
Nie tylko ja sobie z synem nie radzę, nawet psychologowie tego nie potrafią - mówi Anna z Bydgoszczy, mama 13-letniego chłopca, który cierpi na fonoholizm [uzależnienie od mediów cyfrowych - przyp. red.]. - Próbowałam wszystkiego - od proponowania spędzenia czasu bez mediów po zabieranie sprzętu, co skutkowało niszczeniem rzeczy, biciem domowników, przekleństwami - opowiada. Jej syn spacer, wspólną wycieczkę, wyjście na pizzę traktuje jak karę. - Trudne jest funkcjonowanie z dzieckiem, które może wszystko, ale nie robi nic, bo całe jego życie kręci się wokół gier na telefonie i autorytetów z YouTube'a - podsumowuje matka.
Jak narkotyk
Według najnowszych badań Fundacji Dbam o Mój Z@sięg, która współpracuje z Uniwersytetem Gdańskim, prawie 3 proc. młodzieży w wieku od 12 do 18 lat skrajnie nadużywa mediów cyfrowych, czyli nigdy nie rozstaje się z telefonem. Z badań z 2015-2016 roku wynika, że za uzależnionych od smartfonów uważa się niemal 23 proc. polskich nastolatków. Aż 50 proc. badanych, będąc w domu, komunikuje się z rodziną za pomocą telefonu i internetu, nie rozstaje się ze smartfonem nawet nocą.
Maciej Dębski, założyciel fundacji, pracownik naukowy Wydziału Nauk Społecznych Uniwersytetu Gdańskiego, przekonuje, że te 3 proc. to dzieci, które wymagają natychmiastowego leczenia. - To niedużo, co nie znaczy, że te pozostałe 23 proc. nie jest zagrożone - podkreśla. Jak opowiada, po jednym ze spotkań podeszła do niego zapłakana matka i powiedziała, że jej 14-letni syn ją pobił, bo zabrała mu konsolę do gry. Według Dębskiego krzyki, agresja słowna, szarpanie, ale też drżenie rąk, potliwość, obniżony nastrój to typowe objawy odstawienne. - Takie same symptomy występują u alkoholika czy narkomana. W skrajnych sytuacjach należy chorą osobę odciąć od źródła uzależnienia. W przypadku alkoholika usuwamy cały alkohol z domu, w przypadku dziecka - wszystkie media cyfrowe - opowiada socjolog.
Magda, matka nastoletniej Sary, przez wiele lat obserwowała, jak dziewczyna zmaga się z uzależnieniem od internetu. - Córka non stop siedziała w sieci, na nic się zdało powtarzanie: "odłóż ten telefon", "nie zdążysz odrobić lekcji". Obserwowałam, jak sama się męczy, kiedy widzi, że robi się późno, a ona jeszcze nic nie zrobiła do szkoły - opowiada Magda.
Córka za jej namową wzięła udział w eksperymencie prowadzonym przez fundację Dębskiego. Polegał on na dobrowolnym odłączeniu młodzieży na trzy doby od mediów cyfrowych. - Pierwszego dnia była w euforii, dostrzegła, że istnieje coś poza światem wirtualnym. Po jakimś czasie zaczęła być coraz bardziej poirytowana. A potem już wściekła: bo nie może uczestniczyć w życiu towarzyskim, bo boi się, że coś ją ominie [nomofobia - lęk przed utratą dostępu do internetu, FOMO - fear of missing out - lęk przed tym, że coś nas ominie - przyp. red.] - opowiada Magda. Mimo że było jej bardzo ciężko, Sara nie poddała się. Dzięki eksperymentowi dowiedziała się czegoś o sobie i swoich relacjach z rówieśnikami. - Żeby z kimś porozmawiać, musiała umówić się na spotkanie twarzą w twarz. Okazało się, że nie każdy chce poświęcić jej czas, że łatwiej napisać coś na messengerze. Po eksperymencie córka zaczęła uważniej dobierać sobie znajomych - opowiada Magda.
To nie media cyfrowe psują więzi
Maciej Dębski wyjaśnia, że jego eksperyment najtrudniej zniosły dzieci, które wcześniej miały nie najlepsze relacje z rodzicami, nadużywały mediów społecznościowych, w ich domach nie obowiązywały żadne zasady korzystania z mediów cyfrowych. I te, które się często nudziły. Socjolog twierdzi, że największą winę za problemy dzieci i młodzieży z mediami cyfrowymi ponoszą dorośli. - To rodzice dają kilkumiesięcznemu dziecku smartfon z bajką, nie zdając sobie sprawy, jak blisko jest od Świnki Peppy do filmu pornograficznego. To rodzice kupują dzieciom nocniki czy wózki z wysięgnikiem na tablet, najnowszy smartfon na komunię, a w wieku 8 lat zakładają im konto na Facebooku - wymienia.
Jak przekonuje, podczas eksperymentu "bez mediów cyfrowych" tymi, którzy męczyli się najbardziej, nie były nawet dzieci, ale właśnie rodzice, mimo że to nie oni byli odcięci od wirtualnego świata. Wpadali w panikę, bo nie wiedzieli, co się dzieje z ich dzieckiem. - Dzieciaki mówią mi często, że używają telefonu w szkole nie dlatego, że chcą "wrzucić post na fejsa", lecz dlatego, że muszą odpisać zestresowanej mamie - opowiada.
Dębski przekonuje jednak, że odcięcie dzieci od mediów cyfrowych nie rozwiąże problemu z uzależnieniami. - Osoby urodzone po 1995 roku nie znają życia bez internetu. Jeśli odetniemy dziecko od sieci, pozbawimy je nie tylko rozrywki, ale i możliwości kontaktu z ludźmi - mówi. Według badań fundacji nadużywanie mediów cyfrowych w ogóle nie wpływa bowiem na poczucie samotności. - To nie media cyfrowe niszczą więzi. Skoro jest źle, to znaczy, że te więzi już wcześniej musiały być nadszarpnięte - podkreśla Dębski.
Co dziecko robi w sieci
Najważniejsze jego zdaniem jest wprowadzanie zasad korzystania z urządzeń elektronicznych w domu i w szkole oraz przede wszystkim wspólne używanie mediów cyfrowych przez dzieci i rodziców. - Co czwarty badany przez nas nastolatek wskazuje, że jego rodzic nie ma pojęcia, do czego jego dziecko wykorzystuje internet i smartfon. Tyle samo nastolatków deklaruje, że gdyby coś złego przytrafiło im się w sieci, to nie mogliby liczyć na pomoc swoich rodziców - informuje Dębski. Jak dodaje, w prowadzonych przez dzieci w trakcie eksperymentu "bez mediów" dzienniczkach, ani razu nie padło się słowo "ojciec" czy "tata".
Córka Patrycji z Gdyni, prawniczki i właścicielki przedszkola, już w wieku 8 lat założyła sobie fanpage na Facebooku. Po pewnym czasie zaczęła dostawać niepokojące wiadomości. - Ludzie krytykowali ją, pisali jej niemiłe rzeczy, uznałam, że córka weszła w ten świat za wcześnie i usunęłam jej konto - opowiada Patrycja. Po czterech latach, gdy córka miała już swój profil na portalu, doszło do kolejnej niepokojącej sytuacji. Starszy chłopak ze szkoły namawiał ją, żeby wysłała mu "nudesa" [nagie zdjęcie - przyp. red.]. Nie wiedziała, co zrobić, więc zaczęła się konsultować z koleżankami. Pisały jej, że nie musi wysyłać mu "nudesa", ale "softa" [zdjęcie w bieliźnie - przyp. red.]. Tak też zrobiła. Ten sam chłopak pisał do niej również wtedy, gdy była w szkole. - Kazał iść córce do toalety, gdzie miała czekać na niego i jego kolegów. Gdy spytała, co chcą z nią zrobić, odpisał: zgwałcić - opowiada Patrycja. Córka pokazała mamie całą konwersację. - Cieszę się, że mi zaufała. Przeraziłam się i poszłam zrobić awanturę do szkoły, bo do sytuacji doszło na jej terenie. Dyrektorka stwierdziła, że to wina córki - zdradza Patrycja.
Całkowity zakaz korzystania ze smartfonów
- W co trzeciej polskiej szkole nie ma żadnych reguł dotyczących korzystania z telefonów. Ministerstwo Edukacji Narodowej nie wprowadza odgórnych rozwiązań zmierzających do regulacji obecności nowych technologii - przekonuje Dębski. Z badań prowadzonych przez fundację Dbam o Mój Z@sięg wynika, że aż 84,2 proc. nastolatków korzysta ze smartfonów na przerwach, a 34 proc. uczniów po kryjomu także podczas zajęć lekcyjnych.
Stanowczą walkę ze smartfonami w szkołach rozpoczął francuski rząd. Zgodnie z nowym prawem od 1 września do szkoły z telefonem nie będzie mógł przyjść żaden uczeń od 3. do 15. roku życia. W większości przypadków na świecie takie zakazy są w gestii dyrektorów szkół. Również w Polsce. Z moich rozmów z rodzicami i dyrektorami szkół wynika jednak, że w większości placówek obowiązuje zakaz używania telefonów na lekcjach, a w wielu szkołach podstawowych - również na przerwach.
Jolanta Gajęcka, dyrektor Szkoły Podstawowej nr 2 im św. Wojciecha w Krakowie: - Zderzyliśmy się z problemem nadużywania smartfonów przez dzieci kilka lat temu, gdy zwykłe telefony zamieniły się w małe komputery. Zakaz korzystania z urządzeń na lekcjach okazał się niewystarczający. Jak mówi Gajęcka, kroplą, która przelała czarę goryczy, było pewne zdarzenie: grupa chłopców nagrała smartfonem nieobyczajne zachowanie kolegów i straszyła, że umieści je w sieci. - Wtedy uznałam, że muszę o te dzieci powalczyć. Bo w końcu dojdzie do tragedii - opowiada.
Jak podkreśla, wiele miesięcy trwało wdrażanie zmian. - Jestem przeciwniczką odgórnych zakazów. Zmiany powinny być wprowadzane powoli, rodzice musieli zrozumieć, że odcięcie dzieci od telefonów na terenie szkoły będzie dobre dla ich synów i córek - mówi. Jak dodaje dyrektorka, nie wszyscy od razu przyjęli jej propozycję z entuzjazmem. - Rodzice bali się, że stracą kontakt z dzieckiem. Tłumaczyliśmy im, że szkoła to miejsce, gdzie uczniowie powinni czuć się bezpiecznie, że jeśli tylko będą chcieli skontaktować się z rodzicem, będą mogli zadzwonić ze swojego telefonu lub tego znajdującego się w sekretariacie - tłumaczy Gajęcka. W tej chwili w szkole funkcjonuje specjalne miejsce, gdzie uczniowie mogą deponować swoje telefony i odbierać je po zajęciach. - Jeśli uczeń ma do siebie zaufanie i wie, że nie będzie korzystał z telefonu, może go trzymać wyłączony w swoim plecaku - wyjaśnia Gajęcka. - W ciągu czterech lat tylko pięć razy nauczyciel był zmuszony zabrać telefon uczniowi - dodaje.
Dzieci nie znają prawa
Patrycja z Gdyni uważa, że zakaz wprowadzony we Francji jest dobry. Jednocześnie podkreśla, że samo zakazywanie używania telefonów nie rozwiąże problemu. Ważna jest edukacja, już u najmłodszych. - Umieszczanie smartfonów w szatniach dziewczynek i nagrywanie, jak się przebierają, zdarza się nagminnie. Dla dzieciaków to świetna zabawa. Nie mają jednak pojęcia, jakie mogą być konsekwencje opublikowania czyjegoś zdjęcia czy filmiku na Facebooku. Potem trafiają do sądu rodzinnego i płaczą, że nikt ich nie ostrzegł - opowiada prawniczka.
W przedszkolu, którego właścicielką jest Patrycja, już pięcio- i sześciolatki za pomocą teatru i bajek uczy się o bezpieczeństwie w sieci. - Odgrywamy różne scenki i przepracowujemy każdy przypadek użycia przemocy, złych słów. Rozmawiamy o tym, że są sytuacje, kiedy możemy zrobić komuś krzywdę, nawet jeśli nam się wydaje, że to, co robimy, jest OK - wyjaśnia.
Maciej Dębski przekonuje, że zakaz wprowadzony we Francji nie wypali, podobnie jak nie wypalił we Włoszech. W 2016 roku włoskie ministerstwo po dziewięciu latach zniosło zakaz korzystania przez uczniów z telefonów komórkowych na lekcjach. Uznano, że dalsze utrzymywanie zakazu byłoby przejawem niechęci wobec informatyzacji i postępu technologii. Według Dębskiego wiele szkół staje przed dylematem - zakazywać używania telefonów czy nie, a może tylko częściowo. Nie znalazł jednak jeszcze szkoły, którą można by uznać za wzór.
- Modelowa szkoła to nie taka, która wprowadza zakazy i nakazy, ale taka, która uczy, zarówno nauczycieli, jak i uczniów, jak korzystać z urządzeń cyfrowych, i która prowadzi długofalowy program profilaktyczny w tym zakresie - mówi socjolog. Jego zdaniem szkoły za bardzo koncentrują się na regulowaniu używania mediów cyfrowych na swoim terenie, a zapominają o tym, że szkoła powinna być przestrzenią, w której panuje dobra atmosfera. - Najlepszym czynnikiem chroniącym dzieci przed jakimkolwiek wejściem w problem, w tym problem e-uzależnień, są dobrze zbudowane relacje w domu i właśnie w szkole - podsumowuje Dębski.
Dziękujemy, że przeczytałaś/eś do końca nasz artykuł. Jeżeli Ci się podobał, to wypróbuj nasz nowy newsletter z najciekawszymi i najlepszymi tekstami portalu.
KLIKNIJ, BY ZAPISAĆ SIĘ NA NEWSLETTER >>>
Ewa Jankowska. Dziennikarka i redaktorka, absolwentka Polskiej Szkoły Reportażu. Zaczynała w Wirtualnej Polsce w dziale Kultura, publikowała wywiady w serwisie Ksiazki.wp.pl. Pracowała również serwisie Nasze Miasto i Metrowarszawa.pl, gdzie z czasem awansowała na redaktor naczelną.
"Pomocnik" jest dla Was, nie jesteście sami
Gazeta.pl wspólnie z Polską Akcją Humanitarną uruchamiają akcję "Pomocnik". W jej ramach przygotowaliśmy ebook dla rodziców i opiekunów dzieci i nastolatków, które przechodzą trudny czas, zmagają się z kryzysem psychicznym. "Pomocnik" jest dostępny do ściągnięcia za darmo. Na stronie "Pomocnika" czekają też materiały wideo stworzone we współpracy z dr Anetą Górską-Kot oraz liczne artykuły, reportaże i wywiady z ekspertami i ekspertkami. I będzie ich stale przybywać. Bo kryzys polskiej psychiatrii dziecięcej i oficjalne statystyki samobójstw to jedynie wierzchołek góry lodowej. Nie chodzi tylko o próby i śmierci samobójcze, depresje i inne poważne rozpoznania. Pod nimi są setki tysięcy codziennych, samotnych dramatów dzieci i nastolatków, a pandemia tylko te cierpienia spotęgowała. Ich rodzice i opiekunowie też cierpią. "Pomocnik" jest dla Was, nie jesteście sami.