Rozmowa
Znam kilka otwartych związków i często w grę wchodzi jeden pozazwiązkowy partner seksualny. To się nie wiąże z szukaniem na każdą noc kogoś innego (Fot. Shutterstock.com)
Znam kilka otwartych związków i często w grę wchodzi jeden pozazwiązkowy partner seksualny. To się nie wiąże z szukaniem na każdą noc kogoś innego (Fot. Shutterstock.com)

Miałaś bardzo wielu partnerów seksualnych?

Nie! Dlaczego tak myślisz?

Wyobrażam sobie, że dla osób, które się umawiają na otwarty związek, seks jest bardzo ważny i że są to osoby, które mają duże potrzeby seksualne.

Wystarczy, że mają inne potrzeby niż partner, a jednocześnie nie traktują seksu jako jedynego spoiwa miłości. Znam kilka otwartych związków i w ich przypadku bardzo często w grę wchodzi jeden pozazwiązkowy partner seksualny. To się nie wiąże z bieganiem po mieście i szukaniem na każdą noc kogoś innego. Po prostu ona lubi ostry seks, a on waniliowy…

Najnowsze wiadomości, poruszające historie, ciekawi ludzie - to wszystko znajdziesz na Gazeta.pl

Waniliowy?

Łagodny, dość klasyczny. I zamiast wyciskać z partnera coś, czego on nie lubi, idę i robię to sobie dwa razy w miesiącu z kimś innym. On mnie chłoszcze tak, jak sobie życzę, a potem wracam do domu i nasza intymność jest dalej słodka i miła.

Zamiast wyciskać z partnera coś, czego on nie lubi, robię to z kimś innym. On mnie chłoszcze tak, jak sobie życzę, a potem wracam do domu (Fot. Shutterstock.com)

Podstawową rzeczą, za sprawą której takie relacje są możliwe, wydaje mi się brak zazdrości.

Nigdy nie byłam i nie jestem zazdrosna. Ważne jest też to, że wychowała mnie wyzwolona mama. Wyzwolona nie w tym sensie, że miała na pęczki kochanków, ale że od dziecka rozmawiała ze mną o tym, że seks wcale nie musi się łączyć z miłością. Nie byłam karmiona mitem, że muszę czekać do ślubu, a jeśli seks, to tylko z tym jednym jedynym. Żadnych książąt na koniu i cnót niewieścich! Od zawsze miałam dwa różne systemy wartości: czym innym jest miłość, związek, przywiązanie, zaufanie, bezpieczeństwo, snucie planów i odkładanie na wspólne konto emerytalne, a czym innym przygoda seksualna. Oczywiście fajnie, jak to się nałoży, ale niestety przyroda tak działa, że z czasem dzika namiętność zamiera.

Seksuolodzy i psycholodzy stale powtarzają o tych magicznych dwóch latach, po których kończy się zakochanie.

I o ile większość osób pewnie wtedy zakopuje swoje potrzeby seksualne głęboko, kobiety udają orgazm, faceci zasłaniają się bólem głowy i razem tylko w poświęceniu wychowują dzieci, o tyle my postanowiliśmy wspólnie poszukać rozwiązania.

Wiele par tak robi, ale idąc do seksuologa, kupując seksowną bieliznę, zaopatrując się w seksgadżety.

A myśmy się poznali na portalu erotycznym i wiedzieliśmy, że jesteśmy otwarci. Wcale nie miałam bardzo bujnego życia seksualnego, ale wiedziałam jedno: że nie przeżyłam pewnie z 90 proc. możliwości, które świat zna.  

A byłaś ich ciekawa!

No tak! Więc kiedy namiętność w naszym związku zaczęła gasnąć, dość naturalnie to wyszło, że siedliśmy i padło pytanie – nawet nie pamiętam, kto je zadał - czy wciąż jesteśmy gotowi na otwarty związek. Stwierdziliśmy, że zdecydowanie tak. Że się kochamy i jesteśmy razem, mamy wspólny dom, ale wracamy na portal i szukamy dodatkowego partnera czy partnerki, którzy zaspokoją te potrzeby, o których już wiemy, że wzajemnie ich sobie nie zaspokoimy. Ja znalazłam dodatkowego partnera pierwsza.

Szykowałaś się na pierwszą randkę – wkładałaś pończochy, malowałaś usta – i partner doskonale wiedział, co się dzieje?

Oczywiście. Powiedziałam lubemu, że idę zobaczyć, czy zaiskrzy. I ustaliłam, czy gdyby zaiskrzyło, to może być coś więcej. Powiedział: "Baw się dobrze". Robisz wielkie oczy, bo tobie się to kojarzy z czymś, co byłoby przeciwko niemu. A ja przez cały czas miałam poczucie, że to jest nasz projekt. My wspólnie byliśmy tego ciekawi! Jak do niego do pracy przyszła nowa dziewczyna, to ja też podpytywałam, czy jest ładna i zgrabna. Jestem bardzo fizjologiczna, jeśli chodzi o seks. Uważam, że monogamia jest nienaturalna. Taki mam światopogląd.

Rozumiem, że otwarcie związku was podniecało.

I ustaliliśmy, że będzie uczciwie, jeśli naszym potencjalnym partnerom będziemy mówili, że jesteśmy w stałym związku i się kochamy. Jak coś zaiskrzy i będzie fajnie w łóżku, to proszę bardzo, ale nie przeniesiemy tego na grunt romantyczny. I to jest chyba największe ryzyko otwartych związków. Bo co, jak się ktoś zakocha? Ale powiedzmy sobie szczerze – i bez seksu się można zakochać w koleżance z pracy.

Można. Wróćmy do twojej pierwszej randki.

Było fajne uwodzenie. Pamiętam, jak przyszłam i z błyskiem w oku opowiadałam partnerowi, że to jest ciekawy facet i chciałabym go dalej sprawdzić. Wspólnie fantazjowaliśmy, na ile on będzie podobny, a na ile inny od mojego partnera. Na ile mnie zaspokoi, a na ile rozczaruje. Kiedy już doszło do seksu, to wróciłam i dość empatycznie starałam się powiedzieć: "Kochanie jesteście bardzo różni. Co innego dostaję w naszym seksie, co innego od niego". 

Dodatkowy partner niejedno seksualnie przeżył i kiedy usłyszał, że chcę eksplorować, to się zachwycił: 'To będzie część naszej seksualnej przygody' (Fot. Shutterstock.com)

Po powrocie uprawiałaś seks z partnerem?

Na pewno nie. 

Czyli jednak tamten seks nie był czysto fizjologiczny!

Nie, nie o to chodzi. Po prostu kiedy ja wróciłam, potwornie zmęczona, z hotelu, w którym testowałam mój nowy nabytek do imentu, mój luby wychodził do pracy.

A czy wypytywał o szczegóły?

Nie. Natomiast opowiadaliśmy sobie, co przeżyliśmy, i dzieliliśmy się wrażeniami. Że fajnie podoświadczałam krępowania i wiązania i czy chcemy sprawdzić, czy u nas to też pyknie i czy włączymy to do repertuaru. Coś tam włączyliśmy, czegoś nie.

Twój partner szybko znalazł partnerkę?

Tak. Dostał przyspieszenia.

Czyli rewanż?

Nie. On po prostu w międzyczasie również szukał. 

Może jednak poczuł się w jakiś sposób zraniony? Umowa umową, ale póki nie sprawdzimy, nie będziemy wiedzieć, jakie się pojawią uczucia.

To prawda, dlatego ja bardzo uważnie obserwowałam, czy dalej będzie mnie zachęcał "idź i baw się dobrze". Albo czy nie dostanie gęsiej skórki, jak powiem, że ten gość się odzywa i zachęca do kolejnej randki. Pytałam: "Masz za tydzień nocną zmianę. Czy masz coś przeciwko, gdybym wtedy zniknęła? Co będę tutaj tak siedziała i się nudziła". To nie jest tak, że umowa obowiązuje bezwzględnie. Gdyby ktoś się sypał, to jesteśmy na tyle inteligentni, uważni i skierowani na siebie, że ci partnerzy, te partnerki dodatkowe poszliby w odstawkę natychmiast.

Czy twój dodatkowy partner też żył w otwartym związku?

Tak. Poznałam jego żonę w klubie swingersów i – pewnie cię zszokuję i przyznam, że dla mnie to też było zarówno fascynujące - byłam nawet u nich w domu. Zresztą nie tylko ja byłam tam zapraszana. Partnerzy jego żony również. Jednego z nich mój dodatkowy partner nie znosił. Nie dlatego, że jego żona się z nim bzykała. Po prostu nie trawił go jako człowieka. Powiedział jej: "Nie wiem, co w nim widzisz, i rób sobie z nim, co chcesz, tylko nie u nas w domu, bo wścieknę się, jeśli znów będę musiał z nim siedzieć i słuchać jego durnego śmiechu". 

Skoro z dodatkowym partnerem poszłaś do klubu swingersów, to chyba w tym momencie możemy ustalić, że potrzeby seksualne masz duże.

Mam dużą potrzebę sprawdzania i doświadczania. Między innymi to było powodem, dla którego mój mężczyzna powiedział: "Pas, ja nie we wszystko wchodzę". A dodatkowy partner niejedno seksualnie przeżył i kiedy usłyszał, że chcę poszukiwać i eksplorować, to się zachwycił: "To będzie część naszej seksualnej przygody". Właśnie on mnie wprowadził do klubu swingersów. Znam osoby, które jeżdżą do innego miasta lub nawet kraju - Holandii, Szwecji czy Niemiec - gdzie urządzają sobie sekswakacje, ponieważ obawiają się rozpoznania. A ja się z tego śmieję. No i co z tego, jeśli ktoś mnie rozpozna na mieście? Jak rozpozna, to tylko znaczy, że też w tym klubie był. 

W klubie, w którym chodzi się nago? Czy w bieliźnie?

Każdy klub ma swój regulamin. W tamtym u kobiet była dopuszczalna seksowna bielizna i buty, a mężczyźni chodzili w ręcznikach. Z szatni przechodziło się do sali zapoznawczej, w której piło się drinki, a w tle sączyła się muzyka. Pokoje były odpowiednio oznaczone: "chcemy być sami", "dopuszczamy obserwatorów" lub "można dołączyć". 

Do ciebie i twojego partnera inni mogli się dołączyć?

Czasem mogli, a czasem nie. Były specjalne pokoje mieszczące dwie–trzy pary, które ustaliły, że mają na siebie wyłączność, oraz sala do seksu grupowego. Pokoje z lustrami weneckimi i takie z szybami zamiast ścian. Różne rzeczy się tam dzieją.

Próbowałaś wszystkiego?

Absolutnie nie. Znam swoje granice. Dość często po prostu obserwowaliśmy inne pary uprawiające seks w najróżniejszych konfiguracjach, a on mi szeptał do ucha różne rzeczy, dotykał. To jak uczestniczenie w porno na żywo. Jesteś na planie, mimo że pewnych rzeczy nie robisz.

Opowiedz o spotkaniu z żoną.

Umówiliśmy się, że ona i jej partner też się tamtej nocy pojawią w klubie. Z mojej perspektywy fantastyczne było to, że kiedy się do nas dosiedli, ja ani na chwilę nie straciłam atencji partnera. Panowie się poznali, pogadaliśmy, pośmialiśmy się, małżonkowie wymienili uwagi, kto tej nocy przyszedł do klubu, i oni pierwsi gdzieś zniknęli. Potem jeszcze w czwórkę siedzieliśmy na kanapie i oglądaliśmy striptiz. Trochę popiszczałyśmy razem z jego żoną.

Nie porównywałaś się do niej? Czy jesteś ładniejsza, zgrabniejsza?

To ona była ode mnie ładniejsza! Powiedziałam partnerowi: "Twoja żona to niezła laska. Jest ode mnie szczuplejsza, ma piękniejszy biust i zgrabniejsze biodra". A on na to: "Zależy, co się komu podoba". Dzieci i dom ich wiązały, byli fajnymi rodzicami, natomiast on taksował ją dość obojętnie. 

To jak uczestniczenie w porno na żywo. Jesteś na planie, mimo że pewnych rzeczy nie robisz (Fot. Shutterstock.com)

Czyli byli sobą wręcz znudzeni.

Wiele lat wcześniej otworzyli swój związek i oboje mieli liczne doświadczenia. Tamtej nocy okazało się, że mamy z jego żoną bardzo podobne poczucie humoru. Zakumplowałyśmy się i to ona zaprosiła mnie do domu.

Na kolację czy wspólny seks?

Czasem po prostu we trójkę oglądaliśmy film, ale bywałam również u nich w domu na seksie. Jego żona zostawała w salonie i zdawała się w ogóle nie być zainteresowana tym, co jej mąż i ja robiliśmy w pokoju gościnnym.

Jakby on jej już w ogóle nie obchodził.

Nie wnikam. Ja mogę mówić, co się działo w moim związku.

Jasne. Przede wszystkim powiedz, co się działo wtedy w tobie.

Ja się czułam super. Jak bohaterka filmowa łamiąca konwenanse. Najbardziej irytowało mnie, że nie mogłam opowiadać wszystkim, co fascynującego przeżywam i że są inne style życia! 

A mama? Rozmawiałaś z nią o tym?

Wiedziała, że pojawił się jeszcze ktoś, że mój partner o tym wie i to akceptuje, ale o nic więcej nie pytała. W szczegóły nie chciała wnikać. Potrzebę nienoszenia tajemnicy mogłam realizować jedynie w rozmowach z moim przyjacielem, który również jest otwarty seksualnie. Powiedzmy sobie szczerze: ja jestem niepokorną duszą. To był projekt, który badał granice: Czy można? Czy wyjdzie z tego katastrofa?

Wyszła?

Zupełnie nie. Mnie to bardzo dobrze zrobiło. Wyleczyło wszystkie kompleksy i pomogło się pozbyć wstydu. Jestem nisko zawieszona, dupiasta i mam fałdy, ale klub swingersów, podobnie jak plaża nudystów czy sauna, pozwalają wejść w świat, w którym ludzie nie biegają z centymetrem. Miałam ogromne powodzenie! Mój erotyzm i otwartość powodowały, że raz było nawet trzeba wzywać ochronę, bo jeden z panów mnie uporczywie podrywał i nie chciał odpuścić. Całkiem przyjemne uczucie, nie ukrywam. 

Jak długo spotykałaś się z partnerem, na którym skupia się nasza rozmowa? 

Dwa lata. 

I w końcu ktoś się zakochał?

Ja się nie zakochuję w każdym męskim przyjacielu. Wycofałam się dlatego, że doszło do konfliktu małżeńskiego. Ona i on nie mogli się zdecydować, czy się rozwieść, czy zostać razem. Uznałam, że powinni to rozwiązać bez udziału osób trzecich. To była kwestia rozsądku i nie ukrywam, że zrobiłam to z pewną przykrością. W dodatku ich dzieci podrosły. Jak były małe i nie kumały, gdzie są rodzice, to nie było problemu, ale nagle okazało się, że ci, idąc na randki, musieli się ukrywać nie przed sobą, ale przed dziećmi. I zaczęło się robić nerwowo.

Tęskniłaś za nim?

No… trochę tak. Potem byłam jeszcze z jednym partnerem dodatkowym, ale niespecjalnie zaiskrzyło. Pan był narcyzem i w kółko opowiadał o sobie. W łóżku było nawet fajnie, natomiast jego osobowość na tyle mi nie odpowiadała, że skończyło się to szybko. Miałam więc w sumie dwóch partnerów dodatkowych w ciągu 10 lat. Mój ówczesny stały partner zdecydowanie częściej zmieniał kobiety.

A jak było wtedy między wami? 

Otwarty związek okazał się dla nas bardzo dobrym rozwiązaniem. Wyeliminował fantazjowanie, kombinowanie i ryzyko robienia czegokolwiek niejawnie i w skrytości. 

Czułaś się megaseksowna, że masz świat u stóp. Taką twój partner miał cię w domu. To go musiało nakręcać.

Nakręcaliśmy się też tą niestandardowością naszych żyć i przeżyć. Już nie było tak, że musimy się bzykać, bo wypada albo tylko po to, żeby rozładowywać napięcie seksualne. To był wyższy level. Wnieśliśmy w nasz związek nową energię. Pytałaś, czy po powrocie z seksrandek uprawialiśmy ze sobą seks. Po pierwszych razach nie, ale później się zdarzało, że lądowaliśmy w łóżku, bo była w nas jeszcze energia seksualna. Ale to nie było przenoszenie jeden do jednego, że tamtej zafundowałeś trzy orgazmy, to ja poproszę tyle samo, albo i cztery.

Otwarty związek okazał się dla nas bardzo dobrym rozwiązaniem. Wyeliminował fantazjowanie i ryzyko robienia czegokolwiek w skrytości (Fot. Shutterstock.com)

Jednak sama powiedziałaś, że otwarcie związku to ryzyko. Michalina Wisłocka żyła w trójkącie z mężem i przyjaciółką i wszyscy wyszli z tego poranieni.

To wymaga świadomości, że być może wprowadzenie kogoś do trójkąta albo otwarcie związku  stanie się jedynie rozwiązaniem na jakiś czas. Na tak długo, póki to cieszy, bawi, daje kopa i wszystkim odpowiada. A jak komukolwiek przestaje odpowiadać, trzeba to zakończyć.

Ostatecznie to twój stały związek się rozpadł. 

Dopadła nas przyziemność. Momentów fajnych, ekscytujących i intymnych zrobiło się dużo mniej niż codziennej obojętności i szarości. 

Czyli ostatecznie otwarcie związku nie uchroniło was przed prozą życia.

Ono w ogóle nie daje gwarancji na nic. To jest po prostu taki styl życia, że wychodzisz poza ramy i sięgasz po więcej. Jeśli partner spełnia moich 40, a może nawet 70 proc. potrzeb seksualnych, to dlaczego mam na tym poprzestać? I nie chodzi tylko o seks. W ogóle uważam, że wieszanie wszystkich potrzeb na partnerze to jest wielki błąd. Kobieta się zakochuje i nagle zaniedbuje pasje, przyjaciółki, rozwój osobisty i jest tylko on, który ma być i partnerem, i przyjaciółką, i matką, i powiernikiem – nikt tego nie udźwignie!

Upieram się przy tym, że zależy, ile kto ma potrzeb. Tak seksualnych, jak wszelkich innych. 

No oczywiście!

Jesteśmy różni. Nie trzeba szukać daleko - twój obecny partner nie podziela twojego światopoglądu. Jest zazdrosny i utożsamia miłość z seksem.

Zgadza się.

A ty tęsknisz za tamtym życiem?

Nie, ponieważ to u mojego partnera ciągle widzę błysk w oku i wcale się nie muszę karmić błyskami w oczach innych. Moje potrzeby się z czasem zmieniły i póki co wystarcza mi to, co mam, bez poczucia poświęcania się, bo niczego nie tracę. Ale nie mówię, że zawsze tak będzie. Mój partner zastanawia się nad skorzystaniem z mojego doświadczenia z klubu swingersów. Z zastrzeżeniem, że nikogo nie włączamy w nasze życie seksualne. Trochę się bałam, że moja historia będzie dla niego przytłaczająca, a okazała się podniecająca.    

Twoja samoświadomość to jest dla mnie coś fascynującego!

A to nie wszyscy tak mają? (śmiech) Wiem na pewno, że jedną z najważniejszych potrzeb w moim życiu jest potrzeba zmian. 

Które są poszukiwaniem szczęścia?

One są szczęściem. Najpiękniejszym zdaniem, jakie słyszę od mojego mężczyzny, jest: "Mam obawy, ale jeżeli ma cię to uszczęśliwić i zobaczę u ciebie błysk w oku, to próbuj, doświadczaj, kombinuj".

Najnowsze wiadomości, poruszające historie, ciekawi ludzie - to wszystko znajdziesz na Gazeta.pl

Anna Kalita. Absolwentka politologii na Uniwersytecie Wrocławskim, dziennikarka. Współpracowała m.in. z Gazetą Wyborczą Wrocław, Dziennikiem Polska Europa Świat i Dziennikiem Gazetą Prawną oraz UWAGĄ! TVN. W 2016 roku nominowana do Grand Press w kategorii dziennikarstwo śledcze za materiał Tu nie ma sprawiedliwości o krzywdzie chorych na Alzheimera podopiecznych domu opieki, a w 2019 roku do Nagrody im. Teresy Torańskiej za teksty o handlu noworodkami w PRL. Kontakt do autorki: anna.kalita@agora.pl.