Ukraina
Narmina Akhmedli i Denis Kiryanov (Fot. Archiwum prywatne)
Narmina Akhmedli i Denis Kiryanov (Fot. Archiwum prywatne)

Kiedy i jak zaczęła się wasza historia miłosna?

Narmina: Poznaliśmy się w sierpniu 2020 roku. Po raz pierwszy zobaczyliśmy się w samym centrum Warszawy. 

Denis: Zadzwonił do mnie kolega i zaproponował spacer. Bardzo mi się nie chciało wychodzić z domu, ale mnie namówił. Poszliśmy do gruzińskiej restauracji, usiedliśmy w ogródku. A tam była ona. Długo ją obserwowałem, aż w końcu podszedłem i zapytałem, czy moglibyśmy się umówić. Poprosiłem ją o numer telefonu. Nie chciała mi go dać.

Najnowsze wiadomości, poruszające historie, ciekawi ludzie - to wszystko znajdziesz na Gazeta.pl

Dlaczego?

Narmina: No dlaczego? (śmiech) Kolejny facet, który mnie o to prosi. Lubiłam sama chodzić do restauracji, żeby zjeść coś dobrego, i bardzo często obcy mężczyźni usiłowali się ze mną umawiać. 

Denis: Zgodziła się tylko z jednego powodu – że po rosyjsku zapytałem: "Czy zechce pani dać mi swój numer telefonu?". Nie ty, ale pani. A to jest forma okazania kobiecie szacunku. Dzięki temu spotkaliśmy się raz, potem drugi i kolejny i skończyło się to tak. (Denis pokazuje obrączkę).

Narmina i Denis pobrali się w Moskwie (Fot. Archiwum prywatne)

Nie tak szybko! Narmina, w jakich cechach swojego męża się zakochałaś?

Narmina: My jesteśmy do siebie tacy podobni! Lubimy tę samą muzykę, te same filmy. Natomiast to, co mnie w Denisie urzekło, to jego determinacja w osiąganiu tego, czego pragnie. Zobaczyłam, że jest dojrzałym facetem, który wie, czego chce, i dąży do tego. Spodobało mi się to.

A pragnął ciebie.

Narmina: Definitywnie! Widziałam to w jego oczach. Patrzył na mnie jak orzeł. 

Denis: Od samego początku uwielbiałem jej słuchać. To jest najważniejsza rzecz. Zakochałem się w tym, jak bardzo jest mądra. To, że jest piękna, sympatyczna, to oczywiście bardzo ważne. Ale ona jest taka mądra!

Narmina: Oboje jesteśmy ludźmi o otwartych umysłach i to jest kluczowe. Jesteśmy otwarci na świat. Oboje też zawsze mówimy to, co myślimy. Nie jesteśmy typami dyplomatów. O nie. Jeśli coś czujemy, wyrażamy to.

Kiedy się zaręczyliście?

Denis: Przez covid nie mogliśmy pojechać do romantycznego miejsca, takiego na przykład jak Paryż, więc zabrałem Narminę do Zakopanego. Był kwiecień, ale na Kasprowym Wierchu leżał jeszcze śnieg, a jednocześnie świeciło słońce. To absolutnie idealny dzień, żeby poprosić kobietę życia o rękę. 

Narmina: Wjechaliśmy na Kasprowy Wierch kolejką, po czym chodziliśmy od jednego szczytu do drugiego. 

Denis: Bo chciałem, żebyśmy mieli jakąś prywatność, a za nami ciągle szli ludzie! 

Narmina: W końcu mu powiedziałam, że mam tego dosyć i jestem zmęczona.

Denis: Wtedy uklęknąłem i poprosiłem ją o rękę. 

Narmina: Byłam w szoku. Naprawdę się tego nie spodziewałam. Powiedziałam po prostu: "OK. Wyjdę za ciebie". 

Gdzie wzięliście ślub?

Narmina: W Moskwie. Moi rodzice pochodzą z Azerbejdżanu, natomiast wszyscy mamy rosyjskie obywatelstwo, a ja się w Moskwie urodziłam. 

Denis: Ja pochodzę z Doniecka, który od 2014 roku jest przez Rosję okupowany. Nasi rodzice nigdy się wcześniej nie spotkali, tak że – nie ma co ukrywać – to był dla nas stres. Ale wszystko potoczyło się dobrze. Było chyba tak jak na każdym ślubie i weselu: my mieliśmy stres, a goście świetnie się bawili. 

Czy to, że jesteś Rosjanką, a ty Ukraińcem, miało dla waszych rodzin znaczenie? Czy któreś z was usłyszało od mamy, taty czy babci "dobrą radę" w stylu: dziecko kochane, najlepiej jest się wiązać "ze swoimi"?

Denis: Nie. To nie odgrywało żadnej roli.

Narmina: Dla moich rodziców najważniejsze było, że Denis ma wyższe wykształcenie! Mój tata jest matematykiem, więc to jest dla niego ogromnie ważne. 

Narmina: 'Oboje jesteśmy ludźmi o otwartych umysłach i to jest kluczowe. Jesteśmy otwarci na świat' (Fot. Archiwum prywatne)

A czy w waszym domu ważna była polityka? 

Narmina: Ogromnie! Przecież powodem, dla którego w 2015 roku zdecydowałam się wyjechać z mojego ukochanego rodzinnego miasta, z Moskwy, było zabójstwo Borysa Niemcowa. Byłam zaangażowana w działalność opozycyjną, a po tamtym tragicznym wydarzeniu zrozumiałam, że nie mogę dłużej mieszkać w Rosji. To był wybór moralny. 

Denis: W naszym domu o polityce rozmawia się przez cały czas. 

Kilka dni temu wywiadu udzieliła mi Marina Hulia, Rosjanka odznaczona między innymi Nagrodą im. Ireny Sendlerowej. Powiedziała, że nie wierzyła w wybuch wojny, ponieważ uważała, że Putin nie jest szaleńcem. A teraz uważa, że jest.

Narmina i Denis: Jest!

Jak się dowiedzieliście o wybuchu wojny?

Narmina: Z internetu. Na rosyjskich stronach przeczytałam wieczorem, że Władimir Putin postanowił wysłać "pokojowe wojska", by oswobodzić Ukrainę. Nie mogłam w to uwierzyć. W sieci pojawia się teraz wiele fake newsów, ale sprawdziłam te informacje w innych źródłach i potwierdziły się. Nie spałam całą noc, ale nie chciałam budzić Denisa. On dowiedział się dopiero 24 lutego. Rano. Płakałam.

Denis: Ja nie. Byłem zszokowany, ale wie pani, moja rodzina pochodzi z Doniecka i tam wojna trwa już od ośmiu lat. Przez ten czas systematycznie dochodziło do bombardowań. Media o tym nie informowały, a to się działo. 

W pewnym momencie świat przestał o tym mówić. W 2014, 2015 roku światowe media informowały o wojnie w Ukrainie, ale potem to się stało sytuacją faktyczną.

Denis: Dokładnie. Natomiast to, co się wydarzyło 24 lutego, było dla nas szokiem. Oboje myśleliśmy, że Putin będzie chciał dokończyć aneksję Doniecka i Ługańska. Myśleliśmy, że scenariusz będzie dokładnie taki sam jak w 2008 roku z Abchazją w Gruzji. Nikt nie oczekiwał, że to będzie wojna w całej Ukrainie! 

Wojna w całej rozciągłości, ze wszystkimi tragicznymi konsekwencjami. Z bombardowaniami osiedli mieszkalnych.

Denis: Na początku byłem zszokowany, potem czułem strach, a na końcu złość. 

Narmina: Ja wciąż jestem w absolutnym szoku. Brakuje mi słów. 

Narmina, czy ty się spotykałaś z ostracyzmem w związku z tym, że jesteś Rosjanką? Na przykład w pracy?

Narmina: Nie. Absolutnie. Oni wiedzą, kim jestem. Wiedzą, że moje serce również krwawi. 

Denis: Jednak Narmina czuje wstyd. Rozmawiamy o tym, próbuję jej tłumaczyć, że nie jest temu absolutnie winna, ale ona jednak to czuje.

Narmina: No oczywiście, że się wstydzę! Jak mogłabym się nie wstydzić, skoro rząd mojego kraju ogłasza swoim obywatelom, że prowadzi specjalną akcję wojskową przeciwko "ukraińskim nazistom"! No przecież to jest oczywiste, że na Ukrainie nie ma żadnych nazistów, a Rosja nikogo nie wyzwala! 

Borys Niemcow, jeden z glownych przywodcow demokratycznej opozycji, został zastrzelony 28 lutego 2015 roku (Fot. Alexander Popov / Agencja Wyborcza.pl)

Nie wybrałaś Władimira Putina na prezydenta. Byłaś zaangażowana w działalność opozycyjną. Nie ponosisz winy za to, co się dzieje. 

Narmina: A jednak na koniec dnia odpowiedzialność za napaść na Ukrainę spadnie na wszystkich rosyjskich obywateli. Również na mnie. Wszyscy będziemy za to odpowiedzialni. 

Denis: Narmina przekazała bardzo dużo pieniędzy na pomoc humanitarną dla ofiar wojny. Na Facebooku publikuje posty, w których pisze, co się naprawdę dzieje. To wymaga odwagi. Moja żona nie pozostaje bierna wobec tego, co się dzieje. 

Przed naszą rozmową myślałam, że będę pytała, jak ty, Narmina, pocieszasz swojego męża, ale najpierw zapytam: jak ty pocieszasz ją?

Denis: Ciągle jej powtarzam, że w tym nie ma jej winy. Najmniejszej. Ale ona i tak czuje się winna.

Narmina: Serce mi krwawi. Szczerze kocham Rosję! Jestem patriotką! I z głębi serca sprzeciwiam się tej wojnie. 

Denis: Przecież my wspólnie oglądamy relacje z tej wojny. Widać bombardowane miasta, strzelających żołnierzy. Na ulicach leżą martwi ludzie. I te materiały filmowe są opatrzone napisem, że to Rosjanie. To Rosjanie zabijają. Pojawiają się komentarze, że Ukraińcy nigdy tego Rosjanom nie zapomną. Ale proszę też zobaczyć: Czeczeńcy proszą, żeby nie pisać, że to oni najeżdżają teraz na Ukrainę. Tylko "kadyrowcy". 

Marina Hulia również mówiła, że to nie Rosja. To Putin. Absolutnie rozumiem, o czym mówisz. Chodzi o to, by w zbiorowej wyobraźni, w zbiorowej pamięci nie utożsamiać tej tragedii z całym narodem. 

Denis: Tak samo jest z Białorusią. Oni też proszą, żebyśmy pamiętali, że to nie jest "białoruskie wojsko", tylko "wojsko Łukaszenki". 

Białorusini od półtora roku przeżywają swój dramat. Mnóstwo ludzi siedzi w więzieniu, po tym jak sprzeciwiło się nieuczciwym wyborom. Denis, czy twoja rodzina przyjedzie do Polski?

Denis: Moja ciocia, kuzyn z żoną i ich malutka córka właśnie podjęli decyzję o wyjeździe. Ale mam tam też dwie babcie. I one nie zamierzają wyjechać. Mój młodszy kuzyn właśnie się zaciągnął do wojska. Starszy pilnuje dobytku, ponieważ pojawili się już tacy ludzie…

Narmina: Jakim słowem ich nazwać? Tacy, którzy w tej wojennej sytuacji okradają innych.

Denis: Kradną jedzenie. Deficyt żywności jest już teraz ogromny i tacy ludzie potrafią wejść do cudzego domu z bronią i kraść. Więc spadają bomby, a mój starszy kuzyn siedzi przed domem i go pilnuje.

A mama i tata?

Denis: Przed chwilą z nimi rozmawiałem. Było bombardowanie. Budynki, które stoją blisko naszego domu, zostały trafione. Po tych ośmiu latach wydawałoby się, że moja rodzina jest już do tego przyzwyczajona, ale tata mówił, że nocami jego siostra przysyłała mu SMS-y, w których się z nim żegnała. Pisała: "Kocham cię. To może być ostatnia wiadomość ode mnie". Ciocia mieszka niedaleko Kijowa, a tam są straszne bombardowania. To właśnie ona i jej rodzina podjęli decyzję o wyjeździe z kraju. 

Część mieszkających w Polsce Ukraińców zdecydowała się wrócić do kraju i wstąpić do armii. Czy wy o tym rozmawiacie?

Denis: Szczerze mówiąc, te myśli cały czas krążą mi po głowie. Wydaje mi się, że każdy ukraiński chłopak teraz to przeżywa. Rozważa. 

Barykady na obrzeżach Kijowa. Szósty dzień inwazji (Fot. Jędrzej Nowicki / Agencja Wyborcza.pl)

Nawet nie potrafię sobie wyobrazić, jak się czuje człowiek, który taką decyzję musi podjąć. Mam 39 lat i przez całe swoje życie miałam przekonanie, że czasy, kiedy Europejczycy podejmowali decyzję o narażaniu własnego życia za ojczyznę, minęły w 1945 roku.

Narmina i Denis: Dokładnie tak.

Co się będzie działo w kolejnych dniach, tygodniach, miesiącach? Niektórzy prognozują, że Putin zaatakuje kolejne kraje.

Narmina: Ja naprawdę nie wiem, co będzie. Jeszcze tydzień temu nie uwierzyłabym w tę katastrofę, która się teraz dzieje. Dziś się po prostu boję. 

Denis: Chciałbym wierzyć w najlepsze scenariusze. Szwajcaria zawsze była krajem neutralnym. Nigdy nie zaangażowała się w żaden konflikt zbrojny, natomiast teraz zaczyna wspierać Ukrainę. Pomaga nam Australia! Oczywiście tej pomocy międzynarodowej wciąż jest za mało. Ja rozumiem, dlaczego NATO nie decyduje się na wejście do Ukrainy. To by była wojna totalna. Z Ukrainy nic by nie zostało. 

Narmina: To by oznaczało trzecią wojnę światową. Pomiędzy mocarstwami nuklearnymi.

Wszyscy się dziś bardzo boimy przyszłości. A ja chcę wam powiedzieć, że ogromnie was podziwiam. Widzę i słyszę wasze cierpienie, ale jednocześnie zachowujecie godne podziwu opanowanie. Bardzo wam też współczuję tej sytuacji.

Denis: My jesteśmy bezpieczni w Polsce! Możemy się położyć spać bez lęku. Mamy co jeść. Możemy pójść na spacer w słońcu. Nam niczego nie brakuje. 

Narmina: A jest mnóstwo Ukraińców, którzy teraz uciekają i potrzebują pomocy.

Zobacz wideo Antywojenne protesty w Rosji. Sprzeciwiający się reżimowi narażają się na surowe kary

To jasne. Ja wam współczuję tego, co przeżywacie. Współczuję ci, Narmina, poczucia winy, a tobie, Denis, walki, która się teraz rozgrywa w twojej głowie: czy nie powinieneś pójść na tę wojnę.

Denis: Kiedy oglądam zdjęcia malutkich dzieci z Charkowa, które śpią w piwnicach... Kiedy czytam, że ludziom brakuje jedzenia, leków… To, co ja teraz przeżywam, to jest nic w porównaniu z ich sytuacją.

Narmina: 24 lutego poszłam na antywojenny protest pod rosyjską ambasadę. Ludzie się cieszyli z informacji o rosyjskich stratach. I ja to rozumiałam. Ale jednocześnie łzy napływały mi do oczu. Dla mnie to jest absolutny horror, kiedy myślę o tym, że umierają Ukraińcy oraz że umierają Rosjanie. Że młodzi chłopcy pojechali na wojnę i tam giną. To jest dla mnie tragedia i chcę wyraźnie powiedzieć, że jestem obywatelką Rosji, kocham mój kraj i to się nie dzieje w moim imieniu. Nie potrafię objąć tego umysłem, że 18–19-letni chłopcy zostali wysłani na Ukrainę, żeby tam bezsensownie umierać. Nie jestem w swoich odczuciach odosobniona. Rosjanie wychodzą na ulice, by protestować przeciwko wojnie. 

Za co trafiają do więzienia. 

Narmina: Już w tym momencie milion osób podpisało się pod antywojennym apelem do Władimira Putina i całego rządu. To są nauczyciele, lekarze, architekci. Mnóstwo ludzi! Ta wojna nie dzieje się w imieniu obywateli Rosji!

Denis: Widziałem filmik, jak ukraińscy żołnierze wzięli do niewoli Rosjan. To są 18-letnie chłopaki. Każdy z nich myślał, że jedzie na ćwiczenia wojskowe. Tak im mówiono. To jest najstraszniejsze. Zostali oszukani. Ci młodzi chłopcy nie podjęli tej decyzji świadomie. Oni nie chcieli jechać do Ukrainy i zabijać ludzi.

A ja słyszałam, że część rosyjskich jeńców mówi tylko: "Chcę do mamy". W traumatycznych sytuacjach większość ludzi tak reaguje. Wszyscy sobie życzymy, żeby ta wojna się skończyła. Bardzo wam dziękuję za tę rozmowę. 

Narmina: Dla nas ona też była bardzo ważna. To ma dla mnie bardzo duże znaczenie, że mogę w polskich mediach powiedzieć o tym, że prawdziwi patrioci, którzy kochają Rosję, są tej wojnie przeciwni i zrozpaczeni tym, co się dzieje. My płaczemy i prosimy rząd, by zaprzestał tej tragedii.

Najnowsze wiadomości, poruszające historie, ciekawi ludzie - to wszystko znajdziesz na Gazeta.pl

* W tym tekście piszemy "w Ukrainie" zamiast wyrażenia "na Ukrainie", do którego jesteśmy przyzwyczajeni. Od lat trwa debata, która forma jest odpowiedniejsza i niesie większy ładunek szacunku dla narodów (skoro mówimy "we Francji", "w Szwajcarii", czemu mówić "na Słowacji" czy "na Ukrainie"?). Część językoznawców podkreśla, że użycie "w" nie jest językowo niepoprawne izależy w zasadzie od woli mówiącego czy piszącego.

Anna Kalita. Absolwentka politologii na Uniwersytecie Wrocławskim, dziennikarka. Współpracowała m.in. z "Gazetą Wyborczą" Wrocław, "Dziennikiem Polska–Europa–Świat" i "Dziennikiem Gazetą Prawną" oraz "UWAGĄ!" TVN. W 2016 r. nominowana do Grand Press w kategorii dziennikarstwo śledcze za materiał "Tu nie ma sprawiedliwości" o krzywdzie chorych na alzheimera podopiecznych domu opieki, a w 2019 r. do Nagrody im. Teresy Torańskiej za teksty o handlu noworodkami w PRL. Kontakt do autorki: anna.kalita@agora.pl.

Pomoc dla Ukrainy

Rosja dokonała inwazji na Ukrainę. Sytuacja jest bardzo trudna do przewidzenia i zmienia się szybko. Jedno jest jasne - mieszkańcy Ukrainy jak nigdy potrzebują pomocy w różnych formach. Dlatego Gazeta.pl wspólnie z Polskim Centrum Pomocy Międzynarodowej pracuje nad zapewnieniem pomocy humanitarnej.

Sprawdź, jak możesz pomóc