiązków. To taka dyskryminacja w białych rękawiczkach, maskowanie nierówności strukturalnych niewiele wartym komplementem. Mężczyźni koncentrują się też bardziej na pracy niż na domu. Urlopy ojcowskie rozumieją dosłownie - w ich trakcie skupiają się wyłącznie na dziecku. Z kolei gdy kobieta jest w domu, to oprócz zajmowania się maluchem też gotuje, sprząta, pierze - wyjaśnia socjolożka.

Z badań TRANSFAM, z udziałem polskich imigrantów w Norwegii, które Pustułka prowadziła między 2013 a 2016 rokiem, wynika, że polscy mężczyźni co prawda korzystali z urlopu rodzicielskiego, ale co na nim robili? - Dzwonili do mam albo teściowych, które wyręczały ich w większości obowiązków. Rząd norweski cieszył się, że mężczyźni pracują nad równością w związku, tymczasem w większości polskich domów niewiele się zmieniało - mówi.

Młode matki są bardzo często w szoku, gdy zaczynają analizować, ile w domu robią one, a ile ich partnerzy. - W ramach badań GEMTRA, które obecnie prowadzimy w ośrodku Młodzi w Centrum Lab z udziałem trzech pokoleń kobiet, prosiliśmy młode matki, aby przez jakiś czas wpisywały do tabelki, kto się w domu czym zajmuje i jak często. Czarno na białym zobaczyły, jaka jest nierówność w ich domach: prawie wszystkie obowiązki wykonywały one, wyjątkiem było wynoszenie śmieci, w najbardziej egalitarnych domach - czyszczenie toalety. Kobiety dziwiły się, jak mogły do tego doprowadzić, ale też usprawiedliwiały panów, mówiąc, że "tak jakoś wyszło naturalnie". Tylko że to "naturalnie" doprowadza do sytuacji, w której to one są przeciążone. I w dłuższej perspektywie odczują skutki strukturalne nierówności w wykonywaniu obowiązków opiekuńczych i domowych, wypadając z rynku pracy - mówi Pustułka.

Trzeba im mówić, co mają robić

Monika przyznaje, że kłótnie o podział obowiązków w domu zdarzały się u niej regularnie i przed pandemią. - Problemem zawsze było to, że tylko mi przeszkadza życie w bałaganie, mojemu mężowi i dzieciom - nie. Więc automatycznie sprzątanie i pranie spadły na mnie. Nie gotuję, bo mi to nie wychodzi, ale sprzątanie kuchni po gotowaniu męża jest równie czasochłonne. Z toalety korzystamy wszyscy, ale myję ją tylko ja. Najbardziej wkurzają mnie proporcje - ja mam na przykład niewiele ubrań, w jednym praniu może jest dwa procent moich rzeczy, reszta to rzeczy męża i dzieci. Ale to ja zawsze piorę - opowiada.

Podczas pandemii doszła opieka nad dziećmi. - Podzieliliśmy się z mężem obowiązkami - ja sprzątałam, pomagałam dzieciom w lekcjach, on robił zakupy i gotował. Ale gotował tylko obiady, ja przygotowywałam śniadania i kolacje. Mąż wieczorem dzieci kąpał, ja układałam je do snu. Szybko okazało się jednak, że sprzątać muszę praktycznie cały czas. Po wielu kłótniach stanęło na tym, że mam mówić, co mają robić. Więc mówię: synu, kibel do sprzątnięcia. Mężu, mokry ręcznik na łóżku, córko, odnieś talerz po sobie do kuchni - opowiada Monika.

Z badań nad zdrowiem psychicznym Polaków koordynowanych przez dr Beatę Rajbę, psycholożkę z Dolnośląskiej Szkoły Wyższej, wynika, że większość kobiet zauważa, że odkąd wybuchła pandemia, ich partnerzy udzielają się w domu. Nie jest to jednak pomoc, jakiej by oczekiwały. - W dalszym ciągu przeważa tradycyjny podział ról, panie skarżą się, że mężczyźni pomagają za mało, a przede wszystkim, że są niesamodzielni, że trzeba im mówić, co mają robić - tłumaczy.

Nauczył się prasować koszule

Monika: - Wszystko zmienił listopad. Byłam już tak wykończona, że myślałam, że wyląduję za chwilę w psychiatryku. Jedno z dzieci znów było w domu, ponieważ zamknięto szkołę, do tego mocno się przeziębiłam. Musiałam wiele spraw odpuścić, bo po prostu nie miałam siły wstać z łóżka. Przez tydzień mąż ogarniał wszystko: odwoził do przedszkola córkę i ją odbierał, syna zawoził na trening, w tym czasie robił zakupy, wracał po syna, potem gotował obiad na następny dzień. Któregoś wieczora, jak już położył dzieci spać, nagle zerwał się z kanapy i pobiegł do kuchni z krzykiem, że musi jeszcze zrobić pastę z wędzonej makreli, bo się zmarnuje. Normalnie jakbym widziała siebie, która przypomina sobie o 23.30, żeby skompletować dla dziecka strój żabki na bal przebierańców. Już zauważam u niego pierwsze objawy przemęczenia, teraz to on będzie musiał zadbać o swoje granice. Na razie godzi się na festiwal obiadów: jedno dziecko chce kotlecika, drugie spaghetti, albo burzy się: Rosół trzeci dzień z rzędu? To lekka przesada.

Większość kobiet zauważa, że odkąd wybuchła pandemia, ich partnerzy udzielają się w domu. Nie jest to jednak często pomoc, jakiej by oczekiwały (fot: Shutterstock.com)

Marta: - Nasz dotychczasowy podział ról był bardzo tradycyjny - mąż pracował, ja zajmowałam się domem i opieką nad dziećmi. Gdy wybuchła pandemia i mąż zaczął pracować zdalnie, automatycznie przejął wiele obowiązków - zawożenie dzieci do szkoły, odbieranie ich, robienie zakupów. Nauczył się prasować koszule, czego nigdy w życiu wcześniej nie robił. Zapomniałam, jak się robi kawę, bo codziennie rano on ją przygotowuje. Po raz pierwszy, odkąd się pobraliśmy, czyli od ośmiu lat, spędzamy ze sobą każdy wieczór - wcześniej były to tylko weekendy i jeden, dwa wieczory w tygodniu, bo mąż dużo jeździł służbowo - opowiada.

Psycholożka Katarzyna Popiołek z katowickiego wydziału Uniwersytetu SWPS wbrew nieprzychylnym kobietom statystykom jest przekonana, że pandemia może być momentem otrzeźwienia, przede wszystkim dla mężczyzn. - Do tej pory mężczyźni koncentrowali się przede wszystkim na pracy zawodowej, więc jeżeli cokolwiek w domu zrobili, na przykład coś naprawili, postrzegali to jako niebywały wyczyn. Zachodziło zjawisko tzw. egocentryzmu atrybucyjnego, czyli przeceniania własnego wkładu we wspólną pracę, jaką w tym przypadku są obowiązki domowe. Zamknięcie w domu spowodowało, że mężczyźni zobaczyli, ile naprawdę zajmuje wykonywanie określonych czynności, jak często trzeba pewne rzeczy robić. Powoli odkrywają, że ich wcześniejszy wkład może nie był wcale tak wielki, bo kran czy samochód naprawia się raz na kilka miesięcy, a sprzątać trzeba codziennie - tłumaczy Popiołek. - Wielu było zaskoczonych też, że ich partnerki mają prawdziwe, poważne obowiązki, że są one bardzo absorbujące, niekiedy skomplikowane, trudne, odpowiedzialne. Po prostu ważne.

Katarzyna Popiołek: Pandemia może nauczyć wiele par prawdziwego partnerstwa, które polega na nieustannym dogadywaniu się i negocjowaniu, kto, co i kiedy może robić (fot: Shutterstock.com) , (fot: Shutterstock.com)

Prawdziwe partnerstwo to nie 50/50

Edyta i Natalia zastanawiają się, na ile rzeczywiście społeczne role przypisane płci definiują podział obowiązków w ich domach, a na ile decydują o tym czynniki zewnętrzne, na przykład kto pracuje zdalnie, a kto musi do pracy jeździć.

Od początku naszej relacji bardzo pilnowałam tego, abyśmy z partnerem dzielili się obowiązkami po równo - przekonuje Edyta. - Tak było przed pandemią, kiedy oboje wychodziliśmy z domu do pracy. Wstyd się przyznać, ale teraz jest tak, że ja w domu robię wszystko, bo pracuję zdalnie, a mój partner nie robi nic, bo przez cały dzień jest w firmie. Czasem, jak go poproszę, to odkurzy mieszkanie - mój chłopak jest z tych, co zrobią coś dopiero, jak im się powie. Jakbym nie poprosiła go o ściągnięcie prania z suszarki, tobym musiała to zrobić sama - opowiada.

Edyta nie ma jednak pretensji do swojego chłopaka, że mniej się angażuje w dom. - Tak po prostu wychodzi. I jak już wraca wieczorem, to wolę, żeby spędzał czas ze mną, niż na przykład sprzątał - twierdzi. Przyznaje jednak, że jako radykalna feministka czuje się dziwnie, rozpoczynając dzień od odstawienia kapci na miejsce, ścielenia łóżka, wyciągnięcia naczyń ze zmywarki. - Myślę sobie: zrobiłam z siebie kurę domową! A zarabiam obecnie więcej niż mój partner - mówi.

Zauważyła, że w związku z tym, że pochłaniają ją obowiązki domowe, przestała się rozwijać. - Nie czuję się nimi obciążona, po prostu bardziej się na nich skupiam. O ile kiedyś w naszym mieszkaniu był non stop burdel, bo oboje nie mieliśmy czasu na sprzątanie i ciągle byliśmy poza domem, to teraz mieszkanie cały czas błyszczy - mówi.

Edyta jest przekonana, że jak pandemia się skończy, to wróci dawny podział pracy w domu. - Traktuję ten czas jako eksperyment socjologiczny, który nie będzie trwał wiecznie. Nie podobają mi się jedynie uwagi mamy mojego partnera, która mówi, że "w końcu jestem w domu", czyli w domyśle - tu, gdzie miejsce kobiety.

Zobacz wideo 48-letnia Ślązaczka jest mistrzynią bikini fitness. 'Byłam żoną u boku męża, teraz mąż stoi przy mnie'

U Natalii sytuacja jest odwrotna - ona pracuje w laboratorium, a jej partner, programista, w domu. - Przed pandemią dzieliliśmy się obowiązkami po równo, bo oboje pracowaliśmy poza domem. Jak jest teraz? Mój partner zdecydowanie robi więcej - opowiada. Ona zarządza, a jej chłopak jest wykonawcą zadań, które ona mu zostawia na cały dzień. - Zanim wyjdę do pracy przygotowuję na przykład rzeczy do prania w wysokiej temperaturze i proszę go, żeby ustawił pranie i je rozwiesił - mówi. Inne zadania to: rozmrożenie mięsa na kolację, wystawienie kartonów do recyklingu, odebranie poleconego z poczty. Pozostałe obowiązki domowe, jak sprzątanie czy zakupy, para wciąż robi wspólnie. - Na zakupy umawiamy się po pracy, a sprzątamy w jakiś wolny dzień. Raz on gotuje, raz ja, na początku tygodnia ustalamy menu na cały tydzień i każdy robi to, w czym jest lepszy - mówi.

Natalia przyznaje, że czuje się trochę winna, że jej partner robi w domu więcej niż ona. - Jestem przygotowana psychicznie na to, że zacznie mu to przeszkadzać. Na razie nic nie mówi, więc ja też nie zaczynam tematu.

Popiołek twierdzi, że pandemia może nauczyć wiele par prawdziwego partnerstwa, które nie polega na sztywnym podziale obowiązków, ale na nieustannym dogadywaniu się i negocjowaniu, kto, co i kiedy może robić. Oraz wspieraniu się, gdy dana osoba nie jest w stanie wykonać swojego zadania. - Nie chodzi o to, żeby było 50/50 albo skoro umówiliśmy się, że ty gotujesz obiady, to ja już tego robić nie będę. Może się okazać, że żona danego dnia będzie miała mnóstwo spotkań online i nie będzie w stanie tego obiadu ugotować. Liczy się elastyczność i otwartość na przejmowanie obowiązków - mówi.

* Wykonane w kwietniu i maju ubiegłego roku na zlecenie Gumtree.pl, przy współpracy z Randstad Polska