
Tekst został opublikowany w 2022 roku. To jeden z najchętniej przez Was czytanych artykułów Weekendu
Mało ludzi, zielono, spokojnie, niedrogo – w ogóle nie brzmi jak Włochy. A jednak gdy pytam czworo moich rozmówców, z czym po pobycie w Apulii kojarzy im się ten region, wymieniają właśnie te przymiotniki. Dorzucają jeszcze: "biała skała", "cykady", "plaże bez drogich leżaków", "primitivo", "surowe jeżowce" i "makaronowe uszka zamiast spaghetti".
Na ich wakacyjnych zdjęciach szarobielą się ciasno upchane stożkowate domki trulli.
Apulia (włos. Puglia), bo o niej mowa, położenie ma nadzwyczajne – sam obcas włoskiego buta. Dokładnie "na pięcie" leży Bari z lotniskiem Bari Karol Wojtyła, na które w tę i we w tę kursują samoloty tanich linii. Bliżej czubka obcasa usadowiło się barokowe Lecce, a po przeciwnej stronie, pod podeszwą, ubóstwiana przez turystów i ekipy filmowe, wykuta w skale i umieszczona na liście UNESCO Matera. – W Materze byli Jezus, Pasolini, Bond – wpadłam i ja! – żartuje Dominika Baranowska. Co prawda Matera to już nie Puglia, lecz Basilicata (miejscowi wolą greckie określenie regionu: Lukania), i Dominika o tym wie, ale turystom często się to myli, bo podczas zwiedzania Apulii wizyta u jej sąsiadki Matery jest obowiązkowa.
A co z najdłuższą linią brzegową we Włoszech, liczącą ponad 800 km? To już na sto procent Apulia. Jej kamieniste brzegi opływają aż dwa morza: od południa Jońskie, a od północnego wschodu Adriatyk.
Apulia kusi. Kusi skutecznie.
Skok o 164 proc.
Media społecznościowe donoszą, że w ciągu ostatnich kilku tygodni do Apulii wybrało się kilkunastu moich znajomych. Niezależnie. Te obserwacje mogą brzmieć anegdotycznie, ale nie tylko ja zwróciłam uwagę na apulijski hype.
W zagranicznych mediach Apulię okrzyknięto "nową Toskanią" już lata temu, na ten przydomek w 2019 roku powoływał się między innymi "The New York Times". Sebastian Modak, felietonista magazynu, który na zlecenie redakcji zjechał Apulię wzdłuż i wszerz, słusznie zauważył, że kierowanie ruchu do "nieodkrytych klejnotów" przez analogię do bardziej znanych kierunków (a trudno o bardziej znany niż Toskania) to sprawdzona taktyka branży turystycznej. Jeśli ludzie jeszcze nie znają jakiegoś miejsca, trzeba im je skojarzyć z tym, które znają i lubią. W tym przypadku jednak zdaniem Modaka Apulii zrobiono niedźwiedzią przysługę – bo "jest zbyt zróżnicowana, by zmieścić się w chwytliwym sloganie".
Pandemia koronawirusa mocno skopała włoską turystykę po kostkach. Podczas gdy w rekordowym 2019 roku całe Włochy odwiedziło blisko 64,5 mln turystów, w 2020 przyszła covidowa zapaść. Liczba odwiedzających skurczyła się do "zaledwie" 25,2 mln (dla porównania w 2019 roku ponad 20 mln turystów odwiedziło tylko jeden region – Veneto – w którym leży Wenecja). Włoska turystyka odradza się powoli – w zeszłym roku zaliczyła skok, a raczej skoczek, do 26,9 mln zagranicznych turystów.
Jednak liczby, nawet jeśli znacznie skromniejsze niż przed covidem, nie kłamią. A według ENIT – Agenzia Nazionale del Turosmo, narodowej włoskiej organizacji turystycznej – w ciągu ostatnich dwóch lat popularność Apulii wśród Polaków wzrosła o prawie 164 proc. – w 2020 roku region odwiedziło niespełna 39 tys. rodaków, rok temu – już prawie 102 tys. Ale i Toskania zanotowała wzrost – o 174 proc. (2020: 117 tys. gości z Polski, 2021: 321 tys.), Sycylia – o 121 proc. (2020: 69 tys. gości z Polski, 2021: 153 tys.). Liderem pozostaje Veneto – w 2020 roku przyjechało tu prawie 340 tys. Polaków, w zeszłym roku – ponad 651 tys.
Wakacje dopiero się kończą, wrzesień we Włoszech jest bardzo przyjemny, październik niezły, na tegoroczne statystyki odwiedzin trzeba jeszcze poczekać. Ale apulijski trend już widać. 20 lat temu odkrywaliśmy Toskanię. Dziś – Apulię.
Zanim to było modne
Rafał i Lech się nie znają, ale obaj żartują, że jeździli do Apulii, "zanim to było modne".
Rafał zahaczył o nią podczas majówki w 2017 roku. – Pojechaliśmy na objazdówkę Kraków–Sycylia–Kraków w 20 osób siedmioma starymi peugeotami 205 – mówi i podsyła mi zdjęcie z kolumną oldtimerów na klifie w Tropei (to akurat Kalabria). Trochę już minęło od tamtej wyprawy, więc opowieść zaczyna od słów, że "Apulia to mekka bogaczy i instagramerek". Szybko orientuje się, że pomyliło mu się z Amalfi (też na a), modnym włoskim wybrzeżem dla turystów z grubym portfelem po drugiej stronie buta.
– Przed tamtym wypadem żyliśmy w przekonaniu, że Europa Zachodnia nie nadaje się na nasze tripy. Bo szukaliśmy miejsc dzikich, tanich i pustych, gdzie brak infrastruktury czy niegospodarność miejscowej ludności odstrasza nieprzebrane tłumy turystów i gdzie możemy spokojnie jeździć naszymi starociami nieniepokojeni przez nikogo. Zwiedziliśmy więc Bałkany, Albanię, Turcję i Grecję. Tymczasem południe Włoch okazało się zupełnie inne niż północ. Apulia to region ubogi, a przez to autentyczny i unikalny – podkreśla.
Lech Sołtys mówi o sobie: "włoski zapaleniec" ze szczególnym bzikiem na punkcie włoskiej kuchni i wina. W Neapolu był już 15 razy, w Apulii trzy czy cztery, ostatni raz w październiku 2021 roku. – Jak zaczynałem jeździć do Apulii, zdarzały się problemy z bazą noclegową, zwłaszcza w mniejszych miastach. Ale odkąd władze regionu postawiły na tanie linie, turystyka eksplodowała i wszędzie znajdziesz noclegi, w przeróżnym standardzie – mówi.
Jego zdaniem Apulia może stać się bardziej popularna od Toskanii, ale podobieństw między regionami widzi niewiele: – Apulia to typowy region południa: i historycznie, i współcześnie zaniedbany, biedny. Tutejszy krajobraz jest jednym z najbardziej równinnych we Włoszech, acz jest zróżnicowany i w wielu miejscach jest naprawdę pięknie. Miasteczka są urocze i w większości wciąż niezadeptane przez turystów. Ale daleko Apulii do toskańskiego romantyzmu, jej godności i elegancji. Toskania jest do bólu włoska. Apulia ma greckie korzenie, co widać choćby w bieleniu domów i języku – wylicza różnice.
I dodaje, że w Apulii od razu czujesz, że jesteś na południu. – Śmieci, bałagan, chaos, syf. Spróbuj zorganizować kilkudniową wycieczkę po regionie bez samochodu. Koszmar! Jeśli chcesz zobaczyć coś więcej niż Bari i Polignano a Mare – nie mylić z tym w Toskanii – musisz się dobrze przygotować, poczytać o dziwactwach regionu. Ale jeśli to zrobisz, Apulia ci to wynagrodzi – zapewnia Lech.
"Dziwactwa" Apulii to zdaniem Lecha między innymi niemal kompletny brak komunikacji publicznej między miastami w weekendy, powolność mieszkańców ("Zadziwi kogoś, kto przyzwyczaił się do Rzymu, Toskanii, a nawet szalonego Neapolu"), grecki klimat miasteczek ("Przy czym każde jest tak inne, jakby leżały w różnych krajach – porównaj Taranto z Bari czy Ostuni z Otranto"), no i dialekty. – Tylko w Apulii jest ich kilkanaście. Jestem dumny, że nauczyłem się trochę włoskiego, ale oni mówią do mnie w innym języku – śmieje się Lech.
Ile to będzie w aperolach?
Gdy Rafał pięć lat temu wrócił z włoskiego tripu, obejmującego między innymi Apulię i Sycylię (ale też drogą Wenecję), skrupulatnie podliczył koszty (miał nawet specjalny notesik, ale przepadł wraz ze sprzedanym autem). – Za dwie osoby wyszło nam w sumie około 6 tys. złotych za dwa tygodnie. W tym było już wszystko: paliwo na trasę, noclegi na kempingach, jedzenie, picie, atrakcje. To była wtedy nasza najdroższa wyprawa – mówi.
Lech zaznacza, że we Włoszech też inflacja szaleje, więc ceny idą w górę, jak wszędzie, ale w Apulii zawsze było taniej niż na północy. – Tańsze było wszystko: jedzenie, noclegi. Jedynie najem samochodu jest często drogi – ze względu na koszty ubezpieczenia – mówi.
Dominika Baranowska w Apulii spędziła dwa tygodnie w pierwszej połowie lipca tego roku. – Warzywa i owoce na lokalnych targach rzadko kosztowały więcej niż euro czy półtora za kilogram. Na obiad kupowałam zwykle dwa kawałki focaccii i takie danie kosztowało mnie trzy euro. Gigantyczny talerz obłędnego spaghettoni z toną frutti di mare na kolację w eleganckiej restauracji – 12 euro. A gdy lokalni znajomi zabrali mnie do niepozornej knajpki z plastikowymi stolikami nad samym morzem, przeżyłam jedną z najwspanialszych uczt w życiu. Delektowaliśmy się niemal wprost wyłowionymi z wody jeżowcami, surowymi krewetkami, smażonymi w cieniutkiej panierce rozmaitościami fritto misto i moim ukochanym tagliatelle alle vongole, z małymi muszelkami. Zapłaciliśmy po 40 euro od głowy, nie odmawiając sobie ani jedzenia, ani znakomitego lokalnego wina – mówi Dominika.
W Apulii owoce morza jada się na surowo. – Dobra osteria, która ufa swoim dostawcom, poda je właśnie tak, bo po co psuć coś tak świeżego i dobrego? – pyta retorycznie Lech. Typowe dla Apulii są zwłaszcza surowe jeżowce, ale też ostrygi, sprzedawane między innymi w małym porcie w Bari – tam, gdzie wszyscy fotografują i wrzucają na Instagram niebieskie łódeczki.
I znów porównania. Kuchnia Toskanii to zdaniem Lecha "inna galaktyka": – Ani lepsza, ani gorsza, ale w Apulii jedzenie na pewno jest prostsze. [Co nie znaczy, że w Apulii brakuje restauracji z gwiazdkami Michelin – przyp. red.]. Za to masowi turyści, co podkreśla Lech, "nie zdążyli jeszcze zniszczyć lokalnej gastronomii". – Większość miejsc wciąż nastawiona jest na okolicznych mieszkańców: karmi lokalnie i tanio. W typowej apulijskiej knajpie raczej nie uświadczysz spaghetti, o gnocchi czy risotto nie wspominając. Tu się je tzw. uszka, gniecione, suszone i sprzedawane często na ulicy przez starsze kobiety. Poza tym nie wiesz, czym jest focaccia z pomidorami, jeśli nie zjadłeś jej z lokalnej piekarni w Apulii, w której ciasto przygotowuje się z ziemniakami i wielką ilością oliwy – zachwala.
Do tego oczywiście sery i wina. – Pulijczycy szczególnie dumni są z mozzarelli. Dziko pasące się po lasach bawoły można spotkać, jadąc przez piękny półwysep Gargano. Wszystko to popija się popularnymi teraz w Polsce winami Primitivo i Negroamaro. Większość produkcji tych win to tani ściek, ale te dobre to naprawdę włoska czołówka – zdradza Lech.
Dominika również rozpływa się nad włoskimi winami, ale na urlopie stosuje inny przelicznik. – By stwierdzić, czy gdzieś jest tanio, czy drogo, porównuję cenę kieliszka aperol spritza. Nigdy nie zapomnę aperolka wypitego cztery lata temu na "ę-ą plaży" w Positano na Wybrzeżu Amalfitańskim – kosztował 22 euro! W lipcu w Apulii za aperolka płaciłam 4–6 euro. Jest różnica – zauważa.
Sebastian Modak z "The New York Timesa" swoją kulinarną podróż – a raczej "dryfowanie" – po Apulii opisuje tak: "Brałem to, co polecali kelnerzy, i dostałem talerze pełne orecchiette z brokułami rabe [rośliną zwaną inaczej rapini, podobną w smaku do brokuła – przyp. red.] i twarogiem z fasoli fava z cykorią. Potrawy, które ewidentnie narodziły się z ciężkich czasów i mają smak okolicy. Na obiad zjadłem capocollo, zimną wieprzowinę, którą w Martina Franca wędzi się z ziołami i migdałami. A po każdej pucci, kanapce-kieszonce nadziewanej różnościami, między innymi koniną, zapadałem w gastronomiczną śpiączkę".
Alberobello? Średnio bello
Jedni turyści mają odwagę spróbować dopiero co wyłowionego z wody jeżowca, inni niekoniecznie. Ale każdy odwiedzający Apulię chce i musi sfotografować pocztówkowe trulli. Tajemnicze szarobiałe domki ze stożkowymi dachami z ułożonych jeden na drugim wapiennych kamieni często sięgają XVII i XVIII wieku. Miejsce, gdzie jest ich najwięcej – miasteczko Alberobello – trafiło na listę światowego dziedzictwa UNESCO.
– Przy czym trulle są nie tylko w kiczowatym i nieznośnie turystycznym Alberobello, ale rozsiane po całej okolicy. Często porzucone wśród pól uprawnych, wciąż skrywające tajemnicę tego, dlaczego w ogóle powstały i tak wyjątkowo wyglądają – mówi z wyczuwalnym chłodem w głosie Lech.
Rafał dodaje, że akurat w Alberobello "było średnio bello, bo wiatr i chmury".
Dominika śmieje się z dyskusji, jaką na temat trulli toczyły dwie poznane przez nią na miejscu Polki, mieszkanki regionu: – Jedna wyznała drugiej, że została zaproszona przez swojego randkowicza na weekend do jego trullo, na co druga odparła niewzruszona: "Oni tu wszyscy mają trulli, to nic szczególnego".
Wszyscy zgadzają się w jednym: choć trulli w Apulii są na ustach wszystkich turystów, region krajobrazowo i kulturowo oferuje dużo więcej.
Po pierwsze – przestrzeń. Apulia to region rolniczy i stosunkowo płaski, a na pewno mniej górzysty niż Toskania. Dominika: – Wyobraź sobie, że masz przed sobą ciągnące się kilometrami winnice, niekończące się gaje oliwne, drzewka figowe i krzewy oleandrów. Powietrze pachnie nimi wszystkimi, a wokół cykają cykady. Chyba tak wymyślono raj!
Po drugie – morze. Lech: – Morze jest tu szczególnie piękne, ale surowe, skaliste. Plaż piaszczystych jak na lekarstwo, trzeba dobrze poszukać. Jeśli lubisz plażing – to nie ten region. W Apulii przeważają skały, klify, plaże kamieniste bądź żwirowe.
Dominika w apulijskiej linii brzegowej jest zakochana: – Plaże jak na Bahamach, z turkusową, przezroczystą wodą i o idealnej temperaturze. Bardzo fajna w Apulii – i chyba wyjątkowa jak na Włochy – jest też spora liczba tzw. dzikich plaż – bez płatnych leżaków albo płatne leżaki zajmują niewielką powierzchnię. I nie kosztują 20 euro od łebka, jak w Kampanii, tylko na przykład 15 euro za parę. W rezerwacie Torre Guaceto, gdzie mieści się szpital dla żółwi morskich prowadzony przez WWF, płatne leżaki zajmują najmniej ładny kawałek przepięknej plaży, a cała reszta jest do dyspozycji osób z własnymi parasolami i narzutami.
Po trzecie – urocze, najczęściej barokowe miasteczka, w których chodzi się po marmurowych posadzkach. Dominikę urzekła Martina Franca, gdzie nocowała, i mieszczące się 6 km dalej Locorotondo. Często jeździła też do leżącego nad samym morzem Monopoli. – Jak dla mnie poziom piękna tych wszystkich miasteczek jest zbliżony. Cenię sobie autentyczność, a nie tłumy turystów i zatrzęsienie sklepików z pamiątkami. Ale w Apulii, nawet w tych najbardziej turystycznych miejscowościach, jak Alberobello, zjawiskowe Polignano a Mare czy wybitnie romantyczne Ostuni, nie ma deptaków w stylu sopockiego Monciaka – mówi.
Jak na planie bardzo gorącego filmu
Ola Stańczuk, podobnie jak Dominika, odwiedziła Apulię w lipcu tego roku. Ale podczas gdy Dominika odkrywała Apulię pożyczonym dwudziestoletnim fiatem punto z klimatyzacją, Ola poleciała do Włoch z klubem rowerowym Cyklotramp. Wróciła urzeczona, ale z jednym konkretnym "ale": Apulia latem to kierunek wyłącznie dla osób, które kochają upały.
– Temperatury były mordercze – za dnia 38 stopni C, w nocy o 10 stopni mniej, a spaliśmy w namiotach – mówi.
Nie pomagał fakt, że na szlakach, którymi jeździli, było trudno o dostęp do wody, a w bidonie błyskawicznie robiła się zupa. W morzu to samo – ciepła woda, za którą tak tęsknimy nad Bałtykiem, w Apulii nie przynosiła orzeźwienia. Za to ruch na drogach był niewielki. – Bo latem nikt normalny nie rusza się z domu – śmieje się Ola.
I dodaje, że "było ciężko, gorąco, ale jednocześnie przepięknie, ciekawie i smacznie". Chętnie tam wróci. W chłodniejszym miesiącu.
Dominika też słyszała o legendarnych apulijskich upałach, ale mówi, że jej się poszczęściło – morska bryza pozwalała nawet na kilkunastokilometrowe wyprawy, trafił jej się nawet jeden deszczowy dzień, który wykorzystała na zwiedzanie z przewodnikiem pięknych jaskiń.
Dominika działa w branży filmowej i widzi inny, niedoceniony potencjał Apulii: – Gdy tak jechałam sobie "moim" fiatem punto, czułam się trochę jak bohaterka amerykańskiego filmu. Tylko, no właśnie, którego? Bo w Toskanii nakręcono już całą masę hitów, a z Apulii nie kojarzę żadnego. Słynna Matera, do której zawitał zarówno Pasolini, jak i Mel Gibson z "Pasją" czy ostatni agent 007, nie leży już w Apulii.
Na kilka dni przed jej przyjazdem do Martina Franca film kostiumowy kręciła tam Angelina Jolie. – Ale ponoć Martina udawała w tym filmie meksykańskie miasteczko. A jak dla mnie Apulia nie musi niczego udawać – wystarczy, że będzie sobą – mówi Dominika.
***
Dominika trafiła do Apulii przez przypadek – miała jechać do Neapolu i na wyspę Ischia, ale jej plan nie wypalił. W Apulii wylądowała z przekonaniem, że nie ma we Włoszech regionu, który w jej prywatnym rankingu mógłby przebić arkadyjską Toskanię. A jednak Apulii się to udało.
Na koniec opowiada mi anegdotę o punto. Wypożyczyła je od włoskiego znajomego polskich przyjaciół, którzy w Apulii pomieszkują. Ostatniego dnia uderzyła autem w nieco wyższy krawężnik, co – jej zdaniem – spowodowało pęknięcie listwy z przodu. Zwracała więc samochód skruszona jak na spowiedzi. Ale właściciel tylko zerknął na przód fiata i aksamitnym głosem stwierdził: "To? To już było. Nie przejmuj się". – I właśnie za to kocham Italię – mówi Dominika.
Paulina Dudek. Dziennikarka, redaktorka, twórczyni cyklu mikroreportaży wideo "Zwykli Niezwykli" i współautorka "Pomocnika dla rodziców i opiekunów nastolatków". Nagrodzona Grand Video Awards, nominowana do Grand Press. Kontakt: paulina.dudek@agora.pl.