Ten artykuł jest częścią cykluZagrajmy w zielone
Nowa Zelandia (Anna Lewańska / Agencja Wyborcza.pl)
Nowa Zelandia (Anna Lewańska / Agencja Wyborcza.pl)

Ostatnio zastanawialiśmy się ze znajomymi nad tym, gdzie warto byłoby się przenieść, biorąc pod uwagę zmiany klimatu.

Nie dawniej jak kilka tygodni temu rozmawiałem z moim studentem, który pochodzi z Rwandy, i on zapytał mnie: "O co chodzi z tym, że co spotkam jakiegoś Polaka, to od razu zadaje mi pytanie, dlaczego przeniosłem się do Polski, a nie pojechałem na przykład do Niemiec? Gdy ktoś mi mówi, że zastanawia się nad przyjazdem do Rwandy, to zawsze odpowiadam: przyjeżdżaj, jest tutaj pięknie".

Mimo że Rwanda obiektywnie nie jest rajem na ziemi, to wciąż można widzieć w kraju swojego pochodzenia wspaniałe miejsce do życia. My natomiast jesteśmy takimi mentalnymi emigrantami, cały czas mamy poczucie, że wyjeżdżając z kraju, mogliśmy zawalczyć o lepsze życie. A jeśli tego nie zrobiliśmy, to uznajemy to za porażkę.

Najnowsze wiadomości, poruszające historie, ciekawi ludzie - to wszystko znajdziesz na Gazeta.pl

Trafna uwaga. Podkreślam jednak, że nie tylko w Polsce dyskutuje się na ten temat.

Bo nie ma miejsca na Ziemi, które już nie byłoby dotknięte skutkami zmian klimatu. W niektórych te zmiany już są mocno odczuwalne, w innych będą na podobnym poziomie odczuwalne może nawet już za kilkadziesiąt lat.

Jakie to miejsca?

Przede wszystkim te, gdzie temperatura będzie osiągać wartość graniczną, czyli taką, w której człowiek nie jest w stanie się zregenerować. Każdy z nas może mieć swoje indywidualne preferencje co do klimatu – jeden woli chłodniejszy, inny cieplejszy, ale obiektywnie nikt z nas nie jest w stanie funkcjonować w temperaturze przekraczającej 40–50 st. Celsjusza.

W ubiegłym roku ekstremalne fale upałów ogarnęły chociażby Bliski Wschód – w Bagdadzie w lipcu odnotowano temperaturę powyżej 51 st. Celsjusza. W Kalifornii, w Dolinie Śmierci, w lipcu tego roku odnotowano temperaturę 56 st. Celsjusza.

Ale gorąco było także we Włoszech – w sierpniu w Syrakuzach był dzień, kiedy temperatura wyniosła prawie 49 st.!

W takich rejonach jak Zatoka Perska czy basen Morza Śródziemnego fale upałów będą występowały coraz częściej i trzeba się z tym liczyć. Ten czysto fizjologiczny powód może być więc jednym z tych, które mogą zdecydować o tym, żeby się skądś wynieść.

Nowa Zelandia ma umiarkowany, korzystny klimat (Anna Lewańska / Agencja Wyborcza.pl)

Najkorzystniej będzie żyć w klimacie umiarkowanym. Tu na pierwsze miejsce wysuwają się między innymi Irlandia, Islandia, Wielka Brytania czy Nowa Zelandia.

Pacyfik bardzo reguluje klimat, więc ta Nowa Zelandia naprawdę brzmi interesująco.

Nie trzeba się od razu przeprowadzać, można dzielić swoje życie na dwa miejsca i przenosić się z jednego do drugiego.

I niektórzy już tak robią. W Stanach Zjednoczonych bardzo popularne jest zjawisko okresowego przemieszczania się wśród emerytów. Mówi się na nich „śnieżne ptaki". Latem podróżują na północ USA swoimi wielkimi kamperami i tym samym uciekają przed upałami oraz sezonem huraganowym na Florydzie, żeby wrócić tam zimą.

Bardzo możliwe, że kiedyś będziemy jak te ptaki wędrowne, które przemieszczają się sezonowo. To by zresztą było powrotem do przeszłości, kiedy jako łowcy-zbieracze koczowaliśmy, podążając za odpowiednimi warunkami do życia i źródłami pożywienia. Dopiero kultura rolnicza skutecznie zahamowała naszą mobilność.

Pytanie jednak, czy to przemieszczanie się w dobie zmian klimatu działać będzie długoterminowo na naszą korzyść – podróżując, emitujemy ogromne ilości dwutlenku węgla.

Wspomniał pan o poszukiwaniu źródeł żywności. Dostęp do niej to kolejny czynnik, który decydować może o tym, gdzie najkorzystniej będzie żyć.

I często związany jest z klimatem. Mało kto wspomina o tym, że Syria nie jest atrakcyjnym miejscem do życia nie tylko ze względu na trwającą tam wojnę domową, ale także przedłużające się okresy intensywnej suszy, której skutkiem jest brak jedzenia, brak wody.

Susze dotykają nawet Polskę, w której teoretycznie klimat jest najlepszy z możliwych, czyli umiarkowany.

Wpływ zmian klimatu na produkcję rolniczą będzie prawdopodobnie odczuwalny wszędzie. Co jakiś czas możemy się spodziewać zaburzeń w dostępie do żywności, braków wody, a to będzie miało konsekwencje gospodarcze w postaci chociażby wzrostu cen żywności. W wielu miejscach susze będą narastać. Na sto procent w basenie Morza Śródziemnego, dotkliwie odczują je także Karaiby.

Susza. Według eksperta to zjawisko będzie coraz częstsze (Robert Górecki / Agencja Wyborcza.pl)

W Polsce z potężną suszą mieliśmy do czynienia w 2019 roku i śmiem twierdzić, że będą się one powtarzać. Lata między 2010 a 2020 rokiem były u nas tak ciepłe, że średnia temperatura wzrosła o 0,8 st. Celsjusza. Co ciekawe, ubiegły rok był pod względem ilości opadów i wysokości temperatur stosunkowo korzystny dla rolników, a i tak niektóre regiony – jak zachodniopomorskie czy lubuskie – odnotowały straty w produkcji żywności.

Skoro te zaburzenia nie ominą nikogo, które kraje "wygrają" pod względem dostępu do żywności?

I tu dochodzimy do kolejnego czynnika, a mianowicie – niezależności. Im więcej żywności produkujemy sami, tym mniej jesteśmy narażeni na ewentualne zawirowania jej cen na rynku. Świetnym, choć negatywnym, przykładem jest Egipt, który nie jest krajem samowystarczalnym pod względem rolniczym, bo ma niskie zasoby terenów uprawnych oraz zmaga się z brakiem wody. Importuje duże ilości zboża – nawet 60–70 proc. – w tym pszenicy. W dodatku musi wyżywić ponad 100 mln ludzi! Gdy w 2008 roku cena ryżu na giełdzie w Chicago drastycznie wzrosła, całą północną Afrykę, w tym Egipt, dotknął kryzys żywnościowy. 

Niezależność jest ważna nie tylko pod względem produkcji żywności.

Jakim jeszcze?

Chociażby energetycznym. Stosunkowo niezależnym energetycznie krajem jest na przykład Dania, gdzie połowa energii elektrycznej pochodzi z farm wiatrowych.

Wiele krajów Unii Europejskiej jest jednak niestety bardzo zależnych od importu energii – unijna produkcja energii zaspokaja mniej niż połowę całkowitego jej zapotrzebowania. I nagle jakiś dostawca gazu stwierdza, że ogranicza dostawy, co powoduje, że ceny rosną o kilkaset procent.

Obecnie cała Europa odczuwa konsekwencje podwyżek cen gazu ziemnego czy energii elektrycznej.

Takie kraje jak Holandia może sobie z tą sytuacją poradzą, bo są bogate – zamożne społeczeństwa lepiej zniosą nawet duże podwyżki. Ale biedniejsze zdecydowanie dotkliwiej będą odczuwać takie skoki.

Niezależnym energetycznie krajem jest na przykład Dania, gdzie połowa energii elektrycznej pochodzi z farm wiatrowych (Robert Robaszewski / Agencja Wyborcza.pl)

Więc może niekoniecznie ważne jest to, czy dany kraj znajduje się w idealnym miejscu pod względem geograficznym, ale czy jest na tyle bogaty, żeby poradzić sobie ze skutkami zmian klimatu i między innymi wypłacać rolnikom odszkodowania z tytułu poniesionych w związku na przykład z suszą strat. Żadna firma ubezpieczeniowa nie byłaby w stanie "obsłużyć" takiego nieszczęścia.

Ostatecznie cały świat będzie musiał się do tych zmian zaadaptować. Jeśli koszty adaptacji będą przewyższać koszty wyprowadzki, może rzeczywiście warto się wtedy zastanowić nad wyjazdem w inne miejsce. Myślę, że takie dylematy dotkną wcześniej społeczeństwa krajów mniej zamożnych.

Myślałam, że ta rozmowa będzie mniej skomplikowana. Że opowie mi pan, że najlepiej przenieść się nad jeziora, a zdecydowanie lepiej unikać miejsc, gdzie występować będą ekstremalne zdarzenia pogodowe.

Jeziora rzeczywiście są dobrym miejscem, bo są dość spokojne i zapewniają dostęp do wody, ale kryzys żywnościowy dopadnie nas zarówno nad morzem, jak i jeziorem.

W Polsce, ale i w innych krajach Europy, także we wspomnianej przez panią Wielkiej Brytanii, również będzie coraz częściej dochodzić do ekstremalnych zjawisk pogodowych – z jednej strony borykać się będziemy z suszą, z drugiej z nawalnymi opadami, które będą skutkować powodziami, zalewaniem miast. Raczej nie radziłbym budować sobie domu w dolinie rzeki, z drugiej strony można go zbudować na palach! Tak zrobił mój kolega w Czechach. Zresztą w tym miejscu, w którym chciał postawić domek, innego budynku niż takiego na palach nie pozwolono by mu wybudować, właśnie ze względu na ryzyko zalania.

Przykro mi, że nie odpowiadam wprost na pani pytanie, ale może nie chodzi o to, żeby wskazać, które miejsca zmiany klimatu dotkną w najmniejszym stopniu, ale co zrobić, żeby z tymi zmianami poradzić sobie najlepiej.

Jest taki świetny cytat z filmu "Matrix".

Który?

Agent Smith podczas przesłuchania mówi do Morfeusza: "Każdy ssak na tej planecie w sposób instynktowny stara się zachować równowagę z otaczającym środowiskiem. Ale nie człowiek. Rozmnażacie się i rozmnażacie, aż skonsumujecie wszystkie naturalne zasoby. I wtedy jedynym dla was sposobem na przetrwanie jest przeniesienie się w inne miejsce. Jest jeszcze jeden organizm, który się tak zachowuje. To wirus".

Można myśleć o przeprowadzeniu się w lepsze miejsce, problem polega na tym, że planeta zrobiła się naprawdę mała – ludzie są już wszędzie. Może za czasów Krzysztofa Kolumba odkrywanie nowych lądów miało jeszcze sens, ale obecnie większego nie ma. Zachęcałbym więc do myślenia, jak się zaadaptować tam, gdzie już jesteśmy.

Nie zapominajmy także o ewentualnych skutkach takich migracji klimatycznych – mogą być one podobne do tych, które już obserwujemy – mam tu na myśli ewentualne konflikty o dostęp do dóbr, o zasoby.

A jednym z kryteriów idealnego miejsca do życia w kontekście zmian klimatu jest także to, jak skutecznie dany kraj chroni swoje granice przed masową migracją.

Migracje były, są i będą, a zmiany klimatu mogą je tylko spotęgować. Natomiast myślenie o szczelnym zamknięciu granic w czasie, gdy świat jest globalną wioską, przypomina wizje, zgodnie z którymi tworzone były takie państwa, jak dawna Albania czy obecna Korea Północna. Ale nawet granice tych krajów nie były i nie są w stu procentach szczelne.

'Potrzebna jest sensowna debata o migracji'. Janina Ochojska podczas spotkania z przedstawicielami organizacji zrzeszonych w Grupie Granica (Agnieszka Sadowska / Agencja Wyborcza.pl)

Potrzebna jest sensowna debata na temat migracji, które nie muszą być zagrożeniem, ale szansą zarówno dla tych, którzy się przemieszczają, jak i krajów, które są zasilane nowymi mieszkańcami.

Wspomniał pan, że ludzie są wszędzie, ale w niektórych miejscach wciąż jest ich bardzo mało. A te mogą stać się wskutek zmian klimatu bardziej zachęcające. Jak na przykład Grenlandia, gdzie temperatura rośnie. Eksperci prognozują, że będzie tam coraz bardziej zielono.

Grenlandia może podzielić losy Islandii, gdzie liczba ludności zaczęła rosnąć dopiero w momencie, w którym zadbano tam o dodatkowe, odnawialne źródła energii, a potem żywność, czyli w dużej mierze ryby. W dalszym ciągu żyje tam jednak zaledwie 350 tys. ludzi, czyli mniej więcej dwie trzecie populacji Poznania. Grenlandia będzie więc musiała zadbać o zasoby energetyczne i źródła żywności, jeżeli miałaby się stać atrakcyjnym celem migracji.

Ważne jest także to, jaka jest polityka danego kraju wobec zmian klimatu.

Oczywiście. Państwo odgrywa tutaj kluczową rolę. Pytanie, na ile działa niezależnie, a na ile – tak jak w Polsce – jest często zależne od dużych firm, które potrafią dyktować standardy. Na ile zdaje sobie sprawę, jak ważne są relacje międzynarodowe i tworzenie większej struktury. W razie jakiegoś nieszczęścia bycie "w kupie" się opłaca – jednym ze sposobów na kłopoty jest ich uwspólnianie. Ważne jest też, na ile państwo myśli nie w sposób centralistyczny, ale oddaje kontrolę gminom i wspiera je finansowo. Możemy się wszyscy przenieść do dużych miast, co już się u nas dzieje, ale kumulowanie ludności w jednym miejscu i budowanie molochów na pewno nie jest dobrym rozwiązaniem. Wygrają tzw. małe ojczyzny, rozwiązania mające na celu rozproszenie energetyki, z której będą korzystać lokalne społeczności.

W jakim kraju się to sprawdza?

Dobrze robią to Niemcy – wiele niemieckich gmin postanowiło produkować energię we własnym zakresie przy wykorzystaniu odnawialnych źródeł.

W końcu istotne jest także to, na ile państwo myśli długoterminowo w kontekście zmian klimatu. I wdraża rozwiązania typu samograje, wpisujące się w logikę zrównoważonego rozwoju, które sprawią, że straty wynikające ze zmian klimatu są zredukowane.

Jakiś przykład?

W budownictwie – wychwytywanie deszczówki i ponowne jej wykorzystywanie. Tworzenie ogrodów deszczowych, które ograniczają spływ wód opadowych do kanalizacji. Mamy takie ogrody w Gdańsku czy w Warszawie, ale są to jednostkowe przykłady. W wielu miastach na świecie – między innymi w Portland w USA czy w Melbourne w Australii – władze zachęcają mieszkańców do konstruowania ogrodów deszczowych i udzielają w tym celu wsparcia finansowego.

Ekspert: Zezwala się deweloperom na budowanie osiedli, które nie są w stanie przetrwać bez szwanku pierwszej większej ulewy (Roman Bosiacki / Agencja Wyborcza.pl)

Niestety, w Polsce miasta i budynki buduje się wciąż tak jak w latach 70. Nie analizuje się dokładnie miejsc, w których woda może się zbierać. W Poznaniu, gdzie mieszkam, z jednej strony władze widzą potrzebę dbania o przestrzenie zielone w mieście i działają w tym kierunku. Z drugiej strony zezwala się deweloperom na budowanie osiedli, które nie są w stanie przetrwać bez szwanku pierwszej większej ulewy.

Trzy lata temu mój kolega wprowadził się do nowego mieszkania, pomagałem mu przy przeprowadzce. Gdy zobaczyłem to wybetonowane osiedle – nawet miejsce zabaw dla dzieci było wyłożone brukiem – to od razu zrobiłem zdjęcia i wykorzystałem na zajęciach ze studentami na temat zrównoważonego rozwoju. W czerwcu tego roku po jednej z dużych ulew kolega przychodzi do mnie i mówi: Bogdan, mamy zalaną piwnicę, szyb windowy! Zupełnie mnie to nie zdziwiło.

Kolega mógł sprawdzić, czy tak zaprojektowana inwestycja przypadkiem nie zatonie.

Niestety, w Polsce wizja posiadania własnego mieszkania potrafi kompletnie zaślepić i ważniejsze jest to, że cena jest w zasięgu naszych możliwości. Z jednej strony powinniśmy podchodzić do takich inwestycji z większym dystansem, z drugiej – to rolą urzędników powinno być zadbanie o to, aby budynki powstawały w sposób bardziej racjonalny.

Tutaj trzeba działać dwutorowo – pracować nad świadomością społeczeństwa, ale i wymuszać odpowiednie regulacje prawne, które pozwolą urzędnikom skłonić inwestorów do ekologicznego podejścia.

Zastanawiałam się nad tym, czy są takie miasta, w których nie uda się odwrócić tych nieprzyszłościowych rozwiązań i prędzej czy później będzie się trzeba stamtąd wyprowadzić. I wtedy trafiłam na Metro Manila, czyli region obejmujący stolicę Filipin i 16 jej dzielnic. To jedno z najbardziej zagrożonych katastrofami naturalnymi miejsc świata. Władze kraju od dwóch lat budują więc na Filipinach nowe ekomiasto przyszłości, New Clark City, do którego mają przenieść mieszkańców w razie zagłady. Na podobny pomysł wpadła też Indonezja.

To świetny przykład, który powinien posłużyć nam za przestrogę. Oprócz tego, że Filipiny z racji swojego położenia narażone są na ekstremalne zdarzenia pogodowe, to jest tam przede wszystkim mnóstwo ludzi, a populacja Filipin cały czas gwałtownie rośnie. Odbywa się to przy silnym akompaniamencie miejscowych organizacji, które uważają, że ludzie powinni się intensywnie rozmnażać. A zdajemy sobie sprawę, że ciągły wzrost populacji ustawicznie podnosi ogromną presję na środowisko – każdy człowiek rodzi się ze swoimi prawami i potrzebami. W końcu musi dojść do kryzysu i załamania się systemu. Filipiny zmierzają w stronę przekroczenia tej granicy, a budowa nowego miasta niebezpiecznie wpisuje się w wizję wyżej wspomnianego agenta Smitha.

Indonezja. Ludzie, którzy stracili domy po przejściu tsunami (STR / AP Photo)

Najnowsze wiadomości, poruszające historie, ciekawi ludzie - to wszystko znajdziesz na Gazeta.pl

Czyli ci, którzy twierdzą, że nie powinniśmy rodzić dzieci, mają rację?

Nie popadajmy w drugie ekstremum, musimy rozsądnie działać w dziedzinie demografii. Dobrobyt paradoksalnie działa na naszą korzyść, ponieważ zmienia nasz system wartości, w tym wpływa na model rodziny. W warunkach dobrobytu posiadanie dzieci jest tylko jednym z elementów naszego poczucia spełnienia.

Jedni powiedzą – wartości humanistyczne są najważniejsze. Oczywiście, humanizm to fundament naszej cywilizacji, jednak nie może on być realizowany w oparciu o narastającą presję na środowisko, której często błędnie nadajemy wolnościowy charakter. Niestety, żadna cywilizacja nie przetrwa, jeśli nie zadba o stabilność i bogactwo środowiska. Bo to w oparciu o nie funkcjonuje.

Piątka Weekendu: Jak przygotować się na zmiany klimatu w swoim miejscu zamieszkania?

1. Oszczędzaj wodę i korzystaj z deszczówki. 2. Sprawdzaj, czy osiedle, na którym rozważasz zakup mieszkania, nie zostało zbudowane na obszarze zalewowym oraz czy projekt został stworzony zgodnie z logiką zrównoważonego rozwoju i posiada rozwiązania pozwalające na wychwytywanie deszczówki. 3. Wspieraj organizacje, które walczą o tereny zielone, dbaj o zieleń w swoim miejscu zamieszkania. 4. Ogranicz podróżowanie. 5. Wspieraj działania mające na celu wymuszanie na rządzących wdrażanie przepisów na rzecz ochrony środowiska oraz zrównoważonego rozwoju.