Ukraina
- Oni po prostu chcą uciekać - opowiada Władysław*, który mieszka w Perm pod Uralem. (fot. shutterstock.com)
- Oni po prostu chcą uciekać - opowiada Władysław*, który mieszka w Perm pod Uralem. (fot. shutterstock.com)

Jak teraz wygląda codzienność w pańskim mieście?

Na pozór nic się nie zmieniło. Gdy wyjdzie się na spacer, codzienne życie Rosjan wygląda tak samo. Ludzie chodzą do pracy, starają się funkcjonować jak przed inwazją. Jednak jak się pójdzie na zakupy, to już nie można powiedzieć, że nic się nie zmieniło. Bo zmieniły się ceny i to jest widoczne od razu. Wszystko zdrożało. Mogę podać przykład: czekolada, która jeszcze niedawno kosztowała 50 rubli, teraz kosztuje 60 rubli. Owoce i warzywa są prawie o półtora raza droższe niż wcześniej. Pomidorki cherry, za które płaciło się 200 rubli, teraz widzę, że są po 300, nawet po 350 rubli.

Jedzenie drożeje, ale jest go wystarczająco dużo?

Żadnej paniki czy gromadzenia zapasów na razie nie zauważyłem. W tej części Rosji, w której mieszkam, nie brakuje żywności. Właściwie na każdym kroku jest jakiś sklep spożywczy. Jeżeli Rosjanin musiałby iść po jedzenie dłużej niż pięć minut, to byłoby to dla niego już za daleko. Inna sprawa, że dziś do sklepów chodzi o połowę mniej Rosjan niż jeszcze przed pandemią, nie ma w nich kolejek. Wszystko dlatego, że podczas pandemii młodzi przyzwyczaili się do korzystania z aplikacji, dzięki którym możesz siedzieć w domu i zamawiać jedzenie przez internet. To się u nas nazywa dostawka. Jedzenie jest dostarczane pod drzwi w 10–15 minut od złożenia zamówienia, oczywiście w wielkich miastach. A Perm to miasto ponadmilionowe.

Czy do bankomatów ustawiają się kolejki? Moja rozmówczyni z Moskwy mówiła mi, że tam były problemy z wypłacaniem pieniędzy.

Tu kolejki pojawiały się tylko w dniu, kiedy została ogłoszona decyzja państwa o początku wojny, która zresztą przez rządowe media nie jest nazywana wojną. A potem sytuacja się uspokoiła. Ale myślę, że w ciągu najbliższych dni to się może zmienić.

Tym, co już się zmieniło, jest nastrój Rosjan. Wszyscy mają poważne, smutne twarze. Dosłownie wszyscy. Ludzie na świecie myślą, że my tutaj w Rosji wspieramy to, co się dzieje. Otóż chcę powiedzieć, że wcale tak nie jest.

'Jeżeli Rosjanin musiałby iść po jedzenie dłużej niż pięć minut, to byłoby to dla niego już za daleko' (fot. shutterstock.com)

To znaczy?

Większość Rosjan ma po prostu depresję. To jest taka stuprocentowa zbiorowa apatia. To jest niechęć do robienia czegokolwiek, nawet w najbardziej ważnych sprawach. Po pracy ludzie siedzą w domach. Dużo palą, piją dużo kawy. Jest w tym wszystkim i załamanie, i przerażenie. Zastanawiają się, co będzie dalej, ale prawda jest taka, że nie wiadomo, co się wydarzy. Jestem przekonany, że jak już ten cały koszmar się skończy – przecież niezależnie od tego, ile będzie trwać, kiedyś wszystko się kończy – ten kraj będzie potrzebował dobrego psychoterapeuty.

Jak pan planuje swoje życie? Co – z pańskiej perspektywy – będzie dalej?

Ja na pewno zrobię wszystko, co ode mnie zależy, żeby stąd wyjechać.

Wiele osób ma taki zamiar?

Wydaje mi się, że myśli tak mały procent rosyjskiego społeczeństwa, głównie aktywni, młodzi ludzie. Wielu Rosjan tutaj zostanie nie dlatego, że wspierają Putina, ale dlatego, że nie wiedzą, gdzie mogliby pojechać. Są też tacy, którzy boją się ruszyć z Rosji, bo są przekonani, że w każdym innym kraju będą źle traktowani, że świat ich nienawidzi. Boją się rusofobii. I na tym właśnie polega nasza tragedia. Nie możemy nic zrobić, żeby powstrzymać Rosję od ataków na Ukrainę, źle się czujemy w tym kraju, a zarazem nie możemy masowo wyjechać, bo na Zachodzie też nie będzie nam się dobrze żyło.

Zachodnie, niezależne media piszą, że to my, Rosjanie, jesteśmy przyczyną tragedii, która dzieje się w Ukrainie. Że można było jej uniknąć. Chciałbym powiedzieć, że to jest wspólna tragedia narodu rosyjskiego i narodu ukraińskiego, bo co najmniej 30 proc. Rosjan ma krewnych w Ukrainie. A może nawet i więcej. W moim otoczeniu prawie każdy ma kogoś w Ukrainie. Boli nas myśl, że giną tam ludzie, giną nasi bliscy.

'Większość Rosjan ma po prostu depresję. To jest taka stuprocentowa zbiorowa apatia' (fot. shutterstock.com)

Co Rosjanie mówią między sobą o tej wojnie?

Młodzi wiedzą, że przekaz w telewizji państwowej to rządowa propaganda. Ja jej nie oglądam, na całe szczęście mamy internet, dzięki któremu wiem, co naprawdę się dzieje. Rano czytam rosyjskie wiadomości, potem ukraińskie, porównuję je i tworzę sobie obraz wydarzeń. Ale starsi czerpią wiedzę z państwowych mediów, a w nich wszędzie jest propaganda.

Wielu Rosjan w ogóle teraz nie wie, w co mają wierzyć. Zastanawiają się, co się dzieje naprawdę. Nie rozumieją tej wojny, nie rozumieją polityki Putina. Są całkowicie zagubieni.

Wie pani, to jest taki stan, w którym nie do końca człowiek wie, co jest rzeczywistością. Nic nie rozumiesz. Myślisz, że to noc, a okazuje się, że to jest dzień. Myślisz, że to jest dzień, a ten jednak okazuje się nocą. Lato okazuje się zimą, a zima okazuje się latem. Na koniec jednak orientujesz się, że tak w ogóle to jest jesień. Wszystko jest po prostu takie psychodeliczne.

Inaczej nie mogę opisać tego, co siedzi teraz w nas, Rosjanach. To czas przerażającego mroku.

Jak pan sobie radzi w tej trudnej sytuacji?

Dobre pytanie. Pracuję jako korepetytor języka rosyjskiego. Przez ostatnie lata byłem dziennikarzem, ale niedawno odszedłem z tej pracy i zająłem się nauczaniem. Efekt jest taki, że pracuję głównie w domu i myślę, że to pogłębia mój depresyjny stan, czuję się źle psychicznie. Jestem kompletnie sam, co chwila sprawdzam internet i czytam niepokojące wiadomości. W redakcji miałem kolegów, z którymi mogłem porozmawiać czy gdzieś wyjść. Brakuje mi ich.

Kiedy chcę się zrelaksować i odpocząć, chodzę tańczyć. Ale wybrałem bardzo, bardzo nieoczywisty taniec. Balet klasyczny. Dlaczego balet? A dlatego, że to jest moim zdaniem najlepszy sposób, by utrzymać ciało w dobrej formie. Balet daje mi też takie mocne zmęczenie fizyczne, jakiego potrzebuję. Jestem po tych zajęciach tak spocony, że mam wrażenie, że fruwałem, i to mi pomaga.

Żeby się zrelaksować, słucham też muzyki. Bardzo lubię muzykę elektroniczną, taki chillout. No i mam kota. Wielkiego czarnego kota – niczym wróżka albo jasnowidz. Lubię go głaskać, a on lubi, gdy ja go głaszczę, i jest bardzo przymilny. Ten kot jest trochę jak moje dziecko, zawsze jesteśmy razem.

Zobacz wideo Antywojenne protesty w Rosji. Sprzeciwiający się reżimowi narażają się na surowe kary

A kontakty z ludźmi?

Doradzam na przykład moim przyjaciołom, którzy też chcą stąd wyjechać. A nawet myślę, że słowo "wyjechać" nie jest w tej sytuacji odpowiednie. Oni po prostu chcą uciekać. No więc ja im mówię, dokąd mogą pojechać, co zrobić, zanim ruszą w drogę. Tym, którzy mają zwierzęta, przypominam, że trzeba iść do weterynarza i zrobić szczepienie. A potem jeszcze do weterynarza państwowego, żeby dostać odpowiednie zaświadczenie. Gdy pomagam innym, moje depresyjne stany znikają. Co nie oznacza, że cudownie pozbywam się w ten sposób swoich problemów.

Mieszkam blisko rzeki, więc chodzę na spacery, patrzę na wodę i to mnie relaksuje. I oczywiście rozmawiam z ludźmi o tym, co się dzieje. Kiedy widzisz, że to nie jest tylko twój osobisty problem, że ludzie mają podobne obawy, czujesz się lepiej. Rozumiesz, że nie jesteś sam. Że tak jak wszyscy próbujesz się odnaleźć.

Pan jednak zamierza się odnaleźć poza Rosją.

Tak, planuję wyjazd do Polski. Wszyscy myślą, że to przez wojnę, ale mój wyjazd wcale nie jest z nią związany. Emigrację do Polski planowałem jeszcze dwa lata temu, ale zrezygnowałem. Moje rodzinne życie wywróciło się do góry nogami.

'Wielu Rosjan w ogóle teraz nie wie, w co mają wierzyć. Zastanawiają się, co się dzieje naprawdę. Nie rozumieją tej wojny, nie rozumieją polityki Putina. Są całkowicie zagubieni'. (fot. shutterstock.com)

Co się stało?

Dwa lata temu nieoczekiwanie zmarli moi rodzice. Najpierw odszedł ojciec. Okazało się, że chorował na serce, ale nie wiedziałem o tym, bo on zawsze mówił, że wszystko jest w porządku. Potem zmarła moja mama. Pozornie też była zdrowa, a potem okazało się, że jest chora na raka. Zostałem sam.

Po śmierci rodziców wpadłem w depresję, ale niedawno z niej wyszedłem i zacząłem na nowo myśleć o podróży do Polski. No i w tym roku uznałem, że wreszcie nadszedł odpowiedni moment. 22 lutego postanowiłem, że kupuję bilety, a 24 lutego zaczęła się wojna. To wygląda trochę jak w książce, ale to prawda.

Więcej informacji z wojny w Ukrainie na stronie głównej Gazeta.pl

Dlaczego Polska?

Wybrałem wasz kraj, bo moja babcia miała polskie korzenie i ja w pewnym sensie czuję się związany z Polską. Babcia i prababcia zostały po II wojnie zesłane na Syberię, do miasta Omsk. Ale razem z grupą Polaków udało im się stamtąd uciec. Ktoś im powiedział, że na południu Rosji wiadro jabłek kosztuje tyle, ile na Syberii kosztował wtedy kilogram. Wsiedli więc całą grupą w pociąg i przyjechali na południe Rosji. Niestety, nie mieli możliwości powrotu do Polski, ale cieszyli się, że uciekli z Syberii i że mają co jeść.

Znam tę historię z rodzinnych opowieści. Nigdy o niej nie zapomniałem.

Wierzę, że i panu uda się wyjechać.

Parę dni temu rozmawiałem w polskiej ambasadzie z konsulem. Powiedziałem, że chcę zamieszkać w kraju, do którego pragnęła wrócić moja rodzina, ale okazało się to niemożliwe. Tak, to nie był ich wybór. Dlatego teraz jedyną najważniejszą dla mnie powinnością jest znaleźć się tam, gdzie chciała być moja rodzina. Może to brzmieć dziwnie, ale dla mnie to zupełnie naturalne. Znam już w jakimś stopniu język polski, więc wierzę, że sobie poradzę. Czy mi się uda? Ludzie w Rosji mówią, że będzie, co ma być.

*Władysław prosił, żeby nie podawać jego nazwiska. „Póki co wciąż tu mieszkam".

Władysław. Jest Rosjaninem, mieszka w Perm. Ma 27 lat.

Angelika Swoboda. Dziennikarka Weekend.Gazeta.pl. Specjalizuje się w niebanalnych rozmowach z odważnymi ludźmi. Pasjonatka kawy, słoni i klasycznych samochodów.

Pomoc dla Ukrainy

Rosja dokonała inwazji na Ukrainę. Sytuacja jest bardzo trudna do przewidzenia i zmienia się szybko. Jedno jest jasne - mieszkańcy Ukrainy jak nigdy potrzebują pomocy w różnych formach. Dlatego Gazeta.pl wspólnie z Polskim Centrum Pomocy Międzynarodowej pracuje nad zapewnieniem pomocy humanitarnej.

Sprawdź, jak możesz pomóc