Ukraina
Każdy, kto ma dostęp do sieci, może dostarczać dowodów na zbrodnie Putina (Fot. Shutterstock.com)
Każdy, kto ma dostęp do sieci, może dostarczać dowodów na zbrodnie Putina (Fot. Shutterstock.com)

Pinezek jest kilkaset. W niektórych miejscach mapy ich ogromne skupiska tworzą kolorowe wyspy, w innych zupełnie ich nie ma. Charków, Kijów, Mariupol to wyspy czerwone – miejsca zmasowanych ataków ze zniszczoną infrastrukturą cywilną, rannymi i zabitymi. W Charkowie, od początku wojny bombardowanym codziennie, pinezek jest tak dużo, że trzeba kilku zbliżeń, by odróżnić konkretne lokalizacje.

W niektórych miejscach mapy ogromne skupiska pinezek skupiska tworzą kolorowe wyspy, w innych zupełnie ich nie ma (Źródło: maphub.net/Cen4infoRes/russian-ukraine-monitor)

Więcej informacji z wojny w Ukrainie na stronie głównej Gazeta.pl

Klikam w pinezki przy ulicy Karbyszewskiej. Odsyłają do filmów i zdjęć ruin budynków mieszkalnych. Bomby spadły tu 7 marca 2022 roku – informuje opis. Przy ulicy Kyrhyzkiej atak nastąpił prawie miesiąc później – 4 kwietnia. Materiał oznaczono hasłem "graficzne". Na zdjęciach, do których odsyła link, widać ciała zabitych cywilów, w tle bloki mieszkalne. Każda pinezka oprócz daty rejestracji i dokładnej geolokalizacji jest kategoryzowana pod względem brutalności prezentowanego materiału. Jeśli materiał pozwala na identyfikację użytej w ataku broni, w opisie pojawia się informacja o jej rodzaju.

Czarna pinezka z 26 lutego zlokalizowana w Nagornii odsyła do filmu, na którym zarejestrowano fragment bomby kasetowej – wyjątkowo śmiercionośnej. Ponad sto krajów podpisało w 2008 roku traktat o zakazie jej używania.

Klikając w pinezki zielone, można śledzić ruchy wojsk okupacyjnych. Pomarańczowe wskazują materiały, na których zarejestrowano wybuchy, bombardowania i ostrzały. Na jednej mapie cała wojna, dzień po dniu, skategoryzowana w kilku podstawowych barwach.

Agenci białego wywiadu

Mapa, regularnie uzupełniana o nowe materiały, jest częścią projektu "Eyes on Russia". W jej tworzenie są zaangażowane organizacje specjalizujące się w białym wywiadzie. Wśród nich Centre for Information Resilience, Bellingcat i Conflict Intelligence Team. Ich agenci przeszukują i analizują materiały dostępne w sieci, głównie w portalach społecznościowych. Szczególnie zawzięcie tropią źródła rejestrujące przypadki łamania praw człowieka i potencjalne dowody zbrodni wojennych. Weryfikują ich autentyczność, na przykład porównując ze zdjęciami satelitarnymi. Następnie wszystko archiwizują, by w razie potrzeby do materiału można było wrócić.

Właśnie po to powstała mapa. Każda pinezka odsyła do źródłowego materiału, którego autentyczność zdążyli potwierdzić wolontariusze. Materiał to najczęściej posty ze zdjęciami i filmami opublikowanymi na Twitterze, Telegramie czy TikToku. Ich autorami są świadkowie zdarzeń, czasem ofiary albo i sami sprawcy.

Agentem białego wywiadu może zostać praktycznie każdy użytkownik internetu, nie trzeba mieć wiedzy i umiejętności hakera. Determinacja, cierpliwość, oko do wyławiania szczegółów – to cechy przydatne w tej misji. Od początku rosyjskiej inwazji na Ukrainę samozwańcza, rozproszona po internecie agencja wywiadowcza powiększa swoje szeregi.

W sieci istnieje kilka przewodników z instruktażem, jak skutecznie uprawiać biały wywiad. Te najbardziej popularne stworzyli śledczy z grupy Bellingcat, nazywając zresztą internetowe śledztwa "metodą Bellingcata".

Grupa zawiązała się w 2014 roku, zaraz po tym, gdy w lipcu nad samozwańczą Doniecką Republiką Ludową zestrzelono samolot pasażerski lecący z Amsterdamu do Kuala Lumpur z 298 osobami na pokładzie. Władimir Putin publicznie zaprzeczał, jakoby Rosjanie mieli z tą zbrodnią cokolwiek wspólnego: niby jak, skoro nie uczestniczą w konflikcie między armią ukraińską a separatystami z DRL. Eliot Higgins, bezrobotny urzędnik z Leicester, na pełen etat opiekujący się dzieckiem, przeczesywał sieć w poszukiwaniu informacji o potencjalnych sprawcach. Nie on jeden.

Niebawem samozwańczy agenci z nadwyżką wolnego czasu: początkujący holenderski dziennikarz, były pracownik fińskiej armii, były analityk STASI, amerykański absolwent filologii rosyjskiej i właśnie Higgins, połączyli siły. "Jesteśmy jak te myszy z kreskówki, które próbują założyć na szyję kota obrożę z dzwonkiem, stąd wzięła się nazwa Bellingcat"tłumaczy Eliot Higgins w dokumencie "Bellingcat. Prawda w czasach postprawdy".

Po czterech miesiącach pierwszego wspólnego śledztwa Bellingcat ogłosił, że samolot zestrzelono rakietą wystrzeloną z rosyjskiej wyrzutni BUK. Ta na teren DRL-u trafiła wraz z rosyjskimi żołnierzami stacjonującymi w Kursku. Śledczy odszukali w mediach społecznościowych filmiki rejestrujące trasę rosyjskiego konwoju przewożącego wyrzutnię i porównali je ze zdjęciami satelitarnymi. Eksperci z międzynarodowego zespołu – powołanego przez rządy Holandii, Australii, Malezji, Belgii i Ukrainy – doszli do tych samych wniosków po trzech latach! Wówczas Bellingcat na pierwszej zorganizowanej przez siebie konferencji prasowej ujawnił tożsamość rosyjskiego funkcjonariusza GRU odpowiedzialnego za jednostkę, która zestrzeliła samolot.

Grupa ma na koncie inne spektakularne odkrycia, takie jak identyfikacja tożsamości trucicieli byłego podwójnego agenta Siergieja Skripala i jego córki Julii. Ci także okazali się funkcjonariuszami GRU.

Bellingcat to dziś organizacja z przyzwoitym budżetem, zatrudniająca na etat kilkunastu śledczych, współpracująca z rzeszą wolontariuszy. Teraz to oni są ekspertami, po których wiedzę sięgają prawnicy i prokuratorzy z Międzynarodowego Trybunału Karnego w Hadze.

Grupa nie powstała jednak w próżni. Od 2010 roku śledztwa w sieci prowadzi londyńskie Forensic Architecture. W roku powstania Bellingcat Amnesty International powołała do istnienia Citizen Evidence Lab. Internet od dawna przeczesują też dziennikarze zrzeszeni choćby w takich międzynarodowych stowarzyszeniach, jak The Center for Investigative Journalism czy Lighthouse Reports. Organizacja WITNESS od lat szkoli cywilów, w jaki sposób rejestrować zdarzenia, by ułatwić agentom białego wywiadu pracę. To zaledwie wierzchołek góry, bo w sieci działają też mniej formalne grupy, takie jak estońskie i polskie elfy walczące z armią rosyjskich trolli.

Jednak nikt przed Bellingcat nie głosił na taką skalę dobrej nowiny: każdy obywatel ziemi z dostępem do sieci może przyłapać Władimira Putina – i nie tylko jego – na kłamstwie. Wszystko dzięki nowym możliwościom technologiczny i mediom społecznościowym! "Założyłem Bellingcat, by nauczyć jak najwięcej osób naszej metody" – deklaruje Higgins we wspomnianym dokumencie. Od 2014 roku śledczy przeszkolili setki ludzi.

Bellingcat, tropiąc i weryfikując materiały o wojnie w Ukrainie, zatrudnia osobną grupę śledczych, którzy pozyskany materiał opracowują w taki sposób, by w przyszłości mógł stać się częścią aktów oskarżenia. Bo od przekonania o tym, że rosyjscy żołnierze, ich dowódcy i sam Władimir Putin są zbrodniarzami wojennymi, do wyroku sądu droga jest daleka, kręta i pełna pułapek. Niektórzy eksperci wątpią w możliwość jej przebycia.

Agentem białego wywiadu może zostać praktycznie każdy użytkownik internetu (Fot. Shuttersrock.com)

"Wszystkie te zdjęcia i filmy rejestrujące zbombardowane szkoły, żłobki czy szpitale są w przytłaczającej większości bezużyteczne procesowo, powiedziałbym – 99,9 proc. z nich" – twierdzi cytowany przez "Time" Bill Wiley, założyciel i dyrektor organizacji Commission for International Justice and Accountability, który od 25 lat prowadzi śledztwa dotyczące konfliktów zbrojnych. Czy rzeczywiście?

Pokaż mi swoje pola, a powiem ci, kto zabił

"Straż graniczna nie strzelała do ludzi usiłujących nielegalnie przekroczyć naszą granicę. To fake news rozpowszechniany przez turecką propagandę" – oświadczył na Twitterze Stelios Petsas, rzecznik greckiego rządu. Dzień później, 3 marca 2020 roku, na granicę turecko-grecką przybyła przewodnicząca Komisji Europejskiej Urszula van der Leyen i nazwała Grecję tarczą chroniącą Europę przed zalewem migrantów. Dzień po jej wyjeździe Petsas znowu musiał zaprzeczać, jakoby Grecy używali ostrej amunicji przeciw uchodźcom. Do dziś narracja o wydarzeniach z początku marca 2020 brzmi więc tak: ofiar nie było, nie ma sprawców, tym bardziej nie po stronie greckiej.

Problem w tym, że w sieci krążyły filmy, na których słychać strzały i widać niesionych rannych. Towarzyszące im posty mówiły o dwóch ofiarach śmiertelnych i sześciu rannych. Kilka dni wcześniej władze Turcji, chcąc wywrzeć presję na Unii Europejskiej, ogłosiły, że nie będą już powstrzymywać uchodźców przed przekraczaniem turecko-greckiej granicy. W efekcie na tereny przygraniczne przybyło kilka tysięcy osób, a Grecy po swojej stronie granicy rozstawili wojsko i patrole policyjne.

By zbadać, co faktycznie wydarzyło się 4 marca 2020 roku w pobliżu przejścia Kastanies, śledczy z Forensic Architecture, Bellingcat i Lighthouse Reports połączyli siły. Rok wcześniej Forensic Architecture udowodniła, że grecka straż graniczna - wbrew prawu - wywozi z powrotem na turecką stronę ludzi proszących o ochronę międzynarodową.

Śledczy zaczęli od pozyskania z sieci jak największej liczby filmów zarejestrowanych tamtego dnia w pobliżu przejścia Kastanies. Jest ono jednym z niewielu miejsc, gdzie granicę zamiast rzeki Ewros wyznacza 11 km płotu. Tureccy funkcjonariusze, by ułatwić uchodźcom przeprawę, wycinali w nim liczne dziury. Dlatego po greckiej stronie granicy na całej długości płotu rozmieszczono żołnierzy.

Ze stu filmów nagranych przez migrantów, lokalne i międzynarodowe media, a także kręconych z dronów śledczy do dalszej analizy wybrali 24 materiały. Umieścili je na wspólnej osi czasu: niektóre były transmitowane na żywo, znana była więc godzina ich rejestracji, czas innych ustalano między innymi na podstawie tych samych dźwięków strzałów z broni automatycznej. By precyzyjnie określić miejsca rejestracji poszczególnych materiałów, śledczy identyfikowali uchwycone na nagraniach cechy charakterystyczne terenu, takie jak drzewa, wieża telekomunikacyjna czy budynki straży widoczne w tle, a także określali stan wegetacji pól. Następnie porównywali je z pozyskanymi z sieci zdjęciami satelitarnymi. W efekcie powstał model 3D, dzięki któremu mogli prześledzić, co i gdzie działo się w ciągu feralnych 40 minut od postrzelenia pierwszej ofiary do odjazdu ambulansu z ostatnim rannym. 

Mężczyzna postrzelony o 10.33 zmarł w szpitalu. Był nim Muhammad Gulzar, Pakistańczyk, który od kilku lat pracował w Grecji. Przed dwoma miesiącami wrócił do Pakistanu, by się ożenić. 4 marca usiłował przekroczyć granicę ze świeżo poślubioną żoną. Kobieta przekazała śledczym filmy nakręcone dzień przed tragedią, dzięki czemu na podstawie ubrań mogli potwierdzić, że postrzelony mężczyzna to Muhammad Gulzar.

Każdy obywatel ziemi z dostępem do sieci może przyłapać Władimira Putina - i nie tylko jego - na kłamstwie (Fot. Shutterstock.com)

W akcie zgonu lekarze z tureckiego szpitala napisali, że mężczyzna zginął od kuli o średnicy 5,56 mm. Pytanie, z której strony granicy padł strzał? By na nie odpowiedzieć, śledczy porównali dwa filmy nakręcone w tym samym czasie po różnych stronach płotu. Na obydwu słychać tę samą serię strzałów. Agenci poprosili eksperta od dźwięku, by określił, czy można je przypisać strzałom z użyciem ostrej amunicji. Dwa następujące po sobie odgłosy charakteryzują użycie ostrej amunicji, rytm całej serii wskazuje na broń półautomatyczną, natomiast czas dzielący poszczególne dźwięki sugeruje, że strzelec znajdował się w odległości 40–60 m od nagrywającego – ocenił ekspert.

Na filmie zarejestrowanym po greckiej stronie słychać, jak funkcjonariusz prosi dziennikarzy o opuszczenie terenu. Głos zza kamery szepcze "oni w nich celowali!". Z kolei film kręcony przez uchodźcę po stronie tureckiej uchwycił widocznych zza płotu greckich żołnierzy z bronią. Jednocześnie na żadnym spośród stu filmów nie widać uzbrojonych funkcjonariuszy tureckich. Wnioski, jakie sformułowano w oddolnym śledztwie, brzmiały: 4 marca użyto ostrej amunicji. Greccy funkcjonariusze posiadali broń zdolną do wystrzelenia pocisków, które zabiły Muhammada Gulzara. Jest więc wysoce prawdopodobne, że mężczyzna zginął od kuli wystrzelonej po greckiej stronie granicy. By zidentyfikować tożsamość sprawców, konieczne jest podjęcie śledztwa przez greckie organy ścigania.

Do dziś ono nie ruszyło. Za to ofiar na grecko-tureckiej granicy przybyło. Z tym problemem często zmagają się agenci OSINT (Open Source Intelligence): choć ich kreatywność w wynajdywaniu metod łączenia poszczególnych części internetowej układanki pozwala stwierdzić pewne fakty, najczęściej nie wystarcza, by sformułować akt oskarżenia i pociągnąć do odpowiedzialności sprawców. Wówczas przyszłość zebranych przez nich dowodów zależy od woli rządzących. Dlatego na grecko-tureckiej granicy kot z zawieszonym na szyi dzwonkiem nadal jest wolny.

Musimy mówić tym samym językiem

Już pod koniec lutego przedstawiciele Międzynarodowego Trybunału Karnego ogłosili otwarcie śledztwa w sprawie popełnienia przez Rosję w Ukrainie zbrodni wojennych i zbrodni przeciwko ludzkości, co jeszcze bardziej zmobilizowało agentów białego wywiadu. Wojna w Ukrainie to nie pierwszy konflikt dokumentowany na tak ogromną skalę. Wolontariusze od dekady pracują nad materiałami rejestrującymi wojnę w Syrii. Na serwerach berlińskiego archiwum Mnemonic znajduje się kilka milionów cyfrowych zapisów.

"Gdyby chcieć odtworzyć te wszystkie nagrania, to obejrzenie ich trwałoby dłużej niż sama wojna w Syrii" – tłumaczy Hadi Al-Khatib, syryjski uchodźca i współtwórca archiwum, a także jeden z pierwszych współpracowników Bellingcat. Mnemonic stało się też platformą do archiwizowania konfliktów w Jemenie i Sudanie, a obecnie także w Ukrainie, bo każdy materiał oznaczony na mapie "Eyes on Russia" pinezką jest też zapisany na serwerach cyfrowego archiwum. A samozwańcza agencja wywiadowcza o zbieraniu dowodów wie już znacznie więcej. "Jeśli nie będziemy tych wszystkich materiałów na bieżąco kategoryzować, tagować i porządkować, to w przyszłości w tym oceanie informacji nie odnajdziemy dowodów, które akurat będą potrzebne" – wyjaśniał Eliot Higgins.

Kilka lat temu liczba organizacji i pojedynczych zapaleńców zajmujących się białym wywiadem zaczęła rosnąć. Alexa Koenig wraz z zespołem prawników z Centrum Praw Człowieka na Uniwersytecie w Berkeley dostrzegła w tym pospolitym ruszeniu szansę na zrewolucjonizowanie metod i narzędzi, jakimi dysponują prawnicy i prokuratorzy z Międzynarodowego Trybunału Karnego. W 2017 roku we Włoszech naukowcy z Berkeley zorganizowali międzynarodowy warsztat, na który zaprosili przedstawicieli MTK, śledczych z Bellingcat i innych organizacji specjalizujących się w białym wywiadzie oraz dziennikarzy. "Okazało się, że jesteśmy dość zagubieni i dopiero wspólnie musimy opracować język, którego będziemy używać, mówiąc o cyfrowych dowodach" – relacjonuje Alexa Koenig. "To, w jaki sposób ściągamy film z Youtube’a czy zdjęcie z Twittera, ma ogromne znaczenie dla tego, czy materiał zostanie dopuszczony jako dowód w sprawie. Dlatego ściągać należy nie sam film czy zdjęcie, nie mówiąc o zrzucie ekranu, ale cały kontekst: towarzyszący mu post, komentarze i dyskusje. W oczach sędziego taki kontekst zwiększy autentyczność samego materiału" – dodaje.

Pod koniec 2020 roku prawnicy z Centrum Praw Człowieka w Berkeley wydali specjalny protokół, w którym szczegółowo opisują, na co trzeba zwracać uwagę, by właściwie zebrać dowody.

Wolontariusze od dekady pracują nad materiałami rejestrującymi wojnę w Syrii (Fot. Shutterstock.com)

Przełomowy był dla agentów białego wywiadu 2017 rok: Międzynarodowy Trybunał Karny po raz pierwszy w historii wydał nakaz aresztowania na podstawie filmów publikowanych na Facebooku. Zarejestrowano na nich egzekucje wykonane osobiście przez libijskiego dowódcę Mahmouda Al-Werfalliego lub na jego rozkaz. Na filmach widać, jak Werfalli, ubrany w wojskowe spodnie i czarny T-shirt, podchodzi do klęczących na ziemi mężczyzn – ci mają związane ręce i zasłonięte opaskami oczy – i każdemu strzela w tył głowy. Filmy opublikowali w mediach społecznościowych zwolennicy Werfalliego, chwaląc się tym, jak siły libijskie likwidują dżihadystów. Śledczy z Bellingcat zdołali podać lokalizację trzech z siedmiu, które krążyły w sieci. Werfalliego najpierw aresztowano, a w konsekwencji społecznych protestów wypuszczono. Nie wiadomo, czy kiedykolwiek trafi przed międzynarodowy trybunał.

Czy kot z dzwonkiem na szyi trafi wreszcie za kratki?

"Śledztwa w sieci prowadzę od 10 lat, ale dopiero podczas wojny w Ukrainie mam poczucie, że wszystkie strony zaangażowane w zbieranie dowodów zbrodni są naprawdę dobrze do tego zadania przygotowane"mówił niedawno Higgins. – "W końcu chcemy pokazać zbrodniarzom, że mamy narzędzia, by w sposób niepodważalny udowodnić ich winę, a oni nie mają nad tym procesem żadnej kontroli".

Wspomniany wcześniej Bill Wiley nie podziela tego optymizmu. Jak mówił jeszcze w marcu: o sile materiału dowodowego w przyszłych aktach oskarżenia zdecydują dane pozyskane od rosyjskich żołnierzy, a jeszcze lepiej od ich dowódców, na przykład zdjęcia i wiadomości zapisane w ich smartfonach, laptopach, ukryte po kieszeniach rozkazy.

Zobacz wideo Cichanouska: Nie może być wolnej Białorusi bez wolnej Ukrainy

Na początku kwietnia agenci białego wywiadu po kilkudziesięciu godzinach przeczesywania rosyjskich mediów społecznościowych ogłosili, że za zbrodnie w Buczy odpowiada 64. Brygada Piechoty Zmechanizowanej na czele z dowódcą Azatbekiem Omurbekowem. To aż kilka tysięcy nazwisk. Żaden dowód, raczej pierwszy krok długiej wędrówki. Na początku maja ukraińscy dziennikarze z grupy slidstvo.info, zajmujący się śledztwami w sieci, na prośbę prokuratorów zidentyfikowali Siegrieja Kołoceja, dowódcę jednego z oddziałów stacjonujących w Buczy, który prawdopodobnie osobiście dokonał egzekucji na czterech cywilach. W identyfikacji pomógł film nagrany przez świadka egzekucji z okna budynku, a także opublikowane w sieci nagranie z białoruskiej siedziby firmy spedycyjnej. Widać na nim rosyjskich żołnierzy wysyłających skradzione z ukraińskich miast i wsi łupy. Jest wśród nich Kołocej. Do krewnych wysyła klapę od bagażnika samochodowego.

Dzwonek na kociej szyi już dźwięczy. Śledczy podążają jego tropem. Może kot sam się podłoży?

Więcej informacji z wojny w Ukrainie na stronie głównej Gazeta.pl

Magda Roszkowska. Dziennikarka i redaktorka. Zdobywczyni nagrody Grand Prix Festiwalu Wrażliwego w 2019 r. Jej teksty ukazują się też w Dużym Formacie Gazety Wyborczej