
Ignacy Łukasiewicz wynalazł lampę naftową – tak mniej więcej wyglądała moja dotychczasowa wiedza o nim. Zaskakuje to pana?
Nie, zupełnie nie, bo lampa naftowa to jest zwykle pierwsze skojarzenie z Łukasiewiczem. Ale chciałbym, nie ukrywam, by wiedza o nim była szersza, bo Ignacy Łukasiewicz był także znakomitym farmaceutą, polskim działaczem niepodległościowym, działaczem społecznym i filantropem. Był współzałożycielem pierwszej kopalni i destylarni ropy naftowej na świecie, fundatorem szkół, pionierem ubezpieczeń społecznych. Jest więc Ignacy Łukasiewicz kimś znacznie więcej niż wynalazcą lampy naftowej, choć była ona oczywiście wspaniałym wynalazkiem.
Najnowsze wiadomości, poruszające historie, ciekawi ludzie - to wszystko znajdziesz na Gazeta.pl
Wynalazkiem kilku osób.
To prawda, sam prototyp lampy naftowej skonstruował Ignacy Łukasiewicz, a wykonał ją Adam Bratkowski, znakomity lwowski blacharz. Z kolei metodę destylacji nafty Łukasiewicz opracował wspólnie z Janem Zehem. Był to więc wysiłek zbiorowy, ale Ignacy Łukasiewicz odegrał w nim bez wątpienia przodującą rolę i mimo rozmaitych trudów, nie tylko natury naukowej, ale także prywatnej czy politycznej, nigdy się nie poddał, konsekwentnie dążąc do celu.
Mówi pan, że lampa naftowa to tylko pierwsze skojarzenie, a ja mam poczucie, że najczęściej jest to cała wiedza o Łukasiewiczu. Dlaczego?
Wielu słynnych wynalazców kojarzymy z jedną rzeczą, nie tylko Łukasiewicza. A jego lampa naftowa była naprawdę rewolucyjnym wynalazkiem, nie tylko z powodu tego, że – o czym piszemy w książce – oświetliła w połowie XIX wieku salę operacyjną lwowskiego szpitala. Ale także, a może przede wszystkim dlatego, że światło dawała z nafty uzyskanej w procesie rafinacji ropy naftowej. Ropy, którą ludzkość znała przecież od wieków, ale nie potrafiła jej spożytkować w celach energetycznych.
Z okazji dwusetnej rocznicy urodzin wynalazcy Sejm ustanowił 2022 Rokiem Ignacego Łukasiewicza. "Należy on do zaszczytnego grona Polaków, których działalność odcisnęła wielki i pozytywny wpływ na rozwój naszej ojczyzny, jak również całego świata" – czytamy w parlamentarnej uchwale. Ale czy cały świat zna Łukasiewicza?
Na pewno nie cały, ale sporo świata bez wątpienia go zna. Nasze doświadczenia z wydania książki – a wyszła ona najpierw za granicą – są takie, że Łukasiewicz wzbudza coraz większe zainteresowanie. Dowodem na to jest choćby recenzja napisana przez panią prof. Alison Frank Johnson z Uniwersytetu Harvarda. Gdy książka ukazała się w szwajcarskim wydawnictwie Peter Lang, w biuletynie wydawanym przez Organizację Krajów Eksportujących Ropę Naftową (OPEC) pojawił się nie tylko tekst o Łukasiewiczu, ale także rozmowa ze współautorką naszej książki Anną Kozicką-Kołaczkowską.
I to nas zadowala?
Zawsze jest coś do zrobienia, zawsze można więcej. Daniel Yergin w "The Quest", najważniejszej książce na świecie o sektorze energetycznym, zresztą bestsellerze "New York Timesa", pisze o pierwszych odwiertach w Pensylwanii, Rockefellerach i innych, którzy dali początek tzw. siedmiu siostrom, czyli światowym korporacjom naftowym, jak BP czy Shell. Trzeba jednak pamiętać, że owi nafciarze uczyli się od Łukasiewicza, przyjeżdżali do niego nawet zza oceanu i prosili o podzielenie się wiedzą, co Łukasiewicz chętnie robił.
Przyjeżdżali do Łukasiewicza, czyli do państwa Habsburgów.
Tak, Polski nie było wtedy na mapie, została rozebrana przez zaborców, ale to nie przeszkadzało Łukasiewiczowi pracować dla polskiej sprawy, za co trafił nawet na prawie dwa lata do więzienia. Potem przez kolejne lata miał kłopoty z władzami zaborczymi, a raczej one z nim. Nie było wtedy Polski, nie było machiny państwowej, która mogłaby promować Łukasiewicza. I być może dlatego sława Łukasiewicza nie dorównuje dzisiaj sławie Kopernika czy Skłodowskiej-Curie, na co on naprawdę zasługuje.
Dlaczego, kiedy zjeżdżali do niego na Podkarpacie przyszli naftowi krezusi, Łukasiewicz tak ochoczo i bezinteresownie przekazywał im swoje naftowe tajemnice, a nie sprzedawał ich za ciężkie pieniądze?
Bo Ignacy Łukasiewicz uważał, że robi to wszystko dla sprawy, że przykłada się do postępu ludzkości. Rozdawał swoje pomysły i odkrycia z myślą, że one zaowocują tak, jak owocowały sadzone przez niego intensywnie drzewa – czerpał z tego ogromną radość i satysfakcję. Był absolutnym filantropem wierzącym w siłę przepływu wiedzy i edukacji, stąd fundowane przez niego liczne stypendia i szkoły, ze szkołami dla dziewcząt włącznie; stworzoną przez niego szkołę koronkarską prowadziła zresztą z sukcesami jego żona Honorata. Nauczycieli opłacał oczywiście ze swojej kieszeni sam Łukasiewicz.
Opatentowanie lampy naftowej dałoby mu jeszcze większe pieniądze, a co za tym idzie – jeszcze większe możliwości. Dlaczego tego nie zrobił?
Trudno na to pytanie jednoznacznie odpowiedzieć. I nie pomagają nam tu także źródła historyczne. Wydaje się, że jedną z przesłanek mogłaby być wspomniana już sytuacja geopolityczna, czyli życie pod zaborami. To bardziej zaprzątało głowę Łukasiewicza niż patent na lampę naftową. Chęć pomocy rodakom, budowa szkół i fundacja kościołów miały znaczenie pierwszorzędne, globalna komercjalizacja własnych patentów – drugorzędne.
Łukasiewicz wydaje się samorodnym talentem, skończył kilka klas rzeszowskiego gimnazjum i zaraz zaczął terminować w aptece. Tych aptek, nawiasem mówiąc, było na jego drodze sporo. To w nich, na aptekarskich zapleczach galicyjskiej prowincji, dokonuje swoich wiekopomnych odkryć.
Nie tylko dokonuje w nich swoich odkryć, nie tylko dobrze poznaje społeczność, bo niemal każdy do apteki wcześniej czy później musi zawitać, ale właśnie w aptece angażuje się w działalność polityczną. Tych aptek rzeczywiście było na drodze Łukasiewicza sporo: w Rzeszowie, we Lwowie i w kilku innych mniejszych ośrodkach. Były też studia – najpierw w Krakowie, potem w Wiedniu. Przemieszczał się więc dość intensywnie. Można powiedzieć, że w jego przypadku powiedzenie "podróże kształcą" sprawdza się zupełnie.
Ciekawe w jego przypadku jest również to, że był praktykiem. Łukasiewicz wszystkie swoje pomysły natychmiast sprawdzał w aptecznych laboratoriach, a potem na roponośnych polach czy rafineriach. Uważał, że nauka jest od tego, by być praktyczną, zmieniać życie ludzi, polepszać je. Teoretyczne dywagacje zupełnie go nie zajmowały. Zajmowało go to, jak teoretyczne założenie przełożyć na praktyczny efekt, co z sukcesami robił, przekonując do finansowego wsparcia wielu zamożnych ludzi. My dzisiaj wiemy, jakie ropa naftowa daje możliwości, ale gdy zaczynano ją wydobywać, nikt tego nie wiedział. Nikt nie przypuszczał, że ta substancja spod ziemi będzie napędzała cały świat.
Druga połowa życia Łukasiewicza to nie tylko nafta i filantropia, ale także zasiadanie w galicyjskim Sejmie Krajowym, władzach powiatu krośnieńskiego czy przewodniczenie Krajowemu Towarzystwu Naftowemu.
Jego zaangażowanie było wręcz nieprawdopodobne. Tak wielkie, że zauważył je nawet sam papież Pius IX, który mu przyznał tytuł szambelana papieskiego i prawo do noszenia insygniów św. Grzegorza. To było zasłużone docenienie odwagi Łukasiewicza, nie tylko w myśleniu o świecie, ale także w działaniu na polu gospodarczym, społecznym, politycznym czy kulturalnym, bo w cokolwiek by się Łukasiewicz angażował, niemal natychmiast przynosiło owoce. W dodatku nie było to zaangażowanie dla poklasku, tylko ciężka praca, a wraz z nią pieniądze, których na popierane przez siebie cele nie szczędził. Ignacy Łukasiewicz naprawdę wykraczał poza czasy, w których żył, i nie miał nawet czasu, nie mówiąc o chęciach, by zadbać o rozgłos.
Można wręcz, czytając państwa książkę, pomyśleć, że Ignacy Łukasiewicz był niemal święty: budował, pomagał, tworzył, fundował, propagował, rozwijał, wspierał. Jakieś rysy na tym idealnym wizerunku?
Trudno powiedzieć. Może jego małżeństwo było nieco kontrowersyjne z racji poziomu pokrewieństwa z żoną. Wspomniana już małżonka Honorata była córką jego siostry. Łukasiewicz z żoną przeżyli tragedię związaną ze śmiercią ich małego dziecka, co być może odbiło się na ich późniejszej relacji, podobnie jak jego pracoholizm. To wszystko pozostaje jednak w sferze domysłów, jest przypuszczeniem.
Pisanie książki o Łukasiewiczu było jakimś szczególnym wyzwaniem? Skąd tak liczna grupa autorów?
Pomysł na tę książkę zrodził się sześć lat temu na cyklicznej konferencji "Bezpieczeństwo energetyczne – filary i perspektywa rozwoju" organizowanej przez Instytut Polityki Energetycznej im. Ignacego Łukasiewicza we współpracy z Politechniką Rzeszowską, także jego imienia. Uświadomiliśmy sobie wówczas, że nikt nigdy nie wydał biografii Łukasiewicza po angielsku i że trzeba to zmienić. Podzieliliśmy wówczas między siebie zadania i rozpoczęliśmy zbieranie materiałów, co okazało się sporym wyzwaniem, bo są one porozrzucane po rozmaitych miejscach. Nawet Muzeum Przemysłu Naftowego i Gazowniczego im. Ignacego Łukasiewicza w Bóbrce nie ma wszystkich materiałów dotyczących swego patrona. Szukaliśmy ich w innych instytucjach w Polsce, ale też w Wiedniu czy Ukrainie. Było to więc naturalnie zadanie dla grupy ludzi, w naszym przypadku – czterech naukowców oraz ekspertki, byłej dziennikarki, bo zależało nam na tym, by książka mogła dotrzeć do jak najszerszego grona odbiorców, a nie tylko specjalistów.
I dotarła, dzisiaj każdy na świecie może ją sobie ściągnąć nieodpłatnie i zupełnie legalnie z internetu i czytać po angielsku.
Książkę w języku angielskim możne pobrać TUTAJ>>>
Najnowsze wiadomości, poruszające historie, ciekawi ludzie - to wszystko znajdziesz na Gazeta.pl
Stało się to możliwe dzięki wsparciu finansowemu Muzeum Przemysłu Naftowego i Gazowniczego w Bóbrce, firmom GAZ-SYSTEM oraz PERN i Bankowi Gospodarstwa Krajowego, a wersja polska – dodatkowo dzięki Fundacji PGNiG. Wymieniam tych naszych partnerów dlatego, że za ich sprawą mogliśmy wykupić od szwajcarskiego wydawnictwa tzw. otwarty dostęp, dzięki czemu angielska wersja książki jest za darmo dostępna w sieci. A tych wszystkich, którzy chcą poczytać o fascynującym życiu Ignacego Łukasiewicza po polsku, zachęcam do sięgnięcia po jego biografię wydaną pięknie przez PIW w znanej serii Biografie Sławnych Ludzi, bo bez wątpienia tam właśnie jest miejsce Ignacego Łukasiewicza.
Dr hab. Mariusz Ruszel. Profesor w Zakładzie Ekonomii Wydziału Zarządzania Politechniki Rzeszowskiej oraz założyciel i prezes Instytutu Polityki Energetycznej im. Ignacego Łukasiewicza. Jest recenzentem międzynarodowych i krajowych czasopism naukowych, autorem kilku książek, kilkudziesięciu artykułów naukowych i analiz związanych z polityką energetyczną oraz bezpieczeństwem energetycznym. Wraz z Piotrem Franaszkiem, Pawłem Gratą, Anną Kozicką-Kołaczkowską i Grzegorzem Zamoyskim napisał książkę "Ignacy Łukasiewicz. Prometeusz na ludzką miarę" (PIW), która wcześniej ukazała się w języku angielskim pod tytułem "A Prometheus on a Human Scale – Ignacy Łukasiewicz" (Peter Lang). Można ją nieodpłatnie pobrać tu: https://www.peterlang.com/document/1130660