
Tekst został opublikowany w 2020 roku. To jeden z najchętniej przez Was czytanych artykułów Weekendu
***
Czwartek. Godzina 3.45.
Warszawa-Włochy. Dzwonek budzika stawia Joannę i Maćka na równe nogi. Wyciągają z łóżeczka kilkumiesięczną córeczkę. Rodzina pakuje niezbędne rzeczy i wsiada do samochodu. Ma cztery godziny, żeby dotrzeć do Sosnowca.
>>>Pamiętajcie, by podczas podróżny zachowywać środki bezpieczeństwa<<<
Dzień wcześniej. Godzina 19.00.
Maciek i Joanna znajdują ofertę sprzedaży kampera swoich marzeń. Cena wyjątkowo atrakcyjna - 64 tysiące złotych za 20-letni pojazd. Nauczeni doświadczeniem z ostatnich tygodni - kilka kamperów przeszło im koło nosa, bo ktoś ich ubiegł - natychmiast dzwonią do właściciela pojazdu, żeby go zarezerwować. To nic, że kamper jest do obejrzenia w Sosnowcu, 300 kilometrów od Warszawy. Joanna jest przekonana, że to dobra okazja. W ciągu kilku tygodni stała się ekspertką od kamperów. Zdaje sobie sprawę, że wielu sprzedawców obecnie zawyża ceny. Ten z Sosnowca zastrzega, że od 9.00 rano do popołudnia ma już poumawiane spotkania z osobami zainteresowanymi kupnem. Maciek bez chwili zawahania mówi: Będziemy u pana o 8.00, jeśli wszystko będzie w porządku - kupujemy.
Czwartek. 8.10.
Sosnowiec. Joanna i Maciek dojeżdżają w umówione miejsce. To skup złomu, którego właścicielem jest sprzedawca. Para ogląda kampera przy akompaniamencie odgłosów miażdżenia samochodów. Jest kilka usterek - między innymi nie ma ciepłej wody, nie działa również lodówka. Mimo to decydują się na zakup pod warunkiem, że podczas przeglądu technicznego nie wyjdą na jaw poważniejsze awarie. Tymczasem do skupu złomu przyjeżdża kobieta - kupiec z 9.00. Kiedy dowiaduje się, że kamper już sprzedany, obrzuca wyzwiskami i nabywców, i sprzedawcę. Odjeżdża z piskiem opon. Po kilku godzinach Joanna, Maciek i ich córka wracają do Warszawy samochodem z nowo zakupionym domkiem na kółkach. We wrześniu będą nim podróżować po południowych Włoszech. To ma być ich pierwsza wyprawa kamperem.
Niedoświadczeni
Według danych Centralnej Ewidencji Pojazdów i Kierowców w samym czerwcu w Polsce zarejestrowano 1724 kampery - to o 675 więcej niż rok wcześniej i o 722 niż dwa lata temu.
Zainteresowanie wynajęciem kampera jest równie duże co kupnem. - Gdy rząd otworzył hotele, w pierwszej kolejności turyści rzucili się na domki na odludziu, następnie małe agroturystyki, a zaraz potem kampery - opowiada Aleksandra Szałek, twórczyni platformy Slowhop.com, skupiającej właścicieli klimatycznych i kameralnych obiektów wypoczynkowych, a także kamperów i łodzi.
Krzysztof Wicentowicz od 15 lat marzył o tym, żeby założyć firmę wynajmującą kampery - miał od lat wykupioną w Internecie domenę Erakampera.pl. Jako miłośnik rajdów samochodowych w ciągu trzech lat zjechał kamperem całą Europę. Swój cel osiągnął jednak dopiero w tym roku, w czasie pandemii. - Do tej pory prowadziłem szkolenia z bezpiecznej jazdy. Gdy wybuchła pandemia, moja branża stanęła. Z kolei zainteresowanie wynajmem kamperów zaczęło niespodziewanie rosnąć, postanowiłem dłużej nie czekać, dowiedziałem się, jakich pojazdów najczęściej szukają klienci, kupiłem razem z narzeczoną dwa różne kampery, które spełniają te oczekiwania, i ruszyliśmy z firmą - opowiada.
Mimo że jest początkujący na rynku, a konkurencję ma sporą, do końca wakacji nie ma już wolnych terminów na wynajem pojazdów.
Pod górkę
Krzysztof mówi, że 90 procent jego klientów to osoby, które nigdy wcześniej nie podróżowały kamperem. W tym roku chcą spróbować, jak to jest i nastawiają się przede wszystkim na jeżdżenie po Polsce. Ale nie mają często pojęcia, jak kamperem kierować oraz jak korzystać z jego infrastruktury - ogrzewania, klimatyzacji, toalety.
- Najwięcej czasu poświęcamy na szkolenie. Choć wiele kamperów nie przekracza masy 3,5 tony, co oznacza, że nie trzeba mieć dodatkowych uprawnień, żeby nimi kierować, bliżej im jednak do dużych samochodów dostawczych niż zwykłych aut. Ludzie często zapominają, że taki pojazd zaczyna się i kończy zupełnie gdzie indziej niż samochód osobowy. Niektóre mają ponad trzy metry wysokości - podkreśla Krzysztof. Trzeba więc bardzo uważać podczas przejeżdżania pod wiaduktami i na zakrętach. Lepiej zastanowić się kilka razy, zanim zdecydujemy się wjechać do miasteczka o wąskich i krętych uliczkach. Nie zawsze też wjedziemy kamperem na prom ze względu na ograniczenia co do masy pojazdu.
Kasia, która pierwszą podróż kamperem - Volkswagenem T3 - odbyła z narzeczonym i jego rodzicami do Włoch, po wino na wesele, szczególnie dobrze pamięta przemierzanie toskańskich serpentyn. - Musieliśmy jechać bardzo powoli, wszyscy nas wymijali, na każdym zakręcie myślałam, że zaraz zjedziemy w przepaść - opowiada. Drżała ze strachu również podczas zjeżdżania z wysokiej góry, bo droga hamowania kampera jest dłuższa niż samochodu osobowego. Nie mniej stresujące było podjeżdżanie pod górę. Kasia wspomina wyjazd do Albanii: - Albańskie podjazdy były niemałym wyzwaniem. Czasem myślałam, że nie damy rady - opowiada. I dodaje, że gdy trochę mocniej zawieje, ma się wrażenie, że pojazd zaraz odleci, tak podatny jest na podmuchy wiatru.
Jak mówi Artur, który swoją pierwszą podróż kamperem odbył w czasie pandemii koronawirusa, nie można się nim również za bardzo rozpędzić. - Przy 100 km/godzinę zaczyna buczeć - mówi. Co wspomina najgorzej? - Jazdę wyboistymi drogami. Czuć każde najmniejsze wgłębienie - mówi.
Sylwia i Michał, którzy podróżują zbudowanym samodzielnie domkiem na kółkach ze swoim kotem, a swoje podróże opisują na blogu Elcamper.pl , byli świadkami, jak grupa znajomych wjechała kamperem w balkon. - Chcieli zaparkować przy budynku w jednym z włoskich miasteczek, ale kierowca chyba zapomniał o tym, że prowadzi kamper, a nie samochód osobowy. W efekcie zerwany został duży fragment zadaszenia. Pasażerowie bardzo się zdziwili, gdy nagle stracili dach nad głową - opowiada Michał.
Artur wynajętym kamperem uczył się jeździć po warszawskim Mokotowie, gdzie mieszka ze swoją żoną i dziećmi. Pierwsza próba nie skończyła się najlepiej. - Jadąc jedną z ulic, przytarłem kampera o płotek. Potem w trasie, podczas wymijania ciężarówki na jednej z jednopasmówek, porysowałem pojazd o gałęzie drzew, które rosły wzdłuż drogi - opowiada. Gdy po powrocie z urlopu zwracał pojazd do wypożyczalni, właściciel oszacował szkody na cztery tysiące złotych. - Jego zdaniem ubezpieczenie, które wykupiłem, nie pokrywało tych zniszczeń, więc pobrał pieniądze z wynoszącej pięć tysięcy złotych kaucji - opowiada Artur. Korzystanie z kampera przez 10 wakacyjnych dni spędzonych z rodziną na nadmorskich kampingach kosztowało go 11 tysięcy złotych - siedem tysięcy złotych za wypożyczenie pojazdu plus cztery tysiące za naprawę. Plus paliwo.
Krzysztof podkreśla, że sprawiające wrażenie tanich plastikowe elementy pojazdu mogą okazać się kosztowne. - Za urwaną klamkę z szafki wynajmujący mogą pobrać nawet 800 złotych, za pobrudzoną lub zniszczoną tapicerkę - kolejne 800 złotych, za uszkodzoną markizę - kilka tysięcy złotych. Tak naprawdę bardzo łatwo o szkody w wysokości kaucji - mówi i radzi, żeby zawsze dokładnie obejrzeć pojazd przed wypożyczeniem i sporządzić protokół szkód. - Zdarza się, że klient musi zapłacić za szkodę wyrządzoną przez poprzedniego klienta, bo ta nie została wcześniej odnotowana.
Sztuka proszenia
Krzysztof przyznaje, że wakacje kamperem nie są najtańsze nie tylko ze względu na ewentualne szkody. - Wynajem pojazdu kosztuje średnio 500-700 złotych za dobę w zależności od pory roku, jeśli podzielimy ten koszt na dwie osoby, cena za nocleg jest zbliżona do tej w naprawdę dobrym hotelu. Co innego, jeśli wynajmiemy pojazd w cztery osoby albo więcej - tłumaczy.
Podróżowanie kamperem do tanich nie należy również wtedy, gdy ma się taki pojazd na własność. Sylwia i Michał byli przekonani, że w porównaniu z samolotem zaoszczędzą. - Bardzo się pomyliliśmy. Jeśli chce się dużo zwiedzać i być ciągle w drodze, trzeba się liczyć z tym, że na paliwo wyda się fortunę. Nie zawsze udaje się zatrzymać na dziko - o ile w Grecji nie ma z tym problemu, to we Włoszech w wielu miejscach kampery nie mogą parkować na noc - w takiej sytuacji trzeba szukać kempingu, za który trzeba zapłacić, czasem nawet kilkadziesiąt euro - mówi Sylwia.
Magda z mężem podróżuje kamperem po Europie. Twierdzi, że podobnie jest we Francji i Portugalii. - Kamperów jest coraz więcej, miejscowi mają powoli dość tych wielkich klocków, które zasłaniają im widok na morze. Niechęć wobec kamperowiczów jest w niektórych miejscach wyczuwalna. A przed niektórymi supermarketami są barierki uniemożliwiające kamperom wjazd na parking i zrobienie zakupów - dodaje.
Czasem wyjścia nie ma i na kempingu trzeba się zatrzymać - to tam znajduje się infrastruktura do obsługi kampera: jest gdzie wylać brudną wodę, napełnić zbiornik wodą czystą, pozbyć się śmieci, wziąć normalny prysznic oraz - ze slangu kamperowego - "wyprowadzić kota", co stanowi jedną z najmniej przyjemnych czynności podczas wakacji w kamperze i oznacza opróżnienie nieczystości z toalety.
- Na pozbycie się śmieci z ostatniego tygodnia, wylanie szamba oraz uzupełnienie wody poświęcaliśmy niekiedy cały dzień. Serwis toaletowy można wykonać na niektórych stacjach benzynowych lub wylać nieczystości do zwykłej toalety. Obsługa stacji nie zawsze jednak na to pozwala. We Włoszech jest ogromny problem z nadwyżką śmieci, nie ma gdzie ich wyrzucać. Na Sycylii widzieliśmy, jak ludzie przez uchylone okna w samochodzie wyrzucali odpady na pobocze drogi ekspresowej. Z czasem zaczęliśmy pozbywać się śmieci częściej, wyrzucać je w mniejszych workach, do koszy miejskich - opowiada Michał.
Marcin mówi, że caravaning to sztuka proszenia. - Jeśli jesteś w miejscu, w którym nie ma infrastruktury do obsługi kampera, musisz wyprosić u kogoś wodę czy możliwość opróżnienia toalety - mówi. Brudną wodę zdarzyło mu się wylewać w myjniach samoobsługowych, nieczystości z toalety - do zwykłego WC. - Wodę zazwyczaj uzupełnialiśmy na stacji benzynowej, nie zawsze było to jednak możliwe, bo nie wszędzie był kran albo akurat nie działał. Zdarzyło nam się iść z konewką po wodę na cmentarz - śmieje się Marcin.
Zdarzenia losowe
Kasia i jej mąż, gdy przygotowują budżet na wyjazd, ponad tysiąc pięćset złotych zawsze rezerwują na niespodziewane awarie. - Można kupić nowy kamper, wtedy prawdopodobieństwo, że coś się zepsuje, jest mniejsze. Ale on kosztuje tyle co mieszkanie! Nas było stać na prawie 30-letniego dostawczaka. Nigdy nie zapomnę, jak w Albanii zepsuło nam się sprzęgło. Trafiliśmy do warsztatu, w którym obsługiwał nas 11-latek - jako jedyny z całej rodziny znał język angielski. Nauczył się go, grając w gry na YouTubie - wspomina Kasia.
Agacie i jej partnerowi Pawłowi, którzy w ubiegłym roku podróżowali kamperem po Skandynawii, ich pojazd zaczął szwankować już na wyjeździe z Warszawy. - Powyłączały się światełka na desce rozdzielczej. Spanikowani zadzwoniliśmy do warsztatu, na szczęście okazało się, że tylko lampka się przepaliła. Potem w Finlandii odpadł nam pedał gazu. Zadzwoniliśmy do tego samego warsztatu. Mechanik mówi do męża: "Pan spojrzy na deskę rozdzielczą, jest przymocowana czterema śrubkami, pan wykręci jedną i przykręci nią pedał. Deska wytrzyma z trzema śrubkami, a wy bezpiecznie dojedziecie do celu" - opowiada Agata.
Magdzie i Marcinowi podczas podróży po Białorusi zepsuł się akumulator. Żeby tego było mało, na granicy z Polską pękł im przewód hamulcowy - hamulce działały, ale nie tak dobrze, jak powinny. - Strażnik na granicy był na tyle w porządku, że nas wpuścił, choć teoretycznie nie powinien tego zrobić, bo pojazd nie był do końca sprawny - mówi Marcin. Na pytanie, czy opłacał się Marcinowi zakup kampera, mężczyzna odpowiada: - Kupiłem go za 35 tysięcy złotych, włożyłem w niego drugie tyle, sprzedałem za 45 tysięcy. Niech sama pani oceni.
Miłośnikom kamperów sen z powiek spędza nie tylko przymus naprawy wiekowego pojazdu. Domki na kółkach, w których podróżujący trzymają cały swój dobytek - pieniądze, nierzadko drogi sprzęt elektroniczny - są łakomym kąskiem dla rabusiów. - Zdarza się, że złodzieje w nocy wpuszczają gaz usypiający do kampera i włamują się do środka. Ty śpisz, a oni w tym czasie plądrują wnętrze pojazdu - mówi Krzysztof i wspomina: - Jadąc przez Bułgarię ze znajomymi, na pewnym etapie podróży nie mogliśmy znaleźć żadnego miejsca do zaparkowania na noc. W końcu coś się trafiło, choć nie czuliśmy się tam bezpiecznie. W pewnym momencie otoczyła nas grupa cudzoziemców. Rzucili się na kampera i próbowali dostać się do środka. Któryś z nas wskoczył za kółko i odpalił silnik. Udało się uciec.
Domek z wielkim ogródkiem
Spędzanie wakacji w kamperze to nie jest atrakcja dla wszystkich. Sandra przez lata podróżowała w ten sposób z dziadkiem i ojcem, który brał udział w europejskich rajdach motocyklowych. Przyznaje, że musiała zmienić podejście do higieny.
- Podczas naszych wypraw kąpaliśmy się w rzece, niekiedy chodziliśmy w tych samych ubraniach kilka dni z rzędu. Brudne rzeczy zdarzyło nam się składować w toalecie, bo nie mieliśmy gdzie ich wyprać. Nikt tam po kilku dniach nie był w stanie zaglądać, bo tak strasznie śmierdziało. Z toalety nie korzystaliśmy, bo nikt nie zgłosił się na ochotnika do bycia rodzinnym szambiarzem - wszystkie potrzeby załatwialiśmy na łonie natury. Nie miałam wyjścia - musiałam się w końcu przyzwyczaić do zapachu potu - opowiada.
Mama Sandry nie była w stanie znieść tego, z czym wiąże się podróżowanie kamperem. - Gdy jechaliśmy z nią, musieliśmy zatrzymywać się w takich miejscach, żeby w okolicy był jakiś hotel. Wieczorami odstawialiśmy mamę do hotelu, a sami szukaliśmy miejsca do zaparkowania na dziko - opowiada.
Magda przyznaje, że najlepiej podróżuje jej się tylko z mężem. - Kiedy jest nas więcej, zaczyna się robić ciasno i może dochodzić do nieporozumień - mówi.
Krzysztof miał z kolei klienta, który zwrócił kampera trzy dni wcześniej, bo był zmęczony przebywaniem przez 24 godziny na dobę na kilku metrach kwadratowych z paroma osobami. Innego wyjścia nie miał, bo przez drugą część wakacyjnego wyjazdu cały czas padało.
Mimo niedogodności caravaning ma jednak zdaniem kamperowiczów więcej blasków niż cieni.
Michał: - Dla mnie caravaning oznacza wolność. Uwielbiam być w drodze. Kamper to taki mały domek z wielkim podwórkiem.
Krzysztof: - Większość moich klientów zakochuje się w caravaningu od pierwszej podróży.
Sylwia: - Wstajemy rano, wskakujemy za kółko i po kilkudziesięciu kilometrach jesteśmy w zupełnie innym miejscu. Podróżując kamperem, nie można się nudzić.
Agata: - Gdy jeździliśmy po Skandynawii, która jest piękna, byliśmy przeszczęśliwi, że nie śpimy w hotelach - w kamperze jesteś cały czas blisko natury.
Kasia: - W młodości zawsze jeździłam z rodzicami na wakacje samochodem. A kamper to takie auto, tylko wygodniejsze - w każdej chwili możesz zaparkować, rozłożyć kanapę i pójść spać.
Ewa Jankowska. Dziennikarka magazynu Weekend.Gazeta.pl, była redaktor naczelna serwisu Metrowarszawa.pl. Wcześniej pracowała w Wirtualnej Polsce w dziale Kultura, publikowała w serwisie Ksiazki.wp.pl, magazynie Vice.com. Absolwentka Polskiej Szkoły Reportażu.