Rozmowa
Krzyż na Giewoncie (Marek Podmokły / Agencja Wyborcza.pl)
Krzyż na Giewoncie (Marek Podmokły / Agencja Wyborcza.pl)

Dwa lata temu podczas nawałnicy w Suszku w Borach Tucholskich zginęły dwie nastoletnie harcerki. Prokuratura postawiła zarzuty synoptykom, którzy mieli wtedy dyżur. Mieli nie dopełnić obowiązków służbowych, czyli nie podwyższyć ostrzeżenia meteorologicznego z 2. na 3. stopień. Kilka dni temu doszło do kolejnej tragedii, tym razem na szczycie Giewontu, gdzie wskutek gwałtownej burzy zginęły cztery osoby, w tym dwoje dzieci, ponad sto osób zostało poszkodowanych. Jaka odpowiedzialność spoczywa na synoptykach, których obowiązkiem jest informować o ekstremalnych zjawiskach atmosferycznych?

Nawet gdyby synoptycy z Borów Tucholskich wydali ostrzeżenie "10. stopnia", nic by to nie zmieniło. Dwa lata temu, kiedy doszło do tragedii, nie funkcjonował jeszcze SMS-owy system ostrzegania. Z tego, co wiem, to synoptycy przekazali wtedy informację o zagrożeniu do urzędów wojewódzkich. Pech chciał, że do tragedii doszło w piątek w godzinach wieczornych, czyli już w weekend, prawdopodobnie informacja w ogóle nie dotarła do urzędów i służb. Zawinił system, nie synoptycy.

Z 11 na 12 sierpnia 2017 r. na Pomorzu przeszła nawałnica, w wyniku której śmierć poniosły dwie nastoletnie harcerki przebywające na obozie w lesie w Suszku (fot: Renata Dąbrowska/ Agencja Gazeta)

Synoptycy mogli jednak zrobić coś więcej, na przykład skontaktować się bezpośrednio z policją, strażą pożarną.

Mogli, ale nie musieli. W takich sytuacjach trzeba jednak znaleźć winnego, trudniej przyznać się, że może nie zawiódł jeden człowiek, ale cały system ostrzegania, zabrakło procedur, które wskazywałyby, co robić, jeśli pogoda nagle się zmieni, do kogo zadzwonić, żeby postawić na nogi odpowiednie służby - jeśli na przykład jest sobota i urzędy nie pracują. Z doświadczenia wiem, że w każdej gminie te działania w sytuacji potencjalnego zagrożenia wyglądają inaczej. Nieraz służby czekają do ostatniej chwili, zanim podejmą jakiekolwiek czynności. Każda interwencja to koszty...

Dopiero po zdarzeniu w Suszku rząd zaczął się zastanawiać nad ulepszeniem systemu, procedur, czego efektem było uruchomienie SMS-owego systemu ostrzegania obywateli. Niestety, nie jest on doskonały.

Dlaczego?

Zdarza się, że jedna osoba otrzymuje kilka SMS-ów, z kolei inna nie dostaje ani jednego. Czyli pojawiają się problemy techniczne. W treści SMS-a nie ma również informacji o tym, w jakim dokładnie regionie mogą wystąpić ekstremalne zdarzenia atmosferyczne.

Zdarzyło mi się, że dostałam kilka SMS-ów z rzędu o zagrożeniu burzowym - byłam wtedy w Warszawie. Przestraszyłam się, więc zgodnie z zaleceniem podanym w wiadomości zostałam w domu. Burzy nie było. Nawet nie spadła kropla deszczu. Trochę się wkurzyłam.

Co nie znaczy, że 10 km dalej burza nie wystąpiła i nie dokonała zniszczeń. Ludzie nie wiedzą o tym, że ostrzeżenia dotyczą całego powiatu, a nie konkretnej gminy - synoptycy nie mają takiej możliwości, żeby informować o zmianach pogodowych na tak niewielkim obszarze. Wiele osób nie rozumie wciąż, że burza to zjawisko lokalne, rzadko jest tak, że występuje na terenie całego lub kilku województw. Może być tak, że w środku powiatu świeci słońce, a w jego południowej części dochodzi do silnych wyładowań.

Czyli to nie jest tak, że synoptycy się pomylili, albo pogoda zmieniła się tak gwałtownie, że tam, gdzie burza miała wystąpić, ostatecznie nie wystąpiła?

Na pewno się nie pomylili, ale tak, pogoda miała prawo nagle się zmienić. Zdarza się to właśnie w górach, gdzie warunki zmieniają się tak szybko, że informacja sprzed kilku minut może być już nieaktualna. Synoptycy mogą też burzy nie namierzyć. W górach wystarczy odrobina wilgoci, żeby powstały dogodne warunki dla wystąpienia burzy - ze względu na ukształtowanie terenu wilgotne masy powietrza unoszą się szybciej, potem się rozprężają i ochładzają.

Synoptycy mogą też burzy nie namierzyć. W górach wystarczy odrobina wilgoci, żeby powstały dogodne warunki dla wystąpienia burzy (fot: Grażyna Marks/ Agencja Gazeta)

Synoptycy na bieżąco śledzą te zmiany, które widoczne są chociażby na stronie IMGW, gdzie można znaleźć aktualne komunikaty dotyczące warunków pogodowych - gdzie na terenie Polski mogą wystąpić burze z gradem, gdzie są upały, jaki jest stopień danych zjawisk meteorologicznych. SMS-y, które dostajemy, wysyłane są zazwyczaj z kilkugodzinnym wyprzedzeniem. Ludzie, mając wiedzę, że burza może wystąpić, powinni sami dalej monitorować zmieniające się warunki.

Jakie informacje powinny zawierać SMS-y ostrzegające o zagrożeniu?

Oprócz komunikatu o burzy, w wiadomości tekstowej powinna pojawić się też informacja, w jakim regionie może ona wystąpić, oraz link, który kierowałby na stronę z mapką regionu oraz informacją, jak zachować się w razie wystąpienia gwałtownych zjawisk atmosferycznych. Komunikat, żeby pozostać w domu, nie jest przez większość ludzi traktowany poważnie, zwłaszcza gdy w przeszłości poczuli się oni "oszukani", bo pomimo stawiającego na baczność komunikatu "burza przeszła bokiem".

Wciąż mówimy jednak o sytuacji, gdy obywatele zostaną ostrzeżeni. W przypadku tragedii na Giewoncie nikt SMS-a jednak nie dostał.

Nie dostał, bo burza nie spełniała wymaganych kryteriów, by w ten sposób przed nią ostrzegać, co nie znaczy, że komunikat o możliwości wystąpienia burz nie pojawił się na stronie IMGW. W tym przypadku wiadomość nie została jednak przekazana dalej, środki masowego przekazu również nie podały do wiadomości publicznej, jaka tego dnia będzie pogoda w Tatrach.

SMS-y z Rządowego Centrum Bezpieczeństwa wysyłane są wyłącznie w sytuacji, gdy IMGW wydaje komunikat o 2. stopniu zagrożenia [ objaśnienie skali ostrzeżeń - przyp. red.]. Burza, która wtedy przeszła przez Tatry, nie spełniała kryteriów nawet 1. stopnia. Gdyby każdą, nawet najmniejszą burzę traktować poważnie, ostrzeżenia musiałyby być wydawane codziennie. Wtedy ludzie na pewno nie braliby ich na serio. Większość zapomina jednak, że każdej burzy, nawet najmniejszej, towarzyszą wyładowania elektryczne. I do takich wyładowań doszło na Giewoncie.

Ratownicy TOPR transportują ranną turystkę (fot: Marek Podmokły/ Agencja Gazeta)

Była informacja o możliwości wystąpienia burzy, możemy założyć, że część turystów, która weszła tamtego dnia na Giewont, o tym wiedziała, część nie. Czy taka sucha informacja podana na stronie IMGW wystarczy, żeby synoptycy mieli poczucie wypełnienia obowiązku? Przeżyłam niejedną burzę i nigdy nic mi się nie stało, więc ciężko byłoby mi sobie wyobrazić, że przez burzę o małym natężeniu może dojść do takiej tragedii jak na Giewoncie.

Dlatego należałoby się zastanowić, czy w pewnych regionach, na przykład w górach, nie powinien funkcjonować odrębny system monitorowania zmian pogodowych i ostrzegania - SMS-y może powinny być wysyłane nawet w sytuacji wystąpienia jakichkolwiek wyładowań elektrycznych, dodatkowo z informacją o promieniu, w jakim mogą się one pojawić, oraz z linkiem do aplikacji, gdzie można śledzić jak się przemieszczają.

Ale, proszę mi uwierzyć, nawet to nie podziała na niektóre osoby. Są ludzie, którzy dla zasady takie ostrzeżenia będą ignorować. Wiem, że tamtego dnia szlakiem na Giewont szli również przewodnicy, którzy radzili turystom, aby nie wchodzili na szczyt za wszelką cenę, bo zbierają się chmury. Niektórzy posłuchali, inni uznali, że "zdążą".

Część jednak nie miała pojęcia, że zbliża się burza.

Zapewne. Były to też prawdopodobnie osoby, które mają znikomą wiedzę na temat gór, pogody w górach i tego, jak obserwować niebo. W momencie, w którym zaczęły zbierać się chmury podobne do kalafiora lub w kształcie rozmytego kowadła, reakcja powinna być natychmiastowa - zawracamy. A jeżeli ktoś nie umie odróżniać chmur nieburzowych od burzowych, powinien co jakiś czas sprawdzać w aplikacji z prognozą pogody albo na stronie IMGW, jak zmienia się pogoda. Większość osób wybiera się również w góry za późno, wstają o godzinie 9-10 i dopiero wtedy wyruszają na szlak. Prawdopodobieństwo wystąpienia burz w południe lub wczesnym popołudniem jest większe niż w godzinach porannych. Do wyładowań na Giewoncie w dniu tragedii doszło po godzinie 13. O 12 ci turyści powinni już dawno schodzić z gór.

Szlak na Giewont (fot: Marek Podmokły/ Agencja Gazeta)

Przyczyn, przez które doszło do tragedii, było wiele. Brak ostrzeżeń to tylko jedna z możliwych. Podstawowym problemem jest brak edukacji. Od małego powinniśmy być uczeni, jak udzielić pierwszej pomocy, jak zachować się podczas burzy czy innego gwałtownego zjawiska atmosferycznego. Tam, na Giewoncie, ludzie powinni byli natychmiast się rozproszyć, zejść z grani, ze szlaku, jak najniżej się da, a gdy już doszło do wyładowań elektrycznych, to kucnąć, skulić się i przeczekać. Za moich czasów były w szkole zajęcia z przysposobienia obronnego. Nikt nas jednak nie uczył, jak zachować się podczas burzy, głównym tematem była wojna czy atak terrorystyczny. Dziś nie ma nawet tych zajęć.

Zobacz wideo Czy wiesz, jak wzywać pomoc w górach?

Z jakim wyprzedzeniem synoptycy mogą przewidzieć burzę?

Przygotowujemy prognozę na dobę przed wystąpieniem zjawisk atmosferycznych. Podajemy informację, na jakim obszarze burze mogą wystąpić, jaki jest stopień zagrożenia. Informacja co do obszaru występowania gwałtownych burz zazwyczaj się sprawdza, zawsze może się jednak coś zmienić, dlatego w ciągu dnia należy monitorować sytuację na bieżąco.

Czy są rejony Polski, gdzie, tak jak w górach, pogoda zmienia się szybciej albo gdzie występują gwałtowniejsze burze?

Pogoda na pewno szybciej zmienia się tam, gdzie przechodzą fronty atmosferyczne, czyli na zachodzie Polski - na Dolnym Śląsku, w Łódzkiem, w Mazowieckiem i na Warmii i Mazurach.  Co roku sytuacja w zależności od regionu się jednak zmienia - wszystko zależy od tego, jakie w danym okresie występują różnice temperatur i jaka jest wilgoć. Im więcej wilgoci w powietrzu i im większa różnica temperatur, tym silniejsza będzie burza. 

Czy zmiany klimatyczne wpływają na to, jak szybko zmienia się pogoda? Czy dziś synoptykom jest trudnej prognozować pogodę niż kilkanaście, kilkadziesiąt lat temu?

Żeby wyciągać takie wnioski, należałoby przeprowadzić dokładne analizy na przestrzeni co najmniej kilkudziesięciu lat. W codziennej pracy nie da się tego odczuć.

Kiedy możemy mówić o winie synoptyka, jeśli z powodu braku ostrzeżenia dojdzie do tragedii?

Tylko w sytuacji, w której nie dopilnuje on swoich obowiązków i nie wyda ostrzeżenia, mimo że powinien był to zrobić. Synoptycy nie ze swojej winy mogą nie wydać komunikatu na czas - tak jak wspominałem wcześniej, burze, zwłaszcza w górach, powstają bardzo szybko. Ale może się zdarzyć też tak, że serwer padnie, i już aktualizacja pogody nie zostanie opublikowana lub pojawi się z opóźnieniem. Nie wszędzie w górach jest też zasięg, a jest on konieczny, żebyśmy mogli otrzymać SMS z informacją o zagrożeniu lub sprawdzić pogodę w aplikacji.

Wszyscy dziś żyjemy z fałszywym poczuciem bezpieczeństwa, bo mamy smartfony, dostęp do Internetu, bo jakby coś się stało, to zakładamy , że od razu nadejdzie pomoc - nie odpowiadamy za konsekwencje naszej niewiedzy czy brawury, nie płacimy za nie z własnej kieszeni. Oprócz tego, że jestem synoptykiem, jestem również ratownikiem. Do większości interwencji by nie dochodziło, gdyby ludzie mieli odrobinę więcej poczucia odpowiedzialności i zdrowego rozsądku.

Turyści w drodze na Giewont (fot: Marek Podmokły/ Agencja Gazeta)

Nieważne, ile byśmy trąbili o zagrożeniach, zwłaszcza w górach, zawsze znajdą się tacy, co pójdą w klapkach albo w kozaczkach na szczyt. Mimo że szlak na Giewont został po zdarzeniu z ubiegłego tygodnia zamknięty, część ludzi i tak ignoruje zakaz i tam wchodzi. Przykro mi to mówić, ale z mojego doświadczenia wynika, że Polacy mają gdzieś ostrzeżenia. Żadna tragedia nie jest w stanie pobudzić niektórych do refleksji.

I prędzej czy później dojdzie do kolejnej tragedii. I ponownie winnych będzie się szukać wśród synoptyków czy ratowników. A może powinniśmy obwinić piorun albo krzyż, albo aplikację, bo zawiesiła się w najmniej odpowiednim momencie? Albo serwer, bo padł? Albo Zeusa, Peruna czy jakiegoś innego boga, w zależności od tego, kto w co wierzy? Pogoda jest nieprzewidywalna i to ludzie przede wszystkim powinni mieć na względzie.

31 sierpnia w godz. 10 - 12:45 na Wydziale Geografii i Studiów Regionalnych Uniwersytetu Warszawskiego (ul. Krakowskie Przedmieście 30) odbędzie się konferencja naukowa "Współczesne metody badań i obserwacji burz". Na wydarzenie wstęp wolny.

Ewa Jankowska. Dziennikarka i redaktorka, absolwentka Polskiej Szkoły Reportażu. Zaczynała w Wirtualnej Polsce w dziale Kultura, publikowała wywiady w serwisie Ksiazki.wp.pl. Pracowała również serwisie Nasze Miasto i Metrowarszawa.pl, gdzie z czasem awansowała na redaktor naczelną.