Odpocznij
Obserwując ptaki można się na chwilę 'wylogować' (Beata Kitowska / Agencja Wyborcza.pl)
Obserwując ptaki można się na chwilę 'wylogować' (Beata Kitowska / Agencja Wyborcza.pl)

Jest pan psychiatrą, który obserwuje ptaki. Niedawno połączył pan pasję z pracą.

Najpierw zauważyłem, że spacer po lesie, obserwowanie ptaków i fotografowanie ich jest dla mnie równie angażujące jak praca w gabinecie. To kwestia skupionej przez parę godzin uwagi. Zacząłem się zastanawiać, jaki wpływ na nasze samopoczucie ma kontakt z naturą. Jak może nas zarazem mocno zajmować i relaksować w tym samym czasie.

Napisałem artykuł do pisma "Ptaki" o podobieństwach pracy psychiatry i psychoterapeuty do amatorskiego obserwowania przyrody. Przeczytał go prof. Piotr Tryjanowski z Uniwersytetu Przyrodniczego w Poznaniu, który w tym samym czasie napisał o ptakoterapii w innym czasopiśmie. Nawiązaliśmy kontakt i zaczęliśmy badania nad ornitologią terapeutyczną.

I tak od hobby przeszedł pan do sprawdzania, czy można by wykorzystać ornitologię w terapii psychiatrycznej.

O ile na temat kąpieli leśnych mamy już liczne książki, o tyle ornitologia terapeutyczna jest wciąż w fazie tworzenia i opracowywania założeń. Wspólnie z prof. Tryjanowskim zrobiliśmy więc dwa badania jakościowe na psychiatrach i psychoterapeutach, żeby sprawdzić, jaki wpływ wywarła na nich obserwacja ptaków.

Ptactwo nad Brdą (Roman Bosiacki / Agencja Gazeta)

Dlaczego wybrali panowie do badań psychiatrów i psychoterapeutów?

Bo są przyzwyczajeni do zaglądania w siebie, analizowania, szukania ukrytych znaczeń.

Pierwsze badania przeprowadziliśmy w marcu i kwietniu zeszłego roku, na początku pandemii. Drugie – pod koniec lutego w tym roku. Okazało się, że w trakcie pierwszego lockdownu obserwacje ptaków umożliwiały psychiatrom uzyskanie pewnej stabilności emocjonalnej.

Wyjaśni to pan dokładniej?

Ptaki są dla nas często symbolem wolności. A w tamtym czasie wolność była ograniczona przez pandemiczne restrykcje. Zamknięci w domach, stojąc na balkonach czy wymykając się na krótki spacer, obserwowaliśmy ptaki i dzięki temu mogliśmy mieć poczucie, że ta wolność i dla nas będzie możliwa, że nadal istnieje gdzieś obok. Już ta myśl dawała inną perspektywę.

Ja na początku pandemii ustawiłam sobie przy oknie fotel i zaczęłam obserwować mewy.

A widzi pani!

Druga projekcja była taka, że skoro ptaki żyją, latają, rozmnażają się, to znaczy, że życie toczy się dalej swoim rytmem. Jest totalna katastrofa w tym naszym ludzkim świecie, ale przyroda zachowuje jakąś normalność, zatem i my pewnie przeżyjemy trudny czas. To dawało poczucie, że pomimo zmiany wszystkich wymiarów naszego życia jest coś normalnego, stałego.

Jak wyglądała druga tura badań?

Pod koniec lutego tego roku zorganizowaliśmy spacer ornitologiczny dla pięciorga psychiatrów i psychoterapeutów. Niebo było zachmurzone, termometry wskazywały cztery stopnie, a my mimo to wybraliśmy się na wyprawę wzdłuż rzeki Narew, poniżej zapory w Dębem na Mazowszu.

Zaobserwowaliśmy duże stado gągołów, łyski, kormorany, pojedyncze nurogęsi, mewy, kawki, gawrony i sroki. Widzieliśmy też dwa bieliki. Gatunki te, może poza bielikiem, nie należą do rarytasów ornitologicznych, ale mimo to wszyscy uczestnicy pozytywnie ocenili wpływ obserwacji ptaków na swoje samopoczucie. 

Bielik w locie (Jakub Orzechowski / Agencja Gazeta)

Co mówili?

"Głównymi bohaterami są bywalcy przestworzy – od razu poczułem ich lekkość, odlot, energię, pęd powietrza" – to jedna z zapisanych przeze mnie wypowiedzi. Uczestnicy spaceru widzieli go jako "antidotum", "wylogowanie". Jeden mówił: "Poczułem, że w miły sposób oddalam się od spraw codziennych".

Podczas obserwowania ptaków naprawdę można się "wylogować"?

Tak, bo to poczucie oderwania od codziennego życia dodatkowo wzmagane jest przez odczucie nowości. Uczestnicy wyprawy mówili, że rozbudziła się w nich potrzeba poznania tego nowego świata. Niektórzy wręcz odwoływali się do dziecięcych wspomnień i fantazji dotyczących obserwowania ptaków i kontaktu z naturą. Większość czuła się świetnie jeszcze tydzień po spacerze.

Panie doktorze, jakie zatem są wnioski?

Obserwacja ptaków może wywierać pozytywny wpływ na zdrowie psychiczne. Sądzę, iż w przyszłości będzie to także jedna z możliwości zajęć terapeutycznych dla osób z różnymi zaburzeniami psychicznymi.

A co dalej z pańskimi badaniami?

Posiłkując się wypowiedziami lekarzy, przygotowujemy wspólnie z prof. Piotrem Tryjanowskim i prof. Christophem Randlerem z Uniwersytetu w Tybindze ankietę adresowaną do obserwatorów ptaków. Zamierzam ją rozesłać za jakiś miesiąc albo dwa.

Kolejnym naturalnym etapem byłyby badania ankietowe na pacjentach, ale tu sprawa jest delikatna. Potrzebna jest zgoda Komisji Etyki Naczelnej Izby Lekarskiej. Nie mogę się narazić na sugestie, że zamiast odbyć z pacjentem sesję terapeutyczną w gabinecie, zabieram go na spacer po lesie. Jako lekarz nie powiem pacjentowi: jeśli masz depresję, to idź pooglądaj ptaki, a poczujesz się lepiej. To choroba, którą trzeba leczyć farmakologicznie i psychoterapeutycznie. Powiedziałbym jednak tak: jeśli chcesz poprawić swoje samopoczucie, to znajdź sobie jakieś hobby. To może być działka, praca w ogrodzie, taniec. Albo – tak jak w moim przypadku – obserwowanie ptaków i robienie im zdjęć. Znamy badania, które dowodzą, że to działa.

Obserwacja ptaków poprawia nam samopoczucie (Wojciech Habdas / Agencja Gazeta)

Na przykład?

Ogromne wrażenie wywarły na mnie te przeprowadzone w 2019 roku w domu opieki w Stanach Zjednoczonych na pacjentach z alzheimerem i chorobami otępiennymi. Oczywiście dzięki obserwacji ptaków objawy nie ustąpiły, ale u pacjentów spadł poziom agresji. Relacje społeczne w ośrodku bardzo się poprawiły.

Pan często obserwuje ptaki?

Praca psychoterapeuty wygląda tak: co godzinę do gabinetu wchodzi kolejny pacjent ze swoją historią, emocjami, traumatycznymi przeżyciami. Wchłaniam to wszystko niczym gąbka. W wakacje jadę na Mazury, najczęściej do Puszczy Boreckiej, czyli tam, gdzie są ptaki. Obserwuję je i robię im zdjęcia. 

Mam aparat, lornetkę i specjalny zielony strój, dzięki któremu wtapiam się w krajobraz. Potrafię czekać na ptaki całymi godzinami. Ogromną przyjemność sprawia mi przyglądanie się żerującym albo tańczącym żurawiom. To piękny obrazek. Nie idę w rekordy. Gdybym starał się zobaczyć jak najwięcej gatunków, znów byłbym w pewnym sensie w pracy.

W obserwowaniu ptaków najfajniejsze jest dla pana obserwowanie ptaków?

W rzeczy samej. Ważne jest, żeby po prostu patrzeć. Akurat teraz odpoczywam na Mazurach, gdzie ogromną przyjemność sprawia mi oglądanie niewielkiego ptaka o nazwie makolągwa. Ma on brązowo-czerwone upierzenie i wygląda jak jakiś tropikalny gatunek.

Relaksuje pana ten widok?

I tu nie mam pewności, bo obserwowanie ptaków wymaga wysokiej aktywności umysłowej. Potrzebna jest mobilizacja różnych obszarów mózgu i utrzymanie pełnej uwagi, co z kolei poprawia nasze funkcje poznawcze. Może to być zajęcie dla osób, które wyjeżdżając na wakacje, chcą się oderwać od pracy, ale nie całkiem odmóżdżyć. Nie odpoczywają w stylu "piję piwo i leżę na plaży", ale raczej "wyjeżdżam w nowe miejsce i się relaksuję, ale chcę jednocześnie zachować aktywność umysłową".

Makolągwa (Kuba Atys / AG)

Czyli jednocześnie odpoczywamy i gimnastykujemy mózg?

Z jednego z artykułów, które przeczytałem, dowiedziałem się, że podczas obserwowania i słuchania ptaków mózg zaczyna zupełnie inaczej pracować. Śpiew ptaków czy kontakt z naturą pomagają nam przestawić go "na wyższe piętra". Nabieramy szerszego spojrzenia na sprawy, które nas zajmowały na przykład przed urlopem. Znajdujemy rozwiązania problemów, z którymi się borykamy, a w ciągłym biegu nie potrafiliśmy ich odszukać. Mózg jest po prostu aktywniejszy, a przyroda porządkuje nam myśli. Niemiecki psychiatra Norman Clemens uważa, że "obserwacja ptaków pomaga w radzeniu sobie ze sprawami życia".

Niedawno w Trójmiejskim Parku Krajobrazowym zachwyciły mnie ptasie trele. Stałam jak wryta i nie miałam najmniejszej ochoty wracać do domu.

Szwedzki badacz Marcus Hedblom dowodzi, że ptasi śpiew poprawia samopoczucie i redukuje stres. Słuchanie śpiewu ptaków może też tworzyć pozytywne wspomnienia. Co ciekawe, reakcje te są silniejsze, gdy słyszymy wiele gatunków.

Ekolodzy zachęcają do ochrony ptaków dla dobra przyrody. Ale mało kto mówi, że powinniśmy dbać o ich różnorodność z czystego egoizmu, dla własnego zdrowia psychicznego. W marcu niemieccy naukowcy opublikowali wyniki badania przeprowadzonego w większości krajów europejskich, z którego wynika, że wzrost bioróżnorodności gatunków ptaków przekłada się na większe poczucie naszej satysfakcji z życia. Ludzie oceniają wyżej jakość swojego życia, jeśli liczba gatunków ptaków wokół nich jest większa.

Trójmiejski Park Krajobrazowy (Dominik Sadowski / AG)

Zauważono też, że ptaki żyjące w miastach nasiliły głośność śpiewu, by "konkurować" z wysokim poziomem miejskiego hałasu.

To bardzo ciekawe.

Poza tym gdy słuchamy śpiewu ptaków, czujemy się bezpiecznie. Nasze mózgi uwalniają się od czujności. Clemens uważa, że obserwacja ptaków jest głęboko zakorzeniona w pierwotnej naturze człowieka, na co mogą wskazywać rysunki naskalne. Słuchanie ptasiego śpiewu jest wręcz zdeterminowane ewolucyjnie, bo pozwalało nam na odczytywanie sygnałów przyrody i zagrożeń z niej płynących.

W tym parku radosny śpiew ptaków dawał pani poczucie, że nic złego się nie dzieje? 

Rzeczywiście!

Sam przeżyłem coś podobnego parę dni temu w Gołdapi. Jaskółki ćwierkają, jest przyjemnie i nagle słyszę, że ten śpiew się zmienił. Akurat z kimś rozmawiałem, ale mój mózg to wyłapał. Zauważyłem, że w pobliżu pojawił się drapieżnik, sokół czy krogulec. Jaskółki wydawały więc odgłosy zaniepokojenia. Na swoim przykładzie mogłem potwierdzić wnioski Normana Clemensa.

Obserwowanie ptaków nas uspokaja, gimnastykuje mózg i pomaga spojrzeć na problemy z szerszej perspektywy. Nic dziwnego, że już kilka milionów ludzi na świecie uprawia birdwatching, czyli ptaszenie.

To hobby jest bardzo popularne w Wielkiej Brytanii, Stanach Zjednoczonych, Holandii i Niemczech, a i u nas ma coraz więcej zwolenników. Mówi się, że może ich już być nawet kilkanaście tysięcy. Ptasiarze mają wiele różnych motywacji. Czasami jest to zwykła ciekawość przyrody i zaspokajanie potrzeby rywalizacji, bo niektórzy prześcigają się w liczbie zaobserwowanych gatunków. Czasami to ucieczka od problemów w domu czy wypalenia zawodowego, co może być nie zawsze uświadomione.

Czuję, że po naszej rozmowie powinnam pójść do parku i popatrzeć na ptaki.

Zdecydowanie! Namawiałbym każdego do podjęcia próby obserwowania ptaków. Wiadomo, że nie każdego to wciągnie. Nie trzeba od razu nigdzie wyjeżdżać. Wystarczy wyjść na balkon, taras czy do parku i uważnie się rozejrzeć. Wtedy może się okazać, że ptaki, które wydawały nam się szarymi wróblami, są barwnymi makolągwami albo pleszkami.

Podczas jednego spaceru po mieście da się zobaczyć nawet kilkanaście gatunków różnych ptaków. Pośród niskich krzewów przemykają bogatki i modraszki, na pniach siedzą pełzacze albo dzięcioły. Możemy też spotkać jerzyki, kwiczoły, zięby czy rudziki. Wiem, bo mieszkam na osiedlu w Warszawie i sam często tak robię. Gdy widzę jakiś nieznany gatunek, do skutku szukam go w atlasie albo dzwonię do prof. Tryjanowskiego.

Sikorka bogatka (Iwona Burdzanowska / Agencja Gazeta)

Ptaki towarzyszą panu od dawna?

Odkąd pamiętam, zawsze zwracałem na nie uwagę. Oglądałem zdjęcia w atlasach, a jak mogłem już samodzielnie wychodzić z domu, szedłem do lasu albo na łąkę, żeby je obserwować.

W 1984 roku, gdy stacja ornitologiczna Polskiej Akademii Nauk w Gdańsku szukała wolontariuszy do obserwacji i obrączkowania bocianów, od razu się zgłosiłem. Miałem wtedy 18 lat. Dostałem pozwolenie ze stacji i pojechałem nad rzekę Wieprz. Przystawiałem drabinę do domów, na których były bocianie gniazda, wchodziłem na strzechy i obrączkowałem bociany. Ręce miałem całe pokłute słomą, ale byłem szczęśliwy, że przyczyniam się do rozwoju nauki.

Wchodziłem do bocianich gniazd, podziwiając te ogromne konstrukcje. Gospodarz, u którego byłem kilka razy, bo bociany lubiły jego dom, opowiadał mi, że gdy jedno gniazdo się rozpadło, wywożono je kilkoma furami.

Fascynacja bocianami była zalążkiem systematycznych obserwacji?

To były początki. Potem, jeżdżąc na Mazury, obserwowałem bocianie zaloty, walki samców czy wyrzucanie z gniazd jajek rywali. Bociany od zawsze wywołują w nas pozytywne skojarzenia – to piękny ptak z długimi czerwonymi nogami, który zwiastuje wiosnę. Tymczasem, obserwując bociany, dowiedziałem się, że to bezwzględne drapieżniki, które potrafią upolować kreta, łasicę czy zjeść pisklęta innych ptaków. Kiedyś widziałem, jak bocian precyzyjnie wyłowił z wody karpia i poćwiartował go dziobem na płyciźnie.

Dr Sławomir Murawiec jest psychiatrą i pasjonatem ptaków (mat. prasowe)

Jako psychiatra mogę powiedzieć, że przywiązujemy do bocianów i do innych ptaków nasze projekcje. Widzimy je nie takimi, jakimi są, ale takimi, jakimi sobie je wyobrażamy. Mam na myśli chociażby wizerunek rodzinnego, opiekuńczego bociana czy dumnego i odważnego polskiego orła. Orlik krzykliwy może wydawać się nam niezwykle dumnym ptakiem, a chodzi po łące i poluje niczym bocian.

Gdyby nie został pan lekarzem, pewnie zajmowałby się pan badaniem przyrody.

Mój przyjaciel z liceum zaraził mnie myślą, że zawód lekarza może nadawać życiu sens. On został kardiologiem, a ja psychiatrą. Pewnie gdyby nie ów przyjaciel, byłbym leśnikiem albo ornitologiem. Ale nie żałuję, bo medycyna też jest dziedziną, w której wciąż dowiaduję się czegoś nowego i fascynującego.

Dr Sławomir Murawiec. Psychiatra i psychoterapeuta z ponad 20-letnim doświadczeniem. Pracował w Instytucie Psychiatrii i Neurologii w Warszawie, obecnie pracuje w poradni Psychomedica Allenort. W 2018 roku został laureatem nagrody Złota Synapsa w kategorii "Zasłużony dla psychiatrii".