
W
''Marii Skłodowskiej-Curie'' Marie Noelle pokazujecie nieznane oblicze noblistki - kobiety namiętnej, przełamującej konwenanse i walczącej o lepszą przyszłość dla swoich córek.
- Wspólnie z Marie Noelle zgodziłyśmy się, że nie chcemy wystawiać Skłodowskiej-Curie pomnika, ale stworzyć bardziej intymny portret kobiety, która oprócz tego, że była genialnym naukowcem, była też matką, żoną, kochanką, nauczycielką, walczącą o prawo do realizowania swoich pasji.
Maria Skłodowska-Curie, jaką znamy z dokumentalnych zdjęć, zwykle wygląda na nieco znużoną stateczną panią.
- Jest na nich zawsze poważna, wręcz smutna. Te zdjęcia potwierdzają stereotyp Skłodowskiej-Curie jako osoby nieprzystępnej, oschłej. Należy jednak pamiętać, że w tamtych czasach zrobienie zdjęcia trwało dwie minuty. Każdy wyglądałby na znudzonego, siedząc nieruchomo tak długo (śmiech ).
Zupełnie inny wizerunek Marii wyłania się z listów do jej męża i do Paula Langevine'a, z którym miała romans po śmierci Pierre'a. Tam są zawarte piękne opisy zarówno miłości duchowej, jak i cielesnej namiętności. Ona miała w sobie mnóstwo kobiecości. Uwielbiała też kwiaty, pracę w ogrodzie. Hodowała róże. Miała w sobie pasję nie tylko do nauki, ale do życia w ogóle.
Film Marie Noelle dużo miejsca poświęca też absurdalnym przeszkodom, jakie piętrzą się przed Skłodowską-Curie, która usiłuje przebić się w mizoginistycznym świecie nauki.
- Żeby móc kontynuować swoje badania po śmierci męża, ona musiała stoczyć prawdziwą batalię. Miała niesamowicie grubą skórę i wiele z tych bitew wygrała. Mąż mówił o niej, że nawet jeśli widziała przed sobą mur najeżony kolcami, biegła prosto na niego i, co najdziwniejsze, udawało jej się go przewrócić.
Nie przyjęto jej do Francuskiej Akademii Nauk, na czym jej bardzo zależało. Nie dla prestiżu, ale z czysto pragmatycznych względów - chciała w ten sposób zdobyć pieniądze na stworzenie nowoczesnego i bezpiecznego laboratorium. Maria pracowała w koszmarnych warunkach, w byłym prosektorium w zrujnowanej szopie, w której przeciekał sufit. Nie było tam mowy o sterylnych laboratoryjnych warunkach, a jednak właśnie tam dokonano tak wielu przełomowych odkryć. Akademicy pozostali jednak nieugięci i nie przyjęli jej w swoje szeregi, chociaż chwilę później dostała drugą Nagrodę Nobla.
Dlatego tym bardziej zachwyca mnie postawa jej męża, który traktuje ją jak równorzędną partnerkę - i w życiu, i w pracy. Tymczasem całe środowisko naukowe widzi w niej wyłącznie ozdobę, maskotkę Pierre'a. Kiedy po jego śmierci chce kontynuować badania i objąć posadę na uczelni, słyszy od akademików, że "tytułów się nie dziedziczy".
- Pierre Curie był człowiekiem wielkiego formatu. Doceniał swoją żonę, bo dostrzegał jej niebywały talent. Z ich wspólnej korespondencji wyłania się obraz pary, którą łączyło głębokie porozumienie. Byli ze sobą bardzo blisko, mieli podobny system wartości. Osiągnęli niewyobrażalny sukces w świecie nauki, odkryty przez nich rad wywołał prawdziwą sensację. Powstał cały szereg produktów z pierwiastkiem, od rajstop aż po kremy. Jedna z gwiazd chciała zamówić u Curie specjalną suknię, która miała świecić w ciemności.
Dzięki swoim dokonaniom Maria i Pierre stali się niezwykle popularni. Każdy chciał ich poznać. Byli zapraszani na przyjęcia, bankiety. Za każdym razem jednak zgodnie odmawiali. Byli bardzo skromnymi ludźmi z poczuciem misji. Nie interesowała ich sława i bogactwo. Bardzo mocno zaangażowali się za to w badania dotyczące wpływu ich odkryć na leczenie nowotworów.
Podobno w podróż poślubną pojechali rowerami, wzbudzając powszechne poruszenie.
- Zarówno Maria, jak i jej mąż nie liczyli się z konwenansami. Oni naprawdę nie zastanawiali się, co ktoś o nich myśli. I to było w nich piękne. Świadczyło to o ich wewnętrznej wolności i sile. Kiedy Maria nawiązała romans z żonatym Paulem Langevinem, z którym pracowała po śmierci męża, oczekiwała od niego podobnej postawy. Związek Curie z Langevinem wywołał zresztą ogromny skandal. Skłodowska-Curie trafiła na pierwsze strony gazet. Nie mogła wyjść z domu, bo na trawniku czekali na nią paparazzi. Komitet noblowski rozważał nawet odebranie jej nagrody.
Paparazzi koczujący pod domami naukowców? Dziś nie do pomyślenia.
- Paul Langevin nie był gotowy na taką sytuację. Być może Skłodowska pomyliła się co do głębi łączącego ich uczucia. Miała żal do Paula, że nie zdecydował się na rozwód z obawy o swoją reputację. Zwłaszcza że nie było tajemnicą, że jego małżeństwo od lat było bardzo nieszczęśliwe i niedługo później i tak zakończyło się rozstaniem. Langevin związał się ze swoją asystentką.
Skąd u osoby urodzonej w XIX wieku taka wolność i otwarty umysł, które imponują także dzisiaj? Oglądając ten film, trudno nie dostrzec, jak bardzo jest on aktualny w kontekście dzisiejszej walki o prawa kobiet, o rzetelną edukację.
- To był dla mnie ważny film z wielu powodów, ale chyba najbardziej dlatego, że życiorys Skłodowskiej-Curie mnie szalenie inspiruje. Była osobą, która bardzo dobrze rozumiała, po co jest na tym świecie. Miała też w sobie ogromną determinację. Dzisiaj borykamy się z problemem nadmiaru bodźców, informacji, w gąszczu których można się czasami zgubić. Zabiera nam to bardzo dużo czasu i miejsca w głowie. Żyjemy w ciągłym rozproszeniu i nie mamy jasności, którą z funkcji mamy w naszym życiu pełnić.
"Maria Skłodowska-Curie" to kino feministyczne. Relacja bohaterki z córkami jest zarysowana w filmie na drugim planie, ale w gruncie rzeczy to ona stanowi sedno tej historii.
- Myślę, że dla Marii było bardzo ważne, żeby stworzyć swoim córkom warunki, w których mogłyby spełniać się życiowo i zawodowo. Nie chciała, by musiały doświadczyć tego, przez co ona przeszła po śmierci męża, kiedy budowała swoją karierę od nowa, udowadniając na każdym kroku, że kobieta może odnosić sukcesy jako naukowiec. Mimo że była bardzo zdeterminowaną osobą, miewała też momenty zwątpienia, o czym pisała w swoim dzienniku. W chwili największej rozpaczy zanotowała "bez Pierre'a jestem nikim".
Chciała zaszczepić w córkach poczucie niezależności i pewności siebie. Kiedy zorientowała się, że szkoła dyskryminuje dziewczynki i zamiast forsować empiryczne podejście do nauki, zmusza do nauki pamięciowej, zorganizowała im prywatne nauczanie.
Chyba można uznać, że jej się udało. Jej starsza córka Ir e ne również zdobyła Nobla.
- Tak! A co ciekawe, młodsza córka, pianistka i pisarka, związała się z amerykańskim dyplomatą Henrym Richardsonem Labouisse'em, który został laureatem Pokojowej Nagrody Nobla. To chyba najbardziej "noblowska" rodzina w historii (śmiech ).
XIX-wieczny model nauczania, na który narzeka Skłodowska, wciąż jest obecny w szkołach, także w Polsce. A przygotowywana przez rząd reforma edukacji zakonserwuje go na dobre. Słyszałaś o tych planach?
- Mam 4-letnią córkę i powoli myślę o posłaniu jej do szkoły. Dostrzegam, jak bardzo przestarzały jest cały nasz system nauczania. Jednocześnie kiedy czytam o różnych pomysłach na zmiany w polskim systemie szkolnictwa, zaczynam się jeszcze bardziej martwić. Nie chcę posyłać mojego dziecka do takiej szkoły. I zastanawiam się, czy starczy mi siły, żeby zaproponować mu jakąś alternatywę.
Po śmierci Pierre ' a siostra namawia Marię na powrót do Polski. Wtedy ona mówi słowa, które, mam wrażenie, wyrażają lęki wielu matek także dzisiaj: "ale jaka przyszłość czeka moje córki w Polsce?". Ty zdecydowałaś się przenieść z rodziną do Warszawy z Moskwy. W świetle ostatnich wydarzeń w kraju nie zadajesz sobie teraz podobnego pytania?
- Dużo o tym myślę. Czuję się Polką, ale nie jestem typem osoby, która jest bardzo związana z konkretnym miejscem. Mogę żyć w Polsce, Rosji, albo innym kraju. Tam, gdzie jest moja rodzina, i tam, gdzie mogę robić to, w co wierzę.
Przyjechaliśmy z Rosji do Polski ze względu na córkę. Wydawało nam się, że tutaj jest więcej wolności w powietrzu. Oczywiście, trzeba przede wszystkim pielęgnować wolność w sobie i ja wierzę, że można osiągnąć stan szczęścia niezależnie od okoliczności. Myśląc o córce wiem jednak, że jej światopogląd i wrażliwość dopiero się kształtują i chciałabym, by ten proces zachodził w miejscu, w którym rzeczywistość nie jest przepełniona lękiem. A tej niepewności jest w Polsce ostatnio więcej.
Planujecie zostać tu na dłużej?
- Różne doświadczenia życiowe przyzwyczaiły mnie, by nie przywiązywać zbyt dużej wagi do swoich planów. Oczywiście je mam i uważam, że są ważne, ale jestem otwarta na zmiany. W tej chwili rzeczywiście postanowiliśmy zamieszkać w Polsce, tutaj nasza córka poszła do przedszkola. Założyliśmy razem firmę producencką, produkujemy spektakle i mamy bardzo dużo ciekawych projektów.
"Sztuka kochania" Marii Sadowskiej, w której grasz pacjentkę Michaliny Wisłockiej, to jeszcze jedna opowieść o kobiecie, która walczyła o dostęp do rzetelnej wiedzy, tym razem na temat seksualności. I, co ciekawe, to historia reformatorki i wojowniczki, która otwarcie przyznawała, że inspiracji dostarczyła jej właśnie Maria Skłodowska-Curie.
- Pracując nad tym filmem zaczęliśmy się zastanawiać, jak Polacy podchodzą do seksu i intymności. Doszliśmy do wniosku, że mamy problem z rozmową o swoich potrzebach . Brakuje nam nawet odpowiednich słów, by nazwać części swojego ciała, bo określenia, jakie funkcjonują w języku polskim, brzmią albo śmiesznie, albo wulgarnie, albo zbyt naukowo. Tak narodził się pomysł na kampanię społeczną "Kochanie to sztuka" .
W jej ramach powstała seria krótkich filmów, w których aktorzy zachęcają do szczerych rozmów o seksie w związkach.
- Łatwo przychodzi nam ocenianie innych, a nie bardzo potrafimy sami zrozumieć i nazwać swoje potrzeby. Stajemy się zakładnikami skrywanych marzeń, bo im bardziej je tłumimy, tym większą obsesję mamy na ich punkcie.
Kampania jest adresowana do par, także tych z długoletnim stażem. To bardzo ważne, by pielęgnować namiętność w związku, żeby z biegiem lat nasz seks był coraz lepszy, coraz piękniejszy. Gdy nie rozmawiamy, zaczynamy szukać bliskości i spełnienia u innych partnerów, ukrywamy coś przed sobą, zdradzamy się. Albo odchodzimy od siebie, bo wydaje nam się, że uczucie wygasło. A tak naprawdę tajemnicą udanych związków jest praca i szczerość.
"Sztuka kochania" to następny po "Marii Curie-Skłodowskiej" film, który idealnie wpasowuje się w dyskusję o prawach kobiet, jaka toczy się w Polsce. Czujesz się częścią tego ruchu?
- To niesamowite, że wciąż musimy walczyć o podstawowe kobiece prawa. Oczywiście jestem całym sercem za Czarnym Protestem, ale uważam, że najważniejsza jest edukacja. Zwłaszcza teraz, kiedy do głosu dochodzą osoby, które zamiast przekazywać rzetelną wiedzę, ograniczają naszą wolność i możliwość wyboru. Czasami mam wrażenie, że niewiele się zmieniło, odkąd Wisłocka wydała "Sztukę kochania" czterdzieści lat temu.
Dlatego potrzebujemy silnych, inspirujących kobiet na miarę Skłodowskiej i Wisłockiej?
- Myślę, że to bardzo dobry moment na kino o silnych bohaterkach. Takie historie są nam teraz bardzo potrzebne.
Michał Rosa przyznał, że mimo że przeprowadzał casting do roli Róży, bohaterki ''Szczęścia świata'', od początku widział w niej ciebie. A co ty w niej dostrzegłaś?
- Tak było? (śmiech ) Brałam udział w regularnym castingu, choć miałam wcześniej spotkanie z Michałem Rosą. Rzeczywiście nie zawsze się tak zdarza, więc może coś było na rzeczy.
Urzekło mnie podejście Róży do codzienności. To jest kobieta, która pomaga innym dostrzec piękno w otaczającym ich świecie. Udowadnia im, że szczęście jest w istocie na wyciągnięcie ręki, trzeba się tylko na nie otworzyć. Z drugiej strony jest w niej sporo samotności, poczucia niespełnienia. Nie spotkała na swojej drodze nikogo, kto mógłby ją czymś obdarować. Nigdy w pełni nie rozkwitła.
W "Szczęściu świata" akcja schodzi na dalszy plan, na pierwszy wybija się zmysłowość kadrów, nastrój. Oglądając film, miałam wrażenie, że wręcz można poczuć zapach perfum Róży i ziół, których używa do kąpieli.
- Na tym nam zależało. Zmysłowość wiąże się ze spontanicznością, naturalnością. Bardzo pilnowaliśmy, żeby sposób bycia Róży nie przerodził się w kokietowanie. To jest bardzo cienka granica. Od strony wizualnej bardzo pomagał nam Marcin Koszałka, który wykreował świat każdego z bohaterów, dobierając odpowiednie kolory i światło.
Oprócz uchwycenia zmysłowości tego świata dla mnie bardzo ważne było przesłanie tego filmu. "Szczęście świata" dotyka czegoś, co stało się chorobą naszych czasów. Brakuje nam odwagi, żeby podążyć za swoim szczęściem. Boimy się też dawać, bo często oznacza to konieczność wyjścia poza ramy naszego komfortu.
Biografia Marii Skłodowskiej-Curie jest dostępna w promocyjnej cenie w Publio.pl>>
aktorka, absolwentka warszawskiej Akademii Teatralnej.
Zadebiutowała w wieku 9 lat w filmie "Chopin na zamku" Krzysztofa
Zanussiego. Popularność przyniosła jej rola w seriau "Boża
podszewka".Wystąpiła w kilkudziesięciu filmach, m.in. w "Kochankach z
Marony" Izabelli Cywińkiej, "Inland Empire" Davida Lyncha, "Szczęściu
świata" Michała Rosy, "Sztuce kochania" Marii Sadowskiej czy "Marii
Skłodowskiej-Curie" Marie Noelle. Prywatnie żona rosyjskiego aktora,
reżysera i dramatopisarza Iwana Wyrypajewa, z którym ma 4-letnią córkę.
Karolina Gruszka. Aktorka, absolwentka warszawskiej Akademii Teatralnej. Debiutowała w wieku 9 lat w filmie "Chopin na zamku" Krzysztofa Zanussiego. Popularność przyniosła jej rola w serialu "Boża podszewka". Wystąpiła w kilkudziesięciu filmach, m.in. w "Kochankach z Marony" Izabelli Cywińkiej, "Inland Empire" Davida Lyncha, "Szczęściu świata" Michała Rosy, "Sztuce kochania" Marii Sadowskiej czy "Marii Skłodowskiej-Curie" Marie Noelle. Prywatnie żona rosyjskiego aktora, reżysera i dramatopisarza Iwana Wyrypajewa, z którym ma 4-letnią córkę.
Małgorzata Steciak. Dziennikarka. Publikowała m.in. w ''Polityce'', ''Gazecie Wyborczej'', ''K-MAG-u'' czy w serwisie dwutygodnik.com. Wcześniej była m.in. redaktorką portali Onet.pl, Gazeta.pl.