
Ile dokładnie siedziałeś za morderstwo, którego nie popełniłeś?
12 lat, 3 miesiące i 9 dni.
Od kiedy jesteś na wolności?
Tego akurat nie liczę, bo najistotniejsza jest sama wolność. To, który to dzień poza więzieniem, nie ma najmniejszego znaczenia. Ostatnio, kiedy pisaliśmy z kumplem opinie z rejsu dla człowieka, który żeglował z nami kawałek trasy katamaranem, zaczęliśmy się zastanawiać, jaką podać datę tego wpisu. Za cholerę nie wiedzieliśmy! Myśleliśmy, że jest styczeń, a był już luty. I to jest najpiękniejsze. Bo teraz nie ogranicza mnie ani geografia, ani czas. Ani żadne mury. Bardzo mało mnie ogranicza.
Można powiedzieć, że po wyjściu z więzienia zaczęło się twoje drugie życie?
Tak, to nowe życie i inny człowiek. Więzienie skutecznie mnie zresetowało. Gdy zacząłem się ubiegać o odszkodowanie za pobyt w areszcie, prokurator wysłał mnie na skomplikowane badania psychiatryczne i psychologiczne. Okazało się, że pobyt w więzieniu mnie zmienił, nie zniszczył mi psychiki, ale nie da się zaprzeczyć, że po 12 latach w więzieniu jestem innym człowiekiem. Mój przyjaciel, który mieszka w Stanach - wyjechał tam jeszcze przed moim aresztowaniem - twierdzi, że zacząłem się nawet inaczej wysławiać. Nie lepiej czy gorzej, po prostu inaczej. Więc jeśli pytasz o to, czy się zmieniłem, powiem: tak, jestem nowym człowiekiem.
Mówiłeś niedawno, że "więzieniu nauczyłeś się niczym nie ekscytować". To już nie obowiązuje?
Trochę z tego jeszcze we mnie zostało. Nie wiem, jak ci to wytłumaczyć - po prostu, w ekstremalnych sytuacjach czy trudnych chwilach zachowuję dystans. W więzieniu bałem się cokolwiek przeżywać. To jest tak: budzisz się rano z nowym pomysłem i nową nadzieją. Działasz, piszesz. Przychodzi odpowiedź i... lipa. To mogło zabić. Stres i ta amplituda uczuć od euforii po beznadzieję. Wymyśliłem więc sobie, że aby przeżyć, nie będę się ekscytował. Denerwować się to mścić się na własnym organizmie za błędy innych.
Zostałeś aresztowany w 1999 roku w głośnej sprawie tzw. Klubu płatnych zabójców. Oskarżono cię o zabójstwo mistrza Polski w jeździectwie, 26-letniego Adama K. Dostałeś dożywocie, które w apelacji zamieniono na 25 lat więzienia.
W pierwszym procesie dostałem dożywocie, w drugim 25 lat, dopiero trzeci proces uniewinnił mnie całkowicie. Co najbardziej kuriozalne, ja nie siedziałem w więzieniu, tylko w areszcie śledczym, to znacznie gorsze.
Gdy mnie zakuli w kajdanki, myślałem, że to zły sen. Wierzyłem, że szybko wyjdzie na jaw prawda - że uzbrojeni antyterroryści w kominiarkach zatrzymali niewinnego chłopaka. Ale następnego dnia na policyjnym okazaniu wskazała mnie partnerka zabitego. Zostałem oskarżony o zabójstwo na zlecenie.
Dlaczego akurat ciebie połączono z tym morderstwem?
Zleceniodawca był moim znajomym, z którym w tamtym okresie prowadziłem interesy. Pomyłki się zdarzały. Cały ówczesny wymiar sprawiedliwości to była fabryka wyroków. Kafka w pełnej krasie. Podobnie było przecież w przypadku Tomasza Komendy, którego zamknęli dokładnie w tym samym czasie, co mnie.
Chcesz powiedzieć, że padłeś ofiarą fabryki wyroków?
Raczej ofiarą motywacyjnego systemu pracy w policji, prokuraturze i sądach. Trzeba było szybko znaleźć winnego morderstwa i go osądzić. Liczba kilerów w więzieniu musiała się zgadzać. Obowiązywało wszechobecne parcie na wynik. I jestem przekonany, że takich historii jak moja czy Tomasza Komendy jest więcej, dużo więcej. Mnie pokazowo przewożono konwojem składającym się z siedmiu policyjnych aut na sygnałach. Miał być show. Dzięki temu ludzie czuli się bezpieczniej.
Jak przekonać prokuratorów i sędziów, że nie popełniło się przestępstwa, za które dostało się już wyrok?
Nie da się. Trzeba mieć szczęście. Albo musi się zdarzyć cudowny przypadek.
Ty miałeś jedno i drugie.
Pomógł mi przypadek. Prawdziwi sprawcy w całkiem innej sprawie kryminalnej zaczęli obciążać się nawzajem, aż Adam S., oskarżony o pomoc w zabójstwie, które mi zarzucono, postanowił opowiedzieć, jak było naprawdę. Przyznał, że nie ja zabiłem. Zrobili to dwaj inni mężczyźni.
Jeden niewinny morderca w więzieniu to jeden bezkarny na wolności. Społeczeństwo traci podwójnie. A do tego nakręca się spirala bezkarności. Gangsterzy, którzy zabili Adama K., podczas gdy ja siedziałem w więzieniu, napadali na banki, tiry, a zaczęło się od zwykłego napadu na listonosza.
Wszyscy zostali zatrzymani, przyznali się i dostali wyroki.
To wszystko już przeszłość. Nie rozmawiajmy o niej. Wolałbym się skupić na przyszłości.
Usłyszałeś "przepraszam"?
Nie. Najwyraźniej nikt nie czuje się winny, że niewinnie przesiedziałem kawałek życia. Zaraz po wyjściu na wolność, siedem lat temu, chciałem się spotkać z prokuratorem, który mnie oskarżał i który tak bardzo zabiegał, żeby mnie skazać. Nie zgodził się. Nie miał nawet chęci ani odwagi. Powiedział, że to jeszcze nie czas.
Kiedy wychodziłeś na wolność, dostałeś 12 złotych.
Przepisy mówią, że człowiek, który opuszcza więzienie, musi dostać pieniądze na dojazd do domu. Dali mi więc 12 złotych na SKM-ę z Gdańska do Gdyni. Pojechałem do mieszkania siostry, bo mój dom zajęli bezdomni i kompletnie go zniszczyli. Co ciekawe, jeszcze do więzienia dostawałem z urzędu miasta monity, żebym ten dom posprzątał, bo tonie w śmieciach. Odpisałem, że pierwsze wyjście mam zaplanowane na 2040 rok, więc dopiero wtedy będę mógł się tym zająć. I miasto posprzątało mi posesję.
Dopiero po trzech miesiącach od wyjścia na wolność byłem gotów, żeby pójść zobaczyć mój zdewastowany dom. Ruina. Firma, która zajmuje się takimi rzeczami, wywiozła z niego kilka ciężarówek śmieci.
Odzyskałeś wolność, a Polska była już kompletnie innym krajem. Co cię najbardziej uderzyło?
Pamiętasz, jak wyjechałaś pierwszy raz na Zachód?
To było pod koniec lat 80. Byłam oszołomiona.
No to wyobraź sobie, że zamykają cię do więzienia w Polsce, a wychodzisz na wolność na Zachodzie. Ludzie są inni, problemy są inne, wszystko jest inne. Dostałem od kumpla rower i przez pierwsze tygodnie jeździłem nim po okolicy. Później odkryłem nowe źródełko wiedzy o nazwie internet. Wrzucałem pytanie i dostawałem milion odpowiedzi.
Wszystko było nowe. Pieniądze, komputery, ubrania, zęby, bo w więzieniu zębów nie leczą, tylko wyrywają. No ale przede wszystkim była nowa miłość.
Mówisz o Oli, z którą rok temu wziąłeś ślub.
Ola jest agentką ubezpieczeniową. Mój przyjaciel był jej klientem. Dał mi numer telefonu Oli i powiedział, że może byśmy się spotkali. Zadzwoniłem, umówiliśmy się. Przez rok nie mówiliśmy rodzinie Oli o mojej przeszłości. Podawałem się za developera. Gdy zostałem uniewinniony, syn Oli zobaczył mnie w telewizji. "Mamo, czy ja widzę Czesława?" - zapytał.
Oli opowiedziałem o wszystkim na drugim czy trzecim spotkaniu u niej w domu. Uznałem, że zanim się zaangażuje, powinna wiedzieć i podjąć świadomą decyzję. "Siedziałem 12 lat za morderstwo, którego nie popełniłem" - wypaliłem. Nie wystraszyła się. Stworzyliśmy harmonijny związek. Oświadczyłem się jej na Karaibach. Mieliśmy piękny ślub.
Skoro wspomniałeś o Karaibach, to opowiedz więcej o swoim katamaranie, którym pływasz po świecie.
Urodziłem się w Chełmie, skończyłem szkołę, spakowałem plecak i wyjechałem do Gdańska, gdzie zacząłem pracować na morzu. Pracowałem jako nurek, marynarz. Więzienie nie zabiło moich marzeń, jedynie przesunęło je w czasie.
Kupiłem luksusowy katamaran. Każdy może go wynająć . Nie musisz być żeglarzem, wchodząc na pokład, ale możesz być nim, schodząc. Organizuję rejsy, uczę żeglowania i zarażam ludzi miłością do morza i wolności. To jakby 12-osobowy hotel na żaglach. Wakacje jak z marzeń. Latem w Chorwacji, jesienią i zimą na Kanarach i Wyspy Zielonego Przylądka.
Mógłbym godzinami opowiadać, ale to trzeba po prostu przeżyć.
Kupiłeś katamaran za pieniądze z odszkodowania za pobyt w więzieniu. Ile dostałeś?
W sumie w 2016 roku dostałem około 3 mln zł, a walczyłem o 15 mln. Nie będę już bił się o więcej, teraz chciałbym się skupić tylko na rejsach. Bo jak przeliczyć na pieniądze 12 lat więzienia, z czego pięć lat w całkowitej izolacji jako "enka", czyli szczególnie niebezpieczny? Jak zrekompensować zmarnowany kawałek życia? Jak nadrobić stracony kontakt z synem? Jego dzieciństwo? Moją młodość?
Udało ci się odzyskać kontakt z synem?
Tak, obecnie jest dużo lepiej. Razem z synem Oli był nawet świadkiem na naszym ślubie. Obaj są w podobnym wieku. Mój syn zmienił nazwisko, wyjechał na studia za granicę. Przez lata pisałem do niego listy, zabiegałem o kontakt, ale on go nie chciał. Aż wreszcie, po wielu moich staraniach, zgodził się ze mną spotkać i potem, krok po kroku, się do siebie zbliżaliśmy. Teraz spotykamy się tak często, jak to możliwe. A kiedy nam się nie udaje, rozmawiamy przez telefon godzinami.
Z dumą odnajduję w nim dużo podobieństw. Od pięknych zalet, które również u siebie chciałbym dostrzegać, do zwykłych, codziennych. Tak samo jak ja nie lubi świeżych pomidorów. I tak samo jak mnie, ciągnie go do żeglowania. Miał cztery lata, kiedy mnie zamknęli. Dorastanie bez ojca na pewno nie było dla niego łatwe, ale jego mama bardzo fajnie go wychowała.
Co chodzi ci po głowie poza rejsami?
Mam pomysł, by pomagać takim ludziom jak ja, a właściwie ich dzieciom. Nie zapomnę czerwonych oczu małego chłopca, który płakał na widzeniu z ojcem w więzieniu.
Chętnie nawiązałbym współpracę z fundacją, która zajmuje się takimi dziećmi. Mógłbym jej na tydzień lub dwa udostępnić łódkę, żeby dzieci wypłynęły w morze. Żeby zobaczyły inny świat.
Nasza łódka nazywa się Felix Finis, co po łacinie oznacza "szczęśliwe zakończenie". Mam nadzieję, że w moim przypadku tak właśnie będzie.
Czesław Kowalczyk. Lifer, skiper, żeglarz. Mieszka w Trójmieście. Skazany za zabójstwo na zlecenie na dożywocie, wyrok zamieniono potem na 25 lat. Wyszedł na wolność w 2011 roku, a w 2012 sąd go uniewinnił. Ma żonę Aleksandrę i 23-letniego syna z poprzedniego związku.
Angelika Swoboda. Dziennikarka Weekend.Gazeta.pl. Zaczynała jako reporterka kryminalna w "Gazecie Wyborczej", pracowała też w "Super Expressie" i "Fakcie". Pasjonatka psów, mądrych ludzi, kawy i sportowych samochodów.
CHCESZ DOSTAWAĆ WIĘCEJ DARMOWYCH REPORTAŻY, POGŁĘBIONYCH WYWIADÓW, CIEKAWYCH SYLWETEK - POLUB NAS NA FACEBOOKU