
Czemu zgodziła się pani porozmawiać o Tomku?
Bo we mnie jest dużo Tomka. Chcę o nim mówić.
Jaki był?
Prawdziwy. Piękny. Bezkompromisowy, w dobrym tego słowa znaczeniu, w dążeniu do celu, oddawaniu się pasji. Ale był też bardzo dobrym człowiekiem, który miał wątpliwości co do swoich wyborów i sposobu, w jaki żył.
Nie był egoistą, choć tak mogło to z boku wyglądać. Zwykle tak się mówi o ludziach, którzy poświęcają się swojej pasji, w dodatku niebezpiecznej. Życie każdego z nas składa się z wyborów moralnych. Często nieoczywistych dla innych.
Co było dla niego oczywiste?
Tomek był bardzo zaangażowany w relacje rodzinne, w opiekę nad dziećmi. Kochał je szaleńczo. Eli [Élisabeth Revol, wspinała się razem z Mackiewiczem - przyp. red.] wspominała, że ciągle jej o nich opowiadał. Spędzał z nimi czas, kiedy tylko mógł, i to z całą trójką, a nawet z moim synem [Tomasz Mackiewicz ma dwoje dzieci z pierwszego małżeństwa i jedno z Anną Solską-Mackiewicz - przyp. red.]. Walczę ze stereotypem Tomka alimenciarza, kogoś, kto porzucił rodzinę.
Prawda jest taka, że Tomek się dziećmi zajmował i na nie łożył. Rozstał się z mamą dwójki swoich starszych dzieci, ale ich nie porzucił. Oczywiście, żyjąc, tak jak żył, nie był ani człowiekiem dobrze sytuowanym, ani statecznym.
Zabezpieczał jakoś dzieci, gdy wyruszał w góry?
Gdy był w lepszej sytuacji finansowej, wykupywał polisy. Dla mnie i byłej żony. Akurat w tym roku, gdy wpadł do szczeliny, polis nie kupił. Komentowano, że to nieodpowiedzialne, a on po prostu nie miał za co. Zawsze jednak, gdy wyjeżdżał, zostawiał pieniądze na utrzymanie dzieci - byłej żonie i mnie.
Oczywiście, ktoś powie: jak nie masz pełnego budżetu, nie idź w góry. Ale on nigdy nie miał pełnego budżetu! Gdyby miał dopinać zawsze budżet, nigdzie by nie wyjechał. A on niemal bez pieniędzy potrafił pół świata objechać.
Tomek nie nadawał się do miasta, do robienia kariery. Śmiał się, że mógłby wykopać sobie dziurę w lesie i w niej żyć. Jeżeli chodzi o góry, to cały czas toczył ze sobą wewnętrzną walkę. Że zostawia dzieci, że zostawia mnie. Czy to jest dobre? Po co on to właściwie robi? Miał wątpliwości.
I wyrzuty sumienia?
Tak. Gdy zaczął być znany, wymyślił sobie, że wspinając się, pokaże dzieciom, jak realizować własne plany. Wierzył, że zabezpieczy je finansowo, gdy zrobi coś niesamowitego. Nie oznacza to, że pociągała go sława. Te ewentualne korzyści materialne miały być skutkiem, a nie celem. Na pierwszym miejscu było danie im przykładu, żeby podążać za głosem powołania.
Jak odnosił się do innych?
Miał ogromny szacunek dla każdego człowieka. Zdarzało się, że nosił się niechlujnie, żartował, że robi się na żula. Trochę tym prowokował, bo uważał, że oceniamy człowieka po wyglądzie i traktujemy go z pogardą, jeśli wygląda biednie, jest bezdomny. Przez to, jak wyglądał, wywoływał zainteresowanie osób proszących go o pieniądze "na piwko". Kiedyś biegł Puławską, a jakiś pan wołał za nim: "Hej, wariatuńciu, podzieliłbyś się drobnymi?".
Dawał?
Dawał. Mawiał, że ludzie, którzy się czują wyżsi moralnie, w takiej sytuacji kupują proszącemu o pieniądze jedzenie. Tomek uważał, że jak ktoś chce się za te pieniądze napić, to jest jego sprawa. To kwestia wolności. Może to jedyny wybór, jakiego ten człowiek może dokonać. Jeśli sam nie chce się wyleczyć z alkoholizmu, nie wyleczy go ktoś, kto kupi mu bułkę.
Patrzył na ludzi z niezwykłą troską. Gdy pytał znajomego: "Co u ciebie słychać?", naprawdę słuchał jego odpowiedzi. Szczerze dopytywał, dociekał. Zastanawiał się, jak może mu pomóc.
Dominik Szczepański, autor książki "Czapkins", mówił, że w Pakistanie Tomek ma status niemal świętego. Był inny niż cała reszta ludzi, którzy przyjeżdżają tam się wspinać i traktują miejscowych jak pracowników do wynajęcia: tragarzy czy przewodników. Owszem, przywożą im jakieś rzeczy, ale często jest to uspokajanie sumienia bądź działania wizerunkowe. Bo to źle wygląda, gdy sami wydają gigantyczne pieniądze na wspinaczkę, a miejscowi żyją w wielkiej biedzie.
A co przywoził im Tomek?
Na ogół nic. Zwykle sam miał tak mało pieniędzy, na tyle mało, że to on prosił miejscowych, by zaprosili go do domu i dali jeść. Zwyczajnie bywał głodny, ale lubił też tych ludzi i szanował. Chciał z nimi pobyć. Nie miał poczucia wyższości, nie uważał, że jego kultura i sposób myślenia są lepsze. Nigdy ich nie nawracał, choć był taki moment, że oni próbowali nawrócić go na islam.
Miał w sobie wiele wrażliwości.
Od urodzenia był wrażliwcem. Z opowieści jego siostry Agnieszki wiem, że był dzieckiem cichym, zamkniętym, chodzącym własnymi ścieżkami, dość nieśmiałym, ale też niesamowicie twórczym. Żaden łobuziak.
Bardzo przeżył śmierć synka, który umarł przy porodzie. Z książki wiem, że zabrał ze sobą jego prochy i zostawił na szczycie góry Chan Tengri.
Śmierć synka naznaczyła Tomka, nie mógł o niej zapomnieć, wracała do niego w gorszych momentach.
Ta trauma mogła być przyczyną pojawienia się u niego depresji?
W tej chorobie nie ma jednego wyzwalającego czynnika. To zwykle splot kilku przyczyn, od genetycznych po ciężkie doświadczenia życiowe. Tomek miał za sobą epizod narkomański, który nie trwał dłużej niż dwa lata, ale który pewnie też nadwyrężył jego psychikę.
Leczenie Tomka było nieregularne. Buntował się. Rzucał leczenie, a potem pytał mnie, czy powinien do niego wrócić. Odpowiadałam, że nie jestem lekarzem, ale jeśli rzeczywiście czuje się gorzej, trzeba poszukać specjalisty.
Formą terapii, a zarazem ucieczki były dla niego góry.
Czy jest w tym coś złego? Uciekamy, gdy coś jest dla nas nie do zniesienia, potrzebujemy odetchnąć, poczuć ulgę. Zawsze to u niego rozumiałam. Wiedziałam, że on po prostu nie wytrzyma. Zwariuje, jak nie ucieknie. Zostawałam w domu z małym dzieckiem, co można uznać za niesprawiedliwość. Ale mówiłam Tomkowi: "Sama bym najchętniej zrobiła to samo, zostawiła to wszystko". Zakładałam, że przyjdzie taki moment, w którym powiem: "Teraz ty zostajesz, a ja uciekam". Sądzę, że by się na to zgodził.
Tomek uciekał od świata. Nie dlatego, że miał dość dzieci czy pani.
Ależ naturalnie, że miał! A kto z nas nie odczuwa uciążliwości dnia codziennego? W naszym przypadku dochodziły problemy finansowe. Gdy się poznaliśmy, firma Tomka stawiająca maszty dla farm wiatrowych zaczęła padać. On miał zobowiązania podatkowe, ja tonęłam w długach po zamknięciu wydawnictwa książkowego. Nie mieliśmy nic. Kompletnie. Wszystko to było tak trudne, że ucieczka w góry była dla Tomka ogromną ulgą.
Gdzie się poznaliście?
Na ognisku w domku holenderskim Tomka pod Warszawą, gdzie pomieszkiwał. Bardzo szybko pojawiło się w nas poczucie dopełnienia. To był człowiek z nieprawdopodobną siłą przyciągania. Biła od niego wspaniała energia, taki blask. Od początku to dostrzegłam i zachwyciłam się nim. Niedługo potem ten przepiękny człowiek stał się częścią mnie. Bo Tomek był pięknym człowiekiem niezależnie od wszystkich swoich słabości.
Jakich?
Wybuchowości, gwałtowności, impulsywności. Ale kto nie ma mrocznych cech? Był trudnym człowiekiem, nie było łatwo z nim być ani go zrozumieć. Nie ranił z premedytacją, to wynikało z jego lęków.
Było w nim coś destrukcyjnego, czego przejawem stało się choćby uzależnienie od narkotyków. U Tomka wynikało ono z głębokiego cierpienia i poczucia nieprzystosowania.
Małgosia Sulikowska, siostra pierwszej żony Tomka, mawiała, że mógł z nim wytrzymać tylko ktoś, kto go mocno kochał. Bo czasem nie dało się go znieść. Trochę z tego żartuję, bo przecież nie jestem ofiarą Tomasza Mackiewicza. Bycie z nim to był mój wybór.
Co jeszcze fascynowało panią w Tomku?
Szczerość, niewstydzenie się własnych słabości. I ogromna odwaga. Gdy jechałam samochodem - a zawsze miałam stary samochód - od razu wpadałam w panikę, gdy coś zaczynało w nim stukać. "O rany, zaraz się rozbiję" - mówiłam. Tomek tłumaczył mi wtedy, że samochód to prymitywne urządzenie i opowiadał mi, jak jest skonstruowany. "Nie bój się, Anulko" - uspokajał. - "Zaufaj mi". I radził: "Anulko, po prostu wciśnij gaz do 110-120 i przestanie się telepać". Tak właśnie było.
Przekazał mi też wielki dar, jakim jest odporność na oceny innych. Cały czas żyliśmy w poczuciu winy. Że rozpadły nam się poprzednie związki, że nie mamy pieniędzy. Co z nami jest nie tak? - zastanawialiśmy się. Tomek nauczył mnie, żebym nie patrzyła na siebie przez pryzmat tego, co myślą inni.
Jak poradziła sobie pani z hejtem, który wylał się na Tomka po jego śmierci?
Z tym sobie nie można poradzić. Nienawiść, kłamstwa, pomówienia, wszechobecne okrucieństwo. Potrzebowałam czasu. Tylko. Żeby się uodpornić. Na szczęście byłam wtedy w Irlandii, daleko od Polski. Najbardziej bolało mnie jednak uderzanie w niego. Ja mogłam być wyzywana od konkubin, kochanek, ale on nie mógł się już bronić. Dziś mam na sobie gruby pancerz. Wraz z premierą książki znów zaczynają się pojawiać negatywne komentarze o Tomku, ale teraz jedyne, co czuję, to zdziwienie.
Czym dokładnie?
Że ludziom się chce nienawidzić, i do czego są zdolni. Nic więcej.
Żyję, mam dzieci, rodziców, ale doznałam straty na takim poziomie, że wszystkie te komentarze stały się dla mnie nieistotne. Rozmawiam z naszą Zojką o tacie, ona bardzo to lubi. Jest świadoma, że tata jest znany, że ma wielu przyjaciół na całym świecie. Sporo rozumie. Jest radosna, nie ma w niej wielkiego bólu, jest tęsknota i wiara w bliskość taty, cały czas.
Ma pani żal do Élisabeth Revol?
W ogóle. Bronię Eli, bo ona dźwiga ciężar dużo większy niż ja. U mnie to strata, a u niej domniemana wina. Niewielki żal tlił się we mnie tylko z tego powodu, że na ostatnią wyprawę Tomek zdecydował się jechać właściwie w ostatniej chwili. W zeszłym roku mieliśmy ułożyć nasze sprawy w Irlandii. Miałam wrażenie, że tak się umówiliśmy. I on nagle znowu wyjechał. Było to wtedy dla mnie przytłaczające, trochę się załamałam. Ale żal do Eli minął, gdy uznałam, że wyjazd Tomka był wyłącznie jego decyzją. Ona za nią nie odpowiadała.
Co pani myśli dziś o akcji ratunkowej?
Od początku byłam przerażona hejtem na Eli. Dla mnie było oczywiste, że ona musiała dokonać jakiegoś wyboru. Gdy poznałam szczegóły akcji ratunkowej, uświadomiłam sobie, że Eli do końca walczyła, by Tomka uratować. Zostawiła mu cały sprzęt i rękawiczki, bo był poodmrażany, zabezpieczyła go. Była pewna, że helikopter zabierze tylko jego. Powiedziano jej też, że ma zejść, bo to jedyna szansa dla Tomka. Więc zeszła.
Był też hejt na mnie, że nie wspierałam dalszych poszukiwań Tomka, że nie chcę go ratować, by oszczędzić pieniądze zbierane już wtedy na dzieci. Nie ja zdecydowałam o zakończeniu akcji ratunkowej, tak jak nie ja przemianowałam status zbiórek. Potem był hejt na ratowników, że odpuścili, chociaż nie było warunków, by iść po Tomka. Kolejna fala hejtu dotyczyła tego, że Tomek i Eli na pewno nie zdobyli szczytu, że kłamią.
Nie chciałabym jednak, żebyśmy skupiały się na nienawiści. Najważniejsze są dobro i wsparcie, którego doświadczyłam. Obce osoby wpłaciły tyle pieniędzy na ratowanie Tomka, że to aż nieprawdopodobne. Z zebranych pieniędzy i z ubezpieczenia Élisabeth zapłaciliśmy za akcję ratunkową - zostały zwrócone środki założone przez rząd Francji. To, co zostało, równo podzieliłam między trójkę dzieci.
Chciałaby pani, żeby podjęto jeszcze próbę pójścia po Tomka?
Nie. Realnie oceniam, że jest on za wysoko. Zniesienie go byłoby potwornie ryzykowne. Musiałoby pójść po niego co najmniej sześć osób, które narażałyby swoje życie. Tomek powinien zostać tam na górze, w szczelinie, osłonięty.
Nie przeszkadza to pani w przeżywaniu żałoby?
Cały czas jestem z nim. Pracowałam przy zbieraniu materiałów do książki, a teraz o nim opowiadam. I bardzo się z tego cieszę. Moja żałoba jeszcze się nie zakończyła. Ale nie potrzebuję jego grobu, miejsca, do którego mogłabym chodzić. Żywy we wspomnieniach Tomek wciąż jest przy mnie.
Wywiad opublikowaliśmy po raz pierwszy w styczniu 2019 roku.
Książkę "Czapkins. Historia Tomka Mackiewicza" Dominika Szczepańskiego, która ukazała się nakładem Wydawnictwa Agora, można kupić w Publio.pl .
Anna Solska-Mackiewicz . Wdowa po Tomaszu Mackiewiczu. Mają córkę Zoję.
Angelika Swoboda. Dziennikarka Weekend.Gazeta.pl. Zaczynała jako reporterka kryminalna w "Gazecie Wyborczej", pracowała też w "Super Expressie" i "Fakcie". Pasjonatka psów, mądrych ludzi, kawy i sportowych samochodów.
Dziękujemy, że przeczytałaś/eś do końca nasz artykuł. Jeżeli Ci się podobał, to wypróbuj nasz nowy newsletter z najciekawszymi i najlepszymi tekstami portalu.