Rozmowa
Urbanistyka łanowa (Fot. Michał Sierakowski / materiały prasowe Zachęty - Narodowej Galerii Sztuki)
Urbanistyka łanowa (Fot. Michał Sierakowski / materiały prasowe Zachęty - Narodowej Galerii Sztuki)

Czy w pandemii przyszła do was myśl, że fajnie byłoby zamieszkać na wsi?

BARTŁOMIEJ POTERALSKI: Ja się wychowałem na wsi i dopiero na studia przeprowadziłem się do Wrocławia. Teraz mieszkam w niedużym mieście w Austrii. Jest idealne – mam dostęp i do natury, i do kultury czy usług. Zresztą w Austrii mówi się, że jest tylko jedno miasto – Wiedeń. A reszta to wieś.

ROBERT WITCZAK: Moja sytuacja z kolei była odwrotna, bo urodziłem się we Wrocławiu i większość życia spędziłem w centrum miasta. Dopiero na początku studiów przeprowadziłem się z rodziną na wieś, a w zasadzie na przedmieście, do Radwanic.

Na początku oceniałem wieś tak, jak zwykle robimy to z miejskiej perspektywy deficytów: braku infrastruktury, kiepskiego dostępu do kultury. Ale przeprowadzka na wieś ukazała również wiele zalet. Kontakt z naturą okazał się uspokajający.

W czasie pandemii do życia na wsi zatęskniło wiele osób. Przy czym mam wrażenie, że niekoniecznie stała za tym tęsknota za faktyczną wsią, raczej pragnienie zieleni i chęć ucieczki od miasta: betonu, hałasu, remontów...

BP: Widać to chociażby po rynku nieruchomości i cenach domów – w pandemii bardzo skoczyły. Dom z ogródkiem i możliwość wyjścia na dwór, kiedy się chce, są teraz bardzo w cenie.

RW: W pandemii wieś wydaje się mieć wszystkie atuty, których nie ma miasto, ale też trzeba zauważyć, że pandemia raczej tylko nasiliła zainteresowanie wsią, bo ono wśród Polaków było już wcześniej. Marzenie o domu z ogródkiem towarzyszy nam od kilku dekad. Tak realizujemy nasz polski american dream.

BP: Interesujące będą statystyki dotyczące migracji Polaków w 2020 i 2021 roku, które publikuje Główny Urząd Statystyczny. Po długim okresie ciągłej urbanizacji Polski, czyli przeprowadzania się ludzi z obszarów wiejskich do miast, od 20 lat obserwujemy odwrotną migrację: to obszarom wiejskim z roku na rok przybywa mieszkańców. Minimalnie, ale jednak.

RW: Polacy wyprowadzają się na wieś czy pod miasto zarówno z największych polskich miast, jak i z małych miasteczek.

Robert Witczak: Ideałem jest szlachecki dwór z hektarami ogrodu. Zapominamy, że współczesna polska wieś już tak nie wygląda. Towarzyszy jej ogromne zaplecze dla miast pod postacią intensywnego rolnictwa, hal produkcyjnych, centrów logistycznych (Fot. materiały prasowe)

Dlaczego tak często migrujemy z miast?

RW: Myślę, że jest to spowodowane głównie deficytem mieszkaniowym w miastach i zmuszaniem Polaków do tego, żeby sami sobie z nim poradzili. Pozyskanie działki i zbudowanie domu dla powiększającej się rodziny jest dużo łatwiejsze na wsi niż w mieście.

BP: Pojawia się też zależność pokoleniowa. Część osób wraca do miejsc, gdzie się urodziła. Budują domy na ziemi rodziców.

To polski, a raczej wschodnioeuropejski fenomen, że na wieś wracają ludzie, którzy dopiero co się z niej wyprowadzili. Jakby w którymś momencie życia wieś była naturalnym kierunkiem.

RW: To pokazuje, w jaki sposób, dojrzewając, uczymy się życia w różnych środowiskach. Z badań dr Katarzyny Kajdanek, do których odwołujemy się w materiałach towarzyszących wystawie, można wywnioskować, że bardzo często ludzie decydują się na wyprowadzkę z miast, nie myśląc o potrzebach swoich dzieci. Zmęczone choćby długimi dojazdami do miasta, w którym się uczą, spotykają się, bawią, traktują życie poza nim jako pewnego rodzaju substandard – coś, co nie spełnia normy – i chcą ostatecznie do miasta wrócić. Dorastają, wracają, ale w mieście ich potrzeby znów się zmieniają: zakładają rodziny i chcą więcej spokoju, przestrzeni. Więc budują dom na wsi.

RW: Dr Kajdanek pisze też o powrotach do miast ludzi, którzy wcześniej się z nich wyprowadzili i doświadczyli już problemów życia na przykład na przedmieściach. Teraz, wracając do miast, świadomie wybierają lokalizację: już nie nowe osiedla deweloperskie, ale raczej stare dzielnice. Z pełną infrastrukturą i społecznościami, które żyją tam od kilku generacji.

Rozrastające się wokół miast osady w większości nie spełniły oczekiwań. Budowane bez infrastruktury socjalnej (żłobki, przedszkola, szkoły, domy kultury, świetlice) i często technicznej (brak transportu publicznego, chodników, utwardzonych dróg), stanowią wyspy odizolowane od istniejących już wsi, a także struktury nieintegrujące się wewnętrznie (wysokie płoty, brak przestrzeni wspólnych) (Fot. Michał Sierakowski / materiały prasowe Zachęty - Narodowej Galerii Sztuki) , W wyniku nacjonalizacji (1944) większość obszarów leśnych (ok. 80%) pozostaje we władaniu państwa. Są one uważane za dobro wspólne pod zarządem Lasów Państwowych (Fot. Michał Sierakowski / materiały prasowe Zachęty - Narodowej Galerii Sztuki)

Badanie dr Katarzyny Kajdanek pokazuje wręcz „przebudzenie się” powrotników. Żyjąc w mieście, niekoniecznie interesowali się tym, co było wokół, po powrocie działają aktywnie na rzecz swoich miast i dzielnic. Budują miejski raj. To rodzi pytanie, dlaczego nie budowali tego raju na wsi?

RW: Ludzie bardzo często wynoszą się z miasta, bo szukają spokoju, zdrowego powietrza, zieleni. Później odkrywają, że polska wieś wygląda inaczej: smog spowodowany emisją z pieców, chaos przestrzenny, a niedaleko powstaje kurza ferma. Wspólne życie z miejscowymi też wcale nie jest kolorowe. Wieś miała być rajem, a są kłopoty.

BP: Kolejnym paradoksem jest to, że ludzie wyprowadzają się na wieś, szukając kontaktu z naturą, przestrzeni, ale też często są zmęczeni życiem w bardzo gęstym mieście. Więc chcą odizolować się od sąsiadów, mieć ogródek z wysokim płotem, żeby im nikt nie zaglądał. Ale po pewnym czasie tej izolacji jest za dużo. Zaczynają szukać społeczności, tylko że już w mieście.

Panorama polskiej wsi będąca częścią wystawy „Troubles in Paradise”, którą prezentujecie podczas Biennale Architektury w Wenecji, pokazuje to zderzenie wyobrażeń z rzeczywistością. Widz może „wejść” w krajobraz polskiej wsi, w którym nie ma drewnianych chat z malwami pod płotem. Jest raczej to, co każdy zna z okien samochodu czy pociągu: pojedyncze domy przy autostradzie, osiedla identycznych domków w polu, magazyny, fermy, opuszczone PGR-y...

BP: Przygotowując wystawę, rozmawialiśmy z architektami i urbanistami, ale też z socjologami i badaczami terenów wiejskich. I okazuje się, że każdy ma zupełnie inne wyobrażenie o wsi. Nie mamy nawet języka potrafiącego nazwać różne rodzaje tej przestrzeni, która – według danych GUS – pokrywa 93 procent terytorium Polski, mieszka na niej 40 procent Polaków i nie jest jednorodna ani łatwa do opisania.

RW: Myśląc o wsi, mamy bardzo często przed oczami obrazy zakorzenione w polskiej kulturze: dworek z „Pana Tadeusza”, kwiatki i idyllę. Mamy bardzo „pańską” perspektywę: ideałem jest szlachecki dwór z hektarami ogrodu. Zapominamy, że współczesna polska wieś już tak nie wygląda. Towarzyszy jej ogromne zaplecze dla miast pod postacią intensywnego rolnictwa, hal produkcyjnych, centrów logistycznych. Względem naszych rajskich wyobrażeń dotyczących wsi odkrywana panorama może okazać się obrazoburcza.

Formowanie się przestrzeni wspólnej we wsi wiąże się z historią osady. Zwarta zabudowa otaczała obszar (droga, plac), który z jednej strony, pełnił funkcje komunikacyjną (dojście do zagród) i gospodarczą (schronienie dla bydła), z drugiej strony - wyznaczał miejsce kontaktów i wydarzeń społecznych. Funkcję publiczną często podkreślał budynek kościoła znajdujący się pośrodku wsi czy ławki umieszczone wzdłuż płotów zagród oraz drzewa i ogródki kwietne. Proces zanikania przestrzeni publicznej, obserwowany zwłaszcza w zabudowie ulicowej, jest związany z rozpraszaniem się układu wsi. W rezultacie brakuje jasno zdefiniowanego centrum osady, które skupiałoby funkcje usługowe i administracyjne oraz umożliwiało socjalizację mieszkańców (Fot. Patrycja Wojtas / materiały prasowe Zachęty - Narodowej Galerii Sztuki) , Na terenach wiejskich jest prowadzona wszelkiego rodzaju pozarolnicza działalność gospodarcza (z 3 milionów podmiotów gospodarczych zarejestrowanych w Polsce około 700 tysięcy ma swoje siedziby w gminach wiejskich) (Fot. Wiktoria Wojciechowska / materiały prasowe Zachęty - Narodowej Galerii Sztuki)

Pojedyncze domy przy ekspresówkach, duże wsie wyłożone kostką Bauma, małe przysiółki na Podlasiu – to wszystko nazywamy jednym słowem. Wieś.

RW: Dodatkowo wieś jest opisywana językiem miasta, postrzegamy jej rolę jako służebną względem miast. My staramy się spojrzeć inaczej, nadać wsi jej podmiotowość.

Jakie problemy ma waszym zdaniem polska wieś?

RW: Tematem przewodnim 17. Biennale Architektury w Wenecji jest pytanie: Jak będziemy żyć razem? Wystawą w Pawilonie Polskim chcielibyśmy na nie odpowiedzieć. Prywatnym wiejskim gruntom, na których panuje święte prawo własności, towarzyszą liczne ponadlokalne inwestycje publiczne. Stąd pojawia się wiele konfliktów, takich jak autostrada obok zabudowy jednorodzinnej. Obecny chaos przestrzenny utrudnia konsolidację wsi.

Pokazujecie rozpad wspólnot wiejskich jako trwający mniej więcej od stu lat proces historyczny. Począwszy od zakładania przez rząd w latach 1935–1937 tzw. poniatówek, odizolowanych od starych osad wsi dla osadników z Kresów, przez PGR-y, które tworzyły przepaść między ludźmi żyjącymi w osadzie i w PGR-owskich blokach, a na współczesnym grodzeniu skończywszy. Od dawna jesteśmy do izolacji trenowani i teraz na wsi widać efekty?

BP: Super, że to odczytałaś, bo bardzo nam zależało, żeby ten trwający proces izolacji wyeksponować. Nie posunąłbym się aż tak daleko, że zawsze był celowy. Przynajmniej w okresie międzywojennym wynikał z dążenia do zwiększenia produktywności – rozproszone gospodarstwa miały lepszy dostęp do pól uprawnych. Ale zgadzam się, że chęć izolacji weszła nam już w DNA. A to powoduje, że wieś się rozprasza.

Proponujemy środki na odwrócenie tego procesu, ale na pewno nie są one przymusem. My rozumiemy architekturę jako narzędzie „lekkiego nacisku”.

PROLOG+1, twórcy wystawy 'Trouble in Paradise' w Pawilonie Polskim na 17. Biennale Architektury w Wenecji. Na zdjęciu od lewej: Rafał Śliwa, Robert Witczak, Bartosz Kowal, Wojciech Mazan, Mirabela Jurczenko, Bartłomiej Poteralski (Fot. materiały prasowe)

To znaczy?

BP: Można zaspokoić ludzkie pragnienie posiadania prywatnego domu z ogródkiem i równocześnie stworzyć miejsca wspólne.

Po co mam być bliżej sąsiada zza miedzy?

RW: Bo życie we wspólnocie daje nadzieję na przyszłość. Polska, ale też cała Europa i świat stają między innymi przed problemem katastrofy klimatycznej. Globalnych problemów nie da się rozwiązać samodzielnie na własnym podwórku.

Inną przyszłość polskiej wsi proponują projekty sześciu europejskich biur architektonicznych, które zaprosiliście do współpracy. I choć bardzo podoba mi się wizja, w której drzewa opanowują świat, a ludzie mieszkają w domkach w gałęziach, to przyznajcie, że to mało realistyczne.

RW: Efektem dosłownego czytania tych projektów i prób wyobrażania sobie ich w polskim krajobrazie rzeczywiście może być zaskoczenie. Ale istotna jest ich funkcja spekulatywna, to, że otwierają dyskusję, pokazują przeróżne kierunki myślenia o rozwiązaniach.

BP: Projekty są w różnym stopniu radykalne, tworzą utopie i jedną dystopię, przejaskrawiają. To przejaskrawienie ma nam uwypuklić problemy, ale też wskazać potencjały wsi. Chociażby w projekcie „Święty las”, o którym mówisz, drzewa są odpowiedzią na katastrofę klimatyczną.

BP: Nie wszystkie projekty są bajkowe, część jest całkiem pragmatyczna. Na przykład w koncepcji RZUT-u obszary wiejskie stają się wielką zieloną elektrownią. Projekt bezpośrednio odwołuje się do wypowiedzi ministra Ardanowskiego.

Projekty architektoniczne europejskich biur pokazujące możliwe wizje wsi, która odzyskuje wspólnotowość (Fot. materiały prasowe)

Wieś się zmienia, ale też zaciekle się przed zmianami broni, zwłaszcza gdy zasady chcą tworzyć miastowi. Podam przykład: znajomi prowadzą agroturystykę, a nieopodal ma powstać duży zakład produkcyjny. Ten sam teren, dwie strony o sprzecznych interesach.

BP: Cały czas rozbijamy się o problem braku sensownego planowania obszarów wiejskich tak, by pogodzić różne interesy różnych grup. Na pewno następuje pewna zmiana funkcjonalna na wsi: rolnictwo staje się coraz intensywniejsze, bardziej zmechanizowane, nie każdy, kto tu mieszka, zajmuje się produkcją żywności, przez to wieś staje się otwarta też na innego rodzaju działalność, w tym turystykę. I naszym – architektów i planistów – zadaniem jest w najmniej inwazyjny sposób pogodzić te grupy interesów.

RW: To trudna sytuacja, bo problem wydaje się systemowy. Wieś dzisiaj jest pewnego rodzaju dobrem otwartym. Dobrze tłumaczy to sytuacja „tragedii wspólnego pastwiska”, w której wzajemna konkurencyjność doprowadza do nieodwracalnego wyczerpania się zasobów, jakimi dysponujemy.

Na czym ona dokładnie polega?

RW: Powiedzmy, że określona liczba osób korzysta z dobra wspólnego, jakim jest pastwisko. Można wprowadzać na nie bydło, gdy każdy wprowadza po jednej krowie, pastwisko się regeneruje. Ale jeśli ktoś wprowadzi więcej krów, by generować większy zysk, stracą wszyscy. Trzeba ustalić zasady gry, które wymykają się logice rywalizacji, a stawiają na współpracę.

Próbujemy powiedzieć, że w tym momencie najczęściej na wsi żyjemy indywidualnie, obok siebie, a nie razem, i z tego wynikają różne problemy. Gdybyśmy odwrócili ten trend, wieś mogłaby się stać – mówiąc górnolotnie – rajem.

Projekty architektoniczne europejskich biur pokazujące możliwe wizje wsi, która odzyskuje wspólnotowość (Fot. materiały prasowe)

PROLOG +1. Zespół młodych architektów w składzie: Mirabela Jurczenko, Bartosz Kowal, Wojciech Mazan, Bartłomiej Poteralski, Rafał Śliwa i Robert Witczak. Wystawa „Trouble in Paradise” została wyłoniona w konkursie i od 22 maja jest prezentowana w Pawilonie Polskim podczas 17. Biennale Architektury w Wenecji.

Wystawę, która przez pandemię koronawirusa opóźniła się o 12 miesięcy, będzie mogła zobaczyć publiczność z każdego miejsca na świecie. W dniu inauguracji w Pawilonie Polskim zostanie uruchomiona specjalnie przygotowana cyfrowa wersja projektu pod adresem labiennale.art.pl. Organizatorem Pawilonu Polskiego jest Zachęta – Narodowa Galeria Sztuki.