Ukraina
Tomasz (po prawej) z Rusłanem z Ukrainy (materiały archiwalne)
Tomasz (po prawej) z Rusłanem z Ukrainy (materiały archiwalne)

Gdy w nocy z 23 na 24 lutego dotarła do Polski informacja, że w Ukrainie wybuchła wojna, wielu Polaków od razu wyszło z inicjatywą pomocy uciekającym z Ukrainy uchodźcom. Ludzie oferują pokoje w swoich mieszkaniach, domy, lokale, którymi dysponują. Organizacje pomocowe, takie jak Fundacja Ocalenie, Salam Lab, Homo Faber, Centrum Białoruskiej Solidarności tworzą listy osób chętnych przyjąć pod swój dach potrzebujących. W miastach w Polsce prowadzone są zbiórki rzeczy dla Ukraińców.

W grupach na Facebooku - na przykład Gość w dom, Pomoc dla Ukrainy, Ukraińcy w Polsce, Rodziny bez granic - Polacy informują, gdzie mieszkają i ile osób mogą przyjąć. Wiele osób oferuje transport dla Ukraińców przekraczających polsko-ukraińską granicę. Są nawet tacy, którzy chcą jechać z pomocą do Ukrainy, by zorganizować konwój.

Najnowsze wiadomości, poruszające historie, ciekawi ludzie - to wszystko znajdziesz na Gazeta.pl

Bez względu na wszystko

Jedną z takich osób jest Łukasz, ojciec dwójki dzieci. Postanowił jechać do Lwowa po Ukraińców, którzy nie mogą się wydostać z kraju. Gdy ze mną rozmawia, łamie mu się głos. Mówię, że podziwiam go za odwagę i chęć pomocy.

Zbiórka rzeczy w Warszawie (MF) , (MF)

Nie ma co podziwiać, trzeba wsiadać w samochód i jechać – odpowiada i dodaje: – Jak oglądam wiadomości, to aż serducho mnie boli. Co chwilę odbieram telefon od kogoś, kto ma rodzinę w Ukrainie, że prosi o transport – matki, ojca, dzieci. Tam są ludzie starsi, bez samochodów, bez prawa jazdy. Albo nie mają gdzie kupić paliwa. Jedna matka opowiadała mi, że nie może pojechać po swoje dzieci do Kijowa, więc one do Lwowa idą piechotą. Nie można przejść obojętnie wobec takich historii.

Mówi, że skoro władzom UE brak odwagi, żeby pomagać, to zwykli ludzie muszą to zrobić. – Jak pojedziemy w 20, 50 osób, to możemy zebrać masę ludzi. Do Lwowa od granicy jest tylko 70 km! Chcę, żeby moje dzieci wiedziały, że w chwili próby tata był w stanie zrobić co trzeba – przekonuje.

Łukasz zdaje sobie sprawę z tego, że Polska i Ukraina mają trudną wspólną historię. – Wiele osób w Polsce ma w swojej rodzinie kogoś, kto zginął na Wołyniu, ale trzeba ten wołyński grób zasypać i pokazać, że mimo animozji potrafimy pomagać. Na tyle, na ile jesteśmy w stanie. Musimy dawać Europie przykład, bo zaraz to my możemy być tymi, którzy będą potrzebować pomocy – stwierdza.

Do Łukasza odezwało się około 40 osób z chęcią podłączenia się pod konwój. – Nie wiem, jakie są możliwości przedostania się w tej chwili do Ukrainy, ale jedziemy, bez względu na wszystko.

Przejście graniczne między Polską a Ukrainą (Patryk Ogorzałek/ Agencja Gazeta)

Wyruszyli w sobotę o 6:45 z Olsztyna w trzy samochody. Jak mówi Łukasz, pozostali działają na własną rękę. – Zobaczymy, co się będzie działo na granicy, czy nas wpuszczą do Ukrainy, granice podobno raz otwierają, raz zamykają – wyjaśnia.

Nawet nie chcieli jeść

Tomasz od 10 lat mieszka w miejscowości Dieburg, 40 km od Frankfurtu nad Menem. Gdy wybuchła wojna, opublikował ogłoszenie na Facebooku, że może przyjąć uchodźców. Przyjął już do siebie dwóch Ukraińców - Rusłana i Witalija, którzy chcieli wrócić z pracy za granicą do Ukrainy.

Żona jednego z nich, która przebywała wtedy w kraju, ostrzegała ich, żeby pod żadnym pozorem nie wjeżdżali na teren kraju, bo zaczęła się wojna i prawdopodobnie wezmą ich do wojska. "Nie przyjeżdżaj, Ruscy nie będą strzelać do kobiet i dzieci, więcej zrobisz, jak będziesz w Polsce albo w Niemczech" – powiedziała mu – opowiada Tomasz.

Wczoraj mężczyźni dotarli pod Frankfurt nad Menem. – Nad biurem mam pusty lokal, tam ich zakwaterowałem. Jak przyjechali w czwartek wieczorem, włączyli telewizor i cały wieczór śledzili, co dzieje się w Ukrainie, kontaktowali się ze swoją rodziną. Nawet nie chcieli jeść. Jeden z nich ma dwóch synów, drugi córkę, która już wyszła za mąż, córkę 9-letnią i synka z zespołem Downa. Plan jest taki, żeby ściągnąć ich wszystkich do nas – opowiada Tomasz.

Tomasz mówi, że mężczyźni nie chcą iść do wojska, nie chcą walczyć, chcą być jak najdalej od Ukrainy. – Są umęczeni tym, co się od lat dzieje w ich kraju, każdy prezydent kradł, samochodu nie mogą kupić, bo ceny są zaporowe. Auto, które w Niemczech kosztuje 1000 euro, tam kosztuje 10 tys. euro – Tomasz wylicza ich argumenty. – Jeśli wróciliby walczyć i Putin by wygrał, to w oczach Rosji byliby przestępcami wojennymi, jak z kolei teraz uciekną i Ukraina zwycięży, będą zdrajcami swojego kraju – dodaje.

Tomasz czeka też na Ukrainkę Wierę, kobietę, której już jakiś czas temu dał dach nad głową. – Pracowała w Niemczech jako opiekunka do osób starszych, ale straciła pracę i wylądowała na ulicy. Zatrzymała się u nas. Powiedziałem jej: Wiera, zajmiesz się moimi dzieciakami. Niedawno wróciła do ojczyzny, do swojej rodziny, między innymi do męża, który ją bił. Wczoraj dzwoniła z Iwano-Frankowska, że bomba wybuchła 300 m od jej domu. To starsza osoba, nie jest w stanie pracować, jeśli uda jej się do nas wrócić, to będziemy po prostu musieli się nią zaopiekować – mówi.

Tomek wyznaje, że nie jest zamożnym człowiekiem. Ma żonę, dwójkę dzieci, prowadzi mały biznes. Ma także rodzinę w Polsce. Mówi, że ją także będzie chciał do siebie ściągnąć, jeśli w kraju zrobi się niebezpiecznie. Na razie kontaktuje się z różnymi organizacjami w celu zalegalizowania pobytu jego gości w Niemczech. – Pomaga mi znajomy, który lepiej zna język niemiecki. Uda się na pewno załatwić chłopakom azyl polityczny, urząd ds. cudzoziemców pomoże nam, jeśli będziemy potrzebować wsparcia w ich utrzymaniu – tłumaczy.

Jak dodaje, mężczyźni od rana chodzą za nim i mówią, że chcą mu jakoś pomóc, popracować, oczywiście za darmo. – Jestem pod wrażeniem ich postawy. Mówię im, że nie mogę ich zatrudniać na czarno, proszę, żeby odpoczęli. Powtarzają, że tylko będą siedzieć i płakać – opowiada.

Tomek jest pod wrażeniem postawą Polaków. - Obcy ludzie, bez pieniędzy, oferują pomoc. Znajomy jedzie z Niemiec do Polski zawozić paczki dla Ukraińców. Zupełnie się tego nie spodziewałem. Chyba żadna inna narodowość tak nie pomaga teraz jak Polacy. Jak trzeba, to jesteśmy w stanie się zorganizować.

Zobacz wideo Ukraińcy uciekają od wojny. "Pójdziemy tam, gdzie będą otwarte drzwi"

Jakoś się pomieścimy

Ania i Jędrzej z Gdyni już w grudniu zaproponowali parze z Białorusi, aby się u nich zatrzymała. – W domu mamy osobne mieszkanie, które wynajmujemy. Olga i Jakub kilka razy spędzali u nas wakacje. Ona jest Białorusinką, pracowała w administracji pod Mińskiem, on pochodzi z Ukrainy i kiedyś był zawodowym piłkarzem. W grudniu, gdy przyjechali do Polski w sprawach zawodowych, zaczęli nam opowiadać, jak bardzo sytuacja w ich kraju się pogarsza. Mówili, jak ludzie podzielili się na tych, którzy czerpali profity ze wspierania rządzących, oraz tych, którzy byli przeciwni współpracy Łukaszenki z Rosją. O tym, jak za każdy samolot z uchodźcami z Afganistanu i innych krajów Łukaszenka dostawał od Putina mnóstwo pieniędzy. Że ceny w Białorusi poszybowały w górę, ludzie zaczęli na siebie donosić. Przypominało mi to historie ze stanu wojennego w Polsce – opowiada Ania.

Dom Ani i Jędrzeja (materiały archiwalne)

Po powrocie do Białorusi Olga i Jakub zaczęli przygotowywać dokumenty potrzebne im do wyjazdu z kraju. – Olga zorganizowała wizę humanitarną, Jakub pojechał do Kijowa wyrobić paszport biometryczny. Zamierzali przyjechać w marcu, żeby ich dzieci – a mają dwójkę – mogły pójść do szkoły na drugi semestr. Z pracą też jest trudniej na początku roku, w marcu wszystko zaczyna się rozkręcać – opowiada Ania.

Gdy wybuchła wojna w Ukrainie i stanowisko Łukaszenki wobec konfliktu stało się bardzo niepewne, postanowili jak najszybciej uciekać z kraju.

Nie wiedzieli, czy zaraz nie zamkną granic. W czwartek wieczorem udało im się dostać do Polski – stali pięć godzin na granicy. Mówili, że na stacjach benzynowych były ogromne kolejki, po stronie białoruskiej i polskiej – dodaje.

Ania i Jędrzej czekają także na przyjazd z Ukrainy Lesi i jej córki oraz bliskich Tanji – jej mamy i siostry. Lesia i Tanja od wielu lat na zmianę opiekują się dziadkami polskiego małżeństwa. – Mama Tanji mieszka w okolicach Kowla, słyszała huki, gdy Rosjanie ostrzeliwali bazy koło Łucka. Mam nadzieję, że uda im się wydostać z Ukrainy, czekamy tu na nich, jakoś się pomieścimy – mówi Ania.

Polacy pomagają Ukrainie (Michał Łepecki/ Agencja Gazeta) , (Fot. Michał Łepecki / Agencja Gazeta)

Nie weźmiemy od was złotówki

Ola z Gdańska, która należy do Kościoła protestanckiego, mówi mi, że od czwartku kościoły organizują pomoc dla uchodźców. – Zbieramy deklaracje od ludzi, którzy chcą przyjąć do siebie Ukraińców. Niektórzy udostępnią pokoje, inni mieszkania. Gromadzimy rzeczy, meble, ubrania, przygotowujemy mieszkania na przyjazd Ukraińców. Jeden z pastorów pojechał na granicę polsko-ukraińską organizować pomoc i transport dla osób przekraczających granicę.

Tadeusz od lat gości u siebie Oksanę z Ukrainy, która mieszka w jednym z domków w ośrodku przez niego prowadzonym. – Pracowało u nas wielu Ukraińców, ale z Oksaną bardzo się zaprzyjaźniliśmy. Ma w Ukrainie rodzinę, między innymi syna, po którego, gdy wybuchła wojna, postanowiła pojechać – opowiada. – Powiedziałem jej: przygarniemy wszystkich, nie weźmiemy od was ani złotówki, pomożemy z dokumentami, pracą. Wczoraj okazało się, że mąż Tatiany i jej bratanek poszli na front.  Dziś powiedziała mi, że bratanek zginął w ostrzale na jedno z lotnisk. Miała łzy w oczach.

I Tadeusz, i jego pracownicy z Ukrainy mają rodziny oraz znajomych w Ukrainie, którzy poszli walczyć na froncie. – Dzwonią i się żegnają.

Marta mieszka w Tarnowie. Odkąd wybuchła wojna, angażuje się w organizację pomocy dla Ukraińców, którzy właśnie stoją na granicy polsko-ukraińskiej. – Kolejki sięgają już ponad 20 km, jeszcze w czwartek były kilka razy krótsze. Kobiety błagają ukraińskich pograniczników na kolanach, żeby wypuścili z kraju ich partnerów. Ale nie chcą tego robić. Jedna z dziewczyn, nie chcąc zostawiać swojego chłopaka samego w kraju, wróciła z nim do Lwowa. A już czekało na nich mieszkanie u nas, w okolicach Tarnowa – opowiada.

Tarnów (Michał Łepecki/ Agencja Gazeta)

Marta wraz ze znajomymi przygotowują listy osób chętnych przyjąć uchodźców. – Udało się znaleźć jedno mieszkanie: mężczyzna mieszkający w Wielkiej Brytanii powiedział, że je udostępni, bo stoi puste – korzysta z niego tylko latem. Do sierpnia mogą w nim zamieszkać uchodźcy.

Najnowsze wiadomości, poruszające historie, ciekawi ludzie - to wszystko znajdziesz na Gazeta.pl

Jedno, dwa, trzy mieszkania to jednak za mało. Polski rząd szacuje liczbę uchodźców z Ukrainy, którzy mogą przybyć w ciągu najbliższych paru miesięcy do Polski, na liczbę od jednego miliona do nawet pięciu milionów osób. Jeżeli możesz przyjąć Ukraińców do swojego domu lub masz mieszkanie, które możesz udostępnić, zgłoś się do jednej z organizacji pomocowych, o których pisałam na początku tego tekstu.

Ewa Jankowska. Dziennikarka. Redaktorka. W mediach od 2011 roku. W redakcji magazynu Weekend od 2019 roku. Współautorka zbioru reportaży "Przewiew". Jedna z laureatek konkursu "Uzależnienia XXI wieku" organizowanego przez Fundację Inspiratornia. Jeśli chcesz się podzielić ze mną swoją historią, napisz do mnie: ewa.jankowska@agora.pl.

Pomoc dla Ukrainy

Rosja dokonała inwazji na Ukrainę. Sytuacja jest bardzo trudna do przewidzenia i zmienia się szybko. Jedno jest jasne - mieszkańcy Ukrainy jak nigdy potrzebują pomocy w różnych formach. Dlatego Gazeta.pl wspólnie z Polskim Centrum Pomocy Międzynarodowej pracuje nad zapewnieniem pomocy humanitarnej.

Sprawdź, jak możesz pomóc